poniedziałek, 9 września 2013

Chłopiec z Salskich Stepów, Igor Newerly

Nie będę ukrywał, po "Chłopca z Salskich Stepów" sięgałem mocno uprzedzony bo niejasne wspomnienie jego lektury jeszcze w czasach podstawówki i pamięć "opus magnum" Newerly'ego - "Pamiątki z Celulozy" nie były najlepszymi rekomendacjami.


Co prawda okazało się, że nie było tak strasznie jak się sądziłem ale jednak moje obawy nie były bezpodstawne. Sporo tu smaczków z gatunku zafałszowań i przemilczeń, które dopiero dzisiaj widać z całą ostrością. "I smieszno i straszno" może się zrobić, gdy czyta się, jak to kwaterując dwadzieścia miesięcy u polskiej rodziny w Białymstoku, pewnie już w 1939 roku, radziecki oficer obiecuje wnuczce gospodyni, że uwolni jej ojca z niemieckiego oflagu, choć Rosjanie byli wówczas w niezłej komitywie z Niemcami, czy jak to uczył się od dziecka języka polskiego i próbował czytać "Żywe kamienie". Cóż za humanista, który w marzeniach był "wodzem armii rewolucyjnej na barykadach Nowego Jorku", którego "odurzyło (...) słowo krzepiące, słowo wiążące: "towarzyszu" ...". 

Równowagą dla tych andronów miało być chyba odwołanie się do polskiego katolicyzmu, bo w swym opowiadaniu Diergaczow co rusz wspomina Matkę Boską. Nie wypada też nie wspomnieć o przemyconej przez Newerly'ego pamięci wojny 1920 r. bo tylko o nią może chodzić we wspomnieniu męża gospodyni, u której ukrywał się tytułowy bohater - "po tym listopadzie [1918 roku] były różne pułki, fronty, boje, szpitale, dwie rany, dwa krzyże i jedna paka".

W sumie nawet nie wiadomo dlaczego ma to być książka dla dzieci i młodzieży skoro jej bohaterem jest, wbrew tytułowi, nie chłopiec lecz dorosły człowiek. Jego dzieciństwu i młodzieńczemu wiekowi poświęcona jest niewielka część książki jako żywo kojarząca się w tych partiach z "Poematem pedagogicznym" Makarenki. Dzisiaj zresztą książka pewnie nie byłaby uznana za zbyt pedagogiczną niezależnie już od historycznego fałszu. Z punktu politycznej poprawności raczej nie do przyjęcia byłaby wzmianka o "murzyńskich ustach" jako dopełnieniu brzydoty albo "rumuńskim niechlujstwie". Ale wątpliwość, o której wspomniałem, oczywiście jest tylko pozorna bo książka pisana jest prostym, przystępnym językiem, okraszonym mądrościami, w stylu, który rozwinął potem Janusz Przymanowski w "Czterech pancernych i psie", gdzie wojna jest pasmem przygód niezłomnego głównego bohatera i nie ulega wątpliwości, że adresowanym właśnie do młodego czytelnika.

Zresztą nie się co dziwić. W końcu "Biblioteka młodych", w której "Chłopiec z Salskich Stepów" został wydany obejmowała książki, które "zostały napisane w Ludowej Polsce" i siłą rzeczy musiały się znaleźć w niej i takie "dzieła".

75 komentarzy:

  1. Dostałem "Chłopca" jako nagrodę w siódmej klasie i bardzo mi się podobał, chociaż z każdym czytaniem coraz mniej - jednak wiele rzeczy było szyte zbyt grubymi nićmi, tak jak zauważyłeś. Od dawna nie wracałem, za ro kusi mnie Neverly dla dorosłych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie kusi "Pamiątka z Celulozy", która za młodych lat mi się podobała - trochę jednak zniechęca mnie objętość. Z jednej strony chciałoby się, z drugiej jednak z góry wiadomo, że ma tam co oczekiwać jakiejś "wartości dodanej" :-).

      Usuń
    2. Pamiątkę napocząłem, o ile pamiętam, to są niezłe opisy bodajże Włocławka, czy gdzie tam ta papiernia była. Film też był niezły, jak na produkcyjniaka:)

      Usuń
    3. Czuję że muszę się zebrać w sobie :-), "Pamiątka" w ogóle mi się podobała (film kojarzę tylko "piąte przez dziesiąte") ale może to była kwestia wieku i czytelniczego wyrobienia a raczej naiwności :-).

