Nie ukrywam, że powieść o losach
chłopca z warszawskiego getta przeznaczona dla dzieci wydawała mi się
ryzykownym pomysłem. Z drugiej jednak strony, przecież także i dzieci żyły i ginęły w getcie, dlaczego więc ich współcześni rówieśnicy nie mieliby poznać
dramatu jaki rozegrał w czasie okupacji niemieckiej. Lecz skoro tak, to czy dziecku
należy przekazać grozę, która była udziałem ofiar czy też przedstawić obraz wyretuszowany
ad usum delphini? Mariusz Szczygielski wybrał to drugie rozwiązanie, ze
wszystkimi tego konsekwencjami. Czy to dobrze, czy źle? Trudno powiedzieć, zależy od założeń, od tego czego oczekujemy od książki dotyczącej problematyki historycznej.
Jeśli Autorowi chodziło o to by już dziecko dowiedziało się,
że w Warszawie żyli Żydzi i w czasie wojny groziła im śmierć to cel został, mniej więcej, osiągnięty. Piszę "mniej więcej" bo nie obyło się bez komentarza lektora, który uzmysłowić musiał słuchaczowi niektóre kwestie, delikatnie tylko przez Mariusza Szczygielskiego zamarkowane, jako że prawdę szczelnie owija w zmiękczający kokon.
Owszem porusza wybrane kwestie istotne z punktu widzenia getta a więc; zagrożenie życia, panujący głód, polski antysemityzm i jednocześnie pomoc ze strony Polaków ale jest to przedstawione w anturażu przygód, spośród których elementy te trzeba wyłuskiwać. Jednocześnie pomija zagadnienia, których poruszanie byłoby niepolityczne jak na przykład; współpracę Żydów z Niemcami, brak solidarności z własnymi rodakami i zróżnicowanie sytuacji Żydów. Wreszcie trudno zorientować się dziecko o co właściwie chodziło z tymi Żydami? Dlaczego właściwie znaleźli się w "Dzielnicy", czy różnili się od Polaków czy nie, czy jeśli już to chodziło o wygląd, czy o coś jeszcze?
Piszę o tym, nie dlatego bym jakoś specjalnie się czepiał (choć mógłbym czepiać się szczegółów, a jest ich trochę, jak choćby chybiona analogia z Morlokami i Elojami czy zagadkowy sposób w jaki Rafał przeniknął z małego do dużego getta w poszukiwaniu dziadka) ale dlatego, że nie obyło się bez "lektorskiego" komentarza, na potrzeby nieletniego słuchacza. W naszym przypadku i tak książka na starcie miała plus jako że przejeżdżamy często obok cmentarza żydowskiego, szkoła, w której trenuje słuchacz jest na terenie dawnego getta a i w zoo bywamy od czasu do czasu (teraz doszła nowa atrakcja - poszukiwania kryjówek Rafała). Można
więc powiedzieć, że wystąpiły "warunki brzegowe" dla zainteresowania książką, o
co pewnie dla dzieci, które mieszkają poza Warszawą, trochę trudniej bo
czytają/słuchają o rzeczach zupełnie dla nich abstrakcyjnych.
Jakby jednak nie patrzeć, ważne jest, że książka synowi (11 lat) podobała się (bardzo) a to przecież on a nie ja należy do grupy targetowej, zresztą żeby być uczciwym muszę przyznać, że był moment gdzie i mnie w trakcie lektury gardło się trochę ścisnęło. Nie bez znaczenia jest zapewne wartka akcja, prosty język odwołujący się do doświadczeń współczesnego dziecka i w przystępny sposób opisujący nawet tak drastyczne doświadczenie jak zagrożenie śmiercią.
Cóż, wygląda na to, że pisarstwo Marcina Szczygielskiego, który udowodnił po raz kolejny, że można pisać o niebanalnych sprawach dla dzieci, zyskało swojego nowego, młodocianego admiratora, co starszy wiekiem czytelnik przyjął ze zrozumieniem i niniejszym dziękuje Beznadziejnie Zacofanemu w Lekturze za "podpowiedź".
