Nie ma co ukrywać, nie każda z ponad 90 części Komedii ludzkiej da się dzisiaj bezboleśnie czytać. Swoje zrobił zarówno czas jak i styl Balzaca, który uszczęśliwiałby pewnie reżysera i scenografa teatralnego ale niekoniecznie już czytelnika powieści. Jego "didaskalia" pod względem nudy mogą iść w zawody ze sławetnymi opisami przyrody Elizy Orzeszkowej w "Nad Niemnem". Ale wytrwałość czytelników, którzy zacisnąwszy zęby przebiją się przez nie zostaje sowicie nagrodzona. Prawie dwieście lat i książka, która ciągle jest aktualna, owszem zmieniło się otoczenie i okoliczności ale ludzkie motywacje nie uległy zmianie i pozostają żenująco nieskomplikowane.
Cóż za bogactwo problematyki dla ponowoczesnej (bo przecież nie innej) krytyki literackiej! Prawie jak u Szczepana Twardocha, czegóż tu nie ma: wykluczenie (lokatorzy pensjonatu pani Vauquer), silnie zaakcentowany wątek feministyczny (m.in. pani de Beauséant), no i widoczny akcent queer (homoseksualizm Vautrina). W sam raz coś do "Tekstów drugich" ale ja wolę trzymać się bardziej tradycyjnych interpretacji opartych na tekście.
Od tej strony patrząc "Ojciec Goriot" jest powieścią o dwóch planach podporządkowanych zasadzie, że pieniądz rządzi światem. Na jednym głównym bohaterem jest zstępująca z teatru życia tytułowa postać, na drugim wstępujący dopiero na arenę Rastignac. I niech nikogo nie zwiedzie tytuł, wcale nie jest oczywiste, który z nich jest tu ważniejszy. Ale przyjmijmy, że z racji statusu pierwszeństwo należy się tragedii zawiedzionej miłości ojcowskiej, choć z drugiej strony, jeśli przyjrzeć się jej sine ira et studio, to niby dlaczego? Czy nie wydaje się dziwne, że stary geszefciarz, który zbił majątek na ludzkiej krzywdzie i wpychający kochanka do łóżka swojej zamężnej córki łudzi się, że zasady które z powodzeniem stosował wobec innych do niego samego nie mają zastosowania?
Przykra sprawa - wyhodować sobie żmije na własnej piersi. Ale przecież "starszy pan" mógł się tego spodziewać. Córki, tak jak on podporządkowały życie pieniądzu, tyle że, na innym poziomie. I dla niego i dla nich pieniądze nie były wartością samą w sobie lecz środkiem zdobycia miłości, tyle że o ile ojciec inwestował (bez powodzenia, jak się okazało) w miłość córek, tak córki inwestowały (z podobnych efektem) w miłość kochanków. Żadne to usprawiedliwienie, chyba że przyjmiemy, że miłość i obowiązek wobec rodzica ma pierwszeństwo przed każdym innym uczuciem.
Od tej strony patrząc "Ojciec Goriot" jest powieścią o dwóch planach podporządkowanych zasadzie, że pieniądz rządzi światem. Na jednym głównym bohaterem jest zstępująca z teatru życia tytułowa postać, na drugim wstępujący dopiero na arenę Rastignac. I niech nikogo nie zwiedzie tytuł, wcale nie jest oczywiste, który z nich jest tu ważniejszy. Ale przyjmijmy, że z racji statusu pierwszeństwo należy się tragedii zawiedzionej miłości ojcowskiej, choć z drugiej strony, jeśli przyjrzeć się jej sine ira et studio, to niby dlaczego? Czy nie wydaje się dziwne, że stary geszefciarz, który zbił majątek na ludzkiej krzywdzie i wpychający kochanka do łóżka swojej zamężnej córki łudzi się, że zasady które z powodzeniem stosował wobec innych do niego samego nie mają zastosowania?
Przykra sprawa - wyhodować sobie żmije na własnej piersi. Ale przecież "starszy pan" mógł się tego spodziewać. Córki, tak jak on podporządkowały życie pieniądzu, tyle że, na innym poziomie. I dla niego i dla nich pieniądze nie były wartością samą w sobie lecz środkiem zdobycia miłości, tyle że o ile ojciec inwestował (bez powodzenia, jak się okazało) w miłość córek, tak córki inwestowały (z podobnych efektem) w miłość kochanków. Żadne to usprawiedliwienie, chyba że przyjmiemy, że miłość i obowiązek wobec rodzica ma pierwszeństwo przed każdym innym uczuciem.
