W jednej z najlepszych książek dla "młodszej młodzieży", ever, miernikiem odporności na wzruszenia, obok "Śmierci Pułkownika" Adama Mickiewicza, "o tej dziewicy bohaterze, co gdy umierała, nawet stare wiarusy płakały", historii "o biednym garbusku i o tym Jasiu pani Konopnickiej, co nie doczekał" było "Serce" Edmunda Amicisa. Swoją drogą, podziwiam Żarłocznego Stefa, że dał mu radę bo sam miałem z nim trochę kłopotu. No ale pocieszam się myślą, że pół wieku temu Stefan miał łatwiej bo książka nie była takim anachronizmem jak obecnie, choć i wówczas zdawano sobie sprawę z tego Amicis może "zakatować" czytelnika bo lekturą szkolną były tylko dwa opowiadania miesięczne "Mały pisarczyk z Florencji" i "Od Apeninów do Andów".
Amicis swoją powieść przeznaczył dla chłopców w wieku od lat 9 do 13, dzisiaj to już abstrakcja. Opis szkoły i obyczajowości sprzed ponad 100 lat z grubym okładem podany ówczesnym językiem na dłuższą metę zupełnie nie przemawia do czytelnika. Pewnie dałoby się wyłuskać kilka opowiadań jak choćby pierwsze ze wspomnianych wyżej, które można jeszcze strawić ale raczej nie całość. Przyczyną tego stanu rzeczy jest w dużej mierze anachronizm języka, zapewne spotęgowany także tłumaczeniem Marii Konopnickiej oraz sposób przedstawienia wartości promowanych przez książkę.
"Serce" pisane jako dziennik ucznia trzeciej klasy ówczesnej podstawówki jest apoteozą tradycyjnych wartości m. in. takich jak: autorytet, posłuszeństwo i poczucie wdzięczności wobec rodziców i nauczycieli, współczucie dla biednych i doświadczonych przez los oraz patriotyzm. Z naszej perspektywy to zupełny "kosmos". Kto by dzisiaj podejmował w literaturze dziecięcej tak poważne tematy i to jeszcze na takim poziomie, który gwarantowałby przetrwanie książki dłużej niż trwa marketingowy szum. Od tej strony, przykro to mówić, Amicisowi nikt ze współczesnych, pożal się Boże pisarzy, którym wydaje się, że wystarczyło mieć piątki z wypracowań z polskiego by zostać autorem książki, nikt "nie podskoczy".
Nie da się jednak zaprzeczyć, że problemy które opisuje i/lub z którymi styka się narrator powieści, Henryk Bottini są "przedobrzone". Ten uczeń klasy trzeciej żyje pod permanentną presją w świecie zakazów i nakazów, w którym każda drobnostka jest wyolbrzymiana i przedstawiana w kontekście spraw ostatecznych. Choćby jakieś śmielsze odezwanie się do matki lub ojca, sprawia że czytelnik stawia oczy w słup, gdy czyta ojcowskie napomnienie; "Kocham cię, synu mój; ty jesteś najdroższą nadzieją mego życia; ale wolałbym widzieć cię umarłym niźli niewdzięcznym twej matce. Bądź zdrów!". Ale i reprymenda matki mu nie ustępuje; "Za każdym razem, kiedy ojciec będzie cię strofował, a jakieś niecierpliwe, złe słowo będzie się cisnąć na usta twoje, pomyśl o dniu i o chwili, która przecież niechybnie przyjdzie, gdy ojciec przywoła cię do swego łóżka, aby ci rzec: "Henryku, opuszczam ciebie!"".
I tak jest ze wszystkim widmo śmierci krąży wokół chłopca w prawie każdym liście i na każdy prawie temat. Memento mori! Ciągłe pouczenia - myślałby kto, że ten chłopak ich naprawdę wymaga. A przecież to normalne dziecko, które nie stwarza żadnych problemów wychowawczych a jednak bez ustanku jest karcone i pouczane, jakby dopuściło się nie wiadomo jakich przewinień. Ta dysproporcja pomiędzy dziecięcymi zachowaniami i niewspółmiernością roli jaką się im przypisuje, to jest coś co każe patrzeć na Amicisa jak na raroga.
