William Styron kojarzony jest przede wszystkim z "Wyborem Zofii", któremu doczepiono u nas łatkę antypolskości, jednak książką, którą tak naprawdę zdobył rozgłos są "Wyznania Nata Turnera" przez wielu uznane za rasistowską, chociaż jest ona mniej więcej tak rasistowska jak "Jądro ciemności" Conrada.
Owszem, kiedy czyta się, że "czarnuch jest zwierzęciem o mózgu dziecka, a jego jedyną wartością jest praca, jaką można z niego wydobyć zastraszeniem, przymilnością czy groźbą" i że "chociaż biali ludzie mogą słusznie podejrzewać Murzyna o kradzież prawie wszystkiego, co niej jest przybite gwoździami, z pewnością nie posądzą go o zabranie książki" można popaść w konsternację ale przecież ważny jest też kontekst tego rodzaju opinii wyrażanych zresztą w głównej mierze przez tytułowego bohatera - narratora.
Styron oparł swoją książkę na autentycznych wydarzeniach, buncie niewolników, który miał miejsce w Wirginii w 1831 roku oraz losie jego przywódcy Nata Turnera odchodząc przy tym bardzo daleko od sentymentalnych klimatów "Chata wuja Toma" i pokazując bez ogródek do czego może doprowadzić upodlenie człowieka.
W "Wyznaniach Nata Turnera" na wpół apokryficznej opowieści osnutej wokół relacji spisanej w trakcie jego procesu ludzkie upokorzenie i cierpienie osiąga granicę, przekroczenie której wywołuje bezrozumny odwet dotykający niewinnych. To nie jest tylko jakiś archaiczny przypadek, który wydarzył się za oceanem, ale przejaw zjawiska znaczenie szerszego, które nie ogranicza się tylko do relacji czarny - biały, choć nie wydaje mi się by akurat w tej kwestii Styron próbował wyjść poza opłotki amerykańskiego rasizmu.
Kiedy czyta się powieść Styrona to na pierwszy rzut oka chęć zemsty na białych wydaje się zrozumiała a sam Nat Turner budzi współczucie i jeśli nie sympatię, to na pewno nie potępienie, tyle że jeśli trochę bardziej się nad tym zastanowić pojawiają się wątpliwości.
Bo cóż się okazuje; chociaż trudno odmówić głównemu bohaterowi prawa do zdziwienia, kiedy pastor z bronią w ręku wybiera się w pogoń za zbiegłym niewolnikiem, bo zestawienie człowieka który głosi słowo Boże z bronią i pościgiem, za bezbronnym, dręczonym niewolnikiem jest nie do pogodzenia z chrześcijaństwem, to przecież wizja chrześcijaństwa, którą realizuje Turner w niczym nie jest lepsza - "Chrześcijaństwo! Grabież, rabunek, rzezie! Śmierć i zniszczenie! Nędza i cierpienie dla nieprzeliczonych pokoleń. Takie są osiągnięcia twojego chrześcijaństwa" - jak mówi spisujący wyznania Turnera Gray. Nawołując do powszechnego mordu białych, bez względu na to co zrobili, Turner nie jest lepszy od człowieka, którego potępia i tak jak większość białych, z którymi się spotyka jest rasistami, tak i on jest rasistą a rebours.
Interesujące jest także to, że sam nawołując do mordu i zemsty na białych okazuje niezdolność do zabicia człowieka,co zresztą należałoby mu poczytać za zaletę, lecz gdy widzi, że jego przywództwo może zostać podważone morduje dziewczynę, której wcześniej pożądał i która traktowała go jak człowieka a nie niewolnika. Morduje ją wcale nie z ideowych pobudek (jakby to mogło cokolwiek usprawiedliwić) ale z bardzo przyziemnych powodów - musi udowodnić konkurentowi do przywództwa, że jest człowiekiem czynu. Zabija, że tak powiem, nie w imię idei lecz we własnym, prywatnym interesie, z chęci utrzymania przywództwa, tylko dlatego by utrzymać się u władzy. Ale kiepskiej to próby idea i władza bo gdy powstanie się załamuje nic nie pozostaje z wizji i przekonania o misji do spełnienia - to nie jest budujący obraz gdy wyciągnięty z jakiejś jamy, bez walki, poddaje się prosząc o litość.
