Alicja niedawno przypomniała mi historię, o której wspomina Herbert w "Hańbie domowej" Trznadla, kiedy to poeta przyjechał na umówione spotkanie autorskie a tymczasem okazało się, że pomylono go z wojskowym pisarzem Zbigniewem Hubertem i na tę okazję spędzono kompanię wojska, która po powitaniu zapadła w sen. Absurdalność tej anegdotki skojarzyła mi się z niezliczonymi historyjkami Szwejka i nie pozostało mi nic innego jak odświeżyć sobie powieść o jego przygodach.
Przy okazji odkryłem, że obok "klasycznego" przekładu Pawła Hulki-Laskowskiego, który mam w swojej biblioteczce, jest jeszcze tłumaczenie Józefa Waczkówa "Dole i niedole dzielnego żołnierza Szwejka" i najnowsze, choć już kilkuletnie, Antoniego Kroha "Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej". Te wersje ciągle są jeszcze przede mną, ale nawet teraz nie wydaje mi się by różnice pomiędzy nimi miały tylko stylistyczny charakter, jako że Szwejka niekiedy oskarża się o cynizm, a takiego oskarżenia lektura "Przygód" absolutnie nie uzasadnia.
Tytułowy bohater powieści Haška to nie cynik a stoik, nawiązujący do "wielkich" literackich służących, chłopków-roztropków chociażby z powieści Diderota i Cervantesa. Co prawda przez instytucje CK monarchii został uznany za notorycznego idiotę ale przecież gdy idioci uznają kogoś za idiotę, a tak właśnie przedstawiona jest Monarchia Austro-Węgier i jej funkcjonariusze, to ten ktoś idiotą być nie może. Zresztą warto zauważyć, że cechy tej nie zarzuca Szwejkowi żaden z jego licznych znajomych i towarzyszy broni, a dopatrują się jej tylko ci, na których CK monarchia spojrzała łaskawszym okiem.
"Przygody dobrego wojaka Szwejka" to coś więcej niż śmieszna książka mająca za głównego bohatera prostaczka, żyjącego w cywilu z handlu kradzionymi psami a w wojsku pucybuta, który awansował na ordynansa - to filipika, oparta na zjadliwym humorze nie oszczędzającym żadnej instytucji Austro-Węgier. Panowanie Franciszka Józefa nie ma w sobie nic z tego dobrotliwego wizerunku, do którego jesteśmy przyzwyczajeni bo i cóż dobrotliwego można powiedzieć o monarsze, skutki decyzji którego nawet dzisiaj możemy oglądać w naszej części Karpat i na Podkarpaciu. Jest zresztą w książce sporo polskich akcentów - akcja rozgrywa się m.in. w Przemyślu Sanoku i okolicach Krościenka a Polakami jest kilka epizodycznych postaci a jedna z nich została potraktowana w sposób nader wyrazisty - "Polak z eskorty trzymał się arystokratycznie na uboczu, na nikogo nie zwracał uwagi i bawił się na własną rękę, smarcząc na podłogę przy pomocy dwóch palców i rozcierając smarki kolbą karabinu, po czym kolbę zręcznie ocierał o spodnie i od czasu do czasu mruczał pod nosem: "Święta Panienko!"". Nawiasem mówiąc nie można odmówić Haškowi spostrzegawczości bo jak wiadomo, ten rodzaj "zabawy" przetrwał u nas próbę czasu i ma się całkiem dobrze, a co więcej został nawet wyeksportowany za ocean gdzie stał się tematem jednego z polish jokes.
Nie sposób też nie zauważyć, że jest obok CK monarchii jest też i drugi, instytucjonalny negatywny bohater książki, i nie da się tylko skwitować wzruszeniem ramionami oskarżeń, że "Wielkie jatki wojny światowej nie obeszły się bez błogosławieństwa duchownych. Kapelani wojskowi wszystkich armii modlili się i odprawiali msze święte o zwycięstwo dla tej armii, której chleb jedli (...) Ludzie całej Europy szli jak bydlęta na rzeź, dokąd obok rzeźników-cesarzy, królów, prezydentów i innych potentatów i wodzów prowadzili ich księża wszystkich wyznań, błogosławiąc im i pozwalając fałszywie przysięgać, że "na ziemi, w powietrzu, na morzu" itd."