Wartości, które głosi "Serce" przez aurę łzawości i patosu w jakiej są prezentowane, sprawiają że na dłuższą metę książka robi się niestrawna - dziecko ma kochać matkę bo je ojciec wyklnie? ma kochać ojca bo ten umrze? To się raczej nie sprawdza. Tak jak wezwanie z okazji Dnia Zadusznego - "Pomyślałeś ty kiedy o tych ojcach, którzy sobie skracają życie w ciężkiej pracy? O tych matkach, które przedwcześnie w grób idą, umęczone odmawianiem sobie wszystkiego, byle utrzymać swoich synów? Czy wiesz, ile ojców nóż sobie do serc wbiło nie mogąc znieść widoku nędzy swoich dzieci? Ile kobiet potopiło się, pomarło w rozpaczy, zwariowało straciwszy ukochane dziecko?". Makabra dzisiaj sprzedaje się tylko w opowieściach o zombie a nie dydaktycznych opowiastkach z życia szkoły dla dzieci z klas III - VII.
Amicis swoją powieść przeznaczył dla chłopców w wieku od lat 9 do 13, dzisiaj to już abstrakcja. Opis szkoły i obyczajowości sprzed ponad 100 lat z grubym okładem podany ówczesnym językiem na dłuższą metę zupełnie nie przemawia do czytelnika. Pewnie dałoby się wyłuskać kilka opowiadań jak choćby pierwsze ze wspomnianych wyżej, które można jeszcze strawić ale raczej nie całość. Przyczyną tego stanu rzeczy jest w dużej mierze anachronizm języka, zapewne spotęgowany także tłumaczeniem Marii Konopnickiej oraz sposób przedstawienia wartości promowanych przez książkę.
"Serce" pisane jako dziennik ucznia trzeciej klasy ówczesnej podstawówki jest apoteozą tradycyjnych wartości m. in. takich jak: autorytet, posłuszeństwo i poczucie wdzięczności wobec rodziców i nauczycieli, współczucie dla biednych i doświadczonych przez los oraz patriotyzm. Z naszej perspektywy to zupełny "kosmos". Kto by dzisiaj podejmował w literaturze dziecięcej tak poważne tematy i to jeszcze na takim poziomie, który gwarantowałby przetrwanie książki dłużej niż trwa marketingowy szum. Od tej strony, przykro to mówić, Amicisowi nikt ze współczesnych, pożal się Boże pisarzy, którym wydaje się, że wystarczyło mieć piątki z wypracowań z polskiego by zostać autorem książki, nikt "nie podskoczy".
Nie da się jednak zaprzeczyć, że problemy które opisuje i/lub z którymi styka się narrator powieści, Henryk Bottini są "przedobrzone". Ten uczeń klasy trzeciej żyje pod permanentną presją w świecie zakazów i nakazów, w którym każda drobnostka jest wyolbrzymiana i przedstawiana w kontekście spraw ostatecznych. Choćby jakieś śmielsze odezwanie się do matki lub ojca, sprawia że czytelnik stawia oczy w słup, gdy czyta ojcowskie napomnienie; "Kocham cię, synu mój; ty jesteś najdroższą nadzieją mego życia; ale wolałbym widzieć cię umarłym niźli niewdzięcznym twej matce. Bądź zdrów!". Ale i reprymenda matki mu nie ustępuje; "Za każdym razem, kiedy ojciec będzie cię strofował, a jakieś niecierpliwe, złe słowo będzie się cisnąć na usta twoje, pomyśl o dniu i o chwili, która przecież niechybnie przyjdzie, gdy ojciec przywoła cię do swego łóżka, aby ci rzec: "Henryku, opuszczam ciebie!"".
I tak jest ze wszystkim widmo śmierci krąży wokół chłopca w prawie każdym liście i na każdy prawie temat. Memento mori! Ciągłe pouczenia - myślałby kto, że ten chłopak ich naprawdę wymaga. A przecież to normalne dziecko, które nie stwarza żadnych problemów wychowawczych a jednak bez ustanku jest karcone i pouczane, jakby dopuściło się nie wiadomo jakich przewinień. Ta dysproporcja pomiędzy dziecięcymi zachowaniami i niewspółmiernością roli jaką się im przypisuje, to jest coś co każe patrzeć na Amicisa jak na raroga.
Wartości, które głosi "Serce" przez aurę łzawości i patosu w jakiej są prezentowane, sprawiają że na dłuższą metę książka robi się niestrawna - dziecko ma kochać matkę bo je ojciec wyklnie? ma kochać ojca bo ten umrze? To się raczej nie sprawdza. Tak jak wezwanie z okazji Dnia Zadusznego - "Pomyślałeś ty kiedy o tych ojcach, którzy sobie skracają życie w ciężkiej pracy? O tych matkach, które przedwcześnie w grób idą, umęczone odmawianiem sobie wszystkiego, byle utrzymać swoich synów? Czy wiesz, ile ojców nóż sobie do serc wbiło nie mogąc znieść widoku nędzy swoich dzieci? Ile kobiet potopiło się, pomarło w rozpaczy, zwariowało straciwszy ukochane dziecko?". Makabra dzisiaj sprzedaje się tylko w opowieściach o zombie a nie dydaktycznych opowiastkach z życia szkoły dla dzieci z klas III - VII.
