Mimo, że książka Hanny Ożogowskiej wymaga dzisiaj opatrzenia glosami przeznaczonymi dla młodych czytelników bo realia życia codziennego lat sześćdziesiątych znacząco odbiegają od tego, z czym stykają się dzisiaj, poczynając już od tytułowych fajerek, to jednak trud się opłaca. To chyba pierwsza książką, którą tak bardzo emocjonalnie przeżywał mój syn, z niecierpliwością śledząc perypetie bohaterów.
U mnie "Dziewczyna i chłopak", nie ukrywam też wzbudziła emocje, choć innego rodzaju. Byłem w lekkim szoku, jak powieść, w której, jak mi się wydaje, Hanna Ożogowska chciała zmierzyć się ze stereotypami ról jakie w społeczeństwie zajmują najpierw dziewczynki i chłopcy, a potem kobiety i mężczyźni, w gruncie rzeczy te role utrwala. I muszę przyznać, że jest to co najmniej irytujące i bardzo widoczne, zwłaszcza w postaciach dorosłych.
Tu kobiety nie mają wiele (jeśli w ogóle coś) do powiedzenia, zdecydowanie nie są to szyje, które kręcą męskimi głowami. Dotyczy to zarówno rodziców głównych bohaterów, ich stryjostwa i ciotki (wiadomo, czym jest dom bez męża o ojca). Mężczyzna u Ożogowskiej to "car i bóg", który utrzymuje dom i któremu reszta rodziny usługuje, który sprawia wrażenie, że nawet nie bardzo wie gdzie jest kuchnia, bo przecież jedzenie i picie jest mu podsuwane pod nos. Tak było, tak jest i tak będzie, bo przecież rodzice Tosi i Tomka ten model utrwalają u swoich dzieci. Tosia pomaga mamie w domowych zajęciach, gdy tymczasem Tomek pełni rolę młodego trutnia. To wszystko jest dla dzieci oczywiste, nieletni Jastrzębscy wiedzą co do nich należy i gdzie jest ich miejsce.
Taki układ sprawia, że dla Tosi przemiana w chłopca to szczyt możliwości zarówno fizycznych jak i psychicznych a dla Tomka to owszem trudność ale wymagająca tylko trochę więcej starań niż to z czym ma do czynienia na co dzień. Cóż zresztą w tym dziwnego, jego "przeciwnikami" są wiejskie dziewczynki i chłopcy, już na starcie "gorsi" od niego, bo jaka dziewczyna może równać się chłopakiem, a jakie wiejskie dziecko może rywalizować z wielkomiejskim "cwaniaczkiem". A Tosia? - cóż Tosia! - ona jeśli dorówna swoim stryjecznym braciom, to już osiąga sukces, a jeśli może komuś zaimponować, to co najwyżej wiejskim dziewczynkom opowieściami o wzorach i krojach sukienek, o czymś co jest poniżej ambicji normalnego chłopaka. Dla niej zmiana roli oznacza stały stan lękowy, wszystko jest dla niej wyzwaniem i na każdym kroku musi udowadniać, że nie jest gorsza, Tomek zaś na każdym kroku udowadnia, że jest lepszy.
Na szczęście, mam przynajmniej taką nadzieję, nieletni czytelnicy tego nie dostrzegają. Dla nich wątki społeczne przykryte są przez przygodowy anturaż i "Dziewczyna i chłopak" pozostaną zabawną i emocjonującą historią perypetii, w które dzieci same się wpakowały, na własne życzenie komplikując sobie życie.
jako niegdysiejszy młodszy czytelnik potwierdzam :D czytałam to bardzo dawno temu, chyba jeszcze na początku podstawówki, ale pamiętam, że bardzo mi się podobało i wcale nie zwracałam uwagi na to, o czym pisałeś... w sumie to trochę mi zepsułeś postrzeganie lektury z dzieciństwa :p ale pewnie gdybym przeczytała to dzisiaj, pomyślałabym sobie dokładnie tak samo, jak Ty.
