poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Król Maciuś Pierwszy, Janusz Korczak

Kilka miesięcy temu, w ramach wieczornego czytania do snu dziecku wróciłem po wielu, wielu latach do książki o królu Maciusiu. Pamiętałem z niej tylko wzruszenie jakiego dostarczyła mi w dzieciństwie i smutek ale czas było przekazać pałeczkę. Niestety wieczorne czytanie dziecku wyraźnie nie szło i to do tego stopnia, że "Król Maciuś Pierwszy" został odstawiony na półkę w oczekiwaniu na lepsze czasy. Oczekując na nie postanowiłem zlekceważyć sugestię Starego Doktora, który uważał, że "dorośli wcale nie powinni czytać mojej powieści, bo są w niej rozdziały niestosowne, więc nie zrozumieją i będą się wyśmiewali. Ale jak chcą koniecznie, niech spróbują. Przecież dorosłym nie można zabronić, bo nie posłuchają - i co im kto zrobi?" i przeczytać książkę tylko dla siebie. Przeczytałem i ... jakże odmienne wrażenia.


Może nie jestem zachwycony ale na pewno jestem pod wrażeniem, i do tego stopnia, że upewniłem się w swoim postanowieniu przeczytania "Króla Maciusia" dziecku a pewnie też przeczytam i drugą część tej historii, w której chłopiec musi zmierzyć się ze światem dorosłych i tę konfrontację przegrywa. Tak ... "Biedny Maciuś. Tak bardzo chciał był prawdziwym królem, tak bardzo chciał już sam rządzić, tak bardzo chciał rozumieć wszystko. Jego życzenie się spełniło. Ale nie wiedział Maciuś, ile pracy, ile kłopotów i zmartwień spadnie na jego głowę." Okazuje się, że świat dorosłych, do którego tak dąży się będąc dzieckiem wcale nie jest tak bardzo godny pożądania.

Gdy książka się ukazała musiała działać na wyobraźnię, znacznie silniej niż teraz bo odnosiła się do rzeczy "żywych" znacznie bliższych współczesnym Korczaka (np. wojna, tworzenie się parlamentu, protesty społeczne) niż nam ale to wszystko, co było wówczas aktualne zostało podane tak, że stanowi uniwersalne przesłanie mogące funkcjonować w wyobraźni dziecięcej także i w kolejnych pokoleniach.

Moją uwagę jednak zwróciło coś, za sprawą czego ponowoczesna krytyka literacka nie powinna na Korczaku i "Królu Maciusiu Pierwszym" pozostawić suchej nitki jako książce rasistowskiej i seksistowskiej, przy której "Murzynek Bambo" Tuwima to doprawdy pikuś, a "W pustyni i w puszczy" Sienkiewicza brzmi zupełnie niewinnie.

Pomijam już promocję patologicznych zachowań, kiedy to Maciuś uciekając na wojnę kradnie swojemu zagranicznemu guwernerowi "butelkę koniaku, puszkę z kawiorem i wielki kawał łososia" a choć "sam nie lubił pić ani palić" to przecież po powrocie do pałacu zażądał "kiełbasy z kapustą i piwa" (inna sprawa, że nie jest jasne czy je dostał) ale nie ma już wątpliwości co do tego, że jego najlepszy przyjaciel i rówieśnik, "Felek pił wódkę i palił papierosy". No ale to wszystko w naszych czasach to nic w porównaniu z postkolonialną (chyba) narracją Korczaka. Zaczyna się prawie jak u Hitchcocka, gdy "książę afrykański prosił, żeby się Maciuś śpieszył. Bo książę nie mógł żyć bez ludzkiego mięsa dłużej niż tydzień. Przywiózł sobie w wielkiej tajemnicy beczkę solonych Murzynów i po trochu ich zjadał, ale już mu się zapas zaczął wyczerpywać, więc chciał prędzej jechać."

A potem jest jeszcze "lepiej": biali traktowani są jako ważniejsi od czarnych - "Bum-Drum kocha małego białego przyjaciela i chce mu służyć do końca życia", mądrzejsi "Murzyni przestaną być ludożercami i zaczną się uczyć od białych ich różnych sztuk i mądrości", zaś czarni to "dzikusy" porównywalne z małpami ("Rozlazły się te małpy po mieście i pilnuj tu, żeby jaki łobuz kamieniem w nich nie cisnął, żeby ich nie przejechali, no - i żeby oni nie zjedli kogo, bo i o to nietrudno było" jak twierdzi prefekt policji), którzy "tymczasem mogą jeść surowe mięso. Przecież są jeszcze dzicy i im wszystko jedno."

