Nie często mi się zdarza bym odstępował od lakoniczności tytułu postu, który ogranicza się do tytułu książki i nazwiska autora. Jednak tym razem ręka mi zadrżała, gdy miałem postawić przy potworku napisanym przez Jacka Dukaja nazwisko Josepha Conrada. Wydawnictwu Literackiemu, które stoi za tym nawet się specjalnie nie dziwię - w końcu ma przynosić właścicielom pieniądze a fakt, że wydało nawet coś takiego jak "Kroniki Ferrinu" Katarzyny Michalak wiele znaczy. Zagadką jest jakim cudem "Serce ciemności" znalazło się na Festiwalu Conrada (choć może to i dobrze, bo chyba po raz pierwszy od inauguracji imprezy pojawił się punkt programu bądź co bądź jednak jakoś związany z Conradem).
Może organizatorzy targów dali się złapać na lep specjalistów od marketingu z WL, którzy czytelników książki uraczyli dylematem "Jaka jest dziś rola literatury transferu przeżyć? Jak dokonać masowej transfuzji Conradowej ciemności do serc współczesnych czytelników? (...) To nie translacja, to nie trans-fuzja." Nie podejmuję się wyjaśnienia, co się kryje za tym bełkotem, ale niech tam, może się nie znam, może coś ze mną jest nie tak, zwłaszcza że nie bardzo też wiem o co chodzi Autorowi, który zapewnia "nie jestem tłumaczem. Jestem autorem Josepha Conrada piszącego Heart of Darkness dla dwudziestopierwszowiecznych polskich czytelników".
Kupiłem więc i przeczytałem. Muszę przyznać, że Jacek Dukaj rzeczywiście dokonał transferu przeżyć, choć chyba nie chodziło mu akurat o takie przeżycia jakich ja doznałem. Zaserwował w najlepszym razie ciekawostkę literacką (tak być może określiła by to jakąś litościwa blogerka "współpracująca" z Wydawnictwem Literackim) ale w rzeczywistości jest to tandetna szmira pisana w modnym dzisiaj stylu świętującym triumfy u takich mistrzów pióra jak Szczepan Twardoch czy Elżbieta Cherezińska, skierowana do gimbazy z intelektualnymi pretensjami, że tak powiem, której miałoby to dać poczucie, że poznała opowiadanie Conrada.
Ale to wielkie nieporozumienie. Niech nikogo nie zmyli określenie zamieszczone na okładce, informujące że tekst Jacka Dukaja jest spolszczeniem tekstu autora "Jądra ciemności". Otóż nie jest to żadne spolszczenie a określenie to udowadnia jedynie, że nie rozumie on (i redakcja wydawnictwa) znaczenia słowa "spolszczyć". A wystarczy tylko zajrzeć do słownika języka polskiego. Żeby było wiadomo o czym mowa, mała próbka - fragment z tłumaczenia Anieli Zagórskiej w opracowaniu Zdzisława Najdera -
"Pielgrzymi siedzieli w jadalni przy obiedzie: zająłem swoje zwykłe miejsce naprzeciw dyrektora, który podniósł na mnie pytający wzrok; zignorowałem go najzupełniej. Wówczas rozparł się w krześle z pogodą na twarzy i tym szczególnym uśmiechem, pieczętującym bezdenną głębię jego podłości. Nieustanny deszcz drobnych muszek spływał na lampę, na obrus, na nasze ręce i twarze. Nagle boy dyrektora wetknął przez drzwi bezczelną, czarną twarz i powiedział tonem obelżywej pogardy:
- Pan Kurtz... on umrzeć."
I dla porównania "spolszczenie" Jacka Dukaja -
"Jedzą w mesie parowca. Siadam naprzeciw Menadżera; zerka na mnie pytająco, a na wargach wije się mu ten Menadżerowy uśmieszek, rebus głębokodusznych podłości.
Muchy, muchy wibrują wokół lampy, muchy na ubraniach, muchy na twarzach.
Naraz służący Menadżera, czarny chłopak wyszkolony przezeń w salonowych impertynencjach, pakuje do środka swą hebanową głowę i - jakby odpluł żrącą flegmę pogardy:
- Pana Kurtza - jego zdechło."
To nie jest jakoś specjalnie wybrany fragment, cała książka Dukaja ma się do opowiadania Conrada tak jak te fragmenty do siebie. Czym więc jest tekst Jacka Dukaja? - jak dla mnie jest to opowiedziane własnymi słowami "Jądro ciemności", zmanierowanym stylu mającym sprawiać na czytelnikach wrażenie intelektualnej głębi. Ale tu nie ma żadnej głębi - jedynie mielizna. Płyta paździerzowa pokryta cienką warstwą politury i to też w kiepskim gatunku. w stylu dobranymi do zakładanego przez Jacka Dukaja potencjału intelektualnego czytelników. Jackowi Dukajowi wyszedł rodzaj bryku - czytelnik dowiaduje się o co mniej więcej chodzi ale ma to podane na tacy, taka wersja "dla słabszych" by nie powiedzieć, że dla bardzo słabych.
Dzięki Nai z "Literackich skarbów świata całego" dowiedziałem się, że to wszystko przez "styropian językowy" przekładu Anieli Zagórskiej (swoją drogą, cóż za dezynwoltura w ocenie zasłużonej tłumaczki). Fakt, jej przekład daleki jest od doskonałości ale ciągle ten w wersji opracowanej przez Zdzisława Najdera pozostawia w pobitym polu nowsze przekłady Magdaleny Heydel, Patrycji Jabłońskiej, Barbary Koc, Jędrzeja Polaka, Ireneusza Sochy. Żaden z nich nawet nie zbliża się do niego jeśli chodzi o mroczny klimat "Jądra ciemności". Jak dowiedziałem się z okładki "Serce ciemności" jest "Projektem-obsesją, wyzwaniem, które prześladowało Jacka Dukaja od kilkunastu lat, a zarazem testem ekstremalnym przekładalności prozy i przeżycia". Ciekawe co będzie następnym "testem przekładalności prozy i przeżycia" - może "Braci Karamazow" w młodzieżowym slangu. Dwudziestopierwszowieczny czytelnik czeka. To dopiero będzie "trans-fuzja".
Może organizatorzy targów dali się złapać na lep specjalistów od marketingu z WL, którzy czytelników książki uraczyli dylematem "Jaka jest dziś rola literatury transferu przeżyć? Jak dokonać masowej transfuzji Conradowej ciemności do serc współczesnych czytelników? (...) To nie translacja, to nie trans-fuzja." Nie podejmuję się wyjaśnienia, co się kryje za tym bełkotem, ale niech tam, może się nie znam, może coś ze mną jest nie tak, zwłaszcza że nie bardzo też wiem o co chodzi Autorowi, który zapewnia "nie jestem tłumaczem. Jestem autorem Josepha Conrada piszącego Heart of Darkness dla dwudziestopierwszowiecznych polskich czytelników".
Kupiłem więc i przeczytałem. Muszę przyznać, że Jacek Dukaj rzeczywiście dokonał transferu przeżyć, choć chyba nie chodziło mu akurat o takie przeżycia jakich ja doznałem. Zaserwował w najlepszym razie ciekawostkę literacką (tak być może określiła by to jakąś litościwa blogerka "współpracująca" z Wydawnictwem Literackim) ale w rzeczywistości jest to tandetna szmira pisana w modnym dzisiaj stylu świętującym triumfy u takich mistrzów pióra jak Szczepan Twardoch czy Elżbieta Cherezińska, skierowana do gimbazy z intelektualnymi pretensjami, że tak powiem, której miałoby to dać poczucie, że poznała opowiadanie Conrada.
Ale to wielkie nieporozumienie. Niech nikogo nie zmyli określenie zamieszczone na okładce, informujące że tekst Jacka Dukaja jest spolszczeniem tekstu autora "Jądra ciemności". Otóż nie jest to żadne spolszczenie a określenie to udowadnia jedynie, że nie rozumie on (i redakcja wydawnictwa) znaczenia słowa "spolszczyć". A wystarczy tylko zajrzeć do słownika języka polskiego. Żeby było wiadomo o czym mowa, mała próbka - fragment z tłumaczenia Anieli Zagórskiej w opracowaniu Zdzisława Najdera -
"Pielgrzymi siedzieli w jadalni przy obiedzie: zająłem swoje zwykłe miejsce naprzeciw dyrektora, który podniósł na mnie pytający wzrok; zignorowałem go najzupełniej. Wówczas rozparł się w krześle z pogodą na twarzy i tym szczególnym uśmiechem, pieczętującym bezdenną głębię jego podłości. Nieustanny deszcz drobnych muszek spływał na lampę, na obrus, na nasze ręce i twarze. Nagle boy dyrektora wetknął przez drzwi bezczelną, czarną twarz i powiedział tonem obelżywej pogardy:
- Pan Kurtz... on umrzeć."
I dla porównania "spolszczenie" Jacka Dukaja -
"Jedzą w mesie parowca. Siadam naprzeciw Menadżera; zerka na mnie pytająco, a na wargach wije się mu ten Menadżerowy uśmieszek, rebus głębokodusznych podłości.
Muchy, muchy wibrują wokół lampy, muchy na ubraniach, muchy na twarzach.
Naraz służący Menadżera, czarny chłopak wyszkolony przezeń w salonowych impertynencjach, pakuje do środka swą hebanową głowę i - jakby odpluł żrącą flegmę pogardy:
- Pana Kurtza - jego zdechło."
To nie jest jakoś specjalnie wybrany fragment, cała książka Dukaja ma się do opowiadania Conrada tak jak te fragmenty do siebie. Czym więc jest tekst Jacka Dukaja? - jak dla mnie jest to opowiedziane własnymi słowami "Jądro ciemności", zmanierowanym stylu mającym sprawiać na czytelnikach wrażenie intelektualnej głębi. Ale tu nie ma żadnej głębi - jedynie mielizna. Płyta paździerzowa pokryta cienką warstwą politury i to też w kiepskim gatunku. w stylu dobranymi do zakładanego przez Jacka Dukaja potencjału intelektualnego czytelników. Jackowi Dukajowi wyszedł rodzaj bryku - czytelnik dowiaduje się o co mniej więcej chodzi ale ma to podane na tacy, taka wersja "dla słabszych" by nie powiedzieć, że dla bardzo słabych.
Dzięki Nai z "Literackich skarbów świata całego" dowiedziałem się, że to wszystko przez "styropian językowy" przekładu Anieli Zagórskiej (swoją drogą, cóż za dezynwoltura w ocenie zasłużonej tłumaczki). Fakt, jej przekład daleki jest od doskonałości ale ciągle ten w wersji opracowanej przez Zdzisława Najdera pozostawia w pobitym polu nowsze przekłady Magdaleny Heydel, Patrycji Jabłońskiej, Barbary Koc, Jędrzeja Polaka, Ireneusza Sochy. Żaden z nich nawet nie zbliża się do niego jeśli chodzi o mroczny klimat "Jądra ciemności". Jak dowiedziałem się z okładki "Serce ciemności" jest "Projektem-obsesją, wyzwaniem, które prześladowało Jacka Dukaja od kilkunastu lat, a zarazem testem ekstremalnym przekładalności prozy i przeżycia". Ciekawe co będzie następnym "testem przekładalności prozy i przeżycia" - może "Braci Karamazow" w młodzieżowym slangu. Dwudziestopierwszowieczny czytelnik czeka. To dopiero będzie "trans-fuzja".
No toś se poużywał :) Natomiast co do Zagórskiej, to chyba zarzuty pod jej adresem są słuszne, ponoć bardzo tego Conrada "uładniała".
OdpowiedzUsuńZapewniam Cię, że jest to wersja bardzo "lajtowa" w stosunku do tego co mi w duszy grało. Część zarzutów wobec Zagórskiej rzeczywiście jest słuszna dlatego mówię o jej tłumaczeniu w opracowaniu Najdera (było wydane przez Ossolineum) ale mało komu chce się tego szukać, zwłaszcza że panią Anielę tak spostponowano, że jest z definicji passe.
UsuńDomyślam się, że mogłeś dowolnie po dziele pojeździć :)
UsuńPrawie każdy przekład po 80 czy 100 latach wymaga odświeżenia i dobrze, że jeszcze chce się ludziom tłumaczyć Conrada na nowo. Inna kwestia, czy im wychodzi.
Zgadza się, nie mam nic przeciwko nowym próbom tłumaczeń. Czytelnik wybierze. Ale to dzisiaj nie wystarcza, trzeba jeszcze zachwalając (obowiązkowo) własny przekład jako kongenialny zdyskredytować poprzedników. Jednak przekłady to osobna sprawa. To co zaserwował Dukaj koło przekładu nawet nie stało. No, ale kilkunastoletnia obsesja dużo tłumaczy :-).
UsuńAutoreklama podstawą dzisiejszych czasów, należy przywyknąć i nie zwracać uwagi.
UsuńSłyszałam w radiu fragment rozmowy z Dukajem i, o ile dobrze zrozumiałam, to wydanie "Serca ciemności" wcale nie miało być takim standardowym tłumaczeniem tekstu, ale raczej transferem emocji, wrażeń, tak, żeby współczesny czytelnik zrozumiał, co WTEDY Conrad miał na myśli. Można się tylko zastanawiać, skąd Dukaj to wie:).
Usuń@Ania, wtrącę się, bo Dukaj mówił też o tym na tym spotkaniu w ramach Conrada. Kilka razy podkreślał, że to oczywiście rzecz bardzo arbitralna – to są intencje Conrada, tak jak je widzi Dukaj :). A cała książka, jak to określił któryś z uczestników dyskusji, to „Conrad według Dukaja”, a więc zgadza się, że nie jest to przekład.
UsuńOczywiście, tak jak pisałem, to nie jest przekład ale co w takim razie na okładce robi określenie "spolszczenie"? Intencje Conrada, tak jak je widzi Dukaj?! - przecież Conrad swoje intencje zawarł w tekście, od którego Dukaj właśnie się odrywa. Oczywiście ma do tego prawo ale wypadałoby postawić sprawę jasno, a nie traktować czytelników a zwłaszcza słuchaczy panelu jak idiotów.
UsuńZwL - też tak sądziłem ale nie przeszedłem jeszcze do fazy stoicyzmu gdy wiatru w żagle dodało mi posłowie do nowego przekładu "Mistrza i Małgorzaty". Okazało się, że nawet dzisiaj można mówić o własnym przekładzie jednocześnie wyrażając się z szacunkiem o dorobku poprzedników. A Ty byś już wywieszał białą flagę! Nie tak prędko, etos inteligencki jeszcze żyje!
UsuńOo. A który to z licznych ostatnio nowych przekładów MiM wyróżnia się takim posłowiem? Zresztą na marginesie jakoś żadna z tych nowych wersji nie robi furory i nie jest okrzyczana przekładem lepszym niż klasyczny :)
UsuńO dziwo, wydanie Znaku, w serii 50 na 50. Byłem już nastawiony na obowiązkową "kongenialność" itp. itd. a tu takie zaskoczenie. Zupełnie jakbym czytał Najdera krytykującego Zagórską :-) old school! :-)
UsuńFaktycznie, tłumacze wyróżnili się taktem. Natomiast szalenie bawi mnie, że w recenzjach tego wydania podkreśla się głównie obszerność posłowia i drobiazgowość przypisów, samemu przekładowi nie poświęcając wiele uwagi :)
UsuńZgadza się niektóre przypisy sprawiają wrażenie jakby były adresowane do licealistów. Ale nihil novi sub sole - Znak wydając tłumaczenie "Jądra ciemności" pisał właśnie o posłowiu (zresztą zawierającym błędy), że jest znakomite :-).
UsuńMyśmy wiedzę o tym, kim był Hitler, wysysaliśmy z mlekiem matki, nowy pokoleniom potrzebny już przypis. W sumie może to i dobrze?
UsuńFakt, za to młode pokolenie wie co to jest LOL a my nie, jak kiedyś o tym pisała Absolutnie nieperfekcyjna.
UsuńNo, to akurat wiem, co jest :)
UsuńProszę, proszę, to Kolega nawiązał semantyczną więź międzypokoleniową, że tak powiem, gratulacje - ja niestety muszę dopytywać :-)
UsuńWystarczy trochę pofejsować :) Bardzo poważne osoby też używają tych skrótów :)
UsuńModus operandi to już zupełnie inna sprawa. Sam usiłuję nadążyć za młodym pokoleniem ale wychodzi na to, że w gruncie rzeczy mogę sobie darować :-). Wyjaśniono mi to już kilka razy bardzo dobitnie więc dałem sobie spokój.
Usuń„Zaserwował w najlepszym razie ciekawostkę literacką (tak być może określiła by to jakąś litościwa blogerka "współpracująca" z Wydawnictwem Literackim)” – wygląda na to, że nie „określiła by”, a określiła, bo dokładnie takiego słowa, „ciekawostka”, użyłam w odpowiedzi na Twój komentarz ;).
OdpowiedzUsuńWydarzenie na Conradzie nie było jakimś spotkaniem promującym, a dyskusją na temat tego przedsięwzięcia i jego sensu, dlatego też oprócz samego Dukaja zaproszono tłumaczy Heydel i Świerkockiego – którzy mieli swoje zastrzeżenia. Fakt, że nie tak zdecydowane jak Ty ;).
A na Conradzie pojawiają się spotkania o tematyce conradowskiej. Oprócz tego wydarzenia była też niedzielna debata o twórczości Conrada, świetna, którą opisałam też na blogu (choć teraz to trochę boję się Cię do siebie odsyłać, nie wiem, czy znów mi się za coś rykoszetem nie dostanie ;)).
Nie Nacie, a Nai :).
Naiu - oczywiście, przepraszam! :-) Bądźmy szczerzy, co do znaczenia imprez towarzyszących na targach, nie ulega wątpliwości, że mają za zadanie promować produkt - jakoś dziwnie zbiegają się z ukazaniem książki na rynku ale oczywiście możemy przyjąć, że nie :-). Co do obecności tematyki conradowskiej na Festiwalu Conrada - być może coś przegapiłem ale mam wrażenie (ale tylko wrażenie), że od edycji na której z wielkim hukiem odpalono wydanie przekładu Magdaleny Heydel (oczywiście nie miało to charakteru promocyjnego) dopiero teraz Conrad znowu pojawił się w programie.
UsuńI nie przesadzajmy, nic Ci się ode mnie, nawet rykoszetem, nie dostało :-).
Czy mógłbyś powiedzieć, jeśli masz tę informację gdzieś pod ręką, które dokładnie wydanie „Jądra...” jest przełożone przez Zagórską i opracowane przez Najdera (wydawnictwo i rok)? Dzięki.
OdpowiedzUsuńPrzeklejam swój komentarz z blogu Tomasza Pindela, który też dopiero co o „nowym” JC napisał:
"Dotykasz tutaj w zasadzie fascynującej sprawy: Czy wolno „pisać na nowo” znane książki, tak jak rimejkuje się słynne filmy i koweruje legendarne piosenki? Akurat ja odpowiadam na to pytanie twierdząco i zastępuję je innym: Dlaczego NIE „pisze się na nowo” znanych książek? Zastanawiam się, czy jest to nieoczywista norma naszej kultury, czy też istnieją tutaj jakieś obiektywne powody. Ale żadne nie przychodzą mi do głowy, bo zastrzeżeń typu „prawa autorskie”, „nie opłaca się”, „pisarze wolą napisać coś swojego” itp. można by też potencjalnie użyć przeciwko rimejkom i kowerom… tyle że na polu muzycznym i filmowym przegrywają z empirią.
Nie wiem jak inni, ale ja z wielką radością przeczytałbym „spolszczenie” „Władcy Pierścieni” autorstwa Sapkowskiego, „spolszczenie” „Odysei kosmicznej” autorstwa Dukaja, „spolszczenie” „Tego” spod pióra Orbitowskiego. Piszę bez grama ironii, chociaż wiem, że to marzenie ściętej głowy."
To wydanie Ossolineum z serii Biblioteka Narodowa z 1972 r., Joseph Conrad-Korzeniowski, Wybór opowiadań. Pewnie ten "zbiorczy" tytuł jest mylący bo na rynku królują wydania "Jądra ciemności" par excellance, że tak powiem.
UsuńCo do "pisania na nowo" - nie mam nic przeciwko niemu, tylko miejmy świadomość, że jest to pisanie w wersji dla słabszych. Nie kojarzę by któryś z wybitnych (nie mylić z popularnymi) pisarzy popełnił tego rodzaju "rimejk". Czym innym jest inspiracja a czym innym odcinanie kuponów od czyichś osiągnięć. Czy się tego nie robi - ależ robi, w klasyce literatury dziecięcej to jest istna plaga (zresztą z długą historią), jeśli znasz oryginał (albo tłumaczenie) to po przeczytaniu masz pełną świadomość, że dostałeś tylko ersatz i zachodzisz w głowę jak mogłeś dać się na to nabrać.
Ja tu tylko zwrócę uwagę na Projekt Szekspir. Rezultaty są mieszane, ale chyba nie powstało w ramach tej akcji nic rażąco złego, a do końca jeszcze kilka książek zostało.
UsuńNiech będzie - wyjątek potwierdza regułę?! No i wspominałem o pisarzach wybitnych a z tego grona chyba tylko Atwood ma już utrwaloną pozycję.
UsuńWinterson też nic nie brakuje. Nesbo, chociaż to literatura popularna, też należy do solidnych, przynajmniej w opinii wielbicieli.
UsuńDzięki za informację wydawniczą.
UsuńCo do Twojego zastrzeżenia: No dobra, ale niekiedy rimejki filmów i kowery piosenek są jednak lepsze od oryginału. Przykładów chyba nie trzeba podawać. Dlaczego z „pisaniem na nowo” miałoby być inaczej?
ZwL - pisałem o wybitnych pisarza a nie autorach bestsellerów :-)
UsuńBorys - z tymi przykładami byłbym ostrożny, nie każdy jest zdania, że Mona Lisa Duchampa czy Dali'ego jest bardziej interesująca od Mona Lisy da Vinci'ego :-)
Spośród autorów bestsellerów jest uznawany za wybitnego :D Chociaż ja bym polemizował :P
UsuńSam widzisz, a mi kij wkładasz w szprychy :-)
UsuńBo się chyba ciut zagalopowałeś :D
UsuńNiewykluczone :-) ale nie przychodzi mi nic do głowy przypadek, w którym literacka kopia jest lepsza do oryginału.
UsuńZamiast kopia użyj słowa inspiracja i może coś się znajdzie wartego uwagi :)
UsuńAle to zupełnie inne kategorie i "Serce ciemności" Dukaja mieściłoby się w kategorii kopii a nie inspiracji.
UsuńYyyy, matkokochana, się uparłeś :D
UsuńTo nie upór, to konsekwencja :-)
UsuńWtrącę się, ale z tego, co tu czytam, to przy projekcie Szekspir mamy do czynienia z pisaniem na nowo, a w przypadku Dukaja z przepisywaniem.
UsuńJak zwał, tak zwał ale pewnie ani jedno ani drugie (nie wykluczam zresztą "inspiracji" Dukaja projektem Szekspir) nie wstrząśnie literaturą.
UsuńMoże i nie wstrząśnie, ale biorąc pod uwagę status Szekspira zwłaszcza w Anglii, to z początku na pewno było to tam literackim wydarzeniem.
UsuńA czy każda książkja musi wstrząsać literaturą? Akurat Szekspir jest bardzo wdzięczny do rozmaitych przeróbek.
UsuńPożeracz, ZwL - u nas zrobiono wydarzenie z "Serca ciemności". Szekspir i Conrad mieli coś do powiedzenia ale co nowego mają do powiedzenia autorzy przeróbek? Oczywiście, książka nie musi wstrząsać literaturą - ale zakładam, że każda dobra książka niesie ze sobą wartość dodaną, która trwa dłużej niż kwartał po ustaniu szumu marketingowego. Nie wiem, czy któraś z książek z "Projektu Szekspir" zaistniała sama z siebie, z powodu własnej wartości bo co w sumie jest interesującego w kopii jeśli ma się do czynienia z oryginałem.
UsuńTe, które znam, inaczej rozłożyły akcenty, zwróciły uwagę na kwestie u Szekspira marginesowe, a mogące zaciekawić współczesnego czytelnika. Trudno mówić o kopii, bo to nie było przepisywanie Szekspira innymi słowami. Ten sam punkt wyjścia, punkt dojścia niekoniecznie ten sam.
UsuńA która z nich wywołała u Ciebie efekt Wow? tak że po jej zakończeniu miałeś poczucie, że już dawno z tak dobrą powieścią nie obcowałeś i że koniecznie jeszcze musisz do niej wrócić.
UsuńAle serio każda książka ma wywoływać taki efekt? Bo szczerze mówiąc ten Szekspir, którego przerobiła Winterson, też takiego efektu nie wywoływał. Widzę jednak, że klasyk ma pozostać nietykalny, o ile nowa rzecz nie będzie lepsza? Tyle że nie doczekamy się tych lepszych, jeśli nikt nie będzie próował w obawie przed porażką.
UsuńAle to już ustaliliśmy, że nie. Klasyk nie jest nietykalny - mało to ciągów dalszych Austen, a u nas nawet Prus się na to załapał. Tylko qui bono? oprócz, oczywiście, okazji do wyciągnięcia pieniędzy od czytelników i nie wykluczam, doraźnej rozrywki np. przy "Duma i uprzedzenie i zombie". Ale naprawdę nie dostrzegam nowego światła rzuconego przez Jacka Dukaja na "Jądro ciemności", ale nie wykluczam możliwości, że powiesz o którejś z książek z "Projektu Szekspir", że nawet jeśli nie wywołuje efektu Wow! to jednak jest to świetna powieść.
UsuńNie wiem, czy słusznie, ale to co piszesz o pomyśle autora na nowe odczytanie Conrada (czytaj spolszczenie) przypomina mi mocno większość współczesnych przedstawień teatralnych, których reżyserzy chcą wytłumaczyć maluczkim, co autor miał na myśli, używając łatwo rozpoznawalnych symboli, dosadnego języka, dodając fragmenty popularnej/ lekkostrawnej muzy. O ile zdarzy się raz na jakiś czas pomysł niebanalny (co tłumaczyłoby, iż próbować można/ trzeba) to większość tego typu "produkcji" jest na poziomie właśnie tej wspomnianej wyżej gimbazy. Wydaje mi się, że Ty nie jesteś odpowiednim odbiorcą tego rodzaju pomysłu autorskiego, ja chyba również. Nie znam twórczości pana Dukaja. Raz próbowałam przez coś przebrnąć zachęcona przez koleżankę polonistkę (!) i poległam.
OdpowiedzUsuńZgadza się, to strategia w rodzaju - nie mam nic mądrego do zaoferowania więc targnę się na narodowe świętości. To zawsze działa - w końcu podstawowe prawo marketingu mówi - obojętnie, dobrze czy źle, byleby po nazwisku. I Dukaj swój cel osiągnął - w końcu my też piszemy o jego książce.
UsuńCo do odbiorców, to i tym razem masz rację - to nie jest książka skierowana do czytelników Conrada tylko do wielbicieli Dukaja, którym pokazał, jaki potrafi być "głęboki".
Zastanawia mnie jedna sprawa. Nie wiem jak w innych krajach, ale w Polsce wiele książek doczekało się wielokrotnych tłumaczeń.
OdpowiedzUsuńSpotyka się komentarze, że to słuszne, stara książka wymaga tłumaczenie zrozumiałego dla nowych pokoleń.
W taki razie jedynym krajem gdzie nowe pokolenia nie dostają takiej szansy jest ojczyzna (lub sfera językowa) autora.
Ale czemu miałaby służyć ta szansa - owszem można "Bogurodzicę" "przeredagować", tylko po co?
UsuńTu odpowiedzi powinni udzielić tłumacze lub wydawnictwo, które tłumaczenie zamówiło - dlaczego nie wznawiacie oryginalnego tłumaczenia tylko robicie nowe? Na przykład nie tak dawno - W poszukiwaniu straconego czasu.
OdpowiedzUsuńNie wiem czym jest oryginalne tłumaczenie. Nie widzę też problemu w tym, że książki tłumaczone są przez różnych tłumaczy, z niczego nie wynika, że pierwsze czy poprzednie są lepsze od kolejnych.
UsuńOjej... Jak przeczytałam to "spolszczenie" (raczej "spłaszczenie") to mi się smutno zrobiło...
OdpowiedzUsuńSpłaszczenie - świetna puenta :-) a smucić się nie ma czego, jeszcze polska literatura współczesna nie powiedziała swojego ostatniego słowa, tak że nie takie kwiatki jeszcze pewnie zobaczymy.
Usuń