niedziela, 25 października 2015

Drach, Szczepan Twardoch

Uf! Skończyłem. Matko, co za katorga. Ale skoro tyle rabanu narobiono wokół tej powieści, to sądziłem, że jest w tym coś więcej niż tylko efekt pracy specjalistów od marketingu. Jednak, jak to zwykle bywa, król okazał się nagi i kiepsko musi być z naszą literaturą współczesną jeśli coś takiego dostaje nominacje do nie wiem czy najważniejszej, ale na pewno do najbardziej rozreklamowanej nagrody literackiej. Z drugiej strony, co się dziwić, jeśli dostały je także "Sońka" i "Matka Makryna".

Książka dzisiaj jest produktem, a produkt trzeba dobrze sprzedać - wie to Katarzyna Michalak i wie to Szczepan Twardoch, tyle że każde z nich ma inną grupę targetową. I chociaż dla mnie książka produktem nie jest to, tak po ludzku, rozumiem ten punkt widzenia - w końcu z czegoś trzeba żyć. Więc skoro Szczepanowi Twardochowi udało się z "Morfina" to czemu nie wyzyskać sprawdzonej metody raz jeszcze.


Bo nie ma co ukrywać, Szczepan Twardoch serwuje w "Drachu" odgrzewane kotlety. Gdybym był krytykiem literackim, to plótłbym coś o Eros i Tanatos, wariacji wokół "z prochu powstałeś i w proch się obrócisz" z Księgi Rodzaju oraz uroborosa jako motywach przewodnich powieści, ale na szczęście nie jestem i mogę napisać, czym rzeczywiście jest "Drach", a jest odcinaniem kuponów od sukcesu "Morfiny".

Jest w nim to wszystko, co i tam było, a więc wątek feministyczny - w tym odwieczne upośledzenie pozycji kobiety, "której jedyną powinnością i celem życia jest wyjść za mąż, rozłożyć przed mężem nogi, przyjąć go w siebie, urodzić i odchować dzieci" i która dopiero w czasach nam współczesnych wybija się na równouprawnienie. Jest rzucenie rękawicy w twarz "polskiego kołtuna" poprzez spojrzenie na relacje narodowościowe na Śląsku, zwłaszcza na powstania śląskie, w których obraz Polaka i powstańca jest odheroizowany, no i nie obyło się bez obowiązkowego wątku homoseksualnego. Zaskakuje tylko to, że w swoich zmaganiach ze stereotypami Szczepan Twardoch sam się im poddaje, utrwalając stereotyp Ślązaka z "tą miałką śląską rzetelnością, która ceni tylko konkret, wymierność, pracę fizyczną, posłuszeństwo, pokorę, asekuranctwo w tym, co spontaniczne, połączone z tępą odwagą skupioną na obowiązku. Wyrastają z tego mężczyźni zacięci, pracowici, o nielichej inteligencji technicznej, przyziemni, spolegliwi i konkretni." itd., itd.

Wszystko to do bólu naturalistyczne (zainteresowani dowiedzą się nawet jaki smak ma sperma) i podlane stylistyką mającą chyba znamionować filozoficzną głębię - "Drogi ludzkich miłości są zawiłe. Bardziej kręte niż drogi miłości sarnich i miłości drzew. Ale wszystkie prowadzą w to samo miejsce do ziemi, wszystko do ziemi wraca. Wszystko co żyje, jest tylko pulsowaniem ziemi.", której nie powstydziłby się żaden grafoman. Albo jeszcze lepszy przykład, w którym "Ernest wie, że nic nie ma znaczenia i że wszystko jest ważne. Ernest wie, że życie jest, a potem go nie ma. Ernest wie, że w życiu nie trzeba być szczęśliwym ani nie trzeba cierpieć, jedyne co trzeba, to żyć to życie, nic więcej nie trzeba. Ernest czeka na śmierć z nadzieją i ochotą, bez rozpaczy, bez smutku za tym, co utracone, bo Ernest wie, że nigdy nic nie macie, więc niczego nie możecie utracić, ale to nie ma znaczenia. Nie ma znaczenia." Czyż to naprawdę nie głębokie? Chociaż mi kojarzy się to nie tyle z głębią, co z kawałami o Stirlitzu i unieśmiertelnionym w piosence kabaretu OT.TO:

"wie, że wiem.
Ja wiem, że on wie.
On wie, że ja wiem, że on wie.

Ja wiem, że wiem.
On wie, że ja wiem.
Ja wiem, że on wie, że ja wiem".
Właśnie, i Ernest też wie...

Dla uniknięcia nieporozumień - "Drach" nie jest jakąś specjalnie złą książką. Jest w niej wiele naprawdę ciekawych epizodów, w rodzaju wspomnienia o dawnej miłości Stanisława Gemandera, czy rozdział Loretto. Höhe 165 nawiązujący to pierwszo wojennych powieści batalistycznych.

Na plus Szczepanowi Twardochowi należy także niewątpliwie zapisać próbę przywrócenia Śląska polskiemu czytelnikowi. Po Morcinku i Bienku, który miał swoje pięć minut w połowie lat 90-tych i z którego "Tetralogią gliwicką" skojarzenia nasuwają się automatycznie zapanowała bowiem "w tym temacie" martwa cisza. Tyle, że o ile tamte powieści odbiera się jako autentyczne, to w "Drachu", niestety, jest to tylko scenografia a la wieś potiomkinowska. Bienek pisze bowiem o tym, o co sam w jakiś sposób miał szansę się otrzeć, Szczepan Twardoch z oczywistych powodów szansy takiej nie miał i nie pomoże w tym epatowanie śląską gwarą. Co najwyżej mógł doświadczyć środowiskowej zawiści, z której czerpie satysfakcję jego Nikodem ale nie ma w tym niczego specyficznie śląskiego (podobnie zresztą jak i w przypadku rodziny Ebersbachów), rzekłbym, że to uczucie ogólnopolskie, jeśli nie ogólnoludzkie.

28 komentarzy:

  1. Oj, to mnie trochę rozczarowałeś. Jakoś uwierzyłam w to, że to dobra książka i zamówiłam ją z Polski. Szkoda, ze nie przeczytałam wcześniej Twojej opinii. Mogłam zamówić inne, lepsze książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może Tobie akurat się spodoba, w końcu komuś musiała się podobać skoro została nominowana do nagrody Nike :-) Jak dla mnie przeciętna literatura, której novum miało chyba polegać na złamaniu zasady jedności czasu. To jednak trochę mało, żeby zostać dobrą powieścią.

      Usuń
  2. Nie mogę się wypowiedzieć na temat "Dracha", bo nie czytałam (i chyba nie przeczytam), ale nasunęła mi się taka refleksja natury ogólnej. W recenzowaniu książek jedna rzecz jest naprawdę trudna. Musimy zdecydować, czy książka jest dobra czy zła. Tutaj są różne techniki, albo trzeba "zajrzeć w głąb siebie", albo sprawdzić, jaka jest opinia ogółu i - tu zależnie od temperamentu - albo się wpasować w dominujące trendy, albo pójść pod prąd, można też się kierować innymi względami, mniej lub bardziej merkantylnymi. W każdym razie, jak już tę trudną decyzję podejmiemy, to potem idzie jak po maśle. Argumenty za albo przeciw zawsze się znajdą ;). Ale dużo zabawniej się czyta recenzje negatywne, więc w sumie fajnie, że Twardochowi tą "sarnią miłością" przywaliłeś ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem, na skali pomiędzy książką złą i dobrą, "Drach" lokuje się trochę powyżej środka. Widać, że Twardoch jest sprawnym rzemieślnikiem ale gdy usiłuje stworzyć coś na kształt "strumienia świadomości", to są to, jakby powiedział karnista, usiłowania nieudolne, aczkolwiek w zamiarze bezpośrednim :-). Nie ma wątpliwości, to nie Faulkner, a kiedy snuje, jak wyczytałem w niedawnym wywiadzie z nim, analogie pomiędzy Conradem i Cioranem a sobą, to nie wiadomo czy śmiać się, czy płakać, bo jego "Morfina" i "Drach" nie nadają się nawet do postawienia obok Conrada.

      Usuń
    2. Ze swej strony musze dorzucic, ze motywy w ksiazkach danego pisarza zazwyczaj beda sie powtarzac. To nie musi byc tak, ze ktos tylko odcina kupony od swoich ksiazkowych sukcesow, serwujac nam swoje stare motywy w nowych ksiazkach. Byc moze te problemy tak go drecza, ze musi do nich stale wracac.

      Usuń
    3. Jasne, przecież Wiesław Myśliwski "wałkuje" w swoich książkach ciągle jeden i ten sam temat. Różnica polega jednak na tym, że o ile u niego zmienia się instrumentarium, to Twardoch trzyma się tego, co już się sprawdziło wcześniej i dzięki czemu zyskał poklask. Gdyby to była książka o tym, jak trudno być Ślązakiem w Polsce i o anachroniczności tradycyjnie rozumianego patriotyzmu, to mogę to jeszcze zrozumieć, że to są problemy dręczące Twardocha, tylko czy nie da się tego opowiedzieć normalnie bez ukłonów w stronę krytyki feministycznej i gender?

      Usuń
  3. Długo wahałam się czy przeczytać tą książkę czy nie. jednak w sumie odebrałam ją jako powieść ciężką i ją sobie odpuściłam. Szczerze mówiąc nie wiem czy kiedyś będę ją chciała przeczytać... może za kilka lat?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, zanim człowiek się nie wpasuje w manierę Twardocha lektura idzie jak po grudzie, choć nie powiedziałbym, że książka jest ciężka - raczej nudna.

      Usuń
  4. Wreszcie ktoś, kto nie bije czołem przed Twardochem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez przesady, pewnie znalazłoby się jeszcze kilka osób, które zachowały trzeźwość sądu :-).
      W każdym razie, jestem pod wrażeniem tego, jak sprawny marketing i "współpraca" z wydawnictwami może zglajszachtować opinie o książce.

      Usuń
  5. Myslalam ze Sonka ci sie podobala?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno "Sońkę" lepiej się czyta bo nie jest tak "nowoczesna" jak "Drach" ale w gruncie rzeczy bazuje na tym samym tanim chwycie - jak by tu zbulwersować "staroświeckich" czytelników i widać, że w gruncie rzeczy Karpowicz niewiele ma do powiedzenia.

      Usuń
  6. U mnie Twardoch jeszcze czeka na zmiłowanie. Ze współczesnej śląskiej literatury za to polecę "Komisorza Hanusika" Marcina Melona oraz książki Zbigniewa Kadłubka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałem dwie powieści Twardocha - "Morfinę" i "Dracha" właśnie. Widać, że Twardoch jest pisarzem z ambicjami ale w gruncie rzeczy sprzedaje czytelnikom "sprężone powietrze". Dzięki za propozycje ale na razie mam dosyć polskiej prozy współczesnej a przede mną jeszcze "Księgi Jakubowe" :-)

      Usuń
    2. Jasne, ja też mam dość prozy wszelakiej. Bardziej podałam autorów gwoli informacji. Chyba skuszę się niebawem na Twardocha, żeby sprawdzić, co sądzę:)

      Usuń
    3. Słusznie, nie ma to jak się samemu przekonać :-)

      Usuń
  7. A ja czytałam i muszę powiedzieć, że książka mi się podobała. Ale ja zwykły czytelnik, nie erudytka i nie przeprowadzam dogłębnej analizy czytanej powieści. Czytało mi się dobrze, sporo ciekawej wiedzy nabyłam a poza tym lubię Ślązaków i ich godanie co użyte w treści dodatkowo mnie frapowało. Przypadł mi również do gustu styl jakim książka została napisana czyli odniesienia do czasu przeszłego danego momentu. Jedyne co nie w książce trochę irytowało to dokładne opisywanie broni, ale tu chyba Pan Twardoch chciał się wykazać dogłębnością posiadanej wiedzy w tej materii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu są tylko sami zwykli czytelnicy - to tak w kwestii formalnej :-). Podoba - nie podoba, to zawsze w ostateczności rzecz gustu. Wolę jednak obraz Śląska w wersji Morcinka (w tym najlepszym wydaniu oczywiście), wydaje mi się bardziej prawdziwszy. Twardoch natomiast ujeżdża dwa swoje ulubione koniki - "szarganie świętości" i "ujęcie feministyczne", jak dla mnie mógłby się już wysilić na coś bardziej oryginalnego, no ale chodzi przecież o to by się podobało, czytaj: sprzedawało. :-)

      Usuń
    2. Masz rację, że to rzecz gustu....oczywiście.
      Jak dla mnie no może był trochę zbyt dosadny w kwestiach fizjologicznych i męsko damskich, ale poza tym cała historia głównych bohaterów na tle wydarzeń wydawała mi się ciekawie i sensownie opowiedziana.
      A o jakich świętościach myślisz i skąd ten feminizm?

      Usuń
    3. Oczywiście o ujęciu stosunków polsko-niemieckich i wizerunku powstańców śląskich, a jeśli chodzi o feminizm to nie dostrzegłaś, że kobieta u Dracha to generalnie "sługa i podnóżek" mężczyzny, który służy mu do zaspokajania potrzeb seksualnych?

      Usuń
    4. Muszę przyznać, że najwyraźniej moje czytanie jest powierzchowne i co do niektórych wątków musiałabym powrócić a i do historii powstań śląskich. Twardoch jest za autonomią Śląska a o Polsce się nie wyraził delikatnie rzecz biorąc pozytywnie...jedno jest raczej pewne, że historia tych ziem jest niezwykle skomplikowana.
      Ostatnio miałam okazję na rozmowy ze Ślązakami na Opolszczyźnie i pytałam o te autonomię......akurat Ci, z którymi rozmawiałam o niej nie myślą. A jak jest naprawdę to trudno zgadnąć...
      A co do feminizmu ......książka głównie opowiada o czasach zamierzchłych a wówczas kobiety były traktowane przedmiotowo...chociaż i dzisiaj również tak się nas niejednokrotnie traktuje...głównie w domach....

      Usuń
    5. Na tym właśnie polega trick Twardocha - w miejsce stereotypu, do którego nawykliśmy przedstawia swój przegięty wariant. Zauważ, że z jego książki nie za wiele dowiesz się o zwyczajnym dniu na Śląsku - wszystko tam składa się ze zdarzeń w jakiś sposób nadzwyczajnych a czasami ekstremalnych a to nie ma nic wspólnego ze skomplikowaną historią Śląska. Oczywiście, że relacje damsko-męskie wyglądały kiedyś inaczej niż dzisiaj - niekoniecznie przedmiotowo, przecież nawet u Twardocha w małżeństwie rodziców Caroline, jeśli już to żona traktuje przedmiotowo męża. Pomijam już pytanie na czym miałaby polegać "śląskość" tego wątku?

      Usuń
    6. Powracam tu, by Ci przyznać rację co do pokazania powstańców.......muszę przyznać, że i mnie to jakoś uderzyło w trakcie czytania.
      A co do codziennego życia....o ile sobie dobrze przypominam trochę go też pokazał, co nie znaczy, że osią fabuły są u niego faktycznie szczególne wydarzenia, które pokazują jednak historię w jakiej Śląsk był uwikłany....

      Usuń
    7. Mnie się wydaje, że ta historyczność u Twardocha jest w gruncie rzeczy trzeciorzędna - solą "Dracha" ma chyba być natomiast drastyczność incydentów, które spotykają jego bohaterów, to że są czasami związane z wydarzeniami historycznymi nie wydaje mi się w "Drachu" kluczowe.

      Usuń
  8. Może Twardoch po prostu jest takim pisarzem? Ten gatunek ma wielu przedstawicieli, w tym pisarzy całkiem niezłych. Mówiąc gatunek, mam na myśli tych, u których wystarczy poznać jedno dzieło, żeby poznać ich całych. Reszta to już tylko zabawy tymi samymi motywami. Dla przypadkowego czytelnika - nuda, ale przecież dla fana danego autora to może być nawet duża zaleta. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takim, to znaczy jakim? Podłączającym się pod to co aktualnie może się dobrze sprzedać? Może i tak, ale wydawało mi się, że Twardoch ma większe ambicje niż produkcje kolejnych "głębokich" czytadeł.

      Usuń
  9. Uff... dobrze, że ktoś napisał taką recenzję, nie trzeba się więcej nad tą książką pastwić. Kiedy zajrzałam tu, mając na liczniku ok. 40 stron "Dracha", wydawało mi się, że może nie do końca zgodzę się z uwagami na temat wątku feministycznego. Po przemęczeniu jednak kolejnych 350 stron, nawet z tym muszę się zgodzić.
    Gdyby wyciąć te wszystkie drachowskie wstawki (on wie, że ja wiem, ale to i tak jest bez znaczenia), sarny, opisy samochodów i broni, to byłaby nawet przyzwoita książka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to jest przyzwoita książka i z "drachowskimi wstawkami" choć nie tak dobra jak usiłuje się to wmówić "ciemnemu ludowi".

      Usuń