To nie miało prawa się nie udać! Przed Anną Musiałówną kuratorką wystawy "Polska lat 70.", której pokłosiem jest album o tym samym tytule, stało bardzo trudne zadanie, z którego wywiązała się znakomicie. Wybrać 130 fotografii spośród ponad 3000 zdjęć 34 czołowych polskich fotografików, to nie przelewki. Ale też i efekt robi wrażenie. Ja wybrałem tylko 10 zdjęć z olbrzymim poczuciem niedosytu, ale co zrobić, coś w końcu trzeba wybrać.
Dla pokolenia, które zna tylko rzeczywistość po roku '89, "Polska lat 70." to egzotyka. Egzotyka, skansen równie odległy, jak dla mojego pokolenia okres międzywojenny a może i jeszcze bardziej bo postęp cywilizacyjny zmienił Polskę przez ostatnie ćwierć wieku w sposób głębszy niż wcześniejsze pół wieku. Podczas gdy Polska lat 70. korzeniami tkwiła jeszcze w latach gomułkowskich, to niezależnie od ocen współczesnych realiów nie da się powiedzieć, że Polska tkwi w latach gierkowskich.
Krzysztof Pawela
"Polska lat 70." jest obrazem siermiężnej rzeczywistości, w różnych jej odcieniach, owszem chwilami mogącymi wywołać uśmiech na twarzy, może czasami nostalgię, bo wiadomo na lata młodości patrzy się przez różowe okulary ale przeważnie jednak budzącą gorzką refleksję. To świat szarości życia, braku perspektyw, który nie zdaje sobie sprawy z własnego upośledzenia, traktując je jako coś normalnego. Nawet to co w pierwszej chwili widzowie wydaje się zabawne, po chwili zastanowienia zabawne już nie jest.
Kobieta na rowerze, na pustej szosie, zasłaniająca twarz jakby przed fotografem. Ale ona nie zasłania się przed nim lecz przed śniegiem, który pada jej prosto w oczy. Musiało mocno to jej dokuczać skoro straciła orientację i zjechała z prawej strony drogi na lewą. Na szczęście żaden samochód, oprócz samochodu fotografa nie jechał. Wiedziała, że tam nic nie jeździ i właśnie dlatego, że wiedziała, że nie ma co liczyć, ani na "podwózkę", ani na PKS wybrała się w taką pogodę do sklepu na rowerze. Mam nadzieję, że nic się jej nie stanie i szczęśliwie dojedzie do domu bo przecież w taką pogodę na rowerze ,nawet znacznie lepszym niż ten, na którym ona jedzie, o upadek nie trudno.
Kobieta na rowerze, na pustej szosie, zasłaniająca twarz jakby przed fotografem. Ale ona nie zasłania się przed nim lecz przed śniegiem, który pada jej prosto w oczy. Musiało mocno to jej dokuczać skoro straciła orientację i zjechała z prawej strony drogi na lewą. Na szczęście żaden samochód, oprócz samochodu fotografa nie jechał. Wiedziała, że tam nic nie jeździ i właśnie dlatego, że wiedziała, że nie ma co liczyć, ani na "podwózkę", ani na PKS wybrała się w taką pogodę do sklepu na rowerze. Mam nadzieję, że nic się jej nie stanie i szczęśliwie dojedzie do domu bo przecież w taką pogodę na rowerze ,nawet znacznie lepszym niż ten, na którym ona jedzie, o upadek nie trudno.
Krzysztof Wojciewski
Chłopaki, moi rówieśnicy nie mają co ze sobą robić w czasie wakacji, co tu robić - zagrajmy w karty. Kto z nas nie grał w "tysiąca" i nie korzystał z porad kolegi siedzącego nieopodal. Eh, młodość. Jak się tu nie uśmiechnąć? A że na cmentarzu? Niemieckim? Żydowskim? Komu to przeszkadza, przecież nie zmarłym, im już jest to przecież obojętne. Jednak nie wiem, czy nasza tolerancja nie obniżyła by się gdybyśmy zobaczyli młodych Litwinów grających w karty na polskich grobach na Cmentarzu na Rossie albo Ukraińców siedzący na zdewastowanych polskich nagrobkach na Cmentarzu Łyczakowskim.
Bogdan Łopieński
Scena gonitwy za prosięciem. Dwa "stare konie" nie mogą dać sobie rady ze spanikowanym zwierzakiem, który być może walczy o życie. Uciekł im z chlewika ale to chyba nic trudnego. To przecież poniemieckie gospodarstwo, którego właściciele nie do końca czują się gospodarzami na swoim, bo jeśli ich rodziny musiały opuścić swoje gospodarstwa na Kresach i zajęły obce domy, to jaką można mieć pewność, że sytuacja się nie zmieni. "Nie opłaca" się nawet kłaść dachu na stodole ani reperować wrót do niej. A może zwyczajnie nie mają pieniędzy, może to nie kwestia poczucia niepewności lecz biedy, wiązania z trudem końca z końcem. Pewnie się już nigdy nie dowiemy...
Andrzej Polec
I tak można pisać o każdym ze zdjęć, bo każde z nich opowiada jakąś historię, historię autentyczną. To nie celebryckie ustawki (choć mam podejrzenia co do fotografii Adama Haydera - jeśli się mylę, to oczywiście, z góry, Autora przepraszam) lecz prawdziwe życie.
Kolejne "śmieszne" zdjęcie. Faktycznie, trudno się nie uśmiechnąć widząc nieporadnie gramolącą się do wagonu kobietę uchwyconą w mało atrakcyjnej pozie. Ale czy uśmiechnęlibyśmy się także wówczas, gdybyśmy na jej miejscu widzieli własną mamę albo babcię? Dlaczego ten pociąg zatrzymał się poza peronem? Czyżby był jakiś wypadek? Ktoś zginął? A może to nie było nic strasznego, może tylko semafor był opuszczony przed wjazdem na stację. Ktoś otworzył drzwi "na dziko" - przecież jest tak gorąco. Do peronu jeszcze daleko więc czemu nie spróbować wejść już teraz. Ale czy widzi to maszynista albo konduktor? Co stanie się jeśli drzwi nagle się zamkną albo pociąg ruszy? Mam nadzieję, że udało się wejść i tylko sukienka trochę się pobrudziła ale to nic, wypierze się.
Piotr Borowicz
Postać emeryta z ulicy Zapłotkowej z "Awantury w Niekłaju" Edmunda Niziurskiego. Co sprawia, że starszy pan wyszedł na targowisko? Czy zmusiła go bieda, a może po prostu nie ma co zrobić z wolnym czasem i chce być między ludźmi? Ile lat musiał zbierać te stare buty i roboczą odzież dzisiaj już mu niepotrzebną. Szkoda mu było ich wyrzucić bo "może jeszcze się przydadzą" ale okazało się, że jednak się nie przydały. W akcie desperacji teraz się zdecydował je sprzedać, przecież szkoda je wyrzucić, są jeszcze całkiem dobre, a że trochę używane, to co to szkodzi. Może komuś jeszcze się przydadzą, może ktoś kupi...
I można tak o każdym zdjęciu ale myślę, że Wasze historie na ich temat mogą być ciekawsze.
Adam Hayder
Witold Kuliński
Krzysztof Barański i Sławomir Biegański
Leszek Fidusiewicz
Mniut...
OdpowiedzUsuńPrawda?! Aż dziw bierze, że fotografia społeczna/reportażowa jest tak niedoceniana, może dlatego, że nie zawsze jest "ładna".
UsuńWiele takich "zdjęć sytuacji" mam zakodowane w głowie......wystarczy tylko włączyć "projektor".
OdpowiedzUsuńA starszy pan sprzedawał na tak zwanej w tamtych latach tandecie....Mój tato odwiedzał często taką w Krakowie...kupował na niej akordeony i różne części zamienne.....
Album faktycznie wart by do niego zajrzeć.
Aż prosi się by "pojechać" klasykiem - wszystkie te chwile przepadną w czasie, jak łzy w deszczu :-)
UsuńWszystkie te chwile zagubią się z czasem... tak jak łzy na deszczu... Czas umierać.
UsuńBez przesady :-), jeszcze trochę możemy pożyć :-)
UsuńNo ja myślę.
UsuńAle tak się kończy ta myśl klasyka.
Ale nie cała pasuje, tak początek jak i koniec odpada :-)
UsuńTaak? To zabawmy się.....
UsuńTyle tłumaczeń znalazłam....
"Wszystkie te chwile zagubią się z czasem... tak jak łzy na deszczu... Czas umierać".
"I wszystkie te chwile zgina w czasie jak łzy w deszczu. Pora umierac".
"Wszystkie te chwile przepadną w czasie niczym łzy w deszczu...
Pora umierać".
"Wszystkie te chwile znikną w czasie, tak jak łzy na deszczu. Czas już odejść".
"Wszystkie te chwile zginą w czasie tak jak łzy na deszczu. Pora odejść".
"wszystkie te chwile zgina w czasie jak łzy w deszczu. Dopełnił się mój czas".
"To wszystko przepadnie bezpowrotnie w czasie, jak łzy pośród deszczu. Czas umierać".
i
"Wszystkie te chwile przepadną bezpowrotnie w czasie, jak łzy pośród deszczu"
Które najciekawiej brzmi?
Nie wiedziałem, że jesteś taką fanką "Łowcy androidów". W oryginale brzmi to jednak lepiej i oczywiście w całości. Lubię jeszcze fragment gdy Roy Batty mówi do Hannibala Chew "Fiery the angels fell; deep thunder rolled around their shores; burning with the fires of Orc" też ma takie "mistyczne" brzmienie. I jeszcze to "Chew, if only you could see what I've seen with your eyes!"
UsuńPrzyznam się, że tego filmu z pewnością nie oglądałam.....ale znalazłam ciekawą stronkę miłośników kina i tam jest tekst angielski i różne tłumaczenia tego tekstu....Po prostu chciałam wiedzieć jakiego Ty klasyka cytujesz.
UsuńSzkoda, że nie czytam w oryginale......
Film jest świetny (o ile ktoś lubi S-F, choć właściwie film jest o ludziach tyle, że umiejscowiony jest w przyszłości) a na dodatek w zależności od temperamentu można wybrać wersję :-), książka w porównaniu z filmem nie robi takiego wrażenia - raczej dla miłośników Dicka.
UsuńTak mnie te fragmenty zaintrygowały, że może jednak sobie film obejrzę....wprawdzie nie przepadam za tym gatunkiem, ale chyba warto.
UsuńJa nie mam co do tego żadnych wątpliwości :-)
UsuńMoja teściowa do dziś, śnieg nie śnieg, lód nie lód, jeździ na rowerze. Bez kasku :P Ale przynajmniej w kamizelce odblaskowej.
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia.
Dzisiaj Twoja teściowa, rozumiem, jeździ bo w sumie chce (pewnie jakiś samochód stoi na podwórku), ta pani, zdaje się, nie miała wyjścia.
UsuńNie stoi, córka ją wozi w razie potrzeby :P Pani na zdjęciu nie miała wyjścia, moja teściowa ma, a i tak pruje po oblodzonym nie bacząc na BHP. Siłą przyzwyczajenia i upor :)
UsuńStarsze roczniki tak mają, tak zawsze było i nikt im nie będzie mówił, że można inaczej i w dodatku lepiej :-) Znamy to, znamy :-)
UsuńToteż nikt się nie odzywa, wszyscy tylko modlą się o odwilż.
UsuńE tam, bez przesady, co to za zimy są teraz, za moich czasów, to były zimy stulecia nawet do szkoły się nic chodził z ich powodu.
UsuńZa moich też :P Zimy nie zimy, u mnie zimą polna droga jest niemal stale oblodzona, a babcia jeździ.
UsuńTo ma szansę też przejścia do historii polskiej fotografii, tylko potrzebny jest jakiś dobry fotograf na drodze :-)
UsuńObawiam się, że to będzie co najwyżej epokowe zdjęcie rentgenowskie :(
UsuńTy to jesteś! więcej optymizmu :-)
UsuńOptymizm mogę wykazywać, czemu nie. Ale to się i tak marnie skończy.
UsuńChyba dla fotografa :-). Rozmawiałem niedawno z jednym z tych, których zdjęcia były na wystawie - mówił, że dzisiaj ludzie zupełnie inaczej reagują na widok fotografa robiącego zdjęcia, niż 30,40 lat temu.
UsuńNapuszczę wnuczkę, w końcu po coś dostała małpkę na urodziny, niech strzeli babuni fotkę.
UsuńWłaśnie, niech dziecko od maleńkości się wprawia. Kto wie, może drzemie w niej talent na miarę Arbus :-)
OdpowiedzUsuńChwilowo nie stwierdzono, ale nie będę dziecku ekspresji twórczej blokował :P
UsuńWreszcie jakiś pozytywny komunikat, bo tak to tylko ciągle nosem kręciłeś a to przecież moja domena i już bałem się, że będę musiał szukać sobie jakiego inne medium :-)
UsuńMiejsca na dwóch marudnych starszych panów w internecie wystarczy. W Muppetach to się nawet w jednej loży mieścili :)
UsuńProszę, proszę, loży się Koledze zachciewa, chociaż mówiąc szczerze, nie żebym był od tego :-) w końcu "w moim wieku"... :-)
UsuńNam już tylko loża z wygodnymi fotelami w pluszu, idealna do drzemki.
UsuńNie wiem jak Ty, ale ja to jeszcze pled na kolana proszę i jakąś miłą panienkę, która będzie mi przynosiła whisky w szklance i orzeszki pistacjowe :-)
UsuńPled i pistacje. Ostatecznie może być mieszanka studencka :)
UsuńNie wiem czy to samo mamy na myśli, bo mnie się kojarzy zestaw na wesele studenckie - pół litra na głowę i kilogram cukierków czekoladowych :-)
UsuńBywaliśmy na innych weselach :P Miałem na myśli tylko niewinną mieszankę rodzynek i orzechów :P
UsuńZa moich studenckich czasów to nie była niewinna mieszanka tylko rarytas :-)
UsuńA całe kilo cukierków czekoladowych nie było rarytasem?
UsuńDlatego właśnie serwowane było tylko na specjalne okazje, na co dzień pozostawały wyroby czekoladopodobne.
UsuńPod warunkiem że były w sklepach. A na kilogram prawdziwych czekoladowych to chyba ze cztery kartki były potrzebne.
UsuńAle można było wymieć je na kartki na wódkę, w zależności od potrzeb.
UsuńI vice verssa :)
UsuńWładza była otwarta na potrzeby konsumpcyjne społeczeństwa :-)
UsuńOczywista. I dlatego w sklepach był wolny wybór między octem a octem :)
UsuńTo mi przypomina historyjkę o tym, jak to syn pyta ojca jak to było stanie wojennym a ojciec odpowiada, że w sklepach na półkach był tylko ocet, a syn na to - nie wierzę, to niemożliwe, jak to, w całym Tesco tylko ocet?
UsuńNo w sumie właśnie tak, panie dziejku, w całym tesco tylko ocet był.
UsuńW Tesco nie...ha,ha.....ale już w super samie tak.....
UsuńU mnie w osiedlowej piekarni był jeszcze chleb rano i po południu.
UsuńU mnie osiedlowej piekarni nie było, chleb owszem był ale zawsze dziwnym trafem "z nocy", co bardziej złośliwi pytali się, z której.
UsuńTia, jeździłem na wakacje do dziadków i w Orzyszu w większości sklepów chleb zawsze był wczorajszy :P
UsuńZdarzał się też i świeży, jeszcze ciepły ale ten bardziej kojarzy mi z dzieciństwem. Nie raz przyniosłem do domu solidnie nadgryziony bochenek ale to było w latach, kiedy byliśmy "10 potęgą przemysłową świata" :-)
UsuńZnam ten klimat, obżerałem gorącą skórkę.
UsuńNo proszę, łączy nas wspólnota doświadczeń, rzekłbym, organoleptycznych.
UsuńA lizaki z figurką kowboja lubiłeś?
UsuńDo mnie, na prowincję takie spożywcze dizajnerskie rarytasy nie dotarły, szyku zadawało się w najlepszym razie "kojakami".
UsuńNo nie mów, w każdym warzywniaku były. Chociaż na Mazurach były lokalne, takie podłużne, pyszne.
UsuńJa tam nic nie wiem na ten temat, na Żuławach ich nie zauważyłem ale też i nie byłem zbyt wielkim amatorem lizaków. Wolałem groszki - żółte plastikowe okrągłe pudełko, po zdjęciu papierowej opaski, trzeba było przesuwać górną część tak by otwór na "groszki" w górnej części zachodził na otwór w dolnej a potem to już była pycha.
UsuńGroszki to i ja pamiętam, chociaż wolę nie wiedzieć, z czego je w tych kryzysowych czasach robiono :)
UsuńTo nie takie, ja mówię o groszkach z okresu wczesnego i środkowego gierka, potem zmienił się nie tylko design pudełka ale i wielkość groszków a i je byłem trochę starszy więc i wymaganie wzrosły :-)
UsuńTo nie wiem, ja mówię o wczesnym Jaruzelskim. Żółte pudełko z dziurką, groszki kakaowe wielkości grochu :D Nie sądzę, żeby zmiany następowały szybko.
UsuńNie, nie, nie - żadne tam kakaowe i wielkość grochu też wykluczona.
UsuńZmiany, faktycznie, w tamtych czasach, nie porażały szybkością ani skalą ale mam wrażenie, że to nie było w okresie gierkowskim problemem. Z jednej strony były widoczne i sprawiały wrażenie rozwoju, z drugiej nie burzyły poczucia stabilizacji, które też przecież jest ważne.
Skoro tak mówisz, to się nie upieram przy asortymencie :)
UsuńTy tak o zmianach na dużą skalę, a ja nieśmiało o zmianach w produkcji rzemieślniczej w branży groszków :)
A nie wiem czy niesłusznie się nie upierasz bo mnie po chwili zastanowienia zaczęły ogarniać wątpliwości - chociaż tyle się z nimi namordowałem nie mogąc przekręcić pokrywki, że wydawało mi się, że zapamiętałem je do końca życia.
UsuńBranża groszków, podobnie jak irysów, toffi, krówek, landrynek (zwłaszcza tych białych o smaku anyżowym) w pewnym okresie życia jest najważniejsza.
Groszki: http://retro.pewex.pl//uimages/services/pewex/i18n/pl_PL/201301/1358948540_by_krzys_500.jpg
UsuńTu widać, że nie prywatna inicjatywa, tylko Społem :)
W kwestii ówczesnych słodyczy to mógłbym długo, mimo ograniczonego wyboru.
Strony co prawda nie udało mi się otworzyć ale coś tam znalazłem w sieci - tak, to było takie pudełko, tylko wówczas wydawało się znacznie bardziej atrakcyjne :-)
UsuńTo na zdjęciu ma w końcu te swoje trzydzieści parę lat :)
UsuńTrzydzieści parę lat temu to ja już nie byłem zainteresowany groszkami :-)
UsuńDobra dobra :P
UsuńAleż tak było, zapewniam - wówczas już bardziej niż groszki interesowały mnie książki :-)
UsuńAaaa, to chodziło Ci o książki :D
UsuńJakże by inaczej! bo cóż innego mogło mnie interesować?! :-)
UsuńZnaczki pocztowe, fotografia amatorska, turystyka piesza?
UsuńFakt, zapomniałem o znaczkach i numizmatyce ale i to z czasem mi przeszło :-)
UsuńBardzo kolega zmienny, bardzo :P
UsuńTo nie zmienność, to "dywersyfikacja" zainteresowań :-)
UsuńAch, dywersyfikacja, jak mogłem się nie domyśleć:D
UsuńTo wszystko przez te bardzo powierzchowne oceny mojej skromnej osoby :-)
UsuńRaczej przez stosowanie stereotypów, które jak wiadomo są złe i wprowadzają w błąd.
UsuńWłaśnie.
UsuńJuż nie będę, kajam się :)
UsuńPożyjemy, zobaczymy :-)
UsuńWspaniałe, naprawdę. I bardzo mi się podobały historie, które dopisałeś tym fotografiom - bo właśnie, każde zdjęcie to opowieść, a ponieważ zwykle nie mogę się zdecydować, co wolę bardziej: oglądać zdjęcia, czy słuchać opowieści, to chyba dlatego tak mnie zachwycił "Fotoplastikon" Jacka Dehnela. Bo tam jest jedno i drugie. A propos, znasz stronę www.awers-rewers.pl? Wspomniany pisarz udostępni całość swoich fotograficznych zbiorów, od lat 40. XIX wieku do okresu powojennego - Polska, Europa, USA. Strona niedawno "otwarta", zbiory sukcesywnie uzupełniane. Gratka!
OdpowiedzUsuńDzięki za namiary. Dehnela znam oczywiście jako pisarza (w tym autora dwóch dobrych powieści) a nie jako kolekcjonera ale jego kolekcja robi wrażenie, choć to nie moje "klimaty".
UsuńZdjęcia budzą uśmiech, nostalgię i właśnie jakiś taki smutek, kiedy pomyśli się, że ludzie nie mieli wówczas świadomości tego, w jakim żyją upodleniu, ale to może lepiej, bo było im łatwiej je znosić. Kiedy patrzę na te zdjęcia przypomina mi się obrazek, jak to 13 grudnia roku pamiętnego odstawszy w piekarni trzy godziny wyszłam z dwoma bochenkami czerstwego chleba, który mama potem "odświeżyła" w piekarniku. Wydawało nam się wtedy, że nie ma nic smaczniejszego niż taki zrewitalizowany chleb.
OdpowiedzUsuńPatrzę na te fotografie przez pryzmat swoich wspomnień z tamtych lat, a że były to lata dzieciństwa to i wspomnienia miłe, bo i przykre rzeczy były dramatami dziecka, na które patrzy się dzisiaj trochę z nostalgią trochę z uśmiechem ale bohaterowie tych fotografii to ludzi dorośli, którzy musieli jakoś żyć w tamtej rzeczywistości i którym wówczas gdy robiono zdjęcia albo gdy wspominają tamte lata niekoniecznie musi być do śmiechu.
Usuń