Spóźniłem się na najciekawsze książki w Klubie Czytelniczym Czytanek Anki, a że na dodatek niedawno w czasie odwiedzin u Lirael zgadało się o tłumaczeniu Magdaleny Heydel więc postanowiłem przypomnieć sobie jej wersję opowiadania Conrada i odpowiedzieć, na pytania Anki, które wcześniej mnie ominęły, chociaż skrótowo bo każde z nich zasługuje na osobny post.
"1. Co dzisiaj tj. po ponad 100 latach od chwili ukazania się "Jądra ciemności" książka ta ma do zaoferowania czytelnikom? Lektura ponadczasowa czy relikt przeszłości? (...)
Wiadomo, że "Jądro ciemności" można odczytywać na dwa zasadnicze sposoby; pierwszy, dosłowny, jako "przygodową" ponurą historię bez happy end'u, drugi, jako rozważania na temat ciemnej strony ludzkiej natury. W tym pierwszym ujęciu wypada ono dosyć słabo i trudno się temu dziwić. Nie ma w nim ani wartkiej akcji, ani scen mrożących krew w żyłach a wątku romansowego właściwie można się tylko domyślać, nie ma więc tego co zawsze wzmacnia atrakcyjność fabuły, tak że w konsekwencji nie ma co ukrywać - bywają ciekawsze opowiadania przygodowe i nawet Sienkiewicz ze swoim "W pustyni i w puszczy" w tej dziedzinie przebija opowiadanie Conrada.
To co stanowi o wartości "Jądra ciemności" i zapewniło mu trwałe miejsce wśród najwybitniejszych dzieł literatury światowej to możliwość jego "głębszego" odczytania jako rozważania o istocie ludzkiej natury. Opis stosunków panujących w Wolnym Państwie Kongo Leopolda II oprócz waloru historycznego ma wymiar ponadczasowy jako prawda o człowieku, w którym poczucie władzy, wyższości i bezkarności łamie wszelkie hamulce. Ta ponadczasowość nie jest tylko pustosłowiem bo wszakże i w naszej literaturze istnieją przykłady kiedy kultura i polor "cywilizacji" w pewnych okolicznościach ustępują poczuciu władzy (vide sędzia Antoni Kossecki jako kapo w "Popiele i diamencie"), nie mówiąc już o tym, że motyw idei jako usprawiedliwienia czynów można odnaleźć też w rozważaniach Arendt w "Eichmannie w Jerozolimie".
2. Czy Conrada można (były takie głosy) oskarżać o rasizm i seksizm?
Wiadomo, że "Jądro ciemności" można odczytywać na dwa zasadnicze sposoby; pierwszy, dosłowny, jako "przygodową" ponurą historię bez happy end'u, drugi, jako rozważania na temat ciemnej strony ludzkiej natury. W tym pierwszym ujęciu wypada ono dosyć słabo i trudno się temu dziwić. Nie ma w nim ani wartkiej akcji, ani scen mrożących krew w żyłach a wątku romansowego właściwie można się tylko domyślać, nie ma więc tego co zawsze wzmacnia atrakcyjność fabuły, tak że w konsekwencji nie ma co ukrywać - bywają ciekawsze opowiadania przygodowe i nawet Sienkiewicz ze swoim "W pustyni i w puszczy" w tej dziedzinie przebija opowiadanie Conrada.
To co stanowi o wartości "Jądra ciemności" i zapewniło mu trwałe miejsce wśród najwybitniejszych dzieł literatury światowej to możliwość jego "głębszego" odczytania jako rozważania o istocie ludzkiej natury. Opis stosunków panujących w Wolnym Państwie Kongo Leopolda II oprócz waloru historycznego ma wymiar ponadczasowy jako prawda o człowieku, w którym poczucie władzy, wyższości i bezkarności łamie wszelkie hamulce. Ta ponadczasowość nie jest tylko pustosłowiem bo wszakże i w naszej literaturze istnieją przykłady kiedy kultura i polor "cywilizacji" w pewnych okolicznościach ustępują poczuciu władzy (vide sędzia Antoni Kossecki jako kapo w "Popiele i diamencie"), nie mówiąc już o tym, że motyw idei jako usprawiedliwienia czynów można odnaleźć też w rozważaniach Arendt w "Eichmannie w Jerozolimie".