Muszę przyznać, że o ile osławiony tekst Marcina Moskalewicza jest ewidentnym naciąganiem wierszyka Tuwima pod nowomodną interpretację, to niektóre passusy "Króla Maciusia" naprawdę mogą budzić konsternację i aż dziwne, że przy okazji Roku Korczakowskiego, kiedy przez blogi książkowe przelewała się fala zachwytu pod adresem tej najgłośniejszej książki Korczaka nikt (chyba) nie zwrócił na to uwagi. Zwłaszcza, że na tym nie koniec, bo ciekawe jest też pokazanie Klu-klu, córki króla ludożerców, jedynej dziewczynki, której Korczak poświęcił więcej miejsca. Myślę, że dla krytyków z genderowymi inklinacjami coś znaczy, że przyjechała do Maciusia w klatce z małpami, i w pierwszej chwili widział w niej "jakieś kudłate zwierzątko". Pewnie nie bez znaczenia byłoby też jej uprzedmiotowienie, kiedy staje podarunkiem dla Maciusia. I tylko w jakimś stopniu równoważy to konkluzja Klu-klu, która nie rozumie, "jak biali ludzie, którzy wymyślili tyle mądrych rzeczy, mogą być jeszcze tacy głupi i dzicy", z którą patrząc na otaczający nas świat trudno się nie zgodzić. 

25 komentarzy:

  1. Zabrałam się za czytanie Synu tej książki i zrezygnowałam. Jednak czasy zmieniły się bardzo. Nasze dzieci wyrastają w innych realiach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miałaś tak jak ja :-) przy głośnym pisaniu nie pasował mi zwłaszcza styl "Króla ..." ale chyba bardziej mi niż dziecku. Natomiast gdy czytałem go już dla siebie zauważyłem, że on już tak nie razi a nawet ma swój urok. Ja jestem pod jego wrażeniem do tego stopnia, że zrobię jeszcze jedno podejście do wieczornego czytania :-).

      Usuń
  2. Chyba nikt z dzisiejszych Maciusia nie czytał, dlatego jej tak nie przenicowano przy okazji Roku Korczakowskiego, jak Ty to zrobiłeś. A może jest w tym coś innego.
    Ja bo ją chyba jeszcze mam, a czytałam takie lata świetlne temu, że ni hu, hu nie pamiętam. A czytać ponownie nikt by mnie nie zmusił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To moje "przenicowanie" traktuj z przymrużeniem oka i to dużym :-). Od lat podstawówki nie sięgałem do "Maciusia" bo pamiętałem go jako bardzo smutną książkę więc w dzieciństwie do niej nie wracałem a potem już byłem za stary :-) na szczęście teraz miałem pretekst i nie żałuję.

      Usuń
    2. Oczywiście ja tak odebrałam te Twoje nice, jako aluzje do tego dzisiejszego szczególnego spojrzenia na świat a przede wszystkim na tę absurdalną poprawność polityczną, która chce byśmy wszyscy nie tylko w mowie ale i w myśli byli poprawni a w świetle, której można by zakwestionować nie jedno co kiedyś ktoś napisał. Może znów kiedy książki pójdą tyle, że na przemiał.

      Usuń
    3. Nie wiem, czy gender i interpretacja postkolonialna to przejaw poprawności politycznej, dla mnie to raczej moda, fakt że dosyć irytująca przez swoją natrętność i pretensję do jedynie słusznego objaśniania świata, ale to tylko moda, na szczęście.

      Usuń
    4. Obyś się nie mylił. Ja miałam raczej na myśli te inne sprawy, jak rasizm i inne. Jeżeli chodzi o gender to już inna sprawa. Moim zdaniem to jest ideologia. Gdyby to była tylko moda, nie trzeba by się tego bać, ale to nie jest moda.

      Usuń
    5. Jak rozumiem, chodzi Ci o to, że "Maciusia" można by nazwać książką rasistowską - nie bardzo, bo w książce w ostateczności rasizm zostaje zakwestionowany. Niech będzie, że jest moda na ideologię gender :-)

      Usuń
    6. Ok. Zobaczymy kiedy minie.