W połowie, przy tym marudzeniu o brakach, miałem ochotę Cię udusić, ale powiedzmy, że się zrehabilitowałeś zakończeniem :P Doprawdy pomieszczenie na 200 stronach z obrazkami wszystkich kwestii, o których wspomniałeś, byłoby niezłą ekwilibrystyką, nie wspominając o tym, że nie przysłużyłoby się akcji, a i niekoniecznie czytelnikowi byłoby potrzebne. Poza tym kwestie rozwarstwienia, na przykład, są pokazane: mamy garkuchnię dla najuboższych (i te wymówki dziadka, że Rafał tam jadł, a więc odebrał od ust biedniejszym od siebie) i informację o "plaży" na dachu, za którą się płaci, i te dzieci z boną przy scenie z teatrzykiem. Kwestia współpracy z Niemcami nijak by się nie zmieściła w fabule. Więc nie chodzi o cenzurę i poprawność polityczną, tylko o to, żeby dzieci czytały ze zrozumieniem i chętnie. A tatusiowie niech sięgną po Przewodnik po nieistniejącym mieście. I rozumiem, że zakupiłeś komplet dzieł Marcina Szczygielskiego dla nieletnich? :D
OdpowiedzUsuńW moim wydaniu nie ma ilustracji, za to na wyklejkach jest plan Warszawy z trasą wędrówki Rafała i mapa zoo z zaznaczonymi z istotnymi z punktu widzenia powieści miejscami, co książce zapisuję na plus.
UsuńPomarudzić jeszcze spokojnie mogłem przynajmniej przez dwa-trzy akapity :-) zarówno co do koncepcji, jak i wykonania. Zauważ, że w pierwszej części Rafał w zasadzie nie odczuwa grozy położenia (boi się chyba tylko szmuglować), jest ciasno i jest głodny (scena z garkuchni z finalną rozmową z dziadkiem, moim zdaniem jest najlepsza w całej książce) ale to nie pobrzmiewa jakoś dramatycznie. Obraz nędzy i śmierci w getcie chyba tylko raz jest mocniej zaznaczony, w drugiej części "arka czasu" jakoś zanika, itp., itd. - ale doszedłem do wniosku, że, tak jak pisałem, to nie ja jestem targetem :-). Co do pomieszczenia niektórych motywów - nic by się nie stało jakby książka była o 50 stron dłuższa - powieści o Harrym Potterze udowodniły, że to nie problem, o ile oczywiście historia jest ciekawa. Nie wykluczam, że widok żydowskiego policjanta okładającego pałą żydowskie dziecko mógłby bardziej przemówić do czytelnika niż popularna Korczakowska anegdota z kupcową i klientką w rolach głównych. Ale mniejsza o większość - chwali się Szczygielskiemu, że podejmuje tematy znacznie trudniejsze niż czary-mary i przyznaję, że z punktu widzenia czytelnika (młodego), bardzo udanie, choć u nas Niziurski ciągle jest na pierwszym miejscu :-)
W pierwszym wydaniu rysunki były znakomite. Listę postulatów wobec autorów zwykle można ciągnąć bez końca, jednak bez przesady, rówieśnikom Rafała spokojnie wystarczy tej wiedzy, która jest w książce zawarta. Owszem kilka dodatkowych mrocznych akcentów by nie zaszkodziło, ale nie darłbym nad tym szat. Może powinniście pociągnąć temat wojenny, jest sporo dobrych nowych książek na ten temat (Pamiętnik Blumki, Asiunia, Słowo na W).
UsuńJakby tam jedna banda chłopaków walczyła z drugą bandą chłopaków, to czemu nie :-) Najbliższy czas jest już zaplanowany - "Siódme wtajemniczenie" i wojna w bardziej tradycyjnej tonacji czyli "Uwaga Piegowaty" ale tytułu odnotowuję jako alternatywę dla Szczygielskiego :-) choć sam mam wrażenie, że te współczesne książki są produktami jednorazowego użytku. Przeczytać raz można i tyle daleko im do osiągnięcia tego stadium, kiedy fragmenty książki znało się na wyrywki :-).
UsuńNo ja tam nie wiem, moje dzieci znają na wyrywki wielokrotnie czytane właśnie te współczesne książki :)
UsuńU mojego syna jednorazowy kontakt z książką to już jest coś, sam jestem w szoku, że wraca do Niziurskiego. Jest jeszcze szansa na Pottera i Hobbita ale to pieśń przyszłości, jeśli już :-)
UsuńTo już raczej kwestia indywidualnych upodobań czytelnika, a nie wina książek.
UsuńZgadza się, choć nie dam głowy czy nie zachodzi reakcja zwrotna, czy czasami książki nie kształtują gustu czytelnika.
UsuńJa tylko na marginesie dodam, że sobie odnotowuję lektury dla potomków. Starszy za 3-4 lata zapewne będzie mógł sięgnąć.
OdpowiedzUsuńGodna podziwu przezorność :-)
Usuń