Do trzech razy sztuka - ostatni (tym razem) przerywnik dający chwilę oddechu od książek i powiązań z Afryką bo to i okazja dla mnie nietypowa. Widziałem ten film a w zasadzie dwie nowele filmowe złączone wspólnym tytułem tylko raz, jeszcze jako dziecko ale utkwił mi w pamięci, chyba na zawsze. Dopiero kilka lat temu, dowiedziałem się, że były to "Małe dramaty" Janusza Nasfetera.
Nie wiem, czy jest ktoś, kto po obejrzeniu pierwszej z nowel - "Karuzeli" (druga to "Upadek milionera") szybko zapomniał, to przejmujące: "Oj, żałuj Rudy żałuj ... ". Wspomnienia o filmie odżyły po tym, jak dotarła do mnie "Rękawka" Henryka Hermanowicza (1912-1992), fotografia wykonana w latach 60-tych, a może i wcześniej zważywszy na "design" wózków dziecięcych, które na niej widać (powyżej).
Tłoczno i gwarno było nieopodal kopca Kraka we wtorek po świętach wielkanocnych. Najmniejszy kościółek w Krakowie - św. Benedykta nie miał żadnych szans pomieścić wszystkich, zresztą i tak w ten dzień dla ludzi co najmniej równie interesujący był "Gabinet śmiechu" i oczywiście karuzela. Jeszcze się nie kręci - pewnie czeka na zakończenie mszy (dzisiaj już nikt by na to nie zważał - ot, signum temporis) a może po prostu, jedni schodzą a drudzy siadają na drewnianych krzesełkach. Za go "Gabinet śmiechu" na pewno był już otwarty ale też i robił takie hałasu jak karuzela, bo przecież kręcić się na niej nie bez dźwięków muzyki, to nie do końca było to. Do mojego miasta też taka przyjeżdżała. Krzesełka były zawieszone na czterech łańcuchach, które można było okręcać wokół osi a gdy ktoś potrafił, to mógł złapać jeszcze dziewczynę, jeśli była przed nim lub za nim (chłopak wiadomo - nie liczył się). Patrzyłem z zazdrością na nich ale nigdy nie odważyłem się wsiąść a i wielkich szans nie miałem bo byłem za mały. Może dlatego tak dobrze pamiętam tęsknotę i żal w głosie, w tym "Oj, żałuj Rudy żałuj ...", za niespełnionym marzeniem, które było tuż, tuż na wyciągnięcie ręki. To banalne spostrzeżenia - Nasfeter pokazał to co wie każde dziecko - dramaty w tym wieku wcale nie są małe, dorośli mają swoje, dzieci swoje nie mniej ważne a może i większe od naszych. Tak wielkie, że pamiętamy o nich po latach. Dzisiaj nie ma śladu ani po karuzeli a i miejsce, w którym stawała zmieniło się nie do poznania ale pamięć o dziecięcym, niespełnionym marzeniu pozostała.
fotografia ze zbiorów Muzeum Fotografii w Łodzi, publikowana na stronie www. filmpolski.pl
Na film natrafiłem, zupełnie przypadkiem na "youtubie", tak to najczęściej bywa. Jakie było moje zaskoczenie, gdy zorientowałem się, że jest kolorowy - a jakie mogły być kolorowe klisze w 1958 roku - wiadomo. Dla mnie był to zawsze film czarno-biały bo w domu nie było kolorowego telewizora ale na szczęście zdjęcie (nie wiem, czy fotos czy werk), które znalazłem również jest monochromatyczne. Mimo, że dzieli je prawie (a prawie robi wielką różnicę) autor, czas i miejsce (co do zdjęcia z filmu - nie udało mi się ustalić autora zdjęcia z filmu, zostało wykonane latem 1958 w Kazimierzu Dolnym), to jednak bez trudu można dostrzec ten sam klimat - "gminnej" rozrywki i "gier i zabaw ludu polskiego" - oto Polska właśnie.