Kto by nie znał Jana Piszczyka?! Pewnie każdy trafił kiedyś w TV, choćby przypadkiem, na "Zezowate szczęście" albo na jego kontynuację "Obywatel Piszczyk". Ale tak na prawdę, stworzył go nie Andrzej Munk w swoim filmie tylko Jerzy Stefan Stawiński w "Sześciu wcieleniach Jana Piszczyka" (nawiązując zresztą do własnego życiorysu) i nie jest to dokładnie ta sama postać, którą znamy z filmu, budząca przede wszystkim śmiech. Jan Piszczyk Stawińskiego tylko na pierwszy rzut oka może budzić śmiech a z każdą kolejną stroną książki zaczyna dominować politowanie i wreszcie obrzydzenie. Bo kowalem losu głównego bohatera nie jest, jak to on utrzymuje, zezowate szczęście - nie dajmy sobie wcisnąć tej ciemnoty - lecz on sam.
Jest ofiarą własnych kłamstw i oszustw, które w ostateczności zawsze go pogrążają. Jak Pinokio przekonał się, że "kłamstwo zaraz można poznać, ponieważ istnieją dwa rodzaje kłamstw: takie, co mają krótkie nogi, i takie, co mają długi nos", co prawda "zaraz" w jego przypadku jest względne, ale w każdym razie konsekwencje nadchodzą nieuchronnie. Owszem przez jakiś czas można Piszczyka odbierać jako ambitnego człowieka, który chce się wyrwać z ram, w jakie chce wtłoczyć go ojciec, tyle, że w swojej niezgodzie na to, pragnieniu akceptacji "na siłę", porusza się jak słoń w składzie porcelany. Może i chce dobrze, ale jak wiadomo, dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane.
Pierwsze wydanie "Sześciu wcieleń Jana Piszczyka" ukazało się w 1959 roku i niestety duch tamtych lat unosi się nad książką. W dużej mierze jest to bowiem satyra na Polskę lat międzywojennych, zgodna z "jedynie słuszną linią" - wyśmiewane jest harcerstwo, napiętnowane partie narodowe, obrywa się sanacyjnej moralności drobnomieszczańskiej i moralności elit, armii jako zbiorowisku nieudaczników, którzy znaleźli w niej sposób na podbudowanie własnego ego. Stawiński nie zapomniał też wspomnieć o antysemityzmie, bezrobociu i więzieniu komunistów.
Pierwsze wydanie "Sześciu wcieleń Jana Piszczyka" ukazało się w 1959 roku i niestety duch tamtych lat unosi się nad książką. W dużej mierze jest to bowiem satyra na Polskę lat międzywojennych, zgodna z "jedynie słuszną linią" - wyśmiewane jest harcerstwo, napiętnowane partie narodowe, obrywa się sanacyjnej moralności drobnomieszczańskiej i moralności elit, armii jako zbiorowisku nieudaczników, którzy znaleźli w niej sposób na podbudowanie własnego ego. Stawiński nie zapomniał też wspomnieć o antysemityzmie, bezrobociu i więzieniu komunistów.
W krytyce nowego ustroju Stawiński już nie jest tak pryncypialny. W zasadzie nie wychodzi poza to co praktykowała "Trybuna Ludu" w ramach listów od obywateli, czyli krytyce biurokracji. Wiadomo, to w nowym ustroju był grzyb pasożytujący na zdrowym jądrze sojuszu robotniczo-chłopskiego i pracującej inteligencji, a jego krytyka nie godziła w podstawy ustroju. Zła jest też tzw. prywatna inicjatywa - kobieta która porzuca spracowanego urzędnika administracji państwowej i zdradza go z prywatnym przedsiębiorcą obowiązkowo stacza się, a biuro pisania podań, w którym pracuje Piszczyk oparte jest na niekompetencji i oszustwie.
Ale nawet spod tych pokładów ówczesnej poprawności politycznej da się wypatrzeć, inne, bardziej złowrogie ślady tamtych czasów - to postać kadrowca, wielkiego inkwizytora czuwającego nad moralnością i poglądami pracowników i sprawa napisu w toalecie (oba motywy przywodzą na myśl słynny "Rejs" Marka Piwowskiego), która urasta do niebotycznej rangi i kończy tak dobrze rozwijającą się karierę tytułowego bohatera.
Wszystko to razem, można odczytać jako naiwne przesłanie; oto drogi czytelniku, do czego prowadzi, droga "na skróty", jeśli zaś tylko ciężko i uczciwie pracujesz, pogodzony z losem i przydzielonym ci miejscem na ziemi, nie wychylasz się, może ominie cię miraż sukcesu ale za to będziesz mógł spokojnie żyć.
Ale nawet spod tych pokładów ówczesnej poprawności politycznej da się wypatrzeć, inne, bardziej złowrogie ślady tamtych czasów - to postać kadrowca, wielkiego inkwizytora czuwającego nad moralnością i poglądami pracowników i sprawa napisu w toalecie (oba motywy przywodzą na myśl słynny "Rejs" Marka Piwowskiego), która urasta do niebotycznej rangi i kończy tak dobrze rozwijającą się karierę tytułowego bohatera.
Wszystko to razem, można odczytać jako naiwne przesłanie; oto drogi czytelniku, do czego prowadzi, droga "na skróty", jeśli zaś tylko ciężko i uczciwie pracujesz, pogodzony z losem i przydzielonym ci miejscem na ziemi, nie wychylasz się, może ominie cię miraż sukcesu ale za to będziesz mógł spokojnie żyć.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZa to Alu, na ciebie zawsze mogę liczyć :-) Co tam w twoim Archiwum...?
Usuń