Nie dawno, w czasie dyskusji z Anną zebrało mi się, na wyznanie, że literatura rosyjska czasów ZSRR to "czarna dziura" i podobnie jak u nas lata PRL - zmarnowany czas. Ale jest coś chyba w tym, że radykalne sądy bywają radykalnymi uproszczeniami i nawet mi się nie śniło, że tak szybko będę weryfikował tą swoją "pryncypialną" opinię choć na szczęście daleko jej do kuriozum Cejrowskiego, który zabrał się za ocenę nawet nie literatury radzieckiej ale ludzi bliżej zainteresowanych kulturą rosyjską.
Zarzuciłem lekturę "Pinokia" w nowym świetnym wydaniu z ilustracjami Roberto Innocentiego i w tłumaczeniu Jarosława Mikołajskiego bo okazało się, że dziecko zbyt przeżywa przygody pajacyka, tak że porównanie z "klasyczną" wersją ilustrowaną przez Szancera a w przekładzie Zofii Jachimeckiej obiecane Lirael odsunęło się w bliżej nieokreśloną przyszłość.
By w ramach wieczornego czytania nie wałkować w kółko Macieju "Baśni" Andersena zaryzykowałem "Myszkę Pik", o zgrozo, autorstwa Rosjanina, który był u nas wydawany w czasach najgłębszej komuny - Witalija Bianki. Ale ryzyko nie odnosiło się do tego, że był Rosjaninem ani do tego, że jego książki były wydawane w latach stalinowskich (pierwsze wydanie w 1949 r., okładka pochodzi z wydania czwartego z 1972 r.) - otóż pamiętałem jak sam byłem poruszony przygodami myszki-badylarki, która musi samotnie stawić czoła przeciwnościom losu, która za sprawą dzieci traci swój dom ale ostatecznie też i u nich znajduje schronienie, tak że na szczęście wszystko kończy się dobrze.
Obawy okazały się płonne i to pomimo tego, że książeczka stanowiła kiedyś lekturę klas trzecich a tymczasem miała być czytana siedmiolatkowi. Historia Pika choć obfituje w wiele dramatycznych wydarzeń, podkreślonych jeszcze cokolwiek chyba jednak miejscami zbyt brutalnym realizmem i dopełniona jest utrzymanymi w mrocznej tonacji ilustracjami Marii Orłowskiej-Gabryś, znalazła wdzięcznego słuchacza. Okazuje się, że można było i w tamtych czasach napisać pouczającą i ciekawą książkę dla dzieci, do tego stopnia, że i ja byłem zawiedziony, że tak szybko się skończyła, nie mówiąc już o moim dziecku, która nie nosi żadnych znamion propagandy i w której wszystko jest dla dziecka zrozumiałe, no może z dwoma wyjątkami. Musiałem wytłumaczyć co znaczy "oswoić" i kto to był Robinson - signum temporis!
Zaskakujące, że książka od lat 70-tych nie była wznawiana (chyba), podobnie zresztą chyba jak i pozostałe jego utwory - w przypadku "Myszki Pik" na pewno szkoda.
Całkiem sympatyczna ta myszka :) Zgadzam się, że można było i w tamtych czasach pisać ładne książeczki dla dzieci bez przemycania treści ideologicznych. Przykładem niech będzie "Nie płacz, koziołku" Michałkowa. Książeczkę o koziołku Twój mały pewnie będzie "przerabiał" w szkole. W drugiej albo trzeciej klasie.
OdpowiedzUsuń"Nie płacz koziołku" to dopiero klasyka - pamiętał ją jeszcze z własnego dzieciństwa, przede wszystkim chyba za sprawą trochę przerażających (wówczas) ilustracji Antoniego Boratyńskiego a "przerobiliśmy" ją jeszcze w końcówce przedszkola :-).
UsuńNie znałam przygód myszki - a szkoda, bo jako dziecko lubowałam się w smutnych i dramatycznych przygodach zwierzęcych bohaterów (oczywiście każdą głęboko przeżywałam a często i odchorowałam).
OdpowiedzUsuńDobrze, że Twój synek lubi takie opowieści :-) Ja mojemu powoli kompletuję biblioteczkę.
Mój już ma, przynajmniej jeśli chodzi pierwszą - drugą klasę, głównie zresztą opartą na doświadczeniach i pamięci swojego taty :-). Okazało się, że dobra literatura dla dzieci przetrwała zaskakująco dobrze, bez większego szwanku różne przemiany.
UsuńBiankiego czytałem "Gdzie raki zimują", i to nawet kilka razy, pamiętam, że mi się podobało, ale pojęcia nie mam, o czym to jest. O dziwo, widziałem, że stoi jeszcze w bibliotece, to chociaż przekartkuję przy najbliższej okazji.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że radziecka literatura dla dzieci nie była najgorsza, pamiętam jakieś wydania ludowych baśni, pięknie wydawane i z bajecznymi ilustracjami. Gorzej się chyba robiło później, jak były opowieści o szkole, pionierach itp. Ale do Timura i jego drużyny sentyment mam nieprzemijający i tak :)
Ja zaryzykowałem jeszcze jego "Tajemnice leśnej nocy" a jeśli pójdzie dobrze to pewnie i skuszę się na "Raki", jakaś jego książeczka była wydana w "Poczytaj mi mamo" więc powinno być dobrze. Ludowe baśnie rosyjskie wymiatają - u mnie ciągle jest wałkowane "Piórko Finista Jasnego cud sokoła" z ilustracjami Bilibina, mimo że to piękna książka to już powoli mam jej dosyć, jeśli rozumiesz co mam na myśli :-)
UsuńAż za dobrze rozumiem:P Swoją drogą, że tak Ci się udaje czytać z synem to, co Tobie odpowiada. U nas z tym gorzej.
UsuńTak dobrze to nie ma, zdarza się, że ma własne życzenia z góry formułowane dla mnie ciężkostrawne w rodzaju Ninjago :-), albo też po paru stronach zmienia mu gust i wybiera sobie jakąś inne i generalnie obowiązuje zasada, że "lubi te książki, które zna" :-)
UsuńUff, bo już myślałem, że jakimś cudem udało Ci się wychować ideał :)
UsuńJestem realistą, już przy córce ciężko przeżyłem, że ani Reksio, ani Bolek i Lolek jej się nie podobali, nie wspominając o Panu Samochodziku. Ale co zaskakujące, okazało się, że ciągle "w kursie" są największe "ramoty" w rodzaju Andersena a przecież one są takie nienowoczesne ...
UsuńWielka Literatura ponoć się nie starzeje i to się sprawdza, chociaż jakoś nigdy nie miałem okazji przetestować Andersena na dzieciach:)
UsuńEtap testowania już dawno przeszliśmy, teraz to już jedna z książek dyżurnych :-)
UsuńJa bym potestował, ale wstyd przyznać - nie mam swojego egzemplarza :( W dzieciństwie się nie dorobiłem, a potem jakoś zawsze było coś pilniejszego.
UsuńMoje "Baśnie" gdzieś zginęły ale znalazłem na allegro egzemplarz w dobrym stanie za przyzwoitą cenę - przeżyłem lekki szok gdy przyszły bo z dzieciństwa zapamiętałem je jako książką dużego formatu a ten z latami jakby się zmniejszył :-)
UsuńAmbitnie celuję w jednotomowe wydanie Media Rodzina, ale cel wciąż nie został trafiony :)
UsuńTe grubsze edycje u mnie nie zdały egzaminu, okazały sie trochę wygodne do wieczornego czytania - to "klasyczne" Naszej Księgarni nawet i w tym wykazało swoją wyższość :-)
UsuńZamierzam sam poczytać, format mnie nie odstraszy.
UsuńDla siebie musiałem skończyć "Alicję w krainie czarów" w przekładzie Stillera - tak że ostrzegam bo teraz muszę rozejrzeć się za jakąś wersją bardziej przystępną dla dzieci, i wygląda też na to, również i "Pinokio" pozostanie "moją" książką.
UsuńAlicja chodzi w wersji muzycznej Marianowicza, a książkowo niestety w disneyowskiej (tyle dobrego, że opartej na przekładzie Marianowicza).
UsuńJakoś nie mam przekonania do "słuchanych" książek. Marianowicz jak najbardziej - zwłaszcza, że mam sentyment do Olgi Simaszkowej, która ilustrowała jego tłumaczenie.
UsuńTo jest pełnowymiarowa bajka muzyczna z kultowymi śpiewami i paroma świetnymi rolami:) Słuchałem tego z winylu.
UsuńWinylu?! u Panie, to kiedy to było?!!! :-)
UsuńDawna, Panie Dziejku, dawno. Dlatego dzieciom kupiłem na CD :D
UsuńTeż już sprawdziłem i znalazłem nawet na allegro, lektorzy rzeczywiście pierwsza klasa, tak że widać (słychać), że to nie żadna popelina ale jestem nastawiony realistycznie i zostanę przy książce, jeśli tylko znajdę jakiegoś Marianowicza w dobrym stanie i akceptowalnej cenie.
UsuńNo jak sobie chcesz. Ja uwielbiam podśpiewywać "Jasne słoniątko późno dziś wstało" :D
UsuńPodśpiewywanie z mojej strony jest wykluczone :-), może poza "Ach kochany Augustynie, wszystko minie, minie, minie" ...
UsuńJa też podśpiewuję w możliwie mało publicznych okolicznościach:P
UsuńAle rozumiem, że to nie dlatego, że tembr głosu nie taki albo coś w tym rodzaju? :-)
UsuńGłos operowy, tylko słuchu brak :P
UsuńUuuu, to słabiutko. U mnie za to jest trzeci stopień słuchu muzycznego - słyszę skąd muzyka leci :-)
Usuń"...stare książki są wciąż młode..."-agnieszka osiecka-anna
OdpowiedzUsuńAż tak śmiałego wniosku bym nie postawił ale "coś w tym jest" jak mówił profesor Safjan czytając moją pracę magisterską :-)
Usuńha ha ha .................................................................................................,a ja się z tym zgadzam,czytam stare książki i stwierdzam,że ciągle są jakoś aktualne,czasami,wypisuję sobie z nich jakieś zdania czy fragmenty do przemyślenia,a czasem patrzę na listę książek,które,w tym roku"przeczytałam i za boga nie mogę sobie przypomnieć o czym był taki czy inny bestseller,który męczyłam całymi dniami i już choćby z tego powodu powinnam go pamiętać-anna
OdpowiedzUsuńRóżnie z tym, jeśli mówimy o książkach dla dzieci to mam tzw mieszane uczucia w odniesieniu do "Plastusiowego pamiętnika" Kownackiej - niby wszystko jest fajnie, dziecku się podoba ale okazuje się, że wiele szczegółów to już prehistoria, począwszy od drewnianego piórnika, poprzez stalówkę, obsadkę a skończywszy na konieczności wytłumaczenia co to jest kleks i do czego służyła bibuła :-). O ile "za moich czasów" wszystko to jeszcze było oczywiste to dzisiaj to dla dzieci czysta abstrakcja.
Usuńmoże dlatego lepiej skupić się na samym przebiegu akcji,nie zagłębiać się w szczegóły,bo to rzeczywiście psuje całą przyjemność czytania-anna
OdpowiedzUsuńAle co to za przyjemność skoro dziecko nie wie o czym mowa? Na szczęście etap tłumaczeń już przeszliśmy tak, że teraz została tylko przyjemność. Podobnie sprawa ma się z "Kajtkowymi przygodami" dla dziecka z dużego miasta to chwilami abracadabra - cóż, postęp :-)
Usuń"Myszka Pik"! Ja właśnie miałam ją za lekturę i kompletnie zapomniałam. Co do słuchanych bajek - znasz na pewno "Czerwonego Kapturka" z Kwiatkowską, Krafftówną i Hańczą. Dla mnie to mistrzostwo świata i ciekawa jestem czy słuchały tej bajki twoje dzieci.Ten Kapturek jest tak niesamowicie plastyczny, że i dziś wzbudza we mnie emocje. Magda
OdpowiedzUsuńWidzę, że poniosłem straty, już raczej nie do odrobienia jeśli chodzi o słuchowiska dla dzieci.
Usuńno cóż,mówi się,że czym skorupka za młodu nasiąknie,tym na starość trąci,więc miejmy nadzieję,że pana wysiłki kiedyś zaowocują,nie żebym chciała moralizować,macie"panowie"o czym rozmawiać,możecie się na jakiejś płaszczyźnie spotkać,autobusem,którym jeżdżę do pracy,kieruje najczęściej ten sam,starszy pan,czasem obok niego siedzi,jego kilkuletni wnuk,wiem,że to nieładnie ale podsłuchuję ich rozmowy,proszę pana,ile oni mają sobie do powiedzenia,chociaż gadają zawsze o tym samym,o silnikach,alternatorach skrzyniach biegów,akumulatorach itd.,patrzę na nich z zachwytem,nawet jeśli istnieje coś takiego,jak konflikt pokoleń,to tym dwóm on na pewno nie grozi,dziadek i wnuk,pewnie z pięćdziesiąt lat różnicy i wspólna pasja,która ich łączy-anna
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest, u mnie syn też zaskakująco dobrze dogaduje się z dziadkiem, choć jeden to już pokolenie wychowane z klawiaturą komputera pod poduszką a drugi to jeszcze przedwojenny rocznik :-) Okazuje się, że męska wspólnota zainteresowań jest ponadpokoleniowa :-)
Usuńznowu nie żebym chciała moralizować,szczerze,ale to,co pan nazywa wspólnotą zainteresowań,może zdziałać cuda,gdyby o niej pomyśleć,zanim będzie za późno,zanim człowiek stwierdzi,że nie ma o czym ze swoimi dziećmi rozmawiać-anna
OdpowiedzUsuńDlatego też czytamy razem "Myszkę Pik" :-)
Usuńno i wygląda na to,że znowu się zgadzamy,nawiasem mówiąc,przyniosłam sobie przed chwilą z biblioteki"gdzie raki zimują"i "cichy don",będę się relaksować po"dwunastu kręgach"jurija andruchowycza-anna
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że przez "Raki" przejdziesz jak błyskawica, proszę daj znać, czy udało im się przezimować :-) bo jeśli chodzi o "Cichy Don" to jak pamiętam z Twoich opinii to takich obaw nie ma :-)
Usuńpo prosu moje zainteresowania ostatnio krążą wokół tego okresu w historii,obejrzałam rosyjski film"admirał",kupiłam książkę o kołczaku(po rosyjsku napisaną,i wolę nie pamiętać ile za nią zapłaciłam),przeczytałam"burzę od wschodu",na niektórych blogach też się o"cichym donie"wspominało,więc żeby nie"pływać w temacie",pomyślałam,przeczytam-anna
OdpowiedzUsuńI jak ta "Burza od wschodu"? Przed wojną to była książka zalecana dla uczniów więc jakoś nigdy nie miałem do niej przekonania :-) bo zakładałem, że to historia o tym jak to pięknie było na Kresach i jaka to była za naszych czasów kraina mlekiem i miodem płynąca, a to wszystko podlane "bogoojczyźnianym" sosem.
Usuńto jest dla mnie,jedna z tych ważnych książek,które"otwierają we mnie okienko",pomijając losy głównej bohaterki,ukazuje sytuację w rosji,trwa pierwsza wojna światowa,wybucha rewolucja i dzieją się,te wszystkie rzeczy,których sobie nie uświadamiałam,chociaż skończyłam historię,to książka nie o miodzie i słodyczy tam doprawdy niewiele,nie żałuję ani trochę,że to przeczytałam-anna
OdpowiedzUsuńCzyli, rozumiem, jednym słowem - polecasz, tak że wiedzę, że wypada mi się z Marią Dunin przeprosić.
UsuńNigdy nie słyszałam o tej myszce, ale widzę, że warto się z nią zapoznać;) Tym bardziej, że mam wdzięcznych małoletnich słuchaczy, którzy nie odmówią dobrej lektury :)
OdpowiedzUsuńTy możesz sobie darować :-) ale jest szansa, że małoletnim słuchaczom się spodoba :-)
Usuńno wie pan,uważam,że wszystko jest kwestią gustu,"jedni lubią landrynki inni czekolade",ale jeżeli to obawa,przed nadmiarem słodyczy,odstręczała pana od"burzy"to nie ma obawy-anna
OdpowiedzUsuńTo była w zasadzie jedyna moja wątpliwość bo wiem, że książka dostała jakąś nagrodę więc o styl się nie obawiam a skoro i treść jest w porządku, to nic tylko czytać.
Usuń"...W okresie międzywojennym „Burza od wschodu” została uznana za wybitne dzieło literackie, a w 1925 r. otrzymała nagrodę Międzynarodowej Komisji Współpracy Intelektualnej Ligi Narodów...",po tej lekturze,rosja w okresie pierwszej wojny światowej,jawi mi się,jak okręt,któremu ktoś rozwalił ster,na dodatek puściły cumy i ładunek przesuwa się po całej ładowni,sprawiając,że statek traci stabilność i ma tylko jedno wyjście-iść na dno-anna
OdpowiedzUsuńTo pójście na dno jest dosyć dwuznaczne - w końcu prawie pół wieku Rosja rządziła chyba 1/4 świata.
Usuńno wie pan,to prawda,co pan mówi,trudno się z panem nie zgodzić,ale w sytuacji,w której się znależli a opowiada o tym,wspaniale dunin-kozicka,nie mieli nawet cienia szansy na rządzenie światem,okres,o którym pan wspomina to jest już inna rosja,bolszewicy zdobyli wladzę,zdławili skutecznie wszelkie próby oporu,w końcu wyszli zwycięsko z drugiej wojny światowej,zostali mocarstwem-anna
OdpowiedzUsuńW tamtym okresie oczywiście nie, ma Pani rację, ale cóż znaczy z punktu widzenia historii parę lat w ponad tysiącletnich dziejach państwa.
Usuńproszę pana,czasem bardzo dużo,rosja we wspomnianym okresie,to państwo"bez głowy",bo obalono cara,funkcjonuje kilka ośrodków władzy równolegle,każdy wydaje jakieś zarządzenia i żaden nie jest na tyle silny,by nad tym wszystkim zapanować,nasilają się działania odśrodkowe,dążenia do uniezależnienia się od moskwy,dążenia narodowowyzwoleńcze,chłopi,powstają przeciwko swoim panom,bo przecież teraz już mogą,żołnierze rozbrajają swoich dowódców a robotnicy,przejmują władze w fabrykach,biorąc pod uwagę,że to ciemni,nawykli do trzymania w ryzach ludzie, no to robią,co chcą,panuje zupełny bajzel,dziś jest górą ten,a jutro tamten,a tak naprawdę to nikt,mysli pan,że w tych warunkach,mieli jakąś szanse na odegranie znaczącej roli w pierwszej wojnie światowej?-anna
OdpowiedzUsuńZ punktu widzenia jednostki na pewno, a czy z punktu widzenia historii tego nie byłbym taki pewien - dzisiaj okres wielkiej smuty w podręcznikach historii podejrzewam, że to kilka zdań a im dalej od Rosji to te zdania są krótsze. Pewnie za jakiś czas to podobnie będzie i okresem rewolucji. Już dzisiaj powoli rewolucja lutowa i październikowa w świadomości wielu ludzi zbija się w jedno.
UsuńMam teraz problem, bo jestem przekonana, że w dzieciństwie czytałam jakąś książeczkę Biankiego z biblioteki i za Chiny nie mogę sobie przypomnieć, co to było. :( Przejrzałam listę tytułów i moją uwagę przykuł "Łysy Boczek", ciekawe, jakie zwierzątko było bohaterem. Mam nadzieję, że nie pojawiły się tam jakieś wątki futrzarsko-kuśnierskie. :)
OdpowiedzUsuńReakcja Twojego synka mnie nie dziwi, dla mnie też "Pinokio" był chwilami trudny do przełknięcia.
A ja właśnie jestem zaskoczony bo "Pinokio" wydawał się mieć wszystkie atutu za sobą: wartka akcja i interesująca szata graficzna książki, no i przez tyle lat przecież się "sprawdził" u dzieci a tu proszę - wygrywa z nim, i to w cuglach książka, która teoretycznie nie miała z nim szans. Przypomina mi to festiwale filmów dla dzieci chyba w Bielsku-Białej, na którym werdykty jury dziecięcego było zupełnie inne od werdyktów jury dorosłego :-)
Usuńmoże tak,pamiętam jak kiedyś,przed laty rozmawiałam z rosjanką,która uczyła historii,pytała mnie jak prowadze te lekcje poświęcone rewolucji październikowej ile czasu na to poświęcam,powiedziałam,że u nas to jest inaczej,bo pierwsza wojna światowa zbiega się jednocześnie z odzyskaniem niepodległości i na tym zagadnieniu skupia się,przedewszystkim,nasza uwaga,szczegóły,związane z przebiegiem rewolucji,mają już dla nas mniej istotne znaczenie,nawiasem mówiąc,dlatego powiedziałam,że"burza"wzbogaciła moją wiedzę,tych drobiazgów,o których wspomniałam powyżej,też sobie nie uświadamiałam-anna
OdpowiedzUsuńDla mnie I wojna to przede wszystkim front zachodni: "W nawałnicy żelaza"/"W stalowych burzach", "Ogień" i "Na zachodzie bez zmian" i bitwa pod Tannenbergiem. Rewolucja październikowa to w wymiarze szkolnym to krążownik Aurora i gdyby nie własne zainteresowania na wystrzale pewnie by się skończyło - ale trudno oczekiwać by było inaczej bo coroczne szkolne akademie i natrętna propaganda wyjątkowo źle służą rozbudzeniu zainteresowań. Część mojej rodziny pochodzi z Kresów ale dotknęła ich tak na prawdę II wojna światowa, odwiedzałem tamte strony kilka razy jako dziecko a potem młody człowiek, który już coś rozumiał. Z rozmów rodzinnych mimo wielkiego sentymentu wyraźnie wynikało, że nie była to kraina mlekiem i miodem płynąca i stereotyp dworków szlacheckich z malwami pod oknem i ułanem na koniu przy płocie to stereotyp tak że podchodzę z pewną podejrzliwością do wspomnieniowej literatury "kresowej". W każdym razie "Burza" została oczyszczona z podejrzeń.
Usuńwidzi pan,znowu to samo,zaczęło się od myszki a skończyło na rewolucji i pierwszej wojnie światowej ha ha ha ..............................-anna
OdpowiedzUsuńTo gdzie skończymy po "Obłomowie", "Braciach Karamazow" albo "Cichym Donie" ?! :-)))
UsuńZmieniły się czasy, zmieniły się dziecięce gusta książkowe :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie niekoniecznie - chociażby Andersen i bracia Grimm pokazują, że są one zaskakująco trwałe, czy bliższe naszych czasów "poczytajki". Oczywiście otwarte są również na nowości, tyle tylko, że ile książek dla dzieci, którymi zasypane są księgarnie będzie się wspominało za 20-30-40 lata?
UsuńOczywiście masz rację - klasyki to klasyki. Tylko to, co teraz czytamy 5,6-latkom, kiedyś odpowiadało 10-latkom. Mój 6-latek chce, żeby mu czytac Harry'ego Pottera. A część książek dla dzieci poszło niestety do lamusa :)
UsuńU mnie "poczytajki" i "moje książeczki" są jak najbardziej w grze, nie wszystkie - np. kot Filemon nie jest akceptowany - ale są to nieuchronne, dopuszczalne straty :-)
UsuńNigdy nie słyszałem o tej bajce, ale odznaczam :) Jakoś nie przeszkadza mi, że autorem jest Rosjanin :) Jeśli kiedyś doczekam się dzieci to postaram się ją zdobyć :)
OdpowiedzUsuńOna była wydana w czasach gdy o reklamie książek nikomu się chyba jeszcze nie śniło, przynajmniej u nas :-) a podejrzewam, że na dodatek jesteś też i późniejszy rocznik :-)
UsuńPrzyznaję się, że pierwszy raz słyszę o tej bajce, nawet w tym gatunku mam poważne zaległości, chyba muszę wziąć się ostro do roboty znaczy czytania :)
OdpowiedzUsuńTeraz to już dla Ciebie trochę za późno :-)
UsuńTak masz racje, poczekam na swoje dzieci, którym będę czytała i przy okazji nadrabiała :)
Usuń:-)
Usuń