"What a fight! What a fight!" darł się nad czyimś uchem dziennikarz jakiejś amerykańskiej stacji telewizyjnej w czasie drugiej walki Andrzeja Gołoty z Riddickiem Bowe, 14 grudnia 1996 roku w Convention Hall w Atlantic City. Ale ani ten ktoś, ani nikt obok nie zwracał na to uwagi, ani też nie miał mu tego za złe bo wszyscy byli tak pochłonięci walką, którą prawie wszyscy, w tym również "sztywniaki" z pierwszych rzędów, oglądali już na stojąco.
- Co za zmagania! co za siła uczuć! co za emocje! - można powiedzieć, ba, zakrzyknąć po lekturze "Niebezpiecznych związków". Tyczy się ich dokładnie to co pisał wicehrabia de Valmont do markizy de Merteuil; "zbyt powolny bieg tej miłostki drażni (...) te scenki nizane powoli; jedna za drugą, nudzą cię a ja przeciwnie, nigdy nie zaznałem tylu rozkoszy, ile ich czerpię w tej pozornej opieszałości". Może "nigdy" to przesada ale z pewnością nieczęsto, bo nie co dzień napotyka się książkę, w której przedstawione są wszystkie odcienie miłości, w której jest ona przedstawiona jako gra, walka , w której nie ma zwycięzców a jedynie pokonani, walka, która kończy się dla sprawców i ofiar, na równi, cierpieniem i śmiercią.
I pomyśleć, że książka ma ponad dwieście lat ... przecież uczucia jej bohaterów są tak żywe i wyraziste, że wyglądają jakby znajdywały inspirację w dzisiejszych czasach a nie były przyprószone patyną wieków.
Z jednej strony bezwzględność w dążeniu do celu, cynizm i wyrachowanie, z drugiej naiwność, szczerość i zaufanie. To nie miało prawa dobrze się skończyć. Ale mimo takiej wyraźnej opozycji nie ma u de Laclosa postaci jednowymiarowych. Nawet markiza de Merteuil taka nie jest, choć mogłaby by być ideałem bohaterki dla ... feministek i tych, którzy "czytają genderowo", bo oto wreszcie kobieta jest "mocną postacią", głównym motorem działań, w której rękach marionetkami są mężczyźni (i kobiety). A przecież widzi się jej cierpienie (choć to może tylko duma) ukryte pod maską szyderstwa w jej listach do wicehrabiego de Valmont.
A on? Oh, cóż to za dureń! Dureń i drań! Skąd pomysł, że znał się na kobietach skoro dowodził w swych listach do markizy, że jest dokładnie na odwrót. "W jeszcze wyższym stopniu fałszywy i niebezpieczny niż gładki i pełen powabu, nigdy od najwcześniejszej młodości nie uczynił kroku, nie powiedział słowa bez jakiegoś zamiaru, nigdy zaś nie powziął zamiaru, który by nie był nieuczciwy lub zbrodniczy." a nie widział, że jest tylko narzędziem w rękach kobiety, narzędziem służącym wyłącznie zemście i zaspokojeniu jej urażonej miłości własnej. Co z tego, że "przy pięknym nazwisku, dużym majątku i wielu ujmujących zaletach, zrozumiał rychło, że aby stać się panem otoczenia, wystarczy posługiwać się zręcznie pochlebstwem i szyderstwem. Nikt nie posiada w tym co on stopniu tego podwójnego talentu: jednym zdobywa sobie ludzi, dzięki drugiemu umie wzbudzić postrach."
W starciu z markizą nie miał żadnych szans, był wodzony za nos nie gorzej od kawalera Danceny, to ona rozdaje tu karty a de Valmont miał złudzenie, że jest w tej grze równoprawnym partnerem. Co za głupota! Pomagał w próbie upokorzenia hrabiego de Gercourt, który ją porzucił - czyżby zapomniał, co sam zrobił jakiś czas wcześniej? cóż za nieostrożność - prawdziwy znawca kobiet nie popełnia takiego błędu.
I pomyśleć, że ofiarą kogoś takiego padły niewinne istoty, którym złamał życie. Na to nie ma żadnego usprawiedliwienia zwłaszcza, że nie ma tu ani żalu ani skruchy za wyrządzone zło. Cóż z tego, że być może kochał prezydentową de Tourvel, bo jak sam pisał "nie ma dla mnie szczęścia, nie ma spokoju, tylko w posiadaniu tej kobiety, której nienawidzę i którą kocham z jednaką furią." ale poświecił to uczucie na ołtarzu miłości własnej, mamiony tylko obietnicą spotkania z inną. Czy to może być okoliczność łagodząca? Dla mnie żadna, a nawet i tej nie ma w przypadku Cecylii de Volanges.
Rewelacja! Po raz kolejny okazuje się, że prawdziwa literatura się nie starzeje i upływ czasu nie ma dla niej żadnego znaczenia. Nie bez kozery książka ukazała się w serii "Biblioteka arcydzieł".
I pomyśleć, że książka ma ponad dwieście lat ... przecież uczucia jej bohaterów są tak żywe i wyraziste, że wyglądają jakby znajdywały inspirację w dzisiejszych czasach a nie były przyprószone patyną wieków.
Z jednej strony bezwzględność w dążeniu do celu, cynizm i wyrachowanie, z drugiej naiwność, szczerość i zaufanie. To nie miało prawa dobrze się skończyć. Ale mimo takiej wyraźnej opozycji nie ma u de Laclosa postaci jednowymiarowych. Nawet markiza de Merteuil taka nie jest, choć mogłaby by być ideałem bohaterki dla ... feministek i tych, którzy "czytają genderowo", bo oto wreszcie kobieta jest "mocną postacią", głównym motorem działań, w której rękach marionetkami są mężczyźni (i kobiety). A przecież widzi się jej cierpienie (choć to może tylko duma) ukryte pod maską szyderstwa w jej listach do wicehrabiego de Valmont.
A on? Oh, cóż to za dureń! Dureń i drań! Skąd pomysł, że znał się na kobietach skoro dowodził w swych listach do markizy, że jest dokładnie na odwrót. "W jeszcze wyższym stopniu fałszywy i niebezpieczny niż gładki i pełen powabu, nigdy od najwcześniejszej młodości nie uczynił kroku, nie powiedział słowa bez jakiegoś zamiaru, nigdy zaś nie powziął zamiaru, który by nie był nieuczciwy lub zbrodniczy." a nie widział, że jest tylko narzędziem w rękach kobiety, narzędziem służącym wyłącznie zemście i zaspokojeniu jej urażonej miłości własnej. Co z tego, że "przy pięknym nazwisku, dużym majątku i wielu ujmujących zaletach, zrozumiał rychło, że aby stać się panem otoczenia, wystarczy posługiwać się zręcznie pochlebstwem i szyderstwem. Nikt nie posiada w tym co on stopniu tego podwójnego talentu: jednym zdobywa sobie ludzi, dzięki drugiemu umie wzbudzić postrach."
W starciu z markizą nie miał żadnych szans, był wodzony za nos nie gorzej od kawalera Danceny, to ona rozdaje tu karty a de Valmont miał złudzenie, że jest w tej grze równoprawnym partnerem. Co za głupota! Pomagał w próbie upokorzenia hrabiego de Gercourt, który ją porzucił - czyżby zapomniał, co sam zrobił jakiś czas wcześniej? cóż za nieostrożność - prawdziwy znawca kobiet nie popełnia takiego błędu.
I pomyśleć, że ofiarą kogoś takiego padły niewinne istoty, którym złamał życie. Na to nie ma żadnego usprawiedliwienia zwłaszcza, że nie ma tu ani żalu ani skruchy za wyrządzone zło. Cóż z tego, że być może kochał prezydentową de Tourvel, bo jak sam pisał "nie ma dla mnie szczęścia, nie ma spokoju, tylko w posiadaniu tej kobiety, której nienawidzę i którą kocham z jednaką furią." ale poświecił to uczucie na ołtarzu miłości własnej, mamiony tylko obietnicą spotkania z inną. Czy to może być okoliczność łagodząca? Dla mnie żadna, a nawet i tej nie ma w przypadku Cecylii de Volanges.
Rewelacja! Po raz kolejny okazuje się, że prawdziwa literatura się nie starzeje i upływ czasu nie ma dla niej żadnego znaczenia. Nie bez kozery książka ukazała się w serii "Biblioteka arcydzieł".
Uważam "Niebezpieczne związki" za jedną z najlepszych książek, jakie czytałam w życiu. Nie sądziłam, że powieść w formie listów może tak doskonale i głęboko pokazać ludzkie charaktery. Rewelacja na określenie tej książki to właściwe słowo :)
OdpowiedzUsuńPrawda?! :-) U mnie może byłaby i w pierwszej dziesiątce :-).
UsuńJestem dopiero w trakcie lektury, ale już czuję, że nie zawiodę się. Więcej może po zakończeniu
OdpowiedzUsuńZawieść się na "Niebezpiecznych związkach"?! Ty?! - Niemożliwe! :-)
UsuńPrzeczytałam i przyznaję Ci rację- rewelacja i niemożliwe :)
UsuńJak miło :-)
UsuńPamiętam wakacje pod namiotem i wyrywanie sobie tej książki, nie tylko dlatego, że mieliśmy za mało lektur jak na cztery osoby:) A film? Film jest arcydziełem w swojej kategorii.
OdpowiedzUsuńJa czytałem ją w znacznie mniej dramatycznych okolicznościach, rzekłbym prozaicznych :-) też jeszcze w szkole i pamiętam do dzisiaj swoje zdumienie, jak tak stara książka może budzić ciągle takie emocje :-). Rozumiem, że masz na myśli film z Close, Pfeiffer i Malkovich'em - świetny bez dwóch zdań, chociaż trochę się różni szczegółami. Potem była jeszcze jakaś uwspółcześniona wersja ale aż zęby bolały jak się to oglądało.
UsuńOczywiście, że ten, o innym nawet nie słyszałem.
UsuńA co do emocji, to ja mam wrażenie, że już głównie starocie je wywołują, wiele nowszych wywołuje jedynie niesmak albo wzruszenie ramion :P
Ja tam nie wiem, bo nie jestem na bieżąco, ale mam wrażenie że wiele z tych bestsellerowych nowości odchodzi w zapomnienia niedługo po tym jak przestaje być reklamowane :-)
UsuńPonoć żywot takiego bestsellera to trzy miesiące :P
UsuńŻycie krótki ale za to intensywne, jeśli patrzy się na to jak nowe tytułu w owczym pędzie przewalają się przez blogosferę :-)
UsuńNa razie znam tylko z filmu. Film świetny,obsada rewelacyjna.
OdpowiedzUsuńKsiążkę jednak nabyłam w ubiegłym roku i czeka na półce.
Film świetny - książka co najmniej nie gorsza.
UsuńHa, cóż za przypadek - skończyłem nie tak dawno książkę, której bohaterka zaczytywała się właśnie w "Niebezpiecznych związkach". Lektura tej powieści ciągle przede mną.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, to dobry pomysł; zamiast czytać o bohaterce, która czyta "Niebezpieczne związki" - samej je przeczytać :-) Zobaczysz różnicę :-)
UsuńUczucia żywe i wyraziste, postaci pełnokrwiste. Niby jak w życiu, tylko czemu tak niewielu udaje się przenieść to na papier? Genialne, w pełni się zgadzam.
OdpowiedzUsuńTylko czemu jesteś tak surowy i pryncypialny w swoich ocenach? Naprawdę, żadnych okoliczności łagodzących? Przecież nawet we współczesnym kodeksie karnym bierze się pod uwagę działanie w afekcie!:)
Nie wiem jak tam Twoja znajomość kodeksu karnego ale afekt trwający miesiącami to byłoby coś nowego :-) Przecież ewidentnie to było działanie z premedytacją. Z okoliczności łagodzących można ewentualnie wziąć środowisko w jakim żył wicehrabia - tyle że on pisze o tym prezydentowej więc biorąc pod uwagę, że w swoich liście do niej biorąc pod uwagę, że miały na uwadze tylko jeden cel - uwiedzenie jej, to wypadałoby i to poddać w wątpliwość. Markiza chyba nawet tego nie ma na swoją obronę.
UsuńMoja znajomość prawa karnego ma się na tyle dobrze, że nie boję się żonglować słowami, wiedząc że za to jeszcze nie wsadza się do ciupy:) Miałam na myśli to, że tak opisałeś postaci, jakby były one czarno-białe i działały niczym maszynki, w realizacji z góry powziętego zamiaru, podczas gdy moim zdaniem każdy, nawet Valmont i markiza, dysponuje wieloma odcieniami szarości i właśnie afekt powoduje niekiedy, że zdarzają się im odstępstwa od planu, o daleko idących konsekwencjach.
UsuńI żeby nie było wątpliwości: ani hrabia, ani markiza nie są moimi literackimi wzorcami, do których chciałabym się upodobnić:)
Spoko, spoko - na szczęście nie jesteśmy na egzaminie ani na sali rozpraw :-). Przecież napisałem, że nie są to postacie jednowymiarowe :-) tyle, że biel a w zasadzie odcień szarości zajmuje niewiele miejsca, bo co niby przemawia za markizą, to że za wszelką cenę chce pokazać, że jest równoprawnym partnerem dla mężczyzny, chęć zemsty? - to ma usprawiedliwiać krzywdę wyrządzoną Cecylii i Danceny'emu? A de Valmont'a ma tłumaczyć środowisko w jakim żył? To może wyjaśnia trochę ich postawę ale na pewno nie usprawiedliwia.
Usuńpowieści nie przeczytałam("zaliczyłam"dopiero wstęp)ale obejrzałam za to obie ekranizacje,myśli pan,że markiza nie ma nic na swoją obronę?jest w filmie taka scena,kiedy ona opowiada,że jako młoda dziewczyna nie miała nic do powiedzenia,miała tylko stać i uśmiechać się,w tej sytuacji robiła to,co mogła,nie tyle słuchała tego,co ludzie mówią ale patrzyła co robią,co starają się ukryć,postanowiła,że nie będzie ofiarą w ich grze ale myśliwym,markiza mówi,że po prostu wykorzystuje atuty dostępne kobiecie,co do finału,to myślę,że skończyło się to tak,jak się skończyło,bo uczestnicy nie przestrzegali do końca reguł gry,za bardzo się zaangażowali(markiza i de valmont) a cecylia i prezydentowa de tourvel miały za małe doświadczenie,żeby z tego"wyjść cało"-anna
OdpowiedzUsuńJa z kolei niedokładnie pamiętam film a on jednak różni się od książki, co prawda szczegółami ale szczegóły mają tu duże znaczenie więc trudno będzie "odpowiedzialnie" :-) dyskutować - w książce jest list, który pokazuje przeszłość markizy i wyjaśnia jej punkt widzenia ale trzeba wziąć poprawkę na to, że ona manipuluje de Valmont'em więc listy do niego nie są wzorem szczerości i prawdomówności, to po pierwsze ale ważniejsze jest to, że przyjmując Twój punkt widzenia, krzywdzenie niewinnego dziecka (piętnastoletniej dziewczyny) miałoby być wyjaśnione chęcią pokazania swojej siły przez markizę. Rozumiałbym to gdyby odgrywała się bezpośrednio na tych, którzy ją zranili ale tak ...? Przecież jej zemsta w ogóle chybiła de Gercourt'a. Jakie doświadczenie mogła mieć dziewczyna, która dopiero co wyszła z klasztoru i której matka nie traktowała poważnie?
Usuńzacznę od tego,że nazywa pan cecylię niewiwnnym dzieckiem,piętnastoletnim,ale według ówczesnych kanonów to była dorosła panna,gotowa do zamęścia,cała akcja"niebezpiecznych związków"to gra,wszelkie działania podejmowane są po to by osiągnąć cel,a jak wkażdej grze trafiają się różni przeciwnicy,nie zawsze przecież poziom graczy jest wyrównany,niektórzy z góry skazani są na porażkę ale ci,którzy to przeżyją mają szansę się czegoś nauczyć np,cecylia,fakt,markiza z valmontem zafundowali jej bolesną lekcję,jednak oni sami też się przecież nie"oszczędzali",to fascynujące obserwować jak tych dwoje odbija piłeczki,jak oni się nawzajem ranią,bez pudła trafiają w czuły punkt,mistrzostwo świata,co do tego czym kierowała się markiza,to nie wiem,może to był taki sposób na życie,może nuda a może pragnienie przeżycia czegoś ekscytującego,pan przeczytał książkę to może wie lepiej-anna
OdpowiedzUsuńU de Laclosa nie do końca tak to wygląda, owszem Cecylia została zabrana z klasztoru by wydać ją za mąż ale jest do tego kompletnie nieprzygotowana i traktowana jest przez wszystkich jak dziecko a nie jak osoba dorosła. Graczami była tylko markiza i wicehrabia, pozostali są przecież tylko pionkami w ich rękach - z kim niby gra prezydentowa de Tourvel czy Cecylia? Przecież dla nich to nie jest gra - nie mają pojęcia, że są częścią jakiegoś planu. Nie pamiętam jak kończy się film - kojarzę tylko scenę w loży i potem chyba w pałacu natomiast w książce Cecylia i Danceny decydują się na życie w klasztorze - różnych oczywiście :-), prezydentowa umiera podobnie jak wicehrabia, markiza - potępiona przez swoje środowisko, oszpecona chorobą, kradnie majątek który należy się dzieciom zmarłego wcześniej męża i ucieka za granicę. Nauka żadnemu z bohaterów więc na nic się nie zda ...
Usuńw filmie też tak jest,cecylia nie wygląda na przygotowaną ani do życia,ani do małżeństwa,co nie zmienia faktu,że ma narzeczonego i że ma go poślubić,jest również zakochana,jak jej się wydaje,w kawalerze danceny,zgadzam się z panem,że ani cecylia,ani prezydentowa de tourvel nie mają pojęcia o planie i o grze ale to nie zmienia faktu,że tak jest,grają,czy tego chcą czy nie,w filmie jest też taka scena,kiedy markiza udziela cecylii rady(to jest po pierwszej wizycie valmonta w jej sypialni i kiedy dowiaduje się,że ma wyjść za mąż),mówi jej że trzeba zachować do tego wszystkiego dystans i wtedy można mieć tylu mężczyzn w życiu ilu się chce,mówi jak sobie z tym wszystkim poradzić(oczywiście wyraża to subtelniej niż ja),jak to"ugryźć",tylko że cecylia nie dorosła do tego,żeby z tych nauk skorzystać,nie jest natomiast powiedziane jak potoczyły się dalsze losy cecylii i kawalera danceny,w drugiej ekranizacji,z colinem firthem,valmont ginie a cecylia rodzi jego dziecko,markiza zostaje odtrącona przez"towarzystwo",co dalej robi nie wiadomo-anna
OdpowiedzUsuńTrzymajmy się jednak książki - to oryginał :-) filmy są tylko wariantami. W książce Cecylia dopiero się dowiaduje, że ma wyjść za mąż, choć i to na początku nie jest wcale takie pewne, no i oczywiście "narzeczonego" nie widziała na oczy. Co więcej matka widząc jej uczucie powoli godzi się z myślą, że Cecylia kocha Danceny'ego i o tym, że zostanie jego żoną.
UsuńJeśli chodzi o znajomość świata Cecylia jest jak niezapisana tablica, którą może zapisać każdy - nie zrobiła tego matka więc pełna ufności padła ofiarą markizy, która udawała jej przyjaciółkę.
PS.
U de Laclosa Cecylia poroniła dziecko Valmont'a a ten zastanawia się czy zrobić jej kolejne czy odpuścić.
czyli wersja z glenn close i johnem malkovichem jest bliższa powieści,co do pozostałych uwag,to skłonna jestem zgodzić się z panem,bo"niebezpiecznych związków" jeszcze nie przeczytałam,w sumie jednak nie wiem czy można było tego wszystkiego uniknąć,trzeba byłoby pewnie pannę zupełnie odizolować a to raczej nie byłoby możliwe,matka zaufała markizie ale przecież w dobrej wierze,uważa pan,że można było temu w jakiś sposób zaradzić?-anna
OdpowiedzUsuńJest bardzo bliska pierwowzorowi ale tak jak wspomniałem, różnice jednak są. Trzeba wziąć też poprawkę, że Boy pominął w tłumaczeniu 4 listy, z jakich powodów i co w nich było niestety nie wiem. Może wystarczyłoby żeby matka traktowała ją nie jak nic nie rozumiejące dziecko ale jak osobę, która ma za chwilę wkroczyć w dorosły świat. Ale czy to by pomogło nie wiem - przecież prezydentowa de Tourvel była i dorosła, i ostrzeżona przed de Valmont'em, i świadoma jaki zepsuty jest świat a jednak padła ofiarą wicehrabiego.
Usuńmyślę,że nawet markiza i de valmont,przy całym ich doświadczeniu nie wyszli z tego cało,więc cecylia i prezydentowa,są pewnym sensie usprawiedliwione,bo to przecież nie jest tak,że markiza i de valmont są na takie sytuacje"uodpornieni",bo robili to już nieraz,oni tylko nauczyli się ukrywać swoje prawdziwe uczucia,oni się tylko dostosowują do sytuacji,bo to potrafią,w odróżnieniu od cecylii i prezydentowej-anna
OdpowiedzUsuńU markizy jej gra graniczyła z perwersją bo raniła zarówno Valmonta jak i siebie. Gdy czyta się ich listy widać, że ona gra ze wszystkimi, on zaś ze wszystkimi oprócz niej, zaś reszta towarzystwa jest jak dziecko we mgle.
UsuńW tym wszystkim jest jedna osoba, którą lubię - pani de Rosemonde bo przypomina mi trochę prezesową Zasławską z "Lalki" :-)
w filmie de valmont gra też z markizą,np.kiedy pod jej wpływem zrywa z prezydentową i mówi jej o tym,na twarzy markizy pojawia się uśmiech,wtedy de valmont momentalnie dodaje ale być może jeszcze do niej wrócę,uśmiech gaśnie,to jest wspaniała scena,jak oni się znają?jak doskonale wiedzą w jaki sposób zapalić i zgasić" światełko" w partnerze,mnie pani de rosemonde też się podoba,starsza pani,która już swoje przeżyła,góruje mądrością i doświadczeniem nad innymi,ha ha ha ...,śmieję się,bo sobie uświadomiłam,że jak zamknę oczy to słyszę w głowie głos prezesowej zasławskiej,z ekranizacji"lalki",że tez człowiek pamięta takie rzeczy-anna
OdpowiedzUsuńW książce to bardziej markiza uświadamia de Valmont'owi jego miłość do prezydentowej, on jakby nie do końca zdawał sobie z niego sprawę ale nawet wówczas przedkłada kaprys spotkania z markizą nad uczucie do pani de Tourvel.
UsuńCzyż prezesowa Zasławska nie jest wariantem pani de Rosemonde? Przecież i ona jest gospodynią "niebezpiecznych związków": panna Ewelina - baron - Starski, panna Izabela - Wokulski - pani Wąsowska,
panna Felicja - Wokulski, Ochocki - pani Wąsowska no i panna Izabela - Starski, wcale nie mniej niż u de Laclos'a :-)
pewnie ma pan rację,ja kiedy sobie zasławską przypomnę,to widzę przede wszystkim zofię jaroszewską i słyszę jej charakterystyczny głos,tak nawiasem mówiąc"lalka"to bardzo"pojemna"powieść i można tam znaleźć wszystko,wracając do"niebezpiecznych związków",to może de valmontowi nie tyle chodziło o chwile spędzone z markizą,jak o to,że musiałby się przyznać,że uległ prezydentowej,że nie tylko ją uwiódł ale,że się również zakochał,w filmie markiza mówi do niego"...boisz się,że się będą z ciebie śmiać...",znalazłam w internecie,takie słowa"...wszystko, co wiemy o miłości, czułości i ludzkim szczęściu, zostaje w tej książce zdeptane, wykpione i zdradzone...",myślę,że to tak jest-anna
OdpowiedzUsuńOoo?! Wygląda na to, że znowu się zgadzamy! To zaczyna być podejrzane :-)
Usuńmatko zgodziliśmy się,a ja nawet tego nie zauważyłam,trzeba coś zrobić żeby to podejrzenie odsunąć?ha ha....................,coś mi się jeszcze przypomniało,pamięta pan jak ,kiedyś mówiłam o"pornografii"gombrowicza?tam też jest gra i manipulowanie,troche inne ale jest,może się panu spodoba-anna
OdpowiedzUsuńTo naprawdę zaczyna robić się podejrzane - właśnie zacząłem ją czytać! :-)
Usuńjutro zagram w totolotka,ha ha ha..............................-anna
OdpowiedzUsuńAle jak wygrasz to dzielimy się fifty-fifty? :-)
Usuńto teraz już wiem dlaczego się tak nagle zaczęliśmy zgadzać ha ha ha................-anna
OdpowiedzUsuńCo się dziwić - nie od dziś wiadomo, że pieniądz rządzi światem :-)
UsuńJuż tak dawno to czytałam, że większość detali zupełnie mi wyparowała, pamiętam tylko emocje, jakie towarzyszyły przed laty lekturze :)
OdpowiedzUsuń"Niebezpieczne związki" jakoś wyleciały mi z głowy, kiedy tworzyliśmy nasze listy Top Ten. Nie wiem, czy załapałyby się do pierwszej 10, ale do 20 prawie na pewno :)
Jeśli chodzi o historie "damsko-męskie" tu u mnie pewnie byłyby i w pierwszej piątce :-)
Usuń