sobota, 7 marca 2015

Lato w Jagódce, Katarzyna Michalak

Po lekturze "Studni bez dnia""Trędowatej" i "Pogoni za rozumem" sądziłem, że o poziomie "literatury kobiecej" wiem już prawie wszystko. Myliłem się. I to bardzo. "Lato w Jagódce" wprowadziło mnie w świat dotychczas mi nieznany i zdumiewający, tak jak twórcza inwencja jego Autorki. Bo czegóż tu nie ma:
- porzucone na wycieraczce kalekie niemowlę;
- próba porwania, odmienionej dzięki reality show, bohaterki przez piątego księcia Królestwa Marokańskiego;
- powstańczy (w czasie Powstania warszawskiego) ślub trzynastoletniej sanitariuszki;
- odnalezienie się małżonków po ponad pół wieku z okładem;
- spotkanie po blisko 30 latach rozłąki rozdzielonych sióstr bliźniaczek, itd., itd., itd...

Gdybym był krytykiem literackim albo "współpracował" z Wydawnictwem Literackim, które wydało powieść Katarzyny Michalak to "dekodując" "Lato w Jagódce" napisałbym, że pod pozornie błahą powłoką Autorka porusza niesłychanie istotne kwestie społeczne, takie jak obecność osób niepełnosprawnych w społeczeństwie, toksyczni rodzice, znieczulica społeczna, kompleksy pokrywane bezwzględnością w dążeniu do odniesienia sukcesu materialnego etc., ale ponieważ książki czytam wyłącznie dla przyjemności, to mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że podobnych bzdur jak powieść Katarzyny Michalak nigdy wcześniej nie czytałem, choć mam za sobą nawet lekturę "Gender dla średniozaawansowanych".


Sensu w "Lecie w Jagódce" lepiej nie próbować dociekać, to iście syzyfowy trud - czemu pracownica kiosku Ruchu z PGR-Dobryczyn spod Rzeszowa rodzi w szpitalu przy ulicy Karowej w Warszawie? Ile lat ma główna bohaterka: 23 jak wynika z chronologii zdarzeń, czy 28 jak twierdzi Autorka? Jakim cudem jej rodzice po 28 latach trafiają do kobiety, której ją podrzucili, zważywszy na to, że kobieta zmieniała w tym czasie adres? Dlaczego Gabriela/Gabrysia/Gabula/Gabrina/Gabi wychowywana od niemowlęcia przez Stefanię (czyżby to ukłon w stronę Heleny Mniszkówny?) zwraca się do niej per "ciociu"? Jakim cudem Stefania była "śmiertelnie zmęczona po kilkugodzinnej podróży samolotem na Cypr" skoro do Larnaki leci się ok. 3 i pół godziny? Albo jak to się stało, że rodzicom Stefanii zabrano 30 hektarowy majątek, skoro wiadomo, że parcelacji podlegały majątki o powierzchni przekraczającej 50 hektarów? Na żadne z tych pytań nie znajdzie się w książce odpowiedzi.

Ale w sumie nie ma się co dziwić bo widać, że Autorka chwilami traci kontrolę nad swoim dziełem - oto Gabriela/Gabrysia/Gabula/Gabrina/Gabi ma od urodzenia szpotawą stopę (co można wywnioskować z książki) chodzi więc o kulach lub w specjalnym bucie ortopedycznym ale jak się okazuje kalectwo nie przeszkadza jej biegać, maszerować dziarskim krokiem a nawet brodzić "po kostki w ciepłej, słonej wodzie" w czasie spaceru na plaży. Ma się wrażenie, że kalectwo stanowi w powieści tylko szczególny rodzaj sztafażu i zostało potraktowane bardzo przedmiotowo, co może budzić niesmak u co wrażliwszych czytelników. Podobnie zresztą jak i "żarcik" Gabrieli, która mówi swojej przybranej matce, kobiecie po 70-ce - "Ty z Gabrielem-Rogerem będziesz nadrabiała stracone lata, nie mam nic przeciwko siostrzyczce czy braciszkowi..." 

Zresztą nie ma się co czepiać takich drobiazgów, skoro z powieści Katarzyny Michalak można się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy. Gdyby ktoś nie wiedział, to "każdy normalny noworodek, na dobry początek życia powinien otrzymać od losu kochających rodziców i ciepły dom, a w nim własny pokoik pomalowany na pastelowy róż, łóżeczko z baldachimem, może nawet kolebusi..." Muszę ze skruchą przyznać, że niestety moje dzieci nie były normalnymi noworodkami bo nie dostały własnego pokoiku pomalowanego na pastelowy róż, że o kolebusi nie wspomnę. Zupełnie jednak zdruzgotany poczułem się, gdy zorientowałem się, ilu cech typowo męskich mi brakuje i że aby nadrobić te braki powinienem pójść po naukę do szefowej głównej bohaterki, która "w jednej ręce trzymała papierosa, w drugiej szklankę piwa, trzecią obracała kartki periodyku dla koniarzy, czwartą rozgarniała dym, a piątą miarowo uderzała szpicrutą o cholewę wysokich oficerek".

Wiadomo, że romanse jako lektura dla pań mają mniej więcej ten sam poziom prawdopodobieństwa co science-fiction czy fantasy jako lektura dla panów, nie mniej jednak wydawało mi się, że można w nich oczekiwać pewnego rysu realizmu. Okazało się jednak, że moje oczekiwania w odniesieniu do "Lata w Jagódce" były całkowicie nieuzasadnione. Nie wiem, gdzie Autorka poznała wiejskiego parolatka, dla którego doglądanie krów, kóz i drobiu, cięcie pokrzyw dla prosiąt, sieczkę dla koni, gniecenie ziemniaków w parowniku to nie "praca, ale wspaniała zabawa" i w jakim sądzie widziała by adwokat wchodząc na salę sądową witał "się z sędzią, jak ze starym znajomym". W zestawieniu z tym fakt, że główna bohaterka po zażyciu cukierków na przeczyszczenie przeznaczonych dla niedźwiedzi (tak, tak), co było u niej reakcją na wybudzenie po ataku narkolepsji, "toaletę opuściła późnym wieczorem. O parę kilo lżejsza" jest doprawdy drobiazgiem. Swoją drogą, miała kobieta szczęście (nomen omen - nazywała się Szczęśliwa a ostatecznie zamieszkała w Szczęśliwicach) - mogła się przecież odwodnić.

Co tu dużo pisać (a można jeszcze, można) - lektura "Lata w Jagódce" na długo wyleczyła mnie z chęci kolejnego bliższego spotkania z literaturą dla pań. Ostrzegam! 

111 komentarzy:

  1. Też widziałam w markecie na wyprzedaży ale się nie skusiłam ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie nawet do głowy by nie przyszło żeby coś takiego kupić - jakiś cudem była wolna w bibliotece bo zwykle na książki Katarzyny Michalak, jak mi powiedziano, są zapisy. Dziwne :-)

      Usuń
    2. A to rozumiem. U nas też są zapisy więc wszystko w normie. Przyznam jednak że też tych zapisów nie pojmuję ale faktycznie mimo iż wszystkie książki pani Michalak mają to jednocześnie wszystkie są wypożyczone a na półce brak. Ot zagadka.

      Usuń
    3. I to jest przerażające - nie to, że ktoś coś takiego pisze, tylko to że tego rodzaju twórczość ma rzesze amatorów.

      Usuń
    4. Choć z drugiej strony rzecz gustu, jak się komuś podoba ...

      Usuń
    5. Raczej rzecz bezguścia...

      Usuń
    6. A u nas zapisów nie ma. Stoja sobie.

      Usuń
    7. Widocznie czytelnicy nie potrafią ich docenić :-)

      Usuń
  2. Też chcę takie cukierki, po których - siuuu - i już z głowy parę kilosów!!! A ja jak głupia te brzuszki i brzuszki...

    Uuuuuu, a moje dziecko ma łóżeczko bez baldachimu i kolory nie te... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy potem, gdy dziecko podrośnie i pozna już "Lato w Jagódce" nie będzie miało do Ciebie pretensji, że nie miało "dobrego początku życia" :-)

      Usuń
    2. Broń Boże moje dziecko przed takimi mądrymi lekturami :)

      Usuń
    3. Ależ dlaczego? Dzięki nim będzie umiała odróżnić czym różni się dobra literatura od złej literatury :-)

      Usuń
    4. ...w sumie racja :) No ale wiesz, na "Jagódkę" będę szczególnie uważać, przez wzgląd na ten baldachim... ;)

      Usuń
    5. Myślę, że zamiast uważać na "Lato w Jagódce" powinnaś wziąć się za malowanie pokoju dla dziecka na pastelowy róż i szukanie kolebusi :-)

      Usuń
  3. Widzę, że się skusiłeś :) Gratulacje, że przebrnąłeś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ściśle mówiąc, Ty mnie skusiłeś :-) ale już więcej mnie nie namówisz :-)

      Usuń
    2. Nawet nie będę próbował, dotarłeś chyba do dna polskiej grafomanii. No może pani G. od pozwu puka od dołu :)

      Usuń
    3. Muszę przyznać, że wystawiłeś mnie na wielką próbę, w porównaniu z tym "Trędowata" to wzór pisarskiej dyscypliny i realizmu krytycznego :-). Widać, że wpływ na twórczość Michalak miały amerykańskie opery mydlane bo takie niespodziewane zwroty akcji, to chyba tylko tam są możliwe. Czytałem na blogu o pojedynku G. v P. i mam wrażenie, niezależnie od tego jaką wartość ma twórczość pani, że panu już nerwy puszczają i wchodzi już od razu na wysokie c.

      Usuń
    4. Ha, a mówiłem, że zmienisz zdanie o Trędowatej po lekturze AutorKasi, jak jest pieszczotliwie zwana w internecie :) O sporze G vs P się nie wypowiadam, dawno straciłem zainteresowanie.

      Usuń
    5. Wyszło na to, że znowu jestem do tyłu jeśli chodzi o współczesne życie literackie :-) bo usłyszałem o obojgu i "aferze" całkiem niedawno, przy okazji wpisu o książce Enerlich. Nie dziwię Ci się, że straciłeś zainteresowanie - ja przeczytałem trzy posty P. i też już miałem dosyć :-)

      Usuń
    6. Życie literackie, buahahaha. Magiel i to na poziomie nagrody Nike, i na poziomie selfpublishingu :P

      Usuń
    7. Nie wiem czego wymagasz - takie życie literackie jacy literaci :-)

      Usuń
    8. Niczego nie wymagam, omijam bagienko szerokim kołem :D

      Usuń
    9. Też omijam oboje szerokim łukiem bo nie widać żeby była tam jakaś wartość dodana a "plusów ujemnych" mam już dosyć :-)

      Usuń
    10. (nie bez pewnej uciechy) Rzuciłam okiem na FB i pomyślałam, że jednak ZwL cię zepsuł :D. A uprzedzalam - nie tykaj tego. Bo jeszcze im się spodobasz i potem każą ci resztę czytać i recenzje zamieszczać (smutne doświadczenie mode on ;D)...

      To teraz jeszcze Kalicińska. Z naciskiem nie zachęcam ;).

      Usuń
    11. Kim są ci "im", co to im się Marlow ma spodobać?

      Usuń
    12. Raz na jakiś czas można coś takiego przeczytać ku uciesze - zrobiłem błąd, że nie zrobiłem większego odstępu pomiędzy paniami Katarzynami - mogłoby by być wówczas naprawdę śmiesznie, a tak zrobiło strasznie :-)

      Usuń
    13. ZwL @ Nikim, alez nikim, tak sobie piszę...

      Marlow @ NIE MA wystarczajaco dużego odstępu miedzy dowolnym autorem/autorką, a panią Michalak. IMHO.

      (chociaż Enerlich nie czytałam, więc może cóż ja tam wiem)

      Usuń
    14. Nie wykluczam, że masz rację :-) W każdym razie trochę żałuję, że pani Michalak nie poszła na pierwszy ogień bo to by było naprawdę mocne uderzenie a tak Katarzyna Enerlich wprowadziła mnie w klimat i wrażenie jednak już nie takie :-)

      Usuń
  4. Kilka lat temu jak udało mi się po długiej przerwie w intensywniejszym czytaniu do niego wreszcie powrócić doznałam w bibliotece prawie, że szoku widząc ile w tym czasie u nas napisano książek i to u nas. I między innymi wypożyczyłam książkę Pani Michalak....dzisiaj już nic z niej nie pamiętam ale jedno stwierdziłam, to nie jest literatura do mnie kierowana i dlatego nie pokusiłam się już przeczytać ani jednej jej książki mimo euforii jaka wokół każdej nowej książki Pani Kasi się pojawiała......
    I widzę, że nic nie straciłam...cytat z rękami świetny...ale może go wyrwałeś złośliwie z kontekstu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A sądzisz, że cytat z rękami w ogóle może mieć jakiś sensowny kontekst? Że niczego z książki Michalak nie pamiętasz nie dziwię Ci się - nie ma w końcu czym obciążać sobie pamięci.

      Usuń
    2. Natanno a tytuł chociaż pamiętasz ? Swego czasu wypożyczyłam "Poczekajkę" po kilku stronach oddałam bez dalszego czytania. Kiedyś wpadłam na blog pani Katarzyny i o dziwo nawet dobrze się czytało a książki wręcz przeciwnie. Szkoda.

      Usuń
    3. Myślałam, że jakiś kontekst do pięciu rąk musiał być...to znaczy, że coś Pani Kasia chciała udowodnić, np.że my potrafimy na raz wykonywać tyle czynności, że nasze biedne dwie jak skrzydła wiatraka się zaczynają kręcić...ha,ha...

      A ten tekst to z okazji Dnia Kobiet?

      Usuń
    4. Molesław---to była prawdopodobnie "Poczekajka", bo to chyba jedna z pierwszych książek....ale ja zdzierżyłam i doczytałam...

      Usuń
    5. No dobra książkę , jedną bo wpisałam liczbę mnogą ale w końcu po kilku stronach mogę chyba powiedzieć czy książka jest dla mnie czy nie ? Inni niech sobie czytają i zwracam też uwagę że chyba pani Michalak jest jedną z niewielu pisarek utrzymujących się z pisania o co u nas niełatwo.

      Usuń
    6. Natanno - "Ręce" to zapewne przejaw dowcipu, w książce jest więcej fragmentów, które w zamierzeniu miały być chyba humorystyczne a brzmią, moim zdaniem, infantylnie.

      Usuń
    7. No więc jest ten kontekst....zamierzony humor.......
      Kobieta ma chyba non stop czkawkę dzisiaj......

      Usuń
    8. Taka jest cena bycia autorką bestsellerów :-) Z czkawką bym nie przesadzał, gdyby to był post zamieszczony na blogu roku to co innego :-)

      Usuń
    9. Nie wiem, nie śledzę wydarzeń w blogosferze, mignęła mi tylko w onecie dwa albo trzy dni temu informacja o rozstrzygnięciu plebiscytu.

      Usuń
    10. I popatrz ...tylko takie lektury Ci przysporzą komentatorów...jaka następna?
      Kogo tu nie ma tym razem?

      Usuń
    11. Cieszy, gdy post okazuje się na tyle interesujący, że ci którzy tu zaglądają, zdecydowali się poświęcić swój czas i zaznaczyć swoją obecność. To w końcu, moim zdaniem, jest solą blogowania - wymiana opinii anonimowe obroty licznika też są miłe ale już nie tak.
      A co do nieobecnych, to łatwo dostrzeżesz kogo z naszych wspólnych blogowych znajomych tu nie ma :-)

      Usuń
  5. Panie - autorki tzw. literatury kobiecej już "załatwiłeś", to teraz kolej na panów. Może któregoś z nich też weźmiesz na tapetę? Bo chyba są też autorzy płci męskiej piszący książki dla pań :-).

    Pozdrawiam z pełnego słońca rodzinnego miasta :-). D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. D., widzę feminizm w działaniu :-) Tak dla ścisłości nie jest dla mnie ważne kto jest autorem takiej twórczości - badziewie zawsze pozostaje badziewiem. Również pozdrawiam :-)

      Usuń
    2. A tam zaraz feminizm :-). Ale łudzę się, że literature kobieca nie może być tam beznadziejna. Jeśli niczego dobrego wśród pań autorek nie znalazłeś, to może wśród panów znajdziesz?

      Usuń
    3. Ależ przecież Ci pisałem, że płeć autora nie ma tu żadnego znaczenia ale może Ty podzielisz się swoimi doświadczeniami w tej mierze :-)

      Usuń
    4. Ja zwykle inspiracji u Ciebie szukam, stąd łudziłam sie, że może coś polecisz :-). Jak wiesz, jestem do tyłu jeśli chodzi o literaturę polską współczesną, nie bywam w bibliotekach w Polsce, nawet nie wiedziałam, że są zapisy na różne pozycje (za moich czasów tego nie było :-). A wracając do Twoich wywodów, że płeć nie ma tutaj nic do rzeczy, myślę że trochę ma - bo jakoś nie potrafię podać nazwiska pana, który pisze dla kobiet. No, może tylko jeden mi się kojarzy (z Polaków). Wiśniewski. Moja koleżanka jest nim zachwycona, każdą jego książką.

      Usuń
    5. A czymże to ja mogę Cię zainspirować :-) Może skusisz się na Twardocha Szczepana on tak się paniom podoba :-)

      Usuń
  6. Kiedyś osoby, które ośmieliły się skrytykować książki Michalak, były bardzo atakowane. Autorka posuwała się nawet do tego, że zakładała fałszywe konta i napadała na recenzentów. Ale do tej pory już chyba zdążyła przyzwyczaić się do negatywnych recenzji.
    W każdym razie nie możesz liczyć na to, że na swoim blogu zamieści link do Twojego wpisu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś to przeżyję :-) a z trollami póki co daję sobie radę, wystarczy trochę konsekwencji :-)

      Usuń
    2. Czy ja dobrze czytam - bohaterka zjadła cukierki przeczyszczające dla niedźwiedzi???
      To może zamiast tytułu "Lato w Jagódce" powinno być "Lato w wygódce" :)

      Usuń
    3. Mówiąc ściśle to była "torebka cukrowych kostek, nasączonych środkiem przeciwpasożytniczym" ale Michalak z typową dla siebie "konsekwencją" pisze o nich także jako o "cukierkach" :-)

      Usuń
  7. Na temat prozy Kasi Michalak mam wyrobione zdanie. Recenzja świetna, szkoda tylko że trafiłam tu przy porannej kawie, którą teraz muszę wycierać z monitora :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałem mniej więcej na co się ważę ale chciałem postawić "kropkę nad i" i przekonać się na własne oczy. Mogłem sobie darować. W każdym razie mam nadzieję, że obyło się bez strat w Twoim sprzęcie komputerowym :-)

      Usuń
  8. I co, miałam rację?
    ZwL Cię wkręcił na całego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że miałaś rację ale do BZwL nie mam pretensji bo od początku miałem świadomość niecnej, jawnej prowokacji z jego strony :-)

      Usuń
    2. Proszę mi tu nic nie imputować :) Ja po prostu rozszerzyłem Koledze perspektywy :P

      Usuń
    3. Och dzięki, nawet nie wiesz, jaka to ulga pozbyć się z oczu klapek i poznać polską literaturę współczesną w jej pełnej krasie :-) Nie wiem tylko dlaczego żadna z powieści pani Katarzyny nie było nominowana do nagrody Nike :-)

      Usuń
    4. W tej kwestii wypowiedziała się niedawno pani autorka Kalicińska: bo powieści autorKasi propagują radość życia, a do NIke są nominowane jedynie ponuractwa, najlepiej pisane przez facetów :P

      Usuń
    5. Czyżby spisek elit?! :-) A biorąc pod uwagę zatrutą strzałę jaką wypuściła feministka Dunin Kinga pod adresem autora Karpowicza autorka Kalicińska i tak ujęła to delikatnie :-)

      Usuń
    6. Określonych sił i wiadomo kto za nimi stoi!

      Usuń
    7. Wszystko po to, żeby optymistyczne i popularne autorki nie mogły się przebić.

      Usuń
    8. Właśnie, ale na szczęście czytelniczki poznały się na kunszcie literackim autorek i dały odpór wrogim siłom.

      Usuń
  9. Czytałam inną powieść autorki "Bezdomna" i niestety miałam podobne wrażenia jak Ty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po "Lecie w Jagódce" jakoś nie jestem Twoją opinią zaskoczony :-) tylko nie wiem jakim cudem Katarzyna Michalak jest uznawana za "bestsellerową autorkę" jak głosi wydawnicza enuncjacja na okładce. To chyba niemożliwie, żeby ludzie nie zdawali sobie sprawę z tego co czytają.

      Usuń
  10. Nie wiem czy podziwiać czy współczuć. Chyba bardziej to drugie ;).
    Literaturą kobiecą bym powieści Katarzyny Michalak nie nazwała, w ogóle nazywanie tego literaturą uważam za nadużycie. Zastanawiam się, kto to czyta i ma frajdę, ale zdaje się, że KM ma wierne grono wielbicielek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domyślam się, że ma bo to im zadedykowała książkę :-) Dla mnie zastanawiające jest jak to możliwe, że takie wypociny wydaje Wydawnictwo Literackie, w którym przeszło to przez ręce opiekunki redakcyjnej, redaktora i trzech redaktorek. Eh...

      Usuń
  11. Może nie powinnam się wypowiadać, bo wieki temu przeczytałam jedną jedyną książkę K. Michalak i to doświadczenie czytelnicze wyleczyło mnie chyba na zawsze z chęci lektury kolejnej książki autorki. :) Ma ona jednak grono oddanych czytelników sądząc po ilości blogowych opinii, w większości całkowicie pozytywnych. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwię się bo parafrazując klasyka "jest to twórczość optymistyczna, żartobliwa, wesoła z akcentami humorystycznymi. W sumie uważam, że potrzeba nam jest zdrowych, wesołych, optymistycznych powieści właśnie takich... Nawet czasami żartobliwie-ironicznych." Tylko paru malkontentów takich jak na przykład BZwL kręci nosem ale im się wiecznie nic nie podoba i trzeba dać im zdecydowany odpór. Co niniejszym czynię :-)

      Usuń
    2. Czuję się odparty :) Ale przypominam, że to ja głosiłem tu chwałę Katarzyny M. :P

      Usuń
    3. No tak, nie przeczę, to wychodzi na to, że tylko kilka pań, które się tu ujawniły, kręci nosem ale to zapewne z niewiedzy :-)

      Usuń
    4. Szczerze powiem, że choć Wasza dyskusja skrzy się zapewne dowcipem, to ze względów logistycznych nie jestem w stanie jej śledzić, więc czasem muszę dopytać. :)

      Usuń
    5. Zapewne?! Dowcipem?! - czyżbyś podejrzewała w naszej wymianie poglądów jakieś drugie dno?! :-)

      Usuń
    6. Koleżanka sugeruje, że sobie szyderę robimy :P

      Usuń
    7. To przez Ciebie, bo Ty to lubisz tylko "wyśmiać i wyszydzić" zamiast tak na poważnie :-)

      Usuń
    8. Co ja na to poradzę, biedny miś :(

      Usuń
  12. Dajesz im (tym "kręcącym nosem") odpór?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się jak mogę a jak mi nie wierzą to niech przeczytają - dzieło Katarzyny Michalak obroni się samo :-)

      Usuń
  13. Jeszcze nigdy w życiu nie popłakałam się ze śmiechu czytając recenzję....okazuje się, że można :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za to podczas lektury "Lata w Jagódce" nie wiadomo czy śmieć się czy płakać :-)

      Usuń
  14. Nie wiem co mnie bardziej zdumiewa, Twoje zaniedbanie własnych dzieci (brak kolebusi? serio?) czy fakt, że zdecydowałeś się na lekturę. Choć właściwie to drugie mnie nie dziwi. Jeszcze kilka tego typu tekstów i sama sięgnę po książki tej autorki. W dzieciństwie lubiłam zabawy typu "znajdź niepasujące elementy", a najwyraźniej można się w to bawić czytając książki Autor Kasi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to zdumiewające jak Katarzyna Michalak nie panuje nad materią, a jest tego znacznie więcej np. główna bohaterka przeprowadziła się na Pragę, a w nowym mieszkaniu "urzekała cisza tego miejsca, mimo że niedaleko biegła trasa łącząca obie dzielnice miasta", bierze udział w reality show nagrywanym na Cyprze, obecna ciągle ekipa TV, pan do towarzystwa, wizyty w klinice kosmetycznej i zabiegi chirurgiczne etc. ale i tak okazuje się, że to "oaza spokoju, azyl" a to wcale nie koniec :-)

      Usuń
  15. Nie czytałam jeszcze żadnej książki tej autorki, ale widzę że niewiele straciłam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miłośniczki twórczości Katarzyny Michalak zapewne sądzą inaczej :-)

      Usuń
    2. Nie wiem. Nie znam żadnej ;)

      Usuń
    3. Ale nie wykluczone, że poznasz, w końcu blogosfera nie ma granic :-)

      Usuń
  16. Kiedyś czytałam o nonsensach u pisarki przedstawionych na blogu Królowa Matka i Banda Czworga, czytając wpis nie wiedziałam czy śmiać się czy załamywać ręce. Pomyślałam sobie, że może i ja coś przeczytam i w końcu będę mogła się tak po pastwić nad tekstem, ale chyba szkoda mi czasu, a poza tym obawiam się, że mogłabym znudzić się zaraz na początku. Ja rozumiem, że jest grupa osób, którym się taka "literatura" podoba, ale dziwi mnie, że jest to aż tak liczna grupa. No ale ja się nie znam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to dosyć przygnębiające choć jednak nie zaskakujące. W sobotni wieczór też zapewne więcej osób bawi się w rytmach disco polo niż chodzi do filharmonii.

      Usuń
  17. Nie wiem, czy coś przebije kultowe postaci Michalak, jak dwudziestokilkuletnia lekarka z doświadczeniem w zabijaniu pacjentów albo pani weterynarz, uważająca węża za rurkę pustą w środku, ale w "Lecie" autorka chyba próbowała pobić jakieś swoje osobiste rekordy. :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po "Lecie w Jagódce" czuję się wyleczony z zapału poznawania twórczości pani Michalak na dłuższy czas, tak że na temat kultowych postaci w jej powieściach sobie nie podyskutujemy :-) Mnie nawet nie zdumiewa poziom tej elukubracji, w końcu każdy robi to co lubi, niezależnie od tego czy to umie i się na tym zna, ale to, że takie coś wydało profesjonalne wydawnictwo, tak jakby jego redakcja zatraciła umiejętność czytania ze zrozumieniem.

      Usuń
  18. Odpowiedzi
    1. Chwilami rzeczywiście można się pośmiać ale chwilami jest "i smieszno i straszno" :-).

      Usuń
  19. Ciekawie piszesz i prawdopodobnie masz rację, choć ja książki nie czytałam, więc nie potwierdzę i nie zaprzeczę. Ale skoro - jak się deklarujesz - książki czytasz "wyłącznie dla przyjemności", w którym momencie zorientowałeś się, że czytanie tego dzieła przyjemności Ci nie sprawia? Na ostatniej stronie? :) Bo wygląda na to, że jednak dobrnąłeś do końca. Jaką przyjemność z tego brnięcia czerpałeś? :) No, chyba że Ty jesteś Milijon i za milijony cierpisz te katusze ;), a ta deklarowana przyjemność to właśnie z tego cierpienia. Bywa i tak;)
    Bywaj!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem z czego wysnułaś wnioski o moich cierpieniach, bo w poście nic o nich nie piszę, za to z przyjemnościami wiesz jak jest - ja czasami czerpię je ze znęcania się nad wypocinami :-) A że dobrnąłem do końca "Lata w Jagódce", cóż w tym dziwnego, jak pisał Owidiusz - finis coronat opus, a trudno bym wyrażał swoją opinię o książce nie przeczytawszy jej do końca. Owszem, zdarzają się takie, których nie kończę - np. "50 twarzy Greya" ale o nich nie piszę.

      Usuń
    2. :) Wnioski o Twoich cierpieniach wysnułam z tego, że krytykujesz książkę, ergo: nie podoba Ci się, a nie znam człowieka, który czerpałby przyjemność z czytania tekstu, który mu się nie podoba :) Być może słowo "cierpienia" należałoby wziąć w cudzysłów, gdyż jest (być może) przesadzone, lecz w sumie... czy ja wiem? Greya czytasz? Bój się Boga, człowieku! :))) Ale nie wiem, może nie mam racji, gdyż jestem zboczona zawodowo ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. Ale przecież w tym przypadku, tak jak już wspomniałem, moja przyjemność, nieco perwersyjna - przyznaję, wynikała z możliwości pastwienia się nad dziełem Katarzyny Michalak i doznania z tego powodu przewyższały, jak to określiłaś, cierpienia w trakcie lektury :-)
      "Greya" niestety nie zmogłem a miałem szczery zamiar - to przecież nic złego poznać książkę, która budzi taki zachwyt wśród pań :-)

      Usuń
  20. Eee tam, ja tam wolę mocną męską prozę :) Na przykład Babla, a z polskiej literatury - Nowakowskiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też wolę, ale to zupełnie inna kategoria wagowa a i od nich też są lepsi :-)

      Usuń
  21. Nie znam autorki, ani jej prac, ale w recenzji doceniam szczerość, aż do bólu (zębów) i to, że błędy, które Pan wytyka są "udokumentowane". Moim zdaniem o książkach trzeba pisać szczerze, zarówno o tym, co w nich dobre, jak i o tym, co nie do zniesienia.
    Swoja drogą, jeśli już wydana książka okazuje się gniotem bardziej obwiniam o to wydawnictwo, niż samego autora. Autor często nie ma dystansu do swojej pracy. Nawet gdy nie posiada umiejętności, ani talentu wydaje mu się, że to co napisał jest świetne i ja potrafię takie jego myślenie usprawiedliwić. Ale wydawnictwo? Przecież tam pracuje sztab ludzi, zanim książka trafi na półkę powinno ją przeczytać kilka osób. Ponoszą zbiorową odpowiedzialność za ścięte drzewa, zużytą energię i wstyd, jakim okrył się autor z powodu ich niekompetencji i jakim sami się okryli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, że są czytelniczki lubiące taką tandetę literacką nie jest dla mnie zaskoczeniem. Ich rzecz. Zdarzają się też przecież panie, które do niebieskiej bluzki ubierają czerwoną spódnicę a mimo to świat toczy się dalej :-).
      Ale to co mnie zaskoczyło, to to, że coś tak nieporadnego literacko wydało porządne, wydawałoby się, wydawnictwo, z tradycjami w którym przeszło to przez ręce kilku profesjonalistów (?) jak można wyczytać z metryki wydawniczej.

      Usuń
    2. I o tym właśnie mówię, wydawnictwo winno być sitem oddzielającym ziarna od plew.

      Usuń
    3. Wyszło na to, że dla Wydawnictwa Literackiego "Lato w Jagódce" to ziarno i to jest przerażające.

      Usuń
    4. I plewy mają swoje zastosowanie. Na przykład wypełniają poduszki. Dzięki ich sprzedaży można pielęgnować to ziarno, które, choć gatunkowo lepsze, znajduje mniej amatorów. Jest cenniejsze, ale wymaga wsparcia i ochrony. Jest więcej wydawnictw, które publikują rentowne tytuły, by móc zachować niszę generującą mniejsze zyski. To i Znak (ma Otwarte), i Czarne (ma BlackPublishing). Na przykład. A pryncypialne Ossolineum upadło. Smutne, ale prawdziwe. Barbarzyńskie czasy. Takie życie. Ale w mitycznym "kiedyś" wcale nie było lepiej. Mimo wszystko.

      Usuń
    5. Oczywiście, zawsze był popyt na literaturę "dla kucharek", tyle że jej podaż "za komuny" była ograniczona a na jej miejsce (nie licząc "produkcyjniaków" bo to jednak był epizod) wylansowano słuszny model literatury obyczajowej w rodzaju powieści Fleszarowej-Muskat czy Paukszty. Ale na pewno tego rodzaju autorzy byli przynajmniej sprawni warsztatowo no i redakcje w wydawnictwach znały się na rzeczy, więc nie było to aż tak bezdennie głupie jak obecna "tfurczość".

      Usuń
  22. Protestuję! Jako dziecko uważałam pasienie gęsi za świetną zabawę, a podkradanie ziemniaków z parnika u sąsiadów za jeszcze lepszą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gabrysia z "Lata..." bawiła się świetnie nie podkradając ziemniaki z parnika ale je ugniatając a to duża różnica, a i jej pasionka nie ograniczała się tylko do gęsi.

      Usuń