2. Czy Conrada można (były takie głosy) oskarżać o rasizm i seksizm?
Zarzut rasizmu zdumiewa - może nie w przypadku Achebe, który podniósł go jako pierwszy i określił Conrada mianem "cholernego rasisty", bo można ostatecznie zrozumieć Murzyna, który ma świadomość, że garstka białych, podbija olbrzymie terytorium zamieszkałe przez miliony czarnych w przeciągu zaledwie kilku lat a najpoważniejszą przeszkodą jaką spotykają na swojej drodze jest przyroda.
Trzeba wiele złej woli by w ogóle taki zarzut postawić Conradowi na tle "Jądra ciemności". Wszakże z obrazu odmalowanego w opowiadaniu nie da się dobrego słowa powiedzieć o białych, których Marlow spotyka w Afryce na swojej drodze. Wszakże nazywa on "kretynami" swoich białych kolegów gdy odpływając ze stacji Kurtza otwierają ogień do czarnych. Czy to możliwe by biały, główny bohater opowiadania napisanego przez rasistę "bicie w bębny" pomylił "z biciem własnego serca" a "głębokie, osobiste spojrzenie" umierającego Murzyna miał "w pamięci niczym dowód dalekiego pokrewieństwa, potwierdzonego w rozstrzygającym momencie." Jakoś nie mogę w tym dostrzec przejawów rasizmu.
Dostrzegam natomiast u Conrada potępienie poniżenia drugiego człowieka niezależnie do koloru skóry. Jeśli weźmie się pod uwagę jeszcze "Placówkę postępu", drugie z "kongijskich" opowiadań Conrada to jest to wyjątkowo jasne.
Jeszcze większym nieporozumieniem jest oskarżenie Conrada o seksizm. Słaby to zarzut i pełen złej woli by nie powiedzieć wprost - głupi. Polemika z nim to trochę jak udowadnianie, że Conrad nie jest on wielbłądem, zwłaszcza że przejawem seksizmu miałoby by być w "Jądrze ciemności" oszczędzenie kobiecie gorzkiej prawdy, która i tak już do niczego nie prowadzi oraz zwrócenie się o pomoc w ostateczności, gdy wszystkie inne sposoby zawiodły o pomoc do kobiety. Jeśli to jest seksizmem, to mam wrażenie, że z tego powodu na świecie gwałtownie wzrośnie ilość seksistów.
3. Czy potrzebny był zabieg "opowieści w opowieści": osią "Jądra ciemności" jest historia opowiedziana przez Marlowa, tymczasem tenże Marlow jest w rzeczywistości jedną z postaci, o których mówi narrator wszechwiedzący?
Zestawienie historii zdarzeń z przeszłości i relacji narratora nadaje głębszy wymiar opowiadaniu. Bez trudu można dostrzec, że motyw jądra ciemności nie jest zarezerwowany tylko dla odległej i tajemniczej dziczy Konga bo widzimy przecież oczami pasażerów "Nelli", że powietrze "jakby gęstniało w żałobny mrok, wiszący bez ruchu ponad największym, najpotężniejszym z miast ziemi."
Okazuje się więc dzięki temu zestawieniu opowieść Marlow'a - opowieść narratora, że jądro ciemności jest czymś ponadczasowym, czymś co nie jest związane z jakimś ściśle określonym czasem i miejscem na ziemi, i może się okazać, że jest ono całkiem blisko nas.
Zestawienie historii zdarzeń z przeszłości i relacji narratora nadaje głębszy wymiar opowiadaniu. Bez trudu można dostrzec, że motyw jądra ciemności nie jest zarezerwowany tylko dla odległej i tajemniczej dziczy Konga bo widzimy przecież oczami pasażerów "Nelli", że powietrze "jakby gęstniało w żałobny mrok, wiszący bez ruchu ponad największym, najpotężniejszym z miast ziemi."
Okazuje się więc dzięki temu zestawieniu opowieść Marlow'a - opowieść narratora, że jądro ciemności jest czymś ponadczasowym, czymś co nie jest związane z jakimś ściśle określonym czasem i miejscem na ziemi, i może się okazać, że jest ono całkiem blisko nas.
4. Czy fakt, że Arlekin jest Rosjaninem, ma jakiekolwiek znaczenie?
To chyba najtrudniejsze pytanie i pewnie kompetentna odpowiedź na nie powinna być osadzona w kontekście stosunku Conrada do Rosji ale że jest to dla mnie terra incognita więc nie pozostaje mi nic innego jak oprzeć się tylko na samym "Jądrze ciemności".
Nie wydaje mi się by w opowiadaniu było coś przypadkowego, stąd i nie bez kozery zapewne "arlekin", błazen z commedia dell'arte jest Rosjaninem. Być może w jego bałwochwalczym stosunku do Kurtza należy widzieć refleks stosunku Rosjan do władzy, do cara widzących w nim bożego pomazańca a nie człowieka z krwi i kości, z wszystkimi jego błędami i słabościami.
5. Jak uzasadnić szacunek/lojalność (bo raczej nie fascynację) Marlowa wobec Kurtza?
Marlow kilkakrotnie wspomina o swojej lojalności wobec Kurtza ale moim zdaniem jego stosunek do niego wychodzi daleko poza zwykłą lojalność, i określenie ich relacji tym pojęciem jest co najmniej nie pełne.
Już sama podróż w górę rzeki, w pewnym momencie wychodzi poza zwykłe służbowe zadanie i widać, że postać Kurtza zaczyna Marlow'a intrygować i pragnie go poznać a wreszcie zrozumieć. Nie zmienia tego świadomość metod działania Kurtza a chyba nawet paradoksalnie, to zainteresowanie pogłębia. Mimo konsternacji jaką budzą metody działania Kurtza widać mimowolny podziw Marlow'a, jakby nawet nutę zazdrości dla aktu samopoznania, którego apogeum dokonało się w chwili jego śmierci. Kurtz "był niezwykłym człowiekiem" a jego "zgroza!" "to był akt afirmacji, moralne zwycięstwo, za które zapłacił niezliczonymi porażkami, koszmarnym strachem, koszmarną satysfakcją. Ale to było zwycięstwo!"
Marlow, tak jak Kurtz wierzy w oczyszczającą moc idei, która może odkupić zło w jej imię dokonane i tak jak Kurtz uległ przeistoczeniu. Wszak dowiadujemy się, że snując swoją opowieść na jachcie "wyglądał niczym bożek" i był dla swoich słuchaczy "jedynie głosem" będąc tym samym odbiciem "boskości Kurtza" i tego, że Kurtz jemu samemu wcześniej przedstawiał się "jako głos". To trochę więcej, moim zdaniem, niż lojalność.
6. Czy reżyser ["Czasu Apokalipsy. Powrót"] sprzeniewierzył się pierwowzorowi literackiemu?"
Podobieństwo wielu motywów (przy wszystkich istniejących różnicach) opowiadania i filmu nie ulega żadnej wątpliwości. Zasadnicza różnica polega na celu wyprawy kapitana Willarda bo o ile Marlow miał uratować Kurtza, to Willard miał go zabić. Ale przeciwieństwo to jest tylko pozornie tak głębokie jak to się wydaje na pierwszy rzut oka.
Wszakże dyrektor stacji robi wszystko by opóźnić podróż licząc, że czas, choroba i w rezultacie śmierć usuną z jego drogi Kurtza, w którym widział zagrożenie dla swojej kariery nie jest to więc podróż "ratunkowa" jak można by przypuszczać. Co więcej szept "Leżę tu w ciemności i czekam na śmierć" Kurtza współgra z pragnieniem śmierci pułkownika, któremu wytchnienie przynosi czyn Willarda, tak że ja sprzeniewierzenia się Coppoli Conradowi nie zauważyłem.