Wiadomo, że Sienkiewicz "wielkim pisarzem był" co z definicji, od razu ustawia dyskusję na temat samego pisarza oraz jego twórczości, ale wiadomo też, że obok "Trylogii", "Quo vadis" czy "Krzyżaków" zdarzały mu się, mówiąc oględnie, książki "takie sobie". Gdzieś pomiędzy jednymi i drugimi lokują się jego "Listy z Afryki", które zresztą wcale nie były pisane, ani wysyłane z Afryki (oprócz dwóch) i już na starcie cieszyły się znacznie mniejszą popularnością niż wcześniejsze "Listy z podróży do Ameryki". Relacja Sienkiewicza z podróży do Afryki okazała się tylko reminiscencjami turysty z egzotycznej wycieczki, w dodatku nieudanej. A przecież można oczekiwać czegoś więcej po uznanym pisarzu, który w dodatku znał się z Leopoldem Janikowskim, który wyprawiał się kilka lat wcześniej do Kamerunu wraz ze Stefanem Szolc-Rogozińskim (a potem także samodzielnie).
Towarzyszem podróży Sienkiewicza, trochę przypadkowym bo każdy z panów płacił za siebie i nie byli związani żadną umową był młody człowiek, Jan hrabia Tyszkiewicz, który swoje wrażenia także opisywał w listach, tyle że nie pisanych na zamówienie a do rodziny (przede wszystkim matki) w okresie od grudnia 1890 do maja 1891 roku wydanych jako "Listy z podróży do Zanzibaru 1891 r." co jest trochę nieścisłym tytułem bo nie dość, że podróż zaczęła się wcześniej to na dodatek nie ograniczyła się też tylko do Zanzibaru.
Panów dzieliła różnica wieku (Sienkiewicz miał 44 a Tyszkiewicz 23 lata) ale łączyła amatorszczyzna (nie mieli nawet pojęcia, jaką pogodę zastaną na Zanzibarze) i zamiłowanie do polowań, w czym również niespecjalnie się popisali, bo gdy przyszło co do czego i hipopotam zaatakował łódź, którą płynęli - "Sienkiewicz także głowę stracił: widzę go jak zmierza do bestii, a bout portant [blisko], i nie strzela - zapomniał kurki odwieść".
Tyszkiewicz był niewątpliwie pod wrażaniem postaci swojego towarzysza podróży, chociaż to uczucie chyba było niespecjalnie odwzajemnione bo pisarz wcale nie nalegał, mówiąc delikatnie, by Tyszkiewicz towarzyszył, i który miał wyraźny problem z podjęciem decyzji czego chce, a i potem nie trzymali się siebie kurczowo, jakby jednak tam nie było, po zakończonej podróży rozstali się w miłej atmosferze.
Towarzystwo Sienkiewicza nie jest centralnym punktem korespondencji młodego hrabiego ale jego postać pojawia się często w "Listach ..." i to w kontekstach, z których nie wiadomo czy pisarz byłby zadowolony, jak choćby wówczas gdy okręt wojenny (sic!), na którym płynęli zawrócił po jego kapelusz - "Sienkiewiczowi spadł kapelusz w morze, kapitan spostrzegłszy to, dał rozkaz, aby natychmiast statek zawrócono, przyjechawszy do miejsca gdzie się znajdował na wpół już zatopiony kapelusz, spuszczono łódź z sześcioma majtkami i uratowana zguba została właścicielowi wrócona."
Trochę mniej śmiesznie robi się, gdy Tyszkiewicz wspomina, że miał przyjemność poznać Wissmana, który "wojował z plemieniem Massai" a "Sienkiewicz bardzo żałował, że go nie mógł poznać" jeśli się weźmie pod uwagę co kilka lat potem pisał o tym "wojowaniu" Antoni Jakubski. Dziwne, że z jednej strony pisarz upomina się o wolność własnego narodu a z drugiej podziwia kogoś kto właśnie "ogniem i mieczem" zagarnia pod niemiecki but wolno żyjących dotychczas ludzi. Coś chyba rzeczywiście zaczęło szwankować z jego wrażliwością społeczną bo Tyszkiewicz wspomina też, że Sienkiewicz "swego Janka muzykanta nie lubi" co współgra z tym, o czym wspomina Orzeszkowa w prawie o 10 lat wcześniejszym liście do Teodora Tomasza Jeża - "A propos Sienkiewicza, odstępstwo jego od obozu postępowego stanowcze i jawne. Był w Krakowie, oddawał wizyty stańczykom, którzy dawali dla niego wieczory, w Warszawie mówi głośno o tym, że jest tylko artystą, że zatem wszystkie idee i teorie naukowe i filozoficzne nic go wcale nie obchodzą. Przyjaciół dawnych unika, "Humoresek z teki Worszyłły", mocno demokratycznych, do wydania pism swoich włączyć nie pozwolił, o "Szkicach węglem" mówi, komu tylko może, że to grzech młodości". Kiedy Sienkiewicz płynął do Afryki jego "grzechy młodości" zastąpiły opowiadania w rodzaju "Lux in tenebris lucet", którym zachwycał się na statku Tyszkiewicz, a o których nikt już dzisiaj nie pamięta, w przeciwieństwie do tego, o czym Sienkiewicz wolał zapomnieć.
W sumie co prawda "Listy z podróży do Zanzibaru 1891 r." nie stanowią żadnej rewelacji ale zawsze to ciekawostka dla tych, którzy bliżej interesują się postacią Henryka Sienkiewicza.
Panów dzieliła różnica wieku (Sienkiewicz miał 44 a Tyszkiewicz 23 lata) ale łączyła amatorszczyzna (nie mieli nawet pojęcia, jaką pogodę zastaną na Zanzibarze) i zamiłowanie do polowań, w czym również niespecjalnie się popisali, bo gdy przyszło co do czego i hipopotam zaatakował łódź, którą płynęli - "Sienkiewicz także głowę stracił: widzę go jak zmierza do bestii, a bout portant [blisko], i nie strzela - zapomniał kurki odwieść".
Tyszkiewicz był niewątpliwie pod wrażaniem postaci swojego towarzysza podróży, chociaż to uczucie chyba było niespecjalnie odwzajemnione bo pisarz wcale nie nalegał, mówiąc delikatnie, by Tyszkiewicz towarzyszył, i który miał wyraźny problem z podjęciem decyzji czego chce, a i potem nie trzymali się siebie kurczowo, jakby jednak tam nie było, po zakończonej podróży rozstali się w miłej atmosferze.
Towarzystwo Sienkiewicza nie jest centralnym punktem korespondencji młodego hrabiego ale jego postać pojawia się często w "Listach ..." i to w kontekstach, z których nie wiadomo czy pisarz byłby zadowolony, jak choćby wówczas gdy okręt wojenny (sic!), na którym płynęli zawrócił po jego kapelusz - "Sienkiewiczowi spadł kapelusz w morze, kapitan spostrzegłszy to, dał rozkaz, aby natychmiast statek zawrócono, przyjechawszy do miejsca gdzie się znajdował na wpół już zatopiony kapelusz, spuszczono łódź z sześcioma majtkami i uratowana zguba została właścicielowi wrócona."
Trochę mniej śmiesznie robi się, gdy Tyszkiewicz wspomina, że miał przyjemność poznać Wissmana, który "wojował z plemieniem Massai" a "Sienkiewicz bardzo żałował, że go nie mógł poznać" jeśli się weźmie pod uwagę co kilka lat potem pisał o tym "wojowaniu" Antoni Jakubski. Dziwne, że z jednej strony pisarz upomina się o wolność własnego narodu a z drugiej podziwia kogoś kto właśnie "ogniem i mieczem" zagarnia pod niemiecki but wolno żyjących dotychczas ludzi. Coś chyba rzeczywiście zaczęło szwankować z jego wrażliwością społeczną bo Tyszkiewicz wspomina też, że Sienkiewicz "swego Janka muzykanta nie lubi" co współgra z tym, o czym wspomina Orzeszkowa w prawie o 10 lat wcześniejszym liście do Teodora Tomasza Jeża - "A propos Sienkiewicza, odstępstwo jego od obozu postępowego stanowcze i jawne. Był w Krakowie, oddawał wizyty stańczykom, którzy dawali dla niego wieczory, w Warszawie mówi głośno o tym, że jest tylko artystą, że zatem wszystkie idee i teorie naukowe i filozoficzne nic go wcale nie obchodzą. Przyjaciół dawnych unika, "Humoresek z teki Worszyłły", mocno demokratycznych, do wydania pism swoich włączyć nie pozwolił, o "Szkicach węglem" mówi, komu tylko może, że to grzech młodości". Kiedy Sienkiewicz płynął do Afryki jego "grzechy młodości" zastąpiły opowiadania w rodzaju "Lux in tenebris lucet", którym zachwycał się na statku Tyszkiewicz, a o których nikt już dzisiaj nie pamięta, w przeciwieństwie do tego, o czym Sienkiewicz wolał zapomnieć.