Zresztą także ta chęć przywództwa, poczucie misji jest bardzo dwuznaczne. Turner chce sprawować rząd dusz wyobrażając sobie, że jest w stanie porwać innych, tyle że, trzeba to wyraźnie powiedzieć, ma ich generalnie w pogardzie - "moje codzienne życie krzyżuje się z życiem tych Murzynów, których już zacząłem uważać za ludzi niższego rzędu - za hołotę, prostacką, wrzaskliwą, błazeńską, nieokrzesaną. (...), odnoszę się do nich z wyższością i dystansem, jestem pełen pogardy dla tego czarnego motłochu, który przebywa poza ściślejszym obwodem dużego domy - dla tych bezlicych i bezimiennych wyrobników". Owszem sam też doświadczył losu tych, którymi pogardzał ale w sumie jego poczucie wyższości się nie zmienia, gdy mówi o swych pobratymcach - "Na podobieństwo zwierząt porzucali przeszłość z takim samym tępym spokojem, z jakim przyjmowali teraźniejszość, a przyszłości nie byli w ogóle świadomi. Takie istoty zasługują na to, by je sprzedano, myślałem z goryczą i miotałem się między odrazą do nich a żalem, że już za późno, bym ich ocalił mocą Słowa." Oni nie są jego towarzyszami, partnerami, mają być wyznawcami i wykonawcami poleceń, łatwymi "ofiarami", ludźmi którzy "rozjątrzeni, targani nienawiścią, śmiertelnie znużeniu niewolą, związaliby swój los nawet z najgorszym upiorem czy duchem leśnym, byleby odciąć się na zawsze od świata białego człowieka". Nie widzę w tym jakoś afirmacji człowieczeństwa - a w czym pogarda Murzyna wobec innego czarnego jest lepsza niż pogarda białego?
Zresztą i to przekonanie o słuszności własnych celów, poczucie misji to nie wszystko. Szybko okazuje się, że zderza się ono z rzeczywistością gdy napotyka na obojętność czarnych, którzy nie tylko wcale nie garną się pod jego przywództwo a wręcz stają w obronie życia swoich białych panów. Niewolnicy w obronie ciemiężcy przeciwko człowiekowi, który pragnie dać im wolność. Czyż to nie paradoks?
I to między innymi za jego sprawą powieść Styrona pozostawia czytelnika w pewnej rozterce. Nie ma co prawda wątpliwości co do tego jak ocenić rasizm i niewolnictwo, które sprowadziło człowieka do rangi żywego inwentarza, który okazał się w tym przypadku "zdolny do podstępu i zmowy, i chytrego działania" ale pojawiają się one gdy mowa już o samym powstaniu, bo jest coś niepokojąco trafnego w tym co spisał Grey (nawiasem mówiąc sposób w jego relacja została wpleciona przez Styrona mógłby być wzorem dla Jacka Dehnela) - "bez względu na ułomności murzyńskiego charakteru - a są one liczne, różnorodne i poważne - powstanie to dowiodło poza wszelką dyskusją, że zwykły murzyński niewolnik, stając wobec wyboru między przyłączeniem się do takiego fanatycznego przywódcy rebelianckiego, jak Nat Turner, a obroną swego dobrotliwego i troskliwego pana, rzuci się go bronić i będzie walczył równie dzielnie jak każdy, dając przez to chwalebne świadectwo dobroczynności ustroju tak ignorancko potępianego przez kwakrów oraz innych takich moralizatorsko nieuczciwych krytyków."
Owszem, kiedy czyta się, że "czarnuch jest zwierzęciem o mózgu dziecka, a jego jedyną wartością jest praca, jaką można z niego wydobyć zastraszeniem, przymilnością czy groźbą" i że "chociaż biali ludzie mogą słusznie podejrzewać Murzyna o kradzież prawie wszystkiego, co niej jest przybite gwoździami, z pewnością nie posądzą go o zabranie książki" można popaść w konsternację ale przecież ważny jest też kontekst tego rodzaju opinii wyrażanych zresztą w głównej mierze przez tytułowego bohatera - narratora.
Styron oparł swoją książkę na autentycznych wydarzeniach, buncie niewolników, który miał miejsce w Wirginii w 1831 roku oraz losie jego przywódcy Nata Turnera odchodząc przy tym bardzo daleko od sentymentalnych klimatów "Chata wuja Toma" i pokazując bez ogródek do czego może doprowadzić upodlenie człowieka.
Kiedy czyta się powieść Styrona to na pierwszy rzut oka chęć zemsty na białych wydaje się zrozumiała a sam Nat Turner budzi współczucie i jeśli nie sympatię, to na pewno nie potępienie, tyle że jeśli trochę bardziej się nad tym zastanowić pojawiają się wątpliwości.
Bo cóż się okazuje; chociaż trudno odmówić głównemu bohaterowi prawa do zdziwienia, kiedy pastor z bronią w ręku wybiera się w pogoń za zbiegłym niewolnikiem, bo zestawienie człowieka który głosi słowo Boże z bronią i pościgiem, za bezbronnym, dręczonym niewolnikiem jest nie do pogodzenia z chrześcijaństwem, to przecież wizja chrześcijaństwa, którą realizuje Turner w niczym nie jest lepsza - "Chrześcijaństwo! Grabież, rabunek, rzezie! Śmierć i zniszczenie! Nędza i cierpienie dla nieprzeliczonych pokoleń. Takie są osiągnięcia twojego chrześcijaństwa" - jak mówi spisujący wyznania Turnera Gray. Nawołując do powszechnego mordu białych, bez względu na to co zrobili, Turner nie jest lepszy od człowieka, którego potępia i tak jak większość białych, z którymi się spotyka jest rasistami, tak i on jest rasistą a rebours.
Interesujące jest także to, że sam nawołując do mordu i zemsty na białych okazuje niezdolność do zabicia człowieka,co zresztą należałoby mu poczytać za zaletę, lecz gdy widzi, że jego przywództwo może zostać podważone morduje dziewczynę, której wcześniej pożądał i która traktowała go jak człowieka a nie niewolnika. Morduje ją wcale nie z ideowych pobudek (jakby to mogło cokolwiek usprawiedliwić) ale z bardzo przyziemnych powodów - musi udowodnić konkurentowi do przywództwa, że jest człowiekiem czynu. Zabija, że tak powiem, nie w imię idei lecz we własnym, prywatnym interesie, z chęci utrzymania przywództwa, tylko dlatego by utrzymać się u władzy. Ale kiepskiej to próby idea i władza bo gdy powstanie się załamuje nic nie pozostaje z wizji i przekonania o misji do spełnienia - to nie jest budujący obraz gdy wyciągnięty z jakiejś jamy, bez walki, poddaje się prosząc o litość.
Zresztą także ta chęć przywództwa, poczucie misji jest bardzo dwuznaczne. Turner chce sprawować rząd dusz wyobrażając sobie, że jest w stanie porwać innych, tyle że, trzeba to wyraźnie powiedzieć, ma ich generalnie w pogardzie - "moje codzienne życie krzyżuje się z życiem tych Murzynów, których już zacząłem uważać za ludzi niższego rzędu - za hołotę, prostacką, wrzaskliwą, błazeńską, nieokrzesaną. (...), odnoszę się do nich z wyższością i dystansem, jestem pełen pogardy dla tego czarnego motłochu, który przebywa poza ściślejszym obwodem dużego domy - dla tych bezlicych i bezimiennych wyrobników". Owszem sam też doświadczył losu tych, którymi pogardzał ale w sumie jego poczucie wyższości się nie zmienia, gdy mówi o swych pobratymcach - "Na podobieństwo zwierząt porzucali przeszłość z takim samym tępym spokojem, z jakim przyjmowali teraźniejszość, a przyszłości nie byli w ogóle świadomi. Takie istoty zasługują na to, by je sprzedano, myślałem z goryczą i miotałem się między odrazą do nich a żalem, że już za późno, bym ich ocalił mocą Słowa." Oni nie są jego towarzyszami, partnerami, mają być wyznawcami i wykonawcami poleceń, łatwymi "ofiarami", ludźmi którzy "rozjątrzeni, targani nienawiścią, śmiertelnie znużeniu niewolą, związaliby swój los nawet z najgorszym upiorem czy duchem leśnym, byleby odciąć się na zawsze od świata białego człowieka". Nie widzę w tym jakoś afirmacji człowieczeństwa - a w czym pogarda Murzyna wobec innego czarnego jest lepsza niż pogarda białego?
Zresztą i to przekonanie o słuszności własnych celów, poczucie misji to nie wszystko. Szybko okazuje się, że zderza się ono z rzeczywistością gdy napotyka na obojętność czarnych, którzy nie tylko wcale nie garną się pod jego przywództwo a wręcz stają w obronie życia swoich białych panów. Niewolnicy w obronie ciemiężcy przeciwko człowiekowi, który pragnie dać im wolność. Czyż to nie paradoks?
I to między innymi za jego sprawą powieść Styrona pozostawia czytelnika w pewnej rozterce. Nie ma co prawda wątpliwości co do tego jak ocenić rasizm i niewolnictwo, które sprowadziło człowieka do rangi żywego inwentarza, który okazał się w tym przypadku "zdolny do podstępu i zmowy, i chytrego działania" ale pojawiają się one gdy mowa już o samym powstaniu, bo jest coś niepokojąco trafnego w tym co spisał Grey (nawiasem mówiąc sposób w jego relacja została wpleciona przez Styrona mógłby być wzorem dla Jacka Dehnela) - "bez względu na ułomności murzyńskiego charakteru - a są one liczne, różnorodne i poważne - powstanie to dowiodło poza wszelką dyskusją, że zwykły murzyński niewolnik, stając wobec wyboru między przyłączeniem się do takiego fanatycznego przywódcy rebelianckiego, jak Nat Turner, a obroną swego dobrotliwego i troskliwego pana, rzuci się go bronić i będzie walczył równie dzielnie jak każdy, dając przez to chwalebne świadectwo dobroczynności ustroju tak ignorancko potępianego przez kwakrów oraz innych takich moralizatorsko nieuczciwych krytyków."
Swego czasu Turner podobał mi się bardziej niż Wybór Zofii. Na pewno jest to mocna rzecz.
OdpowiedzUsuńMam tak samo, "Wyznania" są bardziej skondensowane i mocniejsze. Na "Wybór" skusiłem się bo chciałem przekonać się jak wygląda ta "antypolskość" ale to okazało się być nieporozumieniem.
UsuńWłaśnie o tę kondensację chodziło, Wybór jest jednak rozwleklejszy. Antypolskość? Czy chodzi o to, że Zofia pracowała dla komendanta, zamiast mu podać truciznę w zupie albo dziabnąć nożem, jak na prawdziwą patriotkę przystało?
UsuńChyba między innymi i o to, bo to jeszcze i ojciec antysemita na dokładkę a wiadomo, że jak Polacy nie są pozytywnymi bohaterami to od razu książka jest antypolska.
UsuńTiaaa, tyle że takich profesorów, dziennikarzy i zakonników to można bez trudu palcem wskazywać :P
UsuńNo nie, sugerujesz że mogą być źli Polacy?! Wyczuwam nutę antypolskości! :-)
UsuńWiadomo, jako klasyczny leming pluję we własne gniazdo :D
UsuńWłaśnie! a wiadomo komu to służy, na czyj młyn jest to woda i jakie, określone siły za tym stoją - zgroza! :-)
UsuńZgroza, ale co poradzę?
UsuńJak to co? Stanowczo się odciąć!
UsuńI stracić zabawę?
UsuńCzekaj, jak się tylko nasza stara znajoma o tym dowie, to dopiero będziesz miał taką zabawę, że nie nadążysz z usuwaniem komentarzy albo będziesz musiał włączyć ich moderację :-)
UsuńCzyżby u Ciebie się uaktywniła? Musiałem coś przegapić.
UsuńNic nie straciłeś, ten sam, stary repertuar :-)
UsuńRepertuar się sprawdza, więc po co go zmieniać.
UsuńW sumie racje, ma stałe, sprawdzone grono czytelniczek więc co się kobieta będzie wysilać :-)
Usuń