Plon seminarium "Wobec Zagłady - w stronę demitologizacji kategorii opisu. Kategoria "obojętni świadkowie"" zebrany w zbiorze "Zagłada w "Medalionach" Zofii Nałkowskiej" to bardzo pouczająca lektura. Składają się nań m.in. teksty Katarzyny Chmielewskiej, Maryli Hopfinger i Tomasza Żukowskiego poświęcone "odczytaniu" książki Nałkowskiej. W sumie wydawało by się, że to nic nadzwyczajnego, jeszcze pozycja krytycznoliteracka, której poza garstką specjalistów, studentów polonistyki, autorów, ich przyjaciół i rodzin nikt nie przeczyta. Moim jednak zdaniem, "Zagłada w "Medalionach"..." zasługuje na poświęcenie jej uwagi, jako przykładowi specyficznej maniery, w której rzetelność wobec tekstu literackiego przegrywa z góry przyjętym założeniem.
Niby wiadomo, że tekst odrywa się od autora i każdy czytelnik ma prawo do własnej interpretacji, z której to zasady nie są, oczywiście, nie są wyłączeni Autorzy "Zagłady w "Medalionach"..." ale od tekstów mających być w założeniu naukowymi oczekiwać można przedstawienia problemu sine ira et studio a nie podporządkowania przyjętej a priori tezie, nie mówiąc już o tym, że wypadałoby oczyścić choćby historycznoliterackie przedpole. Tymczasem teksty sprawiają wrażenie jakby były pisane na temat "nieszczęśliwi Żydzi i okrutni Polacy" i z uporem godnym lepszej sprawy starają się przedstawić to jako jedynie słuszne odczytanie "Medalionów". Aż dziwne, że w swoim inkwizytorskim zapale, Autorzy koncentrując się na "Kobiecie cmentarnej" i "Przy torze kolejowym" pominęli "Dwojrę Zieloną" i epizod, w którym bohaterka wyrywa sobie złote zęby, które sprzedaje robotnikom by za otrzymane pieniądze kupić chleb, a przecież motyw polskich robotników kupujących od Żydówki złote zęby idealnie wpisuje się w założenie o polskim antysemityzmie.
Niby wiadomo, że tekst odrywa się od autora i każdy czytelnik ma prawo do własnej interpretacji, z której to zasady nie są, oczywiście, nie są wyłączeni Autorzy "Zagłady w "Medalionach"..." ale od tekstów mających być w założeniu naukowymi oczekiwać można przedstawienia problemu sine ira et studio a nie podporządkowania przyjętej a priori tezie, nie mówiąc już o tym, że wypadałoby oczyścić choćby historycznoliterackie przedpole. Tymczasem teksty sprawiają wrażenie jakby były pisane na temat "nieszczęśliwi Żydzi i okrutni Polacy" i z uporem godnym lepszej sprawy starają się przedstawić to jako jedynie słuszne odczytanie "Medalionów". Aż dziwne, że w swoim inkwizytorskim zapale, Autorzy koncentrując się na "Kobiecie cmentarnej" i "Przy torze kolejowym" pominęli "Dwojrę Zieloną" i epