poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Poskromienie złośnicy, William Shakespeare

Nie ukrywam, jestem pod wrażeniem Szekspira w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka, tak że postanowiłem pójść za ciosem (w kolejce czeka jeszcze "Król Lear") i przypomnieć sobie "Poskromienie złośnicy", zwłaszcza, że mam do tej komedii duży sentyment, od czasu gdy obejrzałem film z Elizabeth Taylor i Richardem Burtonem, a było to w starożytnych, z punktu widzenia gimbazy, czasach, gdy nie znane były jeszcze nie tylko smartfony ale nawet telefony komórkowe. A przecież "Poskromienie złośnicy"  jest jeszcze starsze...


Dzisiaj oczywiście to przeżytek a samą komedię można uznać za skandaliczną, bo jak to, mężczyzna w sporze z kobietą może być górą?! Faktem, jest, że jak czerwona płachta na byka, na niektóre czytelniczki, podziałać może deklaracja Petruchia:

"Ona jest moją własnością, dobytkiem,
Domem, sprzętami, polem i stodołą,
Koniem i wołem, i osłem, i wszystkim.",

który zresztą nie krył, że nie tyle chodzi mu o Katarzynę, co o jej posag. A i Baptista "sprzedaje" Biankę temu z konkurentów starających się o rękę jego córki, który da więcej. Nie wygląda to dobrze.

Także "czy chcesz, czy nie chcesz, i tak cię poślubię" Petruchia nie wskazuje, oględnie rzecz mówiąc, na upodmiotowienie jego wybranki ale przecież Katarzyna po sprzeciwie podjętym w pierwszym odruchu, nie prostuje, gdy Petruchio wyjeżdża umówiwszy termin ślubu a i w dzień ślubu stawia się w kościele narażając się zresztą na impertynencje ze strony pana młodego. A wszakże to taka niezależna osoba, przecież nikt jej do niczego nie zmusza, jednak godzi się wyjść za mąż za człowieka, które poznała przed tygodniem i który "kupił" ją w ciemno. Co za policzek dla całego rodzaju żeńskiego! Co więcej, w gruncie rzeczy się nie buntuje przeciwko swemu losowi, jest tam tylko jedna silniejsza próba obrony własnej niezależności:

"(...) Mogę coś powiedzieć?
Powiem i tak. Nie jestem niemowlęciem.
Lepsi od ciebie słuchali, co mówię:
Jeśli ty nie chcesz - zatkaj sobie uszy:
Język wypowie gniew, co wzbiera w sercu:
Gniew ukrywany serce by rozerwał
Nagłą eksplozją. Muszę mu więc w słowach
Dać upust i nie krępować się niczym."
ale i ona spełzła na niczym.

Ale, przyznaję, jakoś mam wrażenie, że ostateczny skutek tych "transakcji" i "wojny płci", którą zaserwował nam Szekspir, wcale nie jest taki oczywisty jakby się to na pierwszy rzut oka wydawało. Zmiana frontu Katarzyny, to "poskromienie", to tylko zmiana taktyki. Tak jak wcześniej osiągała swoje cele krzykiem i awanturami, tak teraz osiągać je będzie układnością. Biedny, naiwny Petruchio, nawet nie będzie wiedział kiedy, a znajdzie się pod pantoflem żony. On jeszcze tego nie wie, że to tylko pozorny triumf, chwilowa możliwość napuszenia się pawimi piórami męskiej dumy i pokazania się przed kolegami. Niech biedny naiwniaczek, cieszy się tą chwilą, póki może. Będzie z niego drugi Krzysztof Okpisz, mądrala przekonany, że to on "rozdaje karty" a z którego wszyscy (prawie) robią durnia, (choć szczerze mówiąc, nie bardzo muszą się wysilać), który pozór bierze za rzeczywistość.

Wygląda na to, że Szekspir mimowolnie przecierał szlaki "samotnikowi z Królewca", odróżniając przedstawienie od rzeczywistości. Swoją drogą, ciekawe co się stało z Okpiszem, czy zrozumiał coś ze sztuki, o ile w ogóle dotrwał do jej końca, zważywszy że rokowania co do tego już w połowie pierwszego aktu były "takie sobie". Jak długo trwały jego złudzenia? Pewnie krócej Petruchia ale za to dłużej niż Lucentia i Hortensja.

Lucentiowi nawet złudzenia nie pozostały, to pokorne i układne dziewczę, jakim wydawała Bianka, pokazało pazurki jak tylko wyszło za mąż, a przecież powinien był przewidzieć co się święci. Jej zaradność w "tłumaczeniu" Owidiusza powinna była być dla niego przestrogą. Przecież tak nie zachowują się niewinne panienki z dobrych domów, co to tylko "buzię w ciup i rączki w małdrzyk". Jeśli szybko nie zrozumie, że żonaty mężczyzna ma do wyboru "albo mieć rację albo mieć święty spokój w domu", to chciałbym być w jego skórze.

Dziwna sprawa, ale w "Poskromieniu złośnicy", tej z pozoru trochę mizoginicznej (jak zapewne powiedziałyby feministki) komedii, złudzeniami żyją tylko mężczyźni. To im się wydaje, że "ogarniają" rzeczywistość, gdy tymczasem to oni są wodzeni za nos, kobiety zaś twardo stąpają po ziemi. Nic przecież nie wiadomo by wybranki Petruchia, Lucentia i Hortensja miały jakieś złudzenia i rozczarowania co do swych brzydszych połówek. Tylko w przeciwieństwie do nich, one wiedzą co robią. Ale co się w sumie dziwić, jak to ktoś powiedział, kobiety to wyższy stopień w ewolucji człowieka. 

16 komentarzy:

  1. ach, i ja mam do niej sentyment <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Aww, jedno z moich ulubionych dzieł Szekspira! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że taka seksistowska komedia podoba się panom, to rozumiem, ale żeby paniom? Dziwne, dziwne... :-)

      Usuń
  3. Zmiana taktyki przyniosła Kasi owoce.....pokorne cielę dwie matki ssie..to dobra życiowa maksyma.
    Po Twoim poście nabrałam ochoty na zobaczenie jeszcze raz filmu.....bo obsada była przednia....
    A jeżeli chodzi o sztuki mistrza Wiliama to chyba najbardziej lubiłam "Wieczór trzech króli".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za komediami Szekspira, z wyjątkiem, "Poskromienia..." nigdy jakoś nie przepadałem, wolałem dramaty. Pewnie nie bez znaczenia jest to, że podobały mi się "szekspirowskie" filmy Kurosawy.

      Usuń
    2. Nie zaznaczyłam tu, że jego dramaty traktuję odrębnie.

      Usuń
    3. Nie patrzyłem tak na to, Szekspir to Szekspir :-)

      Usuń
    4. Co prawda to prawda, czy dramat czy komedia to to sztuka i to sztuka a jeszcze jak napisana przez Szekspira.

      Usuń
    5. I z definicji nuda :-)

      Usuń
    6. Ale chyba tylko z definicji. Osobiście jednak wolałam oglądać sztuki znanych dramaturgów na scenie niż je czytać. Pomagała w ich odbiorze interpretacja aktorska, którą w niektórych przypadkach do dzisiaj pamiętam.

      Usuń
    7. Mnie jest w sumie obojętnie. Zawziąłem się kiedyś na Szekspira w Teatrze TV BBC - obejrzałem kilka sztuk, i co? i nic. :-) Planowałem obejrzeć "Poskromienie złośnicy" ale jest w przekładzie Słomczyńskiemu, któremu zrobiono tak czarny PR, że już na dzień dobry odchodzi ochota.

      Usuń
    8. Niestety co do przekładów zabierać głosu nie mogę, gdyż nie zwracałam uwagi, kto był tłumaczeń tych sztuk, które czytałam czy oglądałam...

      Usuń
    9. W starych (Paszkowski, Ulrich) rzuca się w oczy od razu archaiczność języka, a w nowych różnica pomiędzy Słomczyńskim a Barańczakiem też jest bardzo wyraźna. Oczywiście, Słomczyńskiego też da się czytać ale w zestawieniu z konkurentem widać, że coś tu mocno szwankuje.

      Usuń
  4. Również jestem ciekawa przekładu Barańczaka. Nie pamiętam już, jaką wersję poznałam. Ale ciekawe jest Twoje postrzeganie mężczyzn w tej komedii - że tak łatwo dają się wodzić za nos. Może to z miłości zgadzają się na wszystko?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przypadku Lucentia mieszanka miłości i młodości (czytaj: niedoświadczenia) tłumaczy wszystko - szybko przekonał się o prawdziwości porzekadła, że miłość jest ślepa ale małżeństwo przywraca jej wzrok. Petruchio oczywiście stawia na swoim, Katarzyna mu ustępuje bez słowa sprzeciwu oszczędzając sobie awantur i upokorzenia. W tym widzę jej taktykę, ma szansę doprowadzić do tego, że to Petruchio będzie żył w przekonaniu, że to on rządzi domem podczas gdy w gruncie rzeczy rządy sprawować będzie Katarzyna. Jak pisał Poeta-Biskup "Mimo że tak wielkie płci naszej zalety – my rządzimy światem, a nami kobiety" :-)

      Usuń