W sumie co prawda "Listy z podróży do Zanzibaru 1891 r." nie stanowią żadnej rewelacji ale zawsze to ciekawostka dla tych, którzy bliżej interesują się postacią Henryka Sienkiewicza.
No żeby Sienkiewicz wypadł za burtę, to rozumiem, ale zawracać po kapelusz? Mieli rozmach...
OdpowiedzUsuńJeśli mnie pamięć nie myli, to Sienkiewicz w swoich Listach, "zapomniał" o tym wspomnieć :-), w sumie nie wiem czemu bo to podobno była inicjatywa samego kapitania statku a nie jego.
UsuńZawsze znajdziesz coś ciekawego :-) Przeczytam na sto procent choćby ze względu na Sienkiewicza i jego kapelusz. Na poważnie to zdziwiona jestem niechęcią Sienkiewicza do własnych przecież pozytywistycznych nowel .Ciekawe co go zniechęcało tematyka ( co sugerowałoby zmianę poglądów lub podążanie za ówczesną modą) czy raczej twierdził że mógł to napisać lepiej co nawet można zrozumieć. Choć w świetle tego że właśnie te najmniej przezeń lubiane do dziś są znane i czytane można się spierać o ich jakość , broniąc jej rzecz jasna przed samym twórcą.
OdpowiedzUsuńZmieniło mu się chyba w okresie kiedy pisał "Trylogię" a kiedy jeśli chodzi o problematykę społeczną porzucił małe formy na rzecz powieści to już całkiem "odleciał". Czemu? - nie wiem, ale to rzeczywiście zaskakujące, że tak świetnie radził sobie w powieściach historyczno-przygodowych a z kolei społeczno-obyczajowe kładł jedna po drugiej.
UsuńSienkiewicz był mistrzem jeśli chodzi o nowele , powieści historyczne również ciekawe choć jeśli zagłębić się w szczegóły to niedopracowane choćby postać Jana Skrzetuskiego ( przepadam za tym powieściowym zasługa zarówno powieści jak i Żebrowskiego w ekranizacji) dość daleka od prototypu. Dość ścisły podział na czarne lub białe charaktery dziwnie pierwsze występują głównie po jednej stronie a drugie po drugiej i parę innych rzeczy. No ale fakt, porywają do dziś.
UsuńPowieści obyczajowe - tu dopadają mnie wyrzuty sumienia ale "Rodzina Połanieckich" dla mnie była udanie sportretowana nie bardzo jest się czego czepiać, "Bez dogmatu" czeka więc się nie wypowiem.
Dla mnie Sienkiewicz to przede wszystkim "Trylogia", "Krzyżacy", "Quo vadis", "W pustyni i w puszczy" i nowele pozytywistyczne. O reszcie wg mnie można spokojnie zapomnieć.
UsuńCzyli typowo, same lektury ;-)
UsuńTak, czyli to, co odstrasza czytelników w wieku szkolnym :-)
UsuńPoszukuję "Listów... Jana Tyszkiewicza. Prowadzę stronę www.henryk-sienkiewicz.eu. Proszę o sugestie, gdzie w Polsce mogę je znaleźć.
OdpowiedzUsuńGratuluję strony. Kupiłem "Listy..." na allegro, były wystawiane na allegro przez kilka miesięcy i nie mogły znaleźć amatora.
Usuń