Tak czy inaczej, "nieciekawa" sytuacja. Ale co się dziwić tak toczy się ten światek. Zaskakująco zgodni w jego ocenie jest arystokratka, która stwierdza, że "świat to śmietnik; starajmy się utrzymać na wyżynach", kryminalista, gdy mówi: "nie ma zasad, są tylko wypadki; nie ma praw, tylko okoliczności: (...)" i Rastignac, któremu "Świat przedstawiał (...) się jako ocean błota, w którym człowiek grzęźnie po szyję, skoro raz utkwi w nim nogą." I nie wiem, czy wątek tego ostatniego nie jest ciekawszy niż tytułowego bohatera, który zresztą tak wiele miejsca w powieści nie zajmuje. Jest ważny jako punkt odniesienia. Stosunek do niego jest miarą ludzkiej uczciwości i świadectwa jakie daje o sobie człowiek.
Pod tym względem Rastignac tylko pozornie zdaje egzamin, nie przybrał jeszcze tonów bywalca wielkiego świata ale jest na najlepszej drodze do tego, niestety. To dobrze o nim świadczy, że walczy o pozostanie przyzwoitym, choć ma się świadomość, że to walka z góry skazana na przegraną. Nie po to wszak przyjechał by zachować się przyzwoicie lecz by zrobić karierę i stać się finansową podporą rodziny. Finansową - nie moralną. Nic to, że nie godzi się uczestniczyć w planie Vautrina - nie ma przecież wątpliwości, że rzucone przez niego ziarno padło na podatną glebę. Miejmy tylko nadzieję, że nie okaże się do końca kanalią.
Dwa miesiące temu trzymałam w dłoniach ten tom, z tym że czytałam „Gobsecka”. Świetny. Jeden z lepszych Balzaków.
OdpowiedzUsuńGobseck jest parokrotnie wspominany w "Ojcu Goriot" jako lichwiarz a więc z definicji "nieciekawa" postać.
UsuńZ tą walką o zachowanie przyzwoitości to chyba coraz trudniej.
OdpowiedzUsuńPo lekturze Balzaka wygląda na to, że to "odwieczny" problem.
UsuńJakoś nie zauważyłam dłużyzn przy czytaniu didaskaliów, w ogóle ich nie pamiętam, a Ojca Goriot czytałam ponownie jakieś sześć lat temu. Pamiętam natomiast, iż ciekawa byłam, na ile Rastignac się stoczy w dalszej części Komedii Ludzkiej. Jak dotąd nie udało mi się o tym przekonać. Gobseck w przeciwieństwie do Kobiety trzydziestoletniej łatwiej "wchodzi", napisany jest prostym językiem i nieźle się czyta.
OdpowiedzUsuńZ dłużyznami to pewnie kwestia osobistej wrażliwości - ja do nich nie mam cierpliwości. To "Gobseck" nie wyjaśnia dalszych losów Rastignaca?
UsuńWrażliwości też, ale i trafienia w czas, albo też nie. pamiętam, że opisy przyrody w Nad Niemnem mnie pokonały, a wielu czytelników zachwyciły (ale je jestem mało wrażliwa na opisy przyrody). Z tego co pamiętam, a czytałam parę lat temu Rastignac tam nie występuje, chyba że epizodycznie.
OdpowiedzUsuńO dziwo, mi jakoś nie przeszkadzały te osławione opisy przyrody w "Nad Niemnem" ale to może dlatego, że byłem już zahartowany na "Ostatnim Mohikaninie" Coopera. Co do Rastignaca spróbuję sprawdzić co się z nim stało :-).
UsuńNa czas mojego liceum przypadł okres największej fascynacji kulturą francuską, bo nie tylko literaturą, ale też filmem i językiem. Wtedy też czytałem "Ojca Goriot". Wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie, mimo iż daleki byłem zarówno od intensywnego i regularnego czytania, jak i samej miłości do książek (przecież to wciąż był okres lekturowej represji). Przejmująca scena pogrzebu Goriota - to zostaje w pamięci na lata. Tak samo, jak termin "paryskie błoto". Tytułowa postać wzbudziła wtedy moje autentyczne współczucie, a to już wyczyn Balzaca. Pamiętam, że szczególną uwagę zwrociłem na wątki społeczno-obyczajowe, na całe to obrzydliwe zepsucie (stąd wspomnienie o błocie).
OdpowiedzUsuńOczywiście, że lektura jest nadal aktualna i wcale nie taka siermiężna w formie, bez przesady.
Ktoś coś pisał o siermiężności formy "Ojca Goriot"?! Chyba nie tutaj. Mnie pogrzeb Goriota kojarzył się z pogrzebem Mozarta z filmu Formana.
Usuń