Znowu dałem się namówić ... Trochę to trwało ale wreszcie przeczytałem "Mistrza z Petersburga", na którego uwagę zwróciła mi Agapiet. Nie musiała mnie nawet jakoś specjalnie usilnie namawiać bo po "Hańbie" mam o Coetzee bardzo dobrą opinię, a po "Mistrzu ... " tylko się w niej upewniłem, aczkolwiek to jednak nie ta klasa.
Standardowa opinia na temat powieści Coetzee sprowadza się do tego, że wykorzystuje ona motyw z "Biesów" Dostojewskiego. I to jest prawda, tyle że nie cała. W dodatku ta informacja powinna stanowić światełko ostrzegawcze dla czytelników, bo nie jest to jedyne nawiązanie do twórczości pisarza, ponieważ w książce można odnaleźć aluzje także do innych jego powieści (na przykład motyw siekiery, czy ulica Sadowa kojarzyć się może ze "Zbrodnią i karą", do której bohaterowie książki kilkukrotnie nawiązują) i do faktów bezpośrednio związanych z biografią Dostojewskiego (m.in. zesłanie, pobyt w Dreźnie, zawoalowana aluzja do epilepsji, hazard, autorstwo powieści).
To sprawia, że "Mistrza ... " nie da się czytać ot tak sobie, z marszu. To znaczy można, ale jeśli nie ma się choćby jako takiego pojęcia o życiu Dostojewskiego i jego twórczości, to lektura sprowadza się do historii o ojczymie bardzo związanym ze swoim pasierbem (znowu motyw z życia pisarza), który chcąc odzyskać po jego śmierci dokumenty z nim związane, staje w obliczu zagadki jego śmierci i do konfrontacji z człowiekiem zamieszanym tą śmierć i dowiaduje się czegoś także o samym sobie.
Jednak jeśli ma się świadomość tego, że Coetzee podejmuje z czytelnikiem grę, to zaczyna się podchodzić się do książki z podejrzliwością - czy na przykład Anna Siergiejewna nie nawiązuje do bohaterki "Ojców i dzieci" Turgieniewa, w której kochał się Bazarow? Bo przecież jest w "Mistrzu ..." Karmazynow z "Biesów", w którym Dostojewski skarykaturował Turgieniewa, a i sam Bazorow był nihilistą tak jak Nieczajew, którego postać wykorzystuje Coetzee. Ta podejrzliwość chwilami może graniczyć z obsesją bo przez chwilę wydawać się może, że Matriona jest jakoś powiązana z bohaterką "Skrzywdzonych i poniżonych" choć przecież to absurd bo w "Mistrzu ... " jest to podchodząca z rezerwą do tytułowego bohatera dziewczynka a w "Skrzywdzonych ... " stara, zrzędliwa służąca. A może dziewczynka nawiązuje do haniebnego incydentu z życia Dostojewskiego? W każdym razie trudno oprzeć się wrażeniu, że żadna postać, żadne miejsce nie jest przypadkowe i powiązane jest albo z jego twórczością albo z jego życiem. Powiem szczerze, w tym dla mnie leży główny urok książki Coetzee bo jego rozważania a la Dostojewski nie za bardzo mnie wciągnęły.
To sprawia, że "Mistrza ... " nie da się czytać ot tak sobie, z marszu. To znaczy można, ale jeśli nie ma się choćby jako takiego pojęcia o życiu Dostojewskiego i jego twórczości, to lektura sprowadza się do historii o ojczymie bardzo związanym ze swoim pasierbem (znowu motyw z życia pisarza), który chcąc odzyskać po jego śmierci dokumenty z nim związane, staje w obliczu zagadki jego śmierci i do konfrontacji z człowiekiem zamieszanym tą śmierć i dowiaduje się czegoś także o samym sobie.
Jednak jeśli ma się świadomość tego, że Coetzee podejmuje z czytelnikiem grę, to zaczyna się podchodzić się do książki z podejrzliwością - czy na przykład Anna Siergiejewna nie nawiązuje do bohaterki "Ojców i dzieci" Turgieniewa, w której kochał się Bazarow? Bo przecież jest w "Mistrzu ..." Karmazynow z "Biesów", w którym Dostojewski skarykaturował Turgieniewa, a i sam Bazorow był nihilistą tak jak Nieczajew, którego postać wykorzystuje Coetzee. Ta podejrzliwość chwilami może graniczyć z obsesją bo przez chwilę wydawać się może, że Matriona jest jakoś powiązana z bohaterką "Skrzywdzonych i poniżonych" choć przecież to absurd bo w "Mistrzu ... " jest to podchodząca z rezerwą do tytułowego bohatera dziewczynka a w "Skrzywdzonych ... " stara, zrzędliwa służąca. A może dziewczynka nawiązuje do haniebnego incydentu z życia Dostojewskiego? W każdym razie trudno oprzeć się wrażeniu, że żadna postać, żadne miejsce nie jest przypadkowe i powiązane jest albo z jego twórczością albo z jego życiem. Powiem szczerze, w tym dla mnie leży główny urok książki Coetzee bo jego rozważania a la Dostojewski nie za bardzo mnie wciągnęły.