      Usuń
    7. Chyba już mija, a patrząc na blogi książkowe to widać, że nawet do nich nie dotarła :-)

      Usuń
    8. Bo blogi książkowe są poprawne politycznie - tu można tylko o książkach i to o tych nie kontrowersyjnych zbyt.

      Usuń
    9. Ale przecież książki też prezentują - niech będzie :-) - ideologię gender albo można je odczytywać genderowo, tymczasem o tym głucho, prawda? :-). No i gdyby działała tu polityczna poprawność, to książkowa blogosfera pełna byłaby takich książek skoro gender należy do politycznej poprawności :-).

      Usuń
  3. Poszukałam w pamięci i doszłam do wniosku, że nie czytałam Maciusia (ani sobie, ani dziecku), pozostałam w szkolnych czasach przy filmowej wersji. Prawdopodobnie dziecko samo sobie przeczytało, bo dostało książkę jako nagrodę za aktywność w szkolnych imprezach bibliotecznych. Teraz książka leży w szafce i pewnie z ciekawości po nią sięgnę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, dziecko lepsze od mamy, nie poszło na łatwiznę :-) Ja do dzisiaj pamiętam egzemplarz z ilustracjami Jerzego Srokowskiego (filmu nie oglądałem), tyle że ceny egzemplarzy w dobrym stanie są zaporowe więc odpuściłem sobie, ale i te Marianny Oklejak są niczego sobie.

      Usuń
    2. Nasz egzemplarz to wydanie z 1990 roku, ilustrował Stefan Drobner.
      A ja nie mam żadnego porównania, skoro nie czytałam :)

      Usuń
    3. Kojarzę które to wydanie, ale to był czas kiedy sam już dawno z Maciusia wyrosłem a jednocześnie nawet mi się nie śniło że będę go czytał własnym dzieciom :-)

      Usuń
  4. Czytałam książkę swoim dzieciom i sporo się musiałam natłumaczyć, bo trudno im było zrozumieć ten świat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pewnie kwestia wieku dziecka. Moim zdaniem to książka co najmniej dla dziecka ośmioletniego biorąc pod uwagę, że Maciuś w książce to chłopiec, którego poznajemy w wieku 10 lat a rozstajemy się z nim gdy ma 12 lat.

      Usuń
    2. Zgadza się, ośmioletnia córka znacznie więcej rozumiała, niż pięciolatek.

      Usuń
    3. Widzę, że u Ciebie wystąpił ten sam syndrom co u mnie :-) Po kilku nauczkach, teraz zwracam bardziej uwagę na dostosowanie książek do wieku syna, mimo że z niektórymi chciałbym go zapoznać natychmiast, hic et nunc :-) Daję sobie na razie z tym spokój bo efekt może być odwrotny od zamierzonego.

      Usuń
  5. Czytałam po raz pierwszy w życiu całkiem niedawno i choć może bez euforii to wrażenia jak najbardziej pozytywne. Natomiast chłopcy nie byli skorzy do wysłuchania (próbowałam, gdy mieli lat osiem)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój miał siedem gdy zrobiłem to pierwsze, nieudane podejście - grzecznie słuchał ale sam widziałem, że to nie to więc nie katowałem go by nie miał jakiegoś traumatycznego urazu :-) Po wakacjach spróbuję jeszcze raz :-)

      Usuń
  6. proszę pana,wiem już co pan sądzi i mordechaju chaimie rumkowskim,a jak pan ocenia postawę korczaka?tylko proszę nie myśleć,że próbuję tych dwóch panów porównywać,po prostu nasunęła mi się taka myśl-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to zaskakujące na pierwszy rzut oka ale porównanie Rumkowskiego i Korczaka, niezależnie od z góry dającego się przewidzieć rezultatu, wcale nie jest abstrakcją. Rumkowski działał społecznie organizując dom dziecka w Łodzi na wzór Korczaka, podobno nawet był uczestnikiem kursów zorganizowanych przez tego drugie choć nie wiadomo czy się spotkali. Różnica polega na tym, że w godzinie próby Rumkowski mówił by oddać dzieci na śmierć a Korczak pojechał z dziećmi na śmierć próbując dodawać im otuchy. To czym byłem zaskoczony, to to, że Korczak nie był jedynym wychowawcą, który tak postąpił a mimo to w zasadzie tylko jego nazwisko jest szerzej znane.

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń