Jakiś czas temu
Padma z Miasta książek prowokacyjne (?) zapytała - "Czy jesteś oczytany?" To jedno z tych pytań, na które nie ma prostych odpowiedzi i jeśli już się jej udziela, to zaczyna się ona od "to zależy". Można być bowiem oczytanym w literaturze kobiecej (cokolwiek to znaczy), science-fiction, sensacyjnej, kryminalnej etc. etc. i poza to już nie wychodzić. Jeśli jednak założyć, że chodzi o oczytanie w starym, dobrym inteligenckim stylu, i chodzi o znajomość kanonu literatury, który stanowi podstawę do w miarę kompetentnego wypowiada się na jej temat, to można pytanie uprościć i zapytać: czy czytałaś/eś
"Odyseję" albo
"Eneidę", "
Jerozolimę wyzwoloną", "Don Kichote'a", "Króla Leara", "Jądro ciemności",
"Śmierć Wergilego", "Doktora Faustusa", "Ulissesa", "
Jana Krzysztofa", "Braci Karamazow", ciągnąc tę wyliczankę dalej, choć nie w nieskończoność. Jakie to proste, prawda?
Nie żebym znał ten czubek literackiej góry lodowej, niestety nie, więc po dyrdymałach w rodzaju
"Bez dogmatu",
"Nagrobka z lastryko" czy
"Sońki" postanowiłem wrócić do podstaw. Na pierwszy ogień poszła
"Odyseja".
Kto by o niej nie słyszał? Pewnie trochę gorzej byłoby ze wskazaniem tych, którzy ją przeczytali bo na eposie Homera ciąży podwójne odium: nie dość, że to lektura to jeszcze i staroć a jeszcze jeśli trafi się na przekład wierszem ... To w zasadzie wyklucza obecność
"Odysei" w książkowej blogosferze, no, chyba że któreś z wydawnictw zdecyduje się zaszaleć i roześle blogerom w ramach barterowej "współpracy", choć jest duże prawdopodobieństwo, że i tak może się to skończyć na przepisaniu odredakcyjnej notki.
Szkoda, naprawdę szkoda. A przecież
"Odyseja" dała początek jednemu z głównych motywów występujących w literaturze - wędrówce człowieka. To nie tylko inspiracja
"Ulissesa" Joyce'a a na naszym rodzimym podwórku
"Powrotu Odyseusza" Wyspiańskiego ale także i powieści lżejszego kalibru. Miłośnicy Harry'ego Pottera mogą być trochę zaskoczeni, że Hermiona Granger zawdzięcza swoje imię córce Menelaosa i Heleny,
"która miała urodę złotej Afrodyty", a o której Homer wspomina w pieśni czwartej, a ród Atrydów z
"Diuny" Herberta ma swoich "antenatów" w Atrydach z
"Odysei" Agamemnonie i Menelaosie, nie mówiąc już o
"Telemachu w dżinsach" i
"Gdzie twój dom Telemachu?" Adama Bahdaja.
Status szkolnej lektury w jakimś stopniu zabija książkę, niestety. Z drugiej strony gdyby nie lektury, o wielu autorach i książkach pewnie byśmy nie usłyszeli, trudno tu znaleźć jakiś złoty środek, a dużo leży w rękach polonistów - czy na przykład potrafią przedstawić wybór Antygony jako problem jak najbardziej współczesny czy też dramat Sofoklesa będzie się nam do końca życia kojarzył z nudną ramotą?
Podobna alternatywa odnosi się też i do
"Odysei", która dla wielu kojarzy się tylko z jakąś nudną, pisaną dziwacznym, archaicznym językiem książką a przecież tak naprawdę jest to opowieść o tęsknocie i miłości dwojga ludzi, którzy młodość mają już dawno za sobą a jednak ich uczucie jest nie mniej silne niż miłość Romea i Julii i uczucie wyjątkowe bo można przecież też zobaczyć u Homera jak się skończyła rozłąka inne pary małżeńskiej - Klitajmestry i Agamemnona.
Albo synowskie uczucia Telemacha - wcale nie takie czyste jakby się wydawało. Co sądzić o nim gdy oskarża matkę, mówiąc, że u niej
"serce na dwoje się waży: czy ma tu przy mnie pozostać i mieć o dom staranie przez szacunek dla mężowskiej łożnicy i z lęku przed głosem ludu, czy też pójść za tym z Achajów, który jest wśród zalotników najlepszy i daje najwięcej", i gdy z kolei poznajemy potem jej wersję zachowania syna -
"dopóki był mały i głupiutki, nie dawał mi pójść za mąż i opuścić mężowskiego domu, teraz, kiedy jest duży i dorosły, sam sobie życzy żebym stąd poszła i wróciła do ojca, bo nie może ścierpieć, że Achajowie zjadają jego mienie"?
"Odyseja" to także opowieść o marności ludzkiego losu, w której widać jak bardzo człowiek jest tylko igraszką w rękach bogów i jak w sumie niewiele zależy od niego samego i to opowieść uniwersalna bo czyż w słowach
"Bóg daje, bóg bierze, jak w swym sercu zapragnie: wszystko w jego mocy" nie widać podobieństwa do biblijnego
"Dał Pan i zabrał Pan" z Księgi Hioba a słowa
"jest pora wielu słów i jest pora snu" nie mogłyby znaleźć się w Księdze Koheleta? Na ile jesteśmy panami własnego losu i świata - czy czasami nie jest prawdą, że
"Nie ma nic słabszego od człowieka ze wszystkich istot, które ziemia żywi, które się na niej ruszają i oddychają"?
Wreszcie to historia podróży i przygód, do czego zresztą zwykle się
"Odyseję" sprowadza, choć objętościowo wcale nie zajmują one zbyt dużo miejsca, gdzie trup pada gęsto jak wówczas gdy Odys zabija (przy niewielkiej pomocy syna i dwóch pasterzy) 116 zalotników, a kanibalizm nie jest niczym nadzwyczajnym.
Jasne, że czytelnikowi mogą szeroko otworzyć się oczy ze zdumienia gdy w jednym zdaniu czyta, że Neleus był wielkoduszny i najszlachetniejszym z ludzi a jednocześnie obdarł siłą z całego majątku Teoklimenosa, albo o "strachu zielonym" czy "zagrodzie zębów" ale po jakimś czasie, kiedy wejdzie się rytm i ton opowieści Homera dostrzega się nie tylko to co może dzisiaj śmieszyć ale przede wszystkim piękno opowieści. Jak to brzmi? -
"Śmierć przyjdzie do ciebie z morza, taka naprawdę łagodna, i sprzątnie cię, gdy lekka starość odejmie ci siły, a wokół będą ludy szczęśliwe" albo
"jemu zaś na powieki spadł krzepki sen, nieprzespany, najsłodszy, najbliżej do śmierci podobny"? Prawda? I dlatego też kończyłem
"Odyseję", zauroczony, no, dobrze - przyznaję, trochę bardziej niż zauroczony ...