A list starszej siostry do chłopca? "Bo ja w razie śmierci matki ci ją zastąpię", buech. Mimo to mam duży sentyment do opowiadań miesięcznych.
OdpowiedzUsuńCzytałem gdzieś, że szpikowani Amicisem Włosi stanowili ponoć idealny grunt dla faszyzmu i coś w tym może być, to ubóstwienie weteranów, śmierci za ojczyznę, posłuszeństwa przełożonym itepe.
Siostrze tylko jeden taki list się zdarzył - a biedny Henio nie był godzien jej rąk ucałować :-). Z tym faszyzmem i Amicisem to bym nie przesadzał, bo to trochę tak jakby twierdzić, że Sienkiewicz przygotował w Polsce grunt pod rasizm :-)
UsuńTeza jak teza. A Sienkiewicz to prędzej przygotował grunt pod "dulce et decorum" tym swoim Skrzetuskim i innym Podbipiętą :P
UsuńCzyżby koledze obce były nowe "tryndy" rodzimej krytyki literackiej? Teraz Trylogia jest przejawem polskiego kolonializmu (jak ogłosiła pisarka Tokarczuk) a Kolega tak konserwatywnie - "dulce et decorum" :-)
UsuńKolonializmu to chyba tylko w Ogniem i mieczem? Chyba że potrakujemy Radziwiłłą jak konkwistadora :D W świecie postmodernizmu każda interpretacja przejdzie :D
UsuńZgadza się, etykietka postmodernizmu nobilituje każdą banialukę, kiedyś trzeba było być kompetentnym, dzisiaj wystarczy być postmodernistą. Muszę zastanowić się nad jakimś ponowoczesnym odczytaniem "Serca" :-)
UsuńNie wątpię, że coś wymyślisz :D
UsuńU Panie..., jak ktoś robił maturę w prlu to raczej postmodernistą nie zostanie, zbyt jest przywiązany do staromodnych odczytań opierających się na tekście :-)
UsuńKurde, ja już za niepodległości zdawałem :P
UsuńJednakowoż, rozumiem, że baza wywodzi się z PRL-u? :-)
UsuńTak, zdecydowanie jestem komunistycznym złogiem, jak to nazywa obecna propaganda :P
UsuńJak wiadomo, jej architekci "komunę" znają tylko z opowieści :-) podobnie jak gimbaza - tym zapewne tłumaczy się ich poziom :-)
UsuńDobre :)
Usuń:-)
UsuńA już myślałam, że ze mną coś nie w porządku, kiedy nie mogłam przebrnąć przez tę książke. Uznałam ja,za kompletnie niestrawna i dla dzisiejszego młodego odbiorcy i dla mnie także.
OdpowiedzUsuńCo za znieczulica! :-) ale przyznaję, wystarcza lektura jednego miesiąca dziennika i o książce wie się wszystko, no i faktycznie model kulturowy nie przystaje do współczesności. Spróbuj zwrócić uwagę jakiejś rozwydrzonej dziatwie szkolnej - mogłabyś zatęsknić do tego co "promował" Amicis :-)
UsuńCzytałam tak dawno temu, że już w zasadzie prawie nic z niej nie pamiętam.....jedynie, jeżeli to z tej książki to opowiadanie "Od Apeninów do Andów", bo to opowiadanie mnie ogromnie wzruszało....
OdpowiedzUsuńWszystkich kiedyś wzruszało - w końcu "Serce" to wyciskacz łez, tyle że dla dzieci.
UsuńZatem za anachronizmy, patos i łzawość wińmy nie autora, tylko czas. W końcu niewielu autorom udaje się - a i tak o tym nie wiedzą, bo niby jak - spłodzić dzieło ktore przetrwa kilka pokoleń, pozostajac przy tym swieze i aktualne.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, lubię czasem sięgnąć po tego typu "kosmos" z zupelnie odwroconym porzadkiem wartosci, aby sie zresetowac, zafundowac sobie detoks. Wprawdzie nie sięgam wtedy po ksiażki dla dzieci i/lub młodzieży, tylko po te dla doroslych - one też mają to w ofercie.
No nie wiem, jak tak łatwo bym autorów nie rozgrzeszał - przecież są książki będące rówieśniczkami "Serca" a także i starsze, które jeśli nie całkiem wolne, to w znacznie mniejszym stopniu są obciążone jego grzechami.
Usuń