Chociaż tytułowego bohatera i jego towarzyszy omija szczęśliwie zaszczyt oddania życia za najjaśniejszego pana i okrucieństwa wojny (tytuł trzeciego tomu "Przesławne lanie" jest trochę mylący), to jednak są to obrazy w książce widoczne i sprawiają, że gaśnie uśmiech, jaki zwykle się maluje po przeczytaniu kolejnej historyjki Szwejka lub któregoś z jego kamratów, udowadniającej, że stara łacińska sentencja nihil novi sub sole i w XX wieku nie straciła nic ze swojej aktualności. Za ich sprawą "Przygody dobrego wojaka Szwejka" wychodzą poza zwykłą antywojenną satyrę. To książka odmienna od literatury dotyczącej Wielkiej Wojny, nie da się jej porównać z powieściami Barbusse'a, Zweig'a, Remarque'a czy Wittlina ani tym bardziej Jüngera ale to Szwejk jest najbardziej znanym żołnierzem tamtych lat.
Tytułowy bohater powieści Haška to nie cynik a stoik, nawiązujący do "wielkich" literackich służących, chłopków-roztropków chociażby z powieści Diderota i Cervantesa. Co prawda przez instytucje CK monarchii został uznany za notorycznego idiotę ale przecież gdy idioci uznają kogoś za idiotę, a tak właśnie przedstawiona jest Monarchia Austro-Węgier i jej funkcjonariusze, to ten ktoś idiotą być nie może. Zresztą warto zauważyć, że cechy tej nie zarzuca Szwejkowi żaden z jego licznych znajomych i towarzyszy broni, a dopatrują się jej tylko ci, na których CK monarchia spojrzała łaskawszym okiem.
"Przygody dobrego wojaka Szwejka" to coś więcej niż śmieszna książka mająca za głównego bohatera prostaczka, żyjącego w cywilu z handlu kradzionymi psami a w wojsku pucybuta, który awansował na ordynansa - to filipika, oparta na zjadliwym humorze nie oszczędzającym żadnej instytucji Austro-Węgier. Panowanie Franciszka Józefa nie ma w sobie nic z tego dobrotliwego wizerunku, do którego jesteśmy przyzwyczajeni bo i cóż dobrotliwego można powiedzieć o monarsze, skutki decyzji którego nawet dzisiaj możemy oglądać w naszej części Karpat i na Podkarpaciu. Jest zresztą w książce sporo polskich akcentów - akcja rozgrywa się m.in. w Przemyślu Sanoku i okolicach Krościenka a Polakami jest kilka epizodycznych postaci a jedna z nich została potraktowana w sposób nader wyrazisty - "Polak z eskorty trzymał się arystokratycznie na uboczu, na nikogo nie zwracał uwagi i bawił się na własną rękę, smarcząc na podłogę przy pomocy dwóch palców i rozcierając smarki kolbą karabinu, po czym kolbę zręcznie ocierał o spodnie i od czasu do czasu mruczał pod nosem: "Święta Panienko!"". Nawiasem mówiąc nie można odmówić Haškowi spostrzegawczości bo jak wiadomo, ten rodzaj "zabawy" przetrwał u nas próbę czasu i ma się całkiem dobrze, a co więcej został nawet wyeksportowany za ocean gdzie stał się tematem jednego z polish jokes.
Nie sposób też nie zauważyć, że jest obok CK monarchii jest też i drugi, instytucjonalny negatywny bohater książki, i nie da się tylko skwitować wzruszeniem ramionami oskarżeń, że "Wielkie jatki wojny światowej nie obeszły się bez błogosławieństwa duchownych. Kapelani wojskowi wszystkich armii modlili się i odprawiali msze święte o zwycięstwo dla tej armii, której chleb jedli (...) Ludzie całej Europy szli jak bydlęta na rzeź, dokąd obok rzeźników-cesarzy, królów, prezydentów i innych potentatów i wodzów prowadzili ich księża wszystkich wyznań, błogosławiąc im i pozwalając fałszywie przysięgać, że "na ziemi, w powietrzu, na morzu" itd."
Chociaż tytułowego bohatera i jego towarzyszy omija szczęśliwie zaszczyt oddania życia za najjaśniejszego pana i okrucieństwa wojny (tytuł trzeciego tomu "Przesławne lanie" jest trochę mylący), to jednak są to obrazy w książce widoczne i sprawiają, że gaśnie uśmiech, jaki zwykle się maluje po przeczytaniu kolejnej historyjki Szwejka lub któregoś z jego kamratów, udowadniającej, że stara łacińska sentencja nihil novi sub sole i w XX wieku nie straciła nic ze swojej aktualności. Za ich sprawą "Przygody dobrego wojaka Szwejka" wychodzą poza zwykłą antywojenną satyrę. To książka odmienna od literatury dotyczącej Wielkiej Wojny, nie da się jej porównać z powieściami Barbusse'a, Zweig'a, Remarque'a czy Wittlina ani tym bardziej Jüngera ale to Szwejk jest najbardziej znanym żołnierzem tamtych lat.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMoże nie ciągnijmy tematu CK Dezerterów bo to akurat dla mnie dowód na to, że nawet świetni aktorzy nie mogą uratować filmu, a na Złoto Dezerterów w ogóle wolę spuścić litościwą zasłonę milczenia.
UsuńWernica pamiętam ale jakoś nigdy jego książki mi się nie podobały. Pierre Brice jakoś mnie nie fascynował choć zachwyty pań oczywiście rozumiem, wolałem nasze rodzime easterny :-).
Szwejka nie czytałam - po obejrzeniu filmu jakoś mnie nie ciągnęło, teraz w razie co nie będę się wzbraniać. A propos męskiej literatury i męskiego kina - zdarza się, że podoba się ona także babom, czego mogę być przykładem. Polecony przez Marlowa polski western Prawo i pięść spodobał mi się bardzo, choć jak pisał Marlow to podobno męski film.
UsuńOh dzięki Guciamal :-) wreszcie komuś podoba się to samo co mi :-) "Prawo i pięść" może nie jest do końca "męskim" kinem, kobiety choć niewiele mają tam jednak coś do powiedzenia, ale nie ważne czy to kino męskie czy kobiece - grunt, że fajny film :-)
UsuńOj tam, oj tam, myślę, że dzieje się to częściej niż piszesz :)
UsuńTeż mam taką cichą nadzieję :-)
Usuńnawet ja wspominam czasem swoją"przygodę"z wojskiem w studium wojskowym,wiem,że już nigdy potem nie patrzyłam na wojsko tak samo,na zawsze zostało mi to w głowie jako przykład absurdu i głupoty,nie mogłam uwierzyć,że dorośli faceci mogą się w coś takiego bawić
OdpowiedzUsuńEee tam studium to nie było prawdziwe wojsko :-)
Usuńulubione powiedzonko dowódcy naszej,trzynastej kompanii,majora g. to-"kto jest ostatni,ten jest piękny i gładki"sama mądrość co?
OdpowiedzUsuńTa mądrość to dzisiaj funkcjonuje i to nie tylko w wojsku :-).
Usuńtak czy inaczej,po tym rocznym"romansie"z wojskiem,to już wolę szwejka,haszka,jest jakiś prawdziwszy,w przeciwieństwie do tych eleganckich facetów w mundurach,które są tylko sztuczną fasadą dla tego,co kryje się w środku,jednym wielkim rozczarowaniem,przynajmniej dla mnie
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o studium, to co racja to racja - z tym, że w stosunku do Haska jest ta różnica, że u niego jednorocznymi pogardzali inni a studium lekceważyli sami uczestnicy.
Usuń"przygody dobrego wojaka szwejka"są dla mnie świadectwem odchodzącej epoki,może nie sielanki,ale jednak czegoś,co trwało przez wiele wieków,wielonarodowościowa ojczyzna z habzburgiem na tronie w wiedniu,dla wielu może było to czymś trwałym,świat się zmieniał ale to jedno trwało,franciszek józef może nie był idealnym władcą,ale panował sześdziesiąt osiem lat,już to miało znaczenie,wyraz temu dał chodźby józef roth w swych powieściach "marsz radetzkiego"czy"krypta kapucynów"
OdpowiedzUsuńW "Przygodach" trudno dopatrzeć się tęsknoty za odchodzącą monarchią i minionym światem, jednak dla wszystkich narodów poza Austriakami, i może jeszcze Węgrami było to obce państwo. Na nasz ogląd Franciszka Józefa pewnie w dużym stopniu rzutują stosunkowo łagodne rządy jako zaborcy i wytworzony stereotyp dobrotliwego cesarza, bo i rzeczywiście na tle Mikołaja i Wilhelma prezentował się znacznie lepiej.
Usuńa może to my patrzymy na tę monarchię tak a nie inaczej,bo oceniamy ją z naszej perspektywy,dla ówczesnych ludzi była to jednak rzeczywistość,w której się urodzili i śmiem przypuszczać,że dla wielu upadek cesarstwa austrowęgierskiego był zawaleniem się ich"świata",czymś,co mocno przeżyli i widać to w utworach i rotha i musila
OdpowiedzUsuńRoth i Musil jeszcze ciągle przede mną, upadek monarchii pewnie tak jak każdy przełom dla niektórych oznaczał koniec świata a dla innych wręcz przeciwnie. W każdym razie Hasek na pewno nie dramatyzował :-)
Usuńtu się z panem zgodzę,wereszycki w swej pracy"pod berłem habzburgów"uważa ck monarchię,za sztuczny twór,którego przy całym sentymencie niektórych,nikt jednak nie próbuje reaktywować,świadomy wszystkich wad owej "instytucji"
OdpowiedzUsuńKsiążki Wereszyckiego nie znam, sam mam obraz panowania Franciszka Józefa jako pielęgnującego filisterskie cnoty, mało co prawda ambitnego ale za to z "ludzką twarzą".
Usuńdla mnie franciszek józef jest raczej postacią tragiczną,może nawet trochę mu współczuję(świadoma jego wad),był tym habzburgiem,któremu choćby z racji długiego żywota dane było zobaczyć jak stopniowo monarchia habzburgów,o której się kiedyś mówiło,że nad nią nigdy nie zachodzi słońce,traci na znaczeniu,zmniejszało się terytorium i znaczenie tak cesarstwa,jak i samego franciszka józefa,zmieniało się oblicze świata,pojawiały się problemy,którym sędziwy cesarz nie mógł już sprostać,do tego dochodzą kłopoty dynastyczne,rodzinne i osobiste,nie widział tylko końca wojny i ostatecznego upadku monarchii austriackiej
OdpowiedzUsuńNie mam na jego temat ściśle określonego zdania, raczej odbieram go stereotypowo jako dobrotliwego staruszka, który firmował i "dawał twarz" kolosowi na glinianych nogach.
Usuńa może to ja odbieram cesarza franciszka józefa stereotypowo,starając się go,w pewnym stopniu,usprawiedliwić,może to pan ma rację?jedno jest pewne,ten starszy,siwy pan z bokobrodami,ma nadal na świecie tyleż samo sympatyków,co i krytyków,jest na pewno jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci historycznych
OdpowiedzUsuńTym akurat nie jestem zaskoczony, tzn. rozpoznawalnością bo za życia zrobił dużo by wbić się w pamięć, wykorzystywał wszystkie ówczesne dostępne sposoby - takiej ilości kartek pocztowych ze swoim wizerunkiem nie miała chyba nawet królowa Wiktoria :-).
Usuńczyli coś jednak zrobił,umiał zadbać o to by potomni o nim nie zapomnieli i chociaż na tym polu odniósł sukces,ha ha ha,choć nie żyje już prawie sto lat.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy on sam byłby zadowolony z tego, że jest znany z tego, że jest znany. Jak na prawie 70 lat panowania to niezbyt imponujący dorobek :-)
Usuńprosze pana zaznaczył swoją obecność w historii,niewielu ludziom to się udaje,choć wielu o tym marzy,nie żyje prawie sto lat a ciągle się o nim pamięta,pisze książki,kręci filmy,jest przedmiotem sporów i nic nie wskazuje na to,aby się to prędko miało zmienić,czy to nie jest sukces?prosze pana to jest jakiś rodzaj nieśmiertelności,puszkin napisał kiedyś"...nie wszystek umrę..."i ten pan spoczywający prawie od stu lat w krypcie kapucynów,w wiedniu,też w pewnym sensie żyje,w pamięci potomnych
OdpowiedzUsuńMi kojarzy się ze stłumieniem Wiosny Ludów, przegraną wojną z Prusami i wybuchem I wojny światowej ale możliwe, że u współczesnych budził ciepłe uczucia, choć jak pisałem na pewno nie Haska :-).
Usuńha ha ha,zaniemówiłam,co nie znaczy,że brakło mi argumentów,tak czy inaczej,gdyby franciszek józef był kimś pospolitym,mało ważnym,to my też nie mielibyśmy się o co spierać,a tak moglibyśmy pewnie jeszcze długo,prawda?
OdpowiedzUsuńJa się nawet nie spieram :-) tak jak pisałem mój pogląd to raczej stereotyp i kilka dat, a od tego jeszcze bardzo daleko do oceny postaci :-)
Usuńale mieliśmy przecież o czym rozmawiać,nawet jeśli tylko wymienialiśmy poglądy,nie zrobiło się nagle cicho,bo nie mieliśmy nic do powiedzenia?i to wszystko dzięki haszkowi i franciszkowi józefowi
OdpowiedzUsuń:-)
UsuńJedna z ukochanych książek... nawet mi nie przyszło do głowy, że można ją traktować jako męską - w sensie nie babską. Fakt, kobiet to tam za dużo nie ma, raptem posługaczka i żona Paliveca, co to mu portret najjaśniejszego pana muchy obsrały :)
OdpowiedzUsuńNo i jeszcze ta, co to jej Szwejk wszelkie życzenia spełniał :)
Ale znam taką książkę, gdzie kobiet nie ma wcale - poza początkiem, gdzie żołnierza żegna matka - a potem już tylko męski świat; a jednak też nie nazwałabym tej powieści męską. Mam na myśli Pustynię Tatarów.
Kiedyś też nie przyszło by mi to do głowy :-) ale co to robią z człowieka nowe czasy, i nie żeby mi ta "męskość" przeszkadzała :-).
Usuń