Pewnie gdyby nie stosunkowo niedawna kolejna emisja serialu, nie sięgnąłbym po "Chłopów". Apogeum swojej popularności powieść Reymonta dawno ma już za sobą, jak przystało na ponad stuletnią staruszkę ale i tak ciągle trzyma się dzielnie, mimo "obciążenia", jakim jest dla niej obecność na liście lektur (a może już nie). Nie mówię już o nawet opisach przyrody, przy których te osławione, z "Nad Niemnem", budzące grozę wśród dziatwy szkolnej, wydają się być "peanutsami". Może i jest powieść Reymonta niegdysiejszym przejawem "chłopomanii" ale nawet jeśli tak jest, to i tak daleko jej apologii wsi. Pełno tu ciemnoty, podłości i zachłanności.
Ja jednak wolę popatrzeć na "Chłopów" trochę jak na antyczną tragedię, tyle że w parcianym anturażu. Przecież dramatu traktującego o występnym uczuciu pasierba i macochy, podlanego żądzą władzy i bogactwa (oczywiście na miarę zabitej dziurami wiochy) nie powstydziłby się żaden z wielkich tragików. I choć dzisiaj "Chłopi" dla gimbazy (rozumianej jako stan umysłu) są tylko jeszcze jedną pozycją w panteonie narodowej nudy to gdy się im przyjrzeć na spokojnie, można by zaryzykować stwierdzenie, że przecierali w jakimś stopniu szlaki "Pożądaniu w cieniu wiązów" O'Neila.
Wydawało by się, że Reymont niewiele ma do zaproponowania dzisiejszemu czytelnikowi. Owszem, wiadomo, laureat literackiej nagrody Nobla więc "wielkim pisarzem był" ale kto dzisiaj pamięta nazwiska laureatów sprzed czterech czy pięciu lat, a co dopiero mówić o początkach XX w. A jednak, wydaje mi się, że niekoniecznie stoi na z góry przegranej pozycji. Mimo że krytycznie podchodzę do nachalnej ofensywy feminizmu widocznej w literaturze i w krytyce literackiej, to przyznać muszę, że chyba właśnie pod jej wpływem zainteresowała mnie postać lipieckiej, lokalnej "puszczalskiej" Ja, wymykająca się ona prostym ocenom, które zwykle są najbardziej kuszące.
Ja jednak wolę popatrzeć na "Chłopów" trochę jak na antyczną tragedię, tyle że w parcianym anturażu. Przecież dramatu traktującego o występnym uczuciu pasierba i macochy, podlanego żądzą władzy i bogactwa (oczywiście na miarę zabitej dziurami wiochy) nie powstydziłby się żaden z wielkich tragików. I choć dzisiaj "Chłopi" dla gimbazy (rozumianej jako stan umysłu) są tylko jeszcze jedną pozycją w panteonie narodowej nudy to gdy się im przyjrzeć na spokojnie, można by zaryzykować stwierdzenie, że przecierali w jakimś stopniu szlaki "Pożądaniu w cieniu wiązów" O'Neila.
Wydawało by się, że Reymont niewiele ma do zaproponowania dzisiejszemu czytelnikowi. Owszem, wiadomo, laureat literackiej nagrody Nobla więc "wielkim pisarzem był" ale kto dzisiaj pamięta nazwiska laureatów sprzed czterech czy pięciu lat, a co dopiero mówić o początkach XX w. A jednak, wydaje mi się, że niekoniecznie stoi na z góry przegranej pozycji. Mimo że krytycznie podchodzę do nachalnej ofensywy feminizmu widocznej w literaturze i w krytyce literackiej, to przyznać muszę, że chyba właśnie pod jej wpływem zainteresowała mnie postać lipieckiej, lokalnej "puszczalskiej" Ja, wymykająca się ona prostym ocenom, które zwykle są najbardziej kuszące.
Oczywiście, na pierwszy rzut oka aż się prosi by odsądzić ją od czci i wiary, za tę jej "poliamorię" (czego to ludzie nie wymyślą), czterech facetów w ciągu roku, to całkiem sporo nawet ja na dzisiejsze standardy. Pół biedy, gdyby to jeszcze każdy był kolejnym po zakończeniu poprzedniej znajomości ale nie, nawet i ten minimalny standard został przez Jagnę Borynę de domo Pacześ złamany. I to jeszcze w niewielkiej, tradycjonalistycznej społeczności. Nic dziwnego, że skończyło się to tak, jak się skończyło. Nic się nie dzieje bez przyczyny. Naruszając normy należy liczyć się z konsekwencjami.
A cóż takiego właściwie zrobiła? W sumie chyba nic, co wiele by się różniło od tego co robiła matka, która w czasach młodości też nie słynęła z nadmiernie surowych obyczajów, a która na stare lata była szanowaną postacią liczącą się w społeczności. Że wyszła za mąż dla majątku? Że miała żonatego i dzieciatego kochanka? Że miała dwóch żonatych i dzieciatych kochanków? Pewnie to wszystko by jej wybaczono, gdyby nie brak dyskrecji. Tego już było za wiele. No i jeszcze ta nieumiejętność panowania nad własnymi impulsami. To wszystko przyczyniło się do jej upadku.
Nie na wiele zda się jej główna linia obrony, sprowadzająca się do traktowania się jako ofiary męskiego szowinizmu (wiadomo, faceci to świnie), ale przecież nie jest już dzieckiem, niejednokrotnie potrafi powiedzieć "nie". I to "nie" stanowcze. Tymczasem w małżeństwie (ściślej mówiąc w wierności małżeńskiej) nie wytrzymała nawet pół roku, a i żałobę po mężu obchodziła bardzo specyficznie. Nie pomoże tu zasłanianie się szowinizmem. Jasne, była osobą wolną, w ostatecznym rozrachunku decydującą o sobie i sobą rozporządzającą, czemu więc miałaby krępować ją opinia innych? Czy jej pragnienie miłości i oddania nie zasługuje na wyrozumiałość? Nawet jeśli to była tylko chuć, ruja i poróbstwo, to przecież jest wolną kobietą i nikomu nic do jej wyborów życiowych.
A jednak. Okazuje się, że ta wolność przegrywa z normami społecznymi. Dodajmy, że dosyć dwuznacznymi, choć dzisiaj powiedzielibyśmy, że liberalnymi, bo pozwalającymi na bardzo wiele o ile zachowane są tylko jakieś pozory przyzwoitości. Niczym w domu pani Dulskiej, póki rzecz się rozgrywa w obrębie własnych czterech ścian, bez ostentacji można sobie pozwolić na bardzo wiele. Zlekceważenie tego w połączeniu z poczuciem bezkarności jakie dotychczas towarzyszyło Jagnie, przekonaniem że jej zachowanie jest tylko jej prywatną sprawą i choć dotyka innych członków społeczności, to jednak nic im do tego, musiało się skończyć fatalnie. Wahadło wychyliło się w drugą stronę, z patrzenia przez palce i plotek przerodziło się w samosąd. Można mieć tylko nadzieję, że wdowa po Macieju z czasem dojdzie do siebie i jakoś ułoży sobie życie ale czy tak się stało to już pozostało tajemnicą Reymonta.
A cóż takiego właściwie zrobiła? W sumie chyba nic, co wiele by się różniło od tego co robiła matka, która w czasach młodości też nie słynęła z nadmiernie surowych obyczajów, a która na stare lata była szanowaną postacią liczącą się w społeczności. Że wyszła za mąż dla majątku? Że miała żonatego i dzieciatego kochanka? Że miała dwóch żonatych i dzieciatych kochanków? Pewnie to wszystko by jej wybaczono, gdyby nie brak dyskrecji. Tego już było za wiele. No i jeszcze ta nieumiejętność panowania nad własnymi impulsami. To wszystko przyczyniło się do jej upadku.
Nie na wiele zda się jej główna linia obrony, sprowadzająca się do traktowania się jako ofiary męskiego szowinizmu (wiadomo, faceci to świnie), ale przecież nie jest już dzieckiem, niejednokrotnie potrafi powiedzieć "nie". I to "nie" stanowcze. Tymczasem w małżeństwie (ściślej mówiąc w wierności małżeńskiej) nie wytrzymała nawet pół roku, a i żałobę po mężu obchodziła bardzo specyficznie. Nie pomoże tu zasłanianie się szowinizmem. Jasne, była osobą wolną, w ostatecznym rozrachunku decydującą o sobie i sobą rozporządzającą, czemu więc miałaby krępować ją opinia innych? Czy jej pragnienie miłości i oddania nie zasługuje na wyrozumiałość? Nawet jeśli to była tylko chuć, ruja i poróbstwo, to przecież jest wolną kobietą i nikomu nic do jej wyborów życiowych.
A jednak. Okazuje się, że ta wolność przegrywa z normami społecznymi. Dodajmy, że dosyć dwuznacznymi, choć dzisiaj powiedzielibyśmy, że liberalnymi, bo pozwalającymi na bardzo wiele o ile zachowane są tylko jakieś pozory przyzwoitości. Niczym w domu pani Dulskiej, póki rzecz się rozgrywa w obrębie własnych czterech ścian, bez ostentacji można sobie pozwolić na bardzo wiele. Zlekceważenie tego w połączeniu z poczuciem bezkarności jakie dotychczas towarzyszyło Jagnie, przekonaniem że jej zachowanie jest tylko jej prywatną sprawą i choć dotyka innych członków społeczności, to jednak nic im do tego, musiało się skończyć fatalnie. Wahadło wychyliło się w drugą stronę, z patrzenia przez palce i plotek przerodziło się w samosąd. Można mieć tylko nadzieję, że wdowa po Macieju z czasem dojdzie do siebie i jakoś ułoży sobie życie ale czy tak się stało to już pozostało tajemnicą Reymonta.
Mam nadzieję, że mi tu nie szkalujesz ukochanej od wieków powieści? Bo jakoś tak mętnie wykręcasz. A o Jagnę odbyła się niejedna pyskówka w liceum między zwolennikami tezy patriarchalnej, że to zwykła puszczalska, a frakcją feministyczną, która głosiła, i słusznie, że to wrażliwa dziewczyna była o dużych potrzebach emocjonalnych. I że jakby nas (czytaj kolegów) wydano za starego dziada, to też byśmy go w trąbę puszczali.
OdpowiedzUsuńMoja szkoła była zdecydowanie bardziej prawowierna, takie swawolne dyskusje były nie do pomyślenia. No i gdzieżbym tam się podnieść rękę na narodowe dobro, chociaż aż się o to samo prosi choćby za to w jaki sposób został przedstawiony dobrodziej. Chociaż z drugiej strony i tak Reymont potraktował go lightowo, dzisiejsi literacie pewnie zrobiliby z niego sodomitę albo i jeszcze gorzej.
UsuńTo były dyskusje na przerwach, chociaż nasz polonista nieprawowierność dopuszczał. A dobrodziej ma swoje za uszami, pazerny jest, na moje oko z chłopów. A poza sceną na pewno sobie jakąś Magdę uszczypnął.
UsuńWłaśnie, sam by uszczypnął a Jasiowi nie chciał pozwolić, okrutnik.
UsuńPies ogrodnika po prostu.
UsuńA może się mylimy, może to strażnik moralności był?
UsuńRaczej wlasnego świętego spokoju i dochodu.
UsuńMiał już swoje lata więc wiedział co jest w życiu ważne, gdyby Jasio też cenił święty spokój, to biednej Jagnie zaoszczędzona byłaby przejażdżka na gnoju.
UsuńJasio prezentował ten sam typ co Jagna, naiwny, uczuciowy i przede wszystkim niewinny. W końcu tam się nie działo nic niepokojącego, a że megiery sobie dośpiewały co innego, to sądziły zapewne po sobie.
UsuńKolega nie docenia siły uczuć młodości. Owszem nic się jeszcze nie zdarzyło, ale znając Jagnę (jaka ona tam niewinna, Kolega raczy żartować) nie ręczyłbym za to, że przejawy feblika (jakby powiedziała pani Wąsowska) nie wyszłyby poza rumieńce i wzdychanie.
UsuńBrudna wyobraźnia kolegę ponosi :P Myślę, że poza ściskanie rączek i nieśmiały buziak by nie wyszło.
UsuńTylko znajomość życia :-) Jagna, ściskanie rączek i nieśmiały buziak?! Uha, ha, ha! No, może ze dwa, trzy lata wcześniej to byłoby jeszcze możliwe, ale po wójcie i po Antku?! Żarty się Kolegi trzymają!
UsuńW przypadku Antka i wójta to oni byli stroną aktywną, im buziaki i uściski nie wystarczały. Sama Jagna, zdaje się, na seks łasa nie była.
UsuńFakt, panowie romantyczne uniesienia mieli już za sobą ale jak się hoże dziewczę zadaje z żonatymi i dzieciatymi facetami, to dostrzegam w tym u niej co najmniej dolus eventualis, wiedziała i godziła się. Ale zgadzam się, że akurat za Jasia przejażdżka jej się nie należała.
UsuńOj, no wiesz, chciała czułości, musiała się godzić na seks. W sumie można ją uznać za ofiarę molestowania.
UsuńDostrzegam u Kolegi niebezpieczne wpływu feminizmu i w takim razie, może od razu weźmy za pewnik, że faceci to świnie i myślą tylko o jednym, a kobiety są ofiarami ich patriarchalnej potrzeby dominacji.
UsuńSkoro tak to ujmujesz, to ja się zgodzę :D
UsuńDużo mnie to kosztowało :-)
UsuńGrunt, że przełamałeś swoje patriarchalne ograniczenia :)
UsuńŻadne takie, po prostu jako żonaty z wieloletnim stażem doceniam wagę świętego spokoju :-)
UsuńWyrkęty, wykręty. Po prostu coś zaczęło przenikać przez patriarchalne uwarunkowanie :P Ale święty spokój zawsze w cenie.
UsuńJakie przenikanie?! - wypraszam sobie ale nie dam się złapać na tę jawną prowokację :-)
UsuńKlasyczne wyparcie.
UsuńObrona okopów Świętej Trójcy.
UsuńBeznadziejna sprawa.
UsuńFakt :-)
UsuńLubię Reymonta, doceniam walory zarówno Chłopów, jak i Ziemi Obiecanej. Odczytane po latach jeszcze urosły w moich oczach. A co do Jagny, chyba miałam niezłą polonistkę, bo pamiętam, że nasza dyskusja prowadzona na lekcji zmierzała właśnie w kierunku wybujałych potrzeb emocjonalnych Jagny, co ona biedactwo mogła, że tak garnęła się do chłopców i chłopów, myląc pożądanie z miłością. I ja naiwnie będę obstawać przy stwierdzeniu, że Jagna z Jasiem byłaby szczęśliwa i bez "consumato", jak mawiał pewien filmowy bohater.
OdpowiedzUsuńAch, ci nieźli poloniści. Mnie się trafił świetny, a powiedziałbym nawet że wybitny ale tylko przez rok, kiedy "kursem" objęta była literatura starożytna i średniowieczna, która w tamtym czasie mało do mnie przemawiała. "Chłopi" przeszli w szkole bezproblemowo, jako jeszcze jedna "kolubryna", którą trzeba "przerobić", jeśli już polonistka na coś zwróciła uwagę to zapewne na przywiązanie Boryny seniora do ziemi a nie na bezeceństwa Jagny.
UsuńAch, jedyna nieukończona lektura licealna. Choć była to bardziej kwestia pośpiechu niż samego niedopasowania. Przypuszczam, że gdybym miał wtedy więcej czasu lub czytał dziś, wrażenia były diametralnie inne.
OdpowiedzUsuńMoim szkolnym wyrzutem sumienia jest "Nad Niemnem". Gdy wreszcie je po latach przeczytałem, okazało się że szkolny vox populi odsądzający książkę od czci i wiary to wielkie nieporozumienie.
Usuń