      Usuń
    4. Zbierz się, Dostojewskiego zmogłeś, a Neverly Cię pokona?:P

      Usuń
    5. To chyba akurat było do przewidzenia :-) "Nr 16 produkuje" i "Obywateli" też mógłbym nie zmóc :-)

      Usuń
    6. No ale bądź twardy jak Roman Bratny:)

      Usuń
    7. Zwłaszcza, że i chcę sobie przypomnieć "Kolumbów, rocznik 20" :-). Ale się na wspominki zebrało, zamiast "na przód iść, po życie sięgać nowe" :-)

      Usuń
    8. A ja właśnie dochodzę do wniosku, że trzeba się zatrzymać i zrobić parę powtórek, trochę mi żal czasów, kiedy jedną książkę potrafiłem czytać co pół roku.

      Usuń
    9. Po pół roku musiałbym ją czytać od nowa. Z powtórkami mam lekkie rozdwojenie jaźni, bo owszem miło jest przypomnieć sobie dawno minione szczenięce lata :-) z drugiej trzeźwy osąd tego co czytam w ich ramach nie wystawia najlepszej oceny moim dawnym gustom :-)

      Usuń
    10. To tylko smutna konstatacja faktu :-)

      Usuń
    11. Zastanawialiście się choć przez chwilę nad tym by te wasze dyskusje wydać drukiem. Złapałam się na tym i to nie pierwszy raz że wchodzę do Galerii po to by je poczytać ,zawsze poprawiacie mi humor. Pisze całkiem poważnie bez ironii jesteście świetni.

      Usuń
    12. A kto by czytał takie dialogi na cztery nogi ale w imieniu BZwL (co prawda nie posiadam umocowania od niego ale mam nadzieję, że przymknie na to oko) i swoim dziękuję :-)

      Usuń
    13. Marlow: niniejszym czuj się umocowany :D

      Usuń
  2. Kojarzę tę książkę. Niewykluczone, że jeszcze zalega gdzieś w piwnicyu ojca w Warszawie... Rozkoszne są te "murzyńskie usta" i "rumuńskie niechlujstwo";-) Ciekawe, czy u nas też ktoś wpadnie na pomysł, by ze względu na polityczną poprawność dokonać poprawek i usunąć te kontrowersyjne sformułowania, tak jak to zrobili Niemcy z Pippi Langstrumpf... (już nie ma Murzyna ani Cygana).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas chyba jeszcze wciąż do takich rzeczy nie dochodzi, klasyki nikt się nie czepia. Chociaż widziałem przekład Serca Amicisa, w którym pseudoredakcja podmieniła Konopnickiej wszystkie archaizmy, zamiast dać przypisy.

      Usuń
    2. Oj, z akcentem na chyba :-) - z "Dziesięciu małych Murzynków" Agathy Chriestie zrobiono "I nie było już nikogo". Nie wiadomo śmiać się czy płakać.

      Usuń
    3. Ale to (znowu) chyba dlatego, że zrobiono nowy przekład z wersji z nowym tytułem. Nie wiem, czy zmiana tytułu oryginału miała coś wspólnego z poprawnością polityczną: Murzynki ukazały się w Wielkiej Brytanii w 1939, a w Ameryce już w 1940 jako I nie było. Tyle że pewnie teraz tę wersję się wykorzystuje w ramach zachowywania PP:P

      Usuń
    4. W USA w 1940 r. zamiast Murzynków pojawili się Indianie, Anglicy trzymali się trochę dłużej (do 1985) a my do 1999 r.
      http://galeriakongo.blogspot.com/2012/04/absurdy-politycznej-poprawnosci-agatha.html.

      Usuń
    5. Ciekawe, bo tu podają inaczej: http://en.wikipedia.org/wiki/And_Then_There_Were_None

      Usuń
    6. Inaczej? Jest przecież nawet okładka amerykańskiego wydania z 1940 r. ze zmienionym tytułem (Indianie, jak rozumiem są w treści) i wzmianka, o brytyjskim wydaniu - "British editions continued to use the work's original title until the 1980s and the first British edition to use the alternative title And Then There Were None appeared in 1985".

      Usuń
    7. Ale amerykańskie wydanie od razu było And Then..., tylko niektóre wydania miały Indian w tytule - ale ci zniknęli po protestach autorki.

      Usuń
    8. No tak, ale z tego co wiem to i tak byli w treści :-).

      Usuń
    9. Dopóki, ktoś nie wymyśli, że Indianie to też obraźliwe określenie :-)

      Usuń
    10. No przecież z Indian dawno zrobiono rdzennych Amerykanów, o ile się nie mylę.

      Usuń
    11. Ja się tam nie znam, ale co jak tam wiem skoro w "Murzynku Bambo" nie mogę dopatrzeć się dominacji białego człowieka :-).

      Usuń
    12. Ona tam gdzieś na pewno jest, ta dominacja. Może na palmie siedzi:)

      Usuń
    13. Na pewno jest skoro są tacy, którzy ją znaleźli :-). Mam wrażenie, że "postkolonializm" do spółki z "gender" to dwa największe zabobony naszych czasów. Jeszcze pół biedy jeśli traktuje się to jako zabawę intelektualną, gorzej natomiast gdy uważa się to "prawdę objawioną" - wówczas nie jest już śmiesznie.

      Usuń
    14. Zgadzam się, szczególnie co do gender, bo częściej mam do czynienia niż z postkolonializmem.

      Usuń
    15. To wyrazy współczucia :-) ja, chwała Bogu, tylko "wpadkowo" napataczam się na jakiś tego rodzaju teksty. Jakoś do mnie nie przemawiają ale to może dlatego, że "odczuwam patriarchalną potrzebę dominacji" :-).

      Usuń
    16. Patriarcha to brzmi dumnie, ja chyba po prostu jestem szowinistyczną świnią :P

      Usuń
    17. To może przyjmijmy, że jesteśmy ciemnogrodem, który stoczył się na pozycje reakcji :-), w każdym razie Ty na pewno, skoro broniłeś klasyki seksizmu jaką jest (chyba) "Trędowata" :-).

      Usuń
    18. Ciemnogrodzki szowinista i na dodatek ze złym gustem:)

      Usuń
    19. W "Biesach" Dostojewski też się przejechał po "kwestii kobiecej" ale jako to brzmi ... Dostojewski a nie jakaś tam Mniszkówna :-))

      Usuń
    20. Ja tam się czytania Mniszkówny nie wstydzę:P Chociaż musiałem mieć potwornie dużo czasu na czytanie, skoro się nie zniechęciłem po dwóch książkach:P

      Usuń
    21. Ja też nie mam nic przeciwko czytaniu (jak rozumiem w celach poznawczych), chociaż byłbym skonsternowany, gdybyś powiedział, że Ci się podobała :-).

      Usuń
    22. Usilnie próbowałem znaleźć w tym coś dobrego, ale nie dało rady:P

      Usuń
    23. Pewnie jednak słabo szukałeś bo jednak "Trędowata" ciągle wyciska łzy paniom :-).

      Usuń
    24. Mnie też wycisnęła, ale wartości literackiej od tego jej nie przybyło:P

      Usuń
    25. Serio?! To nie jest tak źle, umiejętność gry na emocjach czytelnika to też jest wartość.

      Usuń
    26. I kamień by się wzruszył:) W każdym razie pod tym względem Mniszkówna ma złoty medal:)

      Usuń
    27. To nic dziwnego, że za moich młodych lat panie waliły do kina na "Trędowatą" drzwiami i oknami :-).

      Usuń
    28. Film zdecydowanie nie ma tej siły wyrazu :P

      Usuń
    29. Nie przewiduję, że dane mi będzie porównać te dwa dzieła :-)

      Usuń
    30. To po co ja się tak staram? Miałeś poczytać:)

      Usuń
    31. Próbowałem ... nie dałem rady ... musiałbym się wcześniej pewnie zahartować na jakichś czytadłach dla pań a aż tak zdeterminowany nie jestem :-).

      Usuń
    32. Żadne czytadła dla pań by Cię nie zahartowały, to jest jedyne w swoim rodzaju:))

      Usuń
    33. W takim razie wygląda na to, że będę musiał oddać ten pojedynek walkowerem :-)

      Usuń
    34. Proponuję "Na ustach grzechu" Samozwaniec - jako dobrą odtrutkę po "Trędowatej", lub drugiemu z Panów jako zachętę do sprawdzenia jak też mógł wyglądać wykpiony oryginał (w celach wtedy czysto już poznawczych).
      Chyba, że gdzieś tu już o niej było a mnie umknęło.
      (Genialnie interpretowała "Na ustach grzechu" Irena Kwiatkowska w radiowej powieści w odcinkach - może gdzieś to można dopaść? Naprawdę warto!)

      Usuń
    35. Dzięki za podpowiedź, co prawda nie czytałem jeszcze żadnej książki Samozwaniec ale podobni zawsze kiedyś musi być ten pierwszy raz :-)

      Usuń
  3. A tu tu vhttp://pasje-fascynacje-mola-ksiazkowego.blogspot.com/2012/09/szkatuki-newerlego-jan-zielinski.html
    poczytaj życiory tego niezwykłego wspaniałego człowieka. Którego twierdziłeś że nie lubisz książek.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale masz upartą wielbicielkę:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie :-) ale to nie tyle wielbicielka moja co własnego bloga :-), który promuje z uporem godnym lepszej sprawy. Jak to niedawno napisał BZwL dyskusja z nią jest bezcelowa i też dochodzę do takiego wniosku a moja anielska cierpliwość :-) zaczyna się wyczerpywać powoli :-).

      Usuń
    2. A ja ten byt internetowy, który tu promuje bloga czytelniczego, obserwuję od paru lat. Działa pod tym samym nickiem na forum GW i gdzie indziej.Bardzo mnnie bawi.
      Doprawdy, fascynująca osobowość. Można by na jej przykladzie napisać pracę naukową, jak się NIE promować w sieci. Ale trzba przyznać, że jest uparta.
      Cudowne jest to zdanie: "którego twierdziłeś że nie lubisz ksiązek". Muszę sobie zanotować!
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. U mnie pani uaktywniła się stosunkowo niedawno ale to może dlatego, że i żywot mojego bloga nie jest zbyt długi :-). Nieopatrznie kiedyś wstawiłem jej bloga u siebie do zakładki "zaglądam" a gdy zorientowałem się z czym mam do czynienia, czym prędzej usunąłem, no i zaczęło się ... :-).

      Usuń
    4. To może polecaj w brogrollu i będzie spokój :D :D

      Usuń
    5. Kiedy to wstyd polecać coś takiego :-)

      Usuń
  5. zacznę od tego,że"trędowatej"nigdy nie czytałam ani nie oglądałam,chociaż pamiętam ten"cyrk"przed kinami,kiedy to"leciało"
    ,te wszystkie panie,starsze i młodsze,z chustkami w rękach,
    zalewające się łzami,wiem,że to kwestia gustu ale "trędowata" mnie przerasta,choć przeczytałam w życiu wiele romansideł,co do"chłopca z salskich stepów"to czytałam go dawno,(newerlego dobrze mi się czytało)bohaterem jest rosjanin,lekarz,który znalazł się w obozie koncentracyjnym i tam opowiada historię swojego życia i tu nasuwa mi się refleksja,ludzie trafiali do obozów i jednym się udawało przeżyć a innym nie,tyle,że rosjanin,
    jeśli już do obozu trafił,to nie miał prawa przeżyć,bo nie miał też prawa się tam znaleźć,nie miał prawa się poddać,miał zginąć,wybrać śmierć,po wojnie władza skwapliwie wyłapywała
    takich i"nagradzała"łagrem na syberii,"...człowieku dlaczego ty żyjesz..."-usłyszał niejeden z tych,któremu udało się wrócić z obozu,ci ludzie przeżywali swoją gehenne drugi raz i nie wiadomo,co było gorsze,wiele się mówi o rosyjskich żołnierzach,
    o tym jacy byli i,co robili ale o tych wszystkich okropieństwach jakie dane im było przeżyć(choćby oddziały zaporowe nkwd) jakoś się milczy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie również czytało się "Chłopca ..." bardzo dobrze bo to sprawnie napisana książka, tego Newerly'emu nie odmawiam :-). W posłowiu do książki wspomina o powojennych losach Diegtiarewa. Co prawda w zawoalowany sposób ale daje do zrozumienia, że miał on problemy właśnie z tego powodu, że przeżył obóz, a pewnie i pobyt w Polsce niespecjalnie mu pomógł.

      Usuń
  6. Oj no, 'murzyńskie usta' to teraz symbol najwyższej atrakcyjności.
    Ale ten, podziwiam ciebie i zacofanego, że czytacie takie nieaktualne pozycje ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla ścisłości - symbol najwyższej atrakcyjności to usta poddane działaniu jadu kiełbasianego :-) Ciekawe, czy kłóci się to z wegetarianizmem :-). Doszedłem do wniosku, że i tak nie nadążę za aktualnościami więc siłą rzeczy pozostały mi tylko książki nieaktualne :-) i szczerze mówiąc nie mam poczucia bym coś tracił, zwłaszcza że to co dzisiaj jest aktualne szybko robi się nieaktualne :-)

      Usuń
  7. Newerlego zapamiętałam z biografii Korczaka. Nawet sobie pomyślałam, że kiedyś przeczytam "Chłopca...", ale widzę, że niekoniecznie warto. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z akcentem na niekoniecznie :-) to co zakwalifikowałem jako nawiązanie do "Poematu pedagogicznego" być może było jakąś daleką reminiscencją współpracy z Korczakiem właśnie.

      Usuń
  8. "Chłopca..." czytałam, jak większość, w szkole, więc dawno. W owych latach latach obejrzałam wspominaną tu "Pamiątkę z Celulozy" (podobno najlepszy produkcyjniak) i zapamiętałam tylko kurzą ślepotę bohatera, drążąc ten temat w encyklopedii:) Spróbuj przeczytać "Wzgórze Błękitnego Snu" lub "Leśne Morze". Poglądy lewicowe są widoczne jak na dłoni, ale oprócz tego spotykamy się z ciekawym tematem życia na Syberii lub w Mandżurii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż takim miłośnikiem Newerly'ego nie jestem :-) Pewnie wysilę się jeszcze na powtórkę "Pamiątki ..." żeby zaliczyć jego najgłośniejsze książki ale żeby coś więcej to już ciężko będzie :-).

      Usuń
  9. Zdumiewająco wiele książek "dla dzieci i młodzieży" zupełnie się dla tego targetu nie nadaje. "Chłopca.." kojarzę z tytułu. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie, czy go czytałam czy też jednak nie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwię Ci się, że nie pamiętasz, to na pewno nie jest "kamień milowy" w dziecięcej czy młodzieżowej literaturze tylko lansowana "za komuny" lekkostrawna historia o bohaterstwie człowieka radzieckiego. Nic co jakoś szczególnie wbiłoby się w pamięć, z czym można było za młodu się identyfikować. Niestety.

      Usuń
    2. No ale jak to nic szczególnego? Żywot idealnego człowieka radzieckiego kusił, kusił :P

      Usuń
    3. Gdzie mu tam do pierwowzorów - "Jak hartowała się stal" czy "Opowieści o prawdziwym człowieku" :-) Swoją drogą, kto to dzisiaj jeszcze pamięta? :-)

      Usuń
  10. Haha, rany, przeczytawszy Twój wpis widzę dokładnie jak naiwnie podszedłem do tej książki. Na usprawiedliwienie rzeknę tylko, że jestem z rocznika tuż przed zakończeniem komunizmu w Polsce i w moich czasach szkolnych o Newerlym nikt praktycznie nie słyszał. Natknąwszy się niedawno na jego książki w promocyjnej cenie, elegancko wydane przez Świat Książki, skusiłem się na "Zostało z uczy bogów" oraz "Chłopca z Salskich Stepów" właśnie. Lektura tej drugiej powieści wydawała mi się taka ciepła, swojska, że po prostu bardzo przypadła mi do gustu. Dzielny radziecki człowiek przedziera się przez wojenną zawieruchę, by dumnym i wyprostowanym nieść piętno człowieczeństwa wypalone na duszy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podszedłeś tak jak ja gdy ją czytałem pierwszy raz :-) Zaskoczyłeś mnie, że to w ogóle jest jeszcze wydawane, chociaż "Chłopiec" w porównaniu z opus vitae Newerly'ego "Pamiątka z celulozy" to pikuś :-).

      Usuń