OdpowiedzUsuńNiestety, takie jest ryzyko powrotu do lektur z wczesnej młodości. Okazuje się, że to czym się zachwycaliśmy jako "młodsza młodzież" po latach skrzeczy. Aż się boję sięgnąć po moją ulubioną książkę Ożogowskiej "Ucho od śledzia"...
UsuńNigdy nie lubiłem tej książki, a jeszcze mniej ją lubię, odkąd dorosłem i te wszystkie stereotypy rzuciły mi się w oczy wyjątkowo wyraźnie. Zresztą uważam, że to jedna z najsłabszych książek Ożogowskiej, zupełnie pozbawiona wdzięku takiego choćby Ucha od śledzia. Moja córka przeczytała, ale bez zapału i chyba też woli inne Ożogowskie.
OdpowiedzUsuńTwojej córce się nie dziwię, mojej córce książka też się nie podobała, za to synowi bardzo. Ja tytuł pamiętałem przede wszystkim za sprawą serialu, gdzie to przypisanie do ról społecznych nie wyglądało tak strasznie. Zresztą jaki chłopak na to wówczas patrzył. Co by jednak nie mówić, zapaliła mi się czerwona lampka i mocno ostudziła w powrocie do mojej ulubionej książki Ożogowskiej, czyli właśnie do "Ucha...".
UsuńSerial był faktycznie mniej stereotypowy, ale i tak podśmiardywał. Plus sztuczna gra dziecięcych aktorów, więc też nie przepadam.
UsuńMoim zdaniem Ucho zestarzało się najmniej, wciąż wracam z przyjemnością.
Serial oglądałem tylko raz, w głębokiej młodości ergo nie wychwytywałem podprogowych przekazów a teraz czuję, że mnie nie minie bo gdy syn usłyszał, że jest wierci mi o niego dziurę w brzuchu, choć skoro mówisz, że "Ucho..." się jeszcze trzyma, to jest szansa, że go przykryje.
UsuńMichał Sumiński grał stryja leśnika i wygłaszał rozmaite antydżenderowe złote myśli. Ale i tak najgorsze te wszystkie dzieciaki. Co to jest, swoją drogą, że nie da się u nas, poza nielicznymi wyjątkami, zrobić filmu z dziećmi, który dałoby się oglądać bez zażenowania?
UsuńSerial słabo pamiętam więc się nie wypowiadam a co do wyjątków to wcale nie są takie nieliczne: filmy Nasfetera, "Koniec wakacji" i seriale Jędryki, "Gruby", "Samochodzik i templariusze" a i jeszcze trochę by się pewnie znalazło. Ale że i badziewia jest sporo, to nie przeczę.
UsuńDorzucam seriale wg Bahdaja, z Podróżą za jeden uśmiech na czele.
UsuńOn mieści się w serialach Jędryki :-) razem z "Wakacjami z duchami", "Stawiam na Tolka...", "Do przerwy 0:1" i "Szaleństwem Majki...", które grało mi na nerwach :-)
UsuńO patrz, nie skojarzyłem :D Ale Szaleństwo, szczególnie główna bohaterka, absolutnie mi nie podchodziło.
UsuńMnie też działała na nerwy, ale swój brak zrozumienia dla jej postawy tłumaczę już wówczas ujawnionym męskim szowinizmem :-)
UsuńW swoim przypadku obstawiałbym jednak alergię na drewnianą grę aktorską :)
UsuńDrewnianą grę aktorską to możesz obejrzeć we współczesnych produkcjach, filmy z lat 70-tych wyglądają przy nich jak kandydaci do Oskara :-)
UsuńProgramowo nie oglądam dzisiejszych produkcji, to nie mam porównania, ale wierzę Ci na słowo :)
UsuńUwierz! Zdecydowanie nie jestem na bieżąco z polską kinematografią (z zagraniczną zresztą też) ale były tytuły po których wiele sobie obiecywałem, jak "Ryś" czy "Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć" - dno dna i dziesięć metrów mułu, nawet sentyment do pierwowzorów nie był w stanie ich uratować w moich oczach.
UsuńPowiem wrednie, że sam się prosiłeś, wybierając te właśnie pozycje :D
UsuńA kto mógł się spodziewać, że to będzie taki chłam, choć w przypadku "Stawki..." rzeczywiście nazwiska aktorów pierwszoplanowych powinny zadziałać ostrzegająco.
UsuńNie wchodzi dwa razy do tego samego filmu :P
UsuńAle przecież Vabank II wcale nie jest gorszy od I, a Rozmowy kontrolowane od Misia, a tu coś takiego...
UsuńOj tam, dwa razy się udało i myślisz, że się będzie zawsze udawać :)
UsuńPewności nie miałem ale każdy przecież zasługuje na szansę :-)
UsuńNo to już chyba wiesz, że niekoniecznie :P
UsuńBardzo niekoniecznie :-)
UsuńStereotypy stereotypami, ale czy tak nie było prościej....każdy wiedział jaką rolę w życiu będzie spełniał. A dzisiaj zaczyna się to wszystko zacierać i w sumie jest jest jak jest..chłopcy nam coraz bardziej niewieścieją a dziewczyny bywa są niewspółmiernie do swego stanu agresywne..jedno tylko jest niezmienne ...to kobiety nadal rodzą dzieci....i nic tu nie da się zmienić....
OdpowiedzUsuńGdyby nie Twoje częściowe streszczenie nie potrafiłabym sobie sama przypomnieć fabuły ksiązki...tak dawno ją czytałam.
Nie wierzę! To, że kobieta wyjdzie z kręgu Kinder-Kirche-Kuche i będzie równoprawnym partnerem mężczyzny nie oznacza, że mężczyźni zniewieścieją a kobiety są bardziej agresywne. Od kobiety oczekuje się podwójnej roli "strażniczki domowego ogniska" a jednocześnie musi pracować zawodowo, podczas gdy od mężczyzny tylko tego drugiego. Tymczasem u Ożogowskiej mimo podwójnych obowiązków kobieta nie jest partnerką lecz, mówiąc klasykiem, "sługą i podnóżkiem". Dlaczego? trudno to zrozumieć.
UsuńAkurat nie to miałam na myśli jak odebrałeś, ale mniejsza z tym.
UsuńPartnerstwo jeszcze wtedy nie było praktykowane. Cóż, jej to najwyraźniej nie przeszkadzało.
Chyba nie do końca bo przecież książka jest o tym, że dziewczynka też może sobie dać radę z "męskimi" zajęciami i wcale nie jest w tym gorsza od chłopca.
UsuńCzyli co? Ożogowska ukazuje rodzinę taką jaka ona była. Nie krytykuje ani jej ani wychowania dzieci, ale pokazuje poprzez tę zabawową zamianę, że wychowanie dzieci powinno ulegać zmianie. Sama była wychowawcą wprawdzie dorosłych. Może to taki specyficzny głos w kwestii równouprawnienia.
UsuńMnie się wydaje, że właśnie poprzez zamianę ról poddaje krytyce to co widzi w rodzinie, gdzie mąż/ojciec to "car i bóg" a żona/matka i dzieci to "sługa i podnóżek", mówiąc, że to co zastrzeżone dla płci męskiej nie jest niczym specjalnym, jeśli dziewczyna chce to robi to samo bez problemu nie ma więc powodu by mąż i ojciec pretendował do odgrywania jakiejś specjalnej roli. To tylko kwestia czasu kiedy w rodzinie zapanują w miejsce patriarchalnych relacji, relacje partnerskie.
UsuńJa tylko w kwestii niedostrzegania przez młodszych czytelników. Wydaje mi się, że obecnie jest na tyle dużo literatury młodzieżowej, która pokazuje inny obraz rodzinnych podziałów, że taka lektura szkodliwa nie jest. Choć przypuszczam, że dzieci często dostrzegają dużo więcej niż nam się wydaje - może i to właśnie przejawiło się w różnych reakcjach Twoich dzieci.
OdpowiedzUsuńPamiętam swoje reakcje na książki dla dzieci i młodzieży i nie sądzę by nastąpiła w tej mierze jakościowa zmiana - przygoda przysłania "podprogowe" przesłania, które widzi się dopiero przy lekturze w wieku dojrzałym, tak jest u Niziurskiego i Nienackiego i Ożogowska nie jest tu wyjątkiem.
Usuń