sobota, 22 listopada 2014

Pinokio, Carlo Collodi

Wstyd się przyznać ale w swojej chęci zapoznania syna z "Pinokiem" przypominałem niecierpliwością głównego bohatera powieści Collodiego. A i tak moje wysiłki poszły na marne i nie pomogły nawet ilustracje Roberto Innocentiego. A wystarczyło tylko trochę poczekać.

 
Wszystko ma swój czas - ponad sześćdziesięcioletnie ilustracje Mistrza Szancera i stary przekład Zofii Jachimeckiej ciągle są w grze a przygody drewnianego pajaca, który chce zostać chłopcem nadal działają na wyobraźnię ośmiolatka.
 
Nie obeszło się co prawda bez konieczności udzielenia co jakiś czas wyjaśnień a nawet i ingerencji rodzicielskiej cenzury, gdy okazało się, że grzywa Pinokia zamienionego w osła - wiadomo, "to już takie przeznaczenie. Tak zapisano w księdze mądrości, że wszyscy rozwłóczeniu chłopcy, którzy pogardzają szkołą, książkami i nauczycielami, a cały dzień spędzają na zabawach, grach i rozrywkach, muszą wcześniej czy później zamienić się w osiołki" była przyozdobiona tym samym co pas Klucznika z Zamku, II księgi "Pana Tadeusza" (w tłumaczeniu Jarosława Mikołajewskiego głucho na temat tej ozdoby).
 
 
Zresztą w trakcie lektury pojawiły się też inne dylematy, jak choćby wówczas, gdy trzeba wyjaśnić, dlaczego Pinokiowi nie rośnie nos, gdy  by wydostać się z więzienia w mieście Chwytajcymbałów kłamie, twierdząc że należy do bandy rzezimieszków a przecież wiadomo, że "kłamstwo zaraz można poznać, ponieważ istnieją dwa rodzaje kłamstw: takie, co mają krótkie nogi, i takie, co mają długi nos."?  
 
O ile o wyjaśnienie tej kwestii należałoby zwrócić się do Collodiego, to z kolei Szancera trzeba by zapytać dlaczego narysował wieloryba połykającego Pinokia, skoro z tekstu wynika, że pajaca (a wcześniej także Dżeppetta) połknął rekin. Oto jest pytanie!
 
Ale to tylko dodaje smaczku książce, która ciągle pozostaje piękną, chwilami wzruszającą, chwilami śmieszną ale zawsze pouczającą historią o chłopcu, który dorasta i którego zmienia miłość. I co tu więcej pisać, lekko zauroczony czarem opowieści o drewnianym pajacu, polecam wszystkim mamom i tatom ...

30 komentarzy:

  1. To rzeczywiście dziwne, że na ilustracji widnieje wieloryb zamiast rekina. Dajemy dzieciom takie książki, a potem dziwimy się, że nie rozróżniają zwierząt :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szancer, Szancerem ale nie ma co zwalać na niego całej winy. Autentyczna historia, warszawska szkoła podstawowa, pierwszaki jadą na "zieloną szkołę", gdzieś po drodze widać na pastwisku widać krowy. Jedna z nauczycielek chce zażartować i woła - dzieci zobaczcie, sarenki! na co dzieci rzucają się do okien i wołają - sarenki, sarenki! Skończyło się zebraniem rodziców :-)

      Usuń
    2. Haha, ale to już wina rodziców, że nie poświęcają dzieciom czasu i nie uczą ich podstawowych rzeczy. Z moją córką w zerówce uczyła się dziewczynka, która na początku roku na jedzenie mówiła "daj am am". Ale inni rodzice bardzo krytykowali jej matkę, że tak zaniedbała dziecko.

      Usuń
    3. To chyba najprostsza diagnoza ale można to też potraktować jako sprawdzian opinii autorytetu :-) i dorosłym zdarza się powtarzać bzdury po osobie której ufają i w której autorytet wierzą a co dopiero dzieciom :-)

      Usuń
  2. Ilustracje Szancera są wspaniałe i optymistyczne. Collodiego są wspanialsze, ale bardzo, bardzo pesymistyczne, straszne. Nie wiem, co wolę... Wiem, wolę obie wersje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wszelki wypadek kupiłem też Pinokia z ilustracjami Innocentiego :-) bo rozumiem, że jego masz na myśli. Ale zasadnicza różnica nie tkwi moim zdaniem w ilustracjach a w przekładach, stary, mimo wszystko, wydaje mi się zgrabniejszy.

      Usuń
  3. My książki jeszcze niet, ale film Disney'a (tam też był wieloryb) wałkowaliśmy chyba sto razy, więc czekam, aż historia zostanie trochę zapomniana, a wtedy już tylko decyzja czyje obrazki i do dzieła:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z książką była ciężka sprawa ale gdy już się rozpędziliśmy, tak zaraz po epizodzie w teatrzyku marionetek, to poszliśmy jak burza. Wcześniej nie chciał nawet słyszeć o wyjściu do kina na najnowszą wersję "Pinokia", teraz nie ma już z tym problemu. O dziwo, ja sam choć pamiętałem książkę z dzieciństwa, dopiero teraz ją doceniłem :-)

      Usuń
  4. Z lat dziecięcych bardzo średnio pamiętam "Pinokia", ale wiem, że nie podobał mi się w ogóle i nawet nie wiem do końca czemu :D Muszę wrócić do tej historii, bo jak zwykle po latach może się okazać, że to zupełnie inna książka niż ją pamiętam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo! to przecież książka dla chłopców i aż dziw bierze, że feministki jeszcze się z nią nie rozprawiły :-) Ale mówiąc na serio, choć też nie była ulubiona książka mojego dzieciństwa, to jednak wiele scen zapamiętałem na zawsze, oczywiście w ich, że tak powiem, wymowie przygodowej :-) dopiero teraz gdy czytałem ją po latach z zaskoczeniem odkryłem, że to zupełnie inna książka niż ją pamiętam :-) znacznie, znacznie lepsza :-)

      Usuń
    2. O rety! Lepiej nie rzucajmy biednego "Pinokia" na żer feministycznych interpretacji - niech sobie "Pinokio" będzie "chłopakowy", a co :D Na pewno muszę odkryć na nowo :)

      Usuń
    3. No chance! Nowe nadchodzi! Ale co tam "Pinokio" - "Piotruś Pan" to dopiero pole do popisu dla drugiej i trzeciej fali feminizmu, czy jak to tam się nazywa :-)

      Usuń
  5. Jako dziewczynka uwielbiałam Pinokia, no i oczywiście ilustracjach Szancera. Teraz. gdy wracam do tej książki, też zwracam uwagę na inne rzeczy, niż kiedyś. A co do wieloryba, pewnie wydawał się bardziej potężny, niż rekin.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jesteś pierwszą blogerką, której "Pinokio" podobał się w dzieciństwie :-) i kto by wówczas zwracał uwagę na takie drobiazgi jak różnica pomiędzy rekinem i wielorybem :-)

      Usuń
  6. Mam wydanie Medii, póki co nie obczytane, ale że ładnie wszedł Pan Kleks (do tego stopnia ładnie, że chcąc uniknąć natychmiastowej repety z całości, musiałem szybko skombinować audiobooka), jestem dobrej myśli. I naprawdę cenzurowałeś niewinne kutasy? Choć może trochę rozumiem. Podczas ostatniej wizyty w WBP Bartek oglądał ze mną parapety zastawione komiksami dla dorosłych i koniecznie chciał wiedzieć jak się tłumaczy "Kick Ass", zauważone na jednym z grzbietów. Grzecznie wyjaśniłem. A on następnego dnia ochoczo podzielił się swą nowo nabytą wiedzą zarówno z koleżeństwem jak i panią od angielskiego :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę, naprawdę :-) Jakoś nie przeszło mi to przez gardło przy dziecku, nie masz się co dziwić - tak kończy się brak nowoczesności :-)

      Pan Kleks też mu się podobał, dziwne prawda a powinien gustować w jakichś współczesnych, postmodernistycznych lekturach :-)

      Usuń
    2. A może tak zdynamizowany Pinokio, w wersji "na podstawie", w pięknej graficznej oprawie, polecany u Staśka?

      Usuń
    3. Ilustracjom mówimy zdecydowane tak, natomiast wszelkim namiastkom literatury, stanowcze nie.

      Usuń
    4. Kupię sobie w prezencie noworocznym, bo to ponoć rzecz robiąca wrażenie rozmiarem, w niezłej cenie i zobaczę jak z merytoryczną stroną. Ja z kolei nie uważam, że "na podstawie" automatycznie ma świadczyć o kiepskiej jakości adaptacji i szufladkowaniu jej jako "namiastki" :P

      Usuń
    5. Jak zwał, tak zwał. Kilkukrotnie korzystałem z, niech będzie, adaptacji :-). Gdy chodzi o przykrojoną dla potrzeb dzieci książkę dla dorosłych wszystko jest ok, gdy chodzi o przeróbkę książki dla dzieci dla jeszcze młodszych dzieci to mam bardzo "mieszane" uczucia.

      Usuń
    6. Myślę, że dobrze zrobiona "przeróbka" pozwoli dziecku zapamiętać tytuł, a jeśli się spodoba, wrócić później do pełnej wersji. Nie sądzę bowiem, by 6latka porwała na przykład "duża" Alicja :) A ta z ilustracjami Adreani ma szanse.

      Usuń
    7. Szkoły są różne, dla mnie jednak to zubożenie książki - owszem dziecko ma zreferowaną jej treść mniej lub bardziej dokładnie ale średnio ma się to do oryginału. To że sześciolatka nie porywa "Król Maciuś", "Pinokio" czy "Alicja", doskonale rozumiem, bo sam to przećwiczyłem, to po prostu nie są książki dla sześciolatków. Mało które doceni wiedzę :-) o tym, że "rozpalony do czerwoności koniec pogrzebacza sparzy cię, jeśli go za długo trzymasz; i że jeśli bardzo głęboko zatniesz się w palec nożem to przeważnie krwawi; (...) jeśli wypijesz za dużo z butelki z napisem "Trucizna", to prawie na pewno prędzej czy później ci to zaszkodzi."
      Wydaje mi się, że w gruncie rzeczy wybór "adaptacji" to przede wszystkim kwestia ambicji rodziców (do której też się przyznaję) niż upodobań dziecka.

      Usuń
    8. Mnie się wydaje, że większa część lektur, które serwuję paszczą, to kwestia, nie tyle może nawet ambicji, co chęci wprowadzenia czegoś więcej ponad zainteresowania chłopaków. Inaczej musiałbym jechać kilkanaście tomów Star Wars pod rząd :P Poza tym, tak naprawdę, nigdy nie wiesz co zachwyci dziecko. Starszy porzucił "Kroniki Wardstone" na rzecz Pana Samochodzika. O! :D

      Usuń
    9. Jak zwał tak zwał :-) a sprowadza się to do tego samego. Po kilku próbach odpuściłem sobie "kurs przyspieszony", odczekałem i okazało się, że z dobrym skutkiem.
      U mnie Star Wars tylko w wersji Lego i animowanej, do wieku wyboru pomiędzy "Kronikami" a "Panem Samochodzikiem" jeszcze trochę brakuje, ale nie mam specjalnych złudzeń co do losów "Czterech Pancernych" i "Pana Samochodzika".

      Usuń
    10. Może się zdziwisz jako i ja się zdziwiłem.
      PS. Wczoraj wręczyłem Starszemu "... i Fantomas" i dostałem zrypkę, że co tak nie po kolei :)

      Usuń
    11. Dziwię się, ale tak przyjemnie :-). No to idź na całość - zaryzykuj jeszcze serial "Samochodzik i Templariusze" i go potem do Radzynia Chełmińskiego, Okonina i Malborka :-).

      Usuń
    12. Za późno. Śp. pan Mikulski swoją podrasowaną "żabą" zdążył już objechać Mazury :) A zamiast gnać taki kawał do Malborka, zabiorę go na wiosnę na odrestaurowany Krzyżtopór :)

      Usuń
    13. Gdzie tam Krzyżtoporowi do Malborka, a tak byś jeszcze zahaczył o Jerzwałd i syn może naprawdę zostałby fanem Pana Samochodzika :-)

      Usuń
    14. Naprawdę uważasz, że wielkie, warowne bydlę, więcej warte od równie warownego, a o ile bardziej zwiewnego zamku w Ujeździe? Ja tam jestem całym sercem za palazzo in fortezza. Sama nazwa najlepiej wyjaśnia o co mi chodzi.

      Usuń
    15. Ja to w ogóle jestem zaskoczony, że przyszło Ci do głowy zestawiać te dwa zamki :-)

      Usuń