W końcu się skusiłem. Współczesną prozę polską (ale też i zagraniczną) dawkuję sobie oszczędnie i ostrożnie ale może dzięki temu unikam większych rozczarowań. Tym razem przyszła kolej na Krzysztofa Vargę, tyle słyszałem ochów i achów na jego temat, że wreszcie padło na niego i "Nagrobek z lastryko", jako że był nominowany do nagrody "Nike", co stanowi, a przynajmniej powinno, gwarancję poziomu.
I rzeczywiście stanowi, bo nie powiem, że "Nagrobek ... " to zła książka. Mieści się w nurcie książek, o których się mówi, że są dobre i warte przeczytania a Varga z pewnością nie jest gorszy niż Huelle czy Dehnel (motyw umierania Piotra Pawła kojarzy się zresztą z umieraniem głównej bohaterki "Lali"), nie mówiąc już o Chwinie. Niemniej jednak jego książka w pewien sposób mnie rozczarowała, bo mam wrażenie, że zaskakująco szybko się zdezaktualizowała, przynajmniej z mojego punktu widzenia. Gdybym tego rodzaju książkę czytał 10 lat temu, zapewne zakrzyknąłbym z zachwytu. Dzisiaj czytanie o doświadczeniach, które po części są też moim udziałem jest mało odkrywcze bo ma się to już wszystko z reguły za sobą, choć, i to trzeba zapisać Vardze na duży plus, bywa zabawne.
Tak się składa, że jestem rówieśnikiem Autora i na dodatek, to co zawarł w "Nagrobku ..." jako przeżycia głównego bohatera i jego wnuka, narratora, a co w gruncie rzeczy składa się na losy jednego pokolenia, urodzonego w latach 60-tych, dziwnym zbiegiem okoliczności jest także i mi znajome. I nie chodzi nawet o to, że podobnie jak Piotr Paweł pracowałem w biurowcu przy Alei Jana Pawła II (pracowałem nawet w dwóch), a i jego dom przy ulicy Łowickiej nie jest mi nieznany, bo mieszkałem niedaleko i zaglądałem do mieszczącego się nieopodal Centrum Kultury. Ważniejsze jest to, że bohater jego powieściowej tragifarsy, w którego życiu, być może zawierają się także doświadczenia życiowe Autora, jest kimś, kto uosabia także, przynajmniej w jakichś fragmentach, życie jego rówieśników. Nadopiekuńcza, despotyczna matka, świat wirtualny stanowiący schronienie przed rzeczywistością, poczucie niespełnienia zawodowego, niezrozumienie i klęska w życiu rodzinnym. Tyle że to wszystko jest jednak ograniczone do stosunkowo wąskiego kręgu, trudno nawet powiedzieć inteligencji warszawskiej ale czegoś co może być zajawką naszej rodzimej klasy średniej.
A kogo mogą interesować frustracje "warszawki" i to jeszcze w dodatku przeterminowane? Czas zderzenia pokolenia, którego dzieciństwo i młodość przypadły na czas "komuny" z rzeczywistością "wolnego świata" już bezpowrotnie przeminął. Ile można się miotać z samym sobą? - choć pewnie niektórzy mogą robić to całe życie. Nie trzeba czytać książki Vargi, wystarczy obejrzeć "Dzień świra" (natręctwa związane z myciem zębów kojarzą się zresztą z "uporządkowaniem" porannych rytuałów Adama Miauczyńskiego).
Dzisiaj stołeczne "niepokoje wychowanka Törlessa" i "spowiedź dziecięcia wieku" są tak samo interesujące jak tytułowy nagrobek, ucieleśnienie sztampy mające charakter, że tak powiem, ostateczny i "odkrywcze" jak wyobrażenie mądrości, zdolności i wolności widziane oczami głównego bohatera, w postaci trzech stojących na sobie psów a eksploatujące motyw znany z baśni braci Grimm o "Muzykantach z Bremy" (wykorzystany także przez Katarzynę Kozyrę w "Piramidzie zwierząt").
Spokojnie można przeczytać ale bez szału.
Nie wiem, jak powieści Vargi, ale Gulasz z turula to bardzo zacna literatura. i smakowita:)
OdpowiedzUsuńBiorąc pod uwagę jego prześmiewczość, "Nagrobek ..." może by Ci się i podobał. W planach mam jeszcze "Tequillę" i w zależności od tego jak wypadnie, także i "Gulasz".
UsuńSpecjalistką od Vargi jest Ania z Czytanek, ja znam jeszcze tylko garść felietonów, powieści się trochę boję.
UsuńNiepotrzebnie, przynajmniej tej, najwyżej się trochę znudzisz - to wszystko co Ci grozi. Felietonów Vargi nie czytałem, tak jak i niczego innego poza "Nagrobkiem ..." ale jeśli ich język w połowie jest tak dobry jak w przypadku "Nagrobka" to powinny zapewniać niezłą rozrywkę.
UsuńJęzykowi nic nie można zarzucić, chociaż polemicznie czasem Vargę ponosi. Ale za to go lubimy :) Mam w czytniku Tequilę, może się przełamię :)
UsuńJeśli chodzi o język - zgadza się, co do polemiczności nie wypowiadam się. Teraz sobie przypomniałem, że czytałem gdzieś jego (chyba) tekst dotyczący "Karawany literatury" i zważywszy, na poziom książki Łysiaka uznałbym opinie Vargi za wyważone :-)
UsuńW kwestii Brzechwy był entuzjastyczny, a potem trochę przegiął pastwiąc się nad internetowymi recenzentkami. Ale i tak jest w porząsiu :)
UsuńCzy masz na myśli opinię na temat "Brzechwy nie dla dzieci" Urbanka? Varga zachwycił się? Rzecz gustu oczywiście ale akurat w tym przypadku nie bardzo jest czym, choć Urbankowi należą się podziękowania za wyciągnięcie Brzechwy z niepamięci.
UsuńKsiążka Urbanka stała się pretekstem do zaprotestowania przeciwko wyciąganiu Brzechwie jakichś grzeszków, sekrecików i brudków oraz genealogii, które w żaden sposób nie podważą tego, że Pan Kleks to wielka książka :)
UsuńJa tam wolę "Brzechwa dzieciom", choć Małemu "Pan Kleks" się chyba bardziej podoba.
UsuńW każdym razie nie wiem, dlaczego Varga uważa, że nie powinno się wspominać o plamach na honorze Brzechwy i dlaczego miałyby podważać wiekopomność na przykład "Na wyspach Bergamutach" :-). Faktycznie przegiął :-)
Wspominać można, natomiast nie zmienia to oceny jego twórczości. Varga ujął to tak: "Ja „Pana Kleksa” uwielbiam i nic nie zmienia mojego uwielbienia dla Brzechwy; gdyby „Pana Kleksa” napisała, dajmy na to, Wanda Wasilewska – Wandę Wasilewską bym sławił."
OdpowiedzUsuńTu: http://m.wyborcza.pl/wyborcza/1,132748,13913548.html?i=0 całość, bo w streszczeniu to blado wypada :P
UsuńJeśli już, to sławiłbym "Pana Kleksa" a nie Wasilewską :-), "zna proporcją, mocium panie", jak powiadał Cześnik :-).
UsuńZajrzałem, tekst rzeczywiście robi wrażenie i ta puenta :-), w podobnym stylu, tyle że ze znaczną domieszką groteski jest "Nagrobek ...".
Podobnie jak Zacofany w lekturze polecam "Gulasz z turula" - ciekawe spojrzenie na naszych bratanków.
OdpowiedzUsuńNo, jak już dwie osoby mówią to samo, to czuję się namówiony :-)
UsuńVargi czytałam tylko "Tequillę" - rozczarowanie. Może jednak "Nagrobek..." będzie lepszy?
OdpowiedzUsuńNo to mnie nastroiłaś! a ja właśnie szykuję się na "Tequilę". Na szczęście, z opisu książki wynika, że nie jest długa więc jeśli już to będzie to krótkie rozczarowanie :-)
UsuńPo tym morze się skusze na inny gatunek literacki niż te które czytam i opisuje na blogu.
OdpowiedzUsuńMoże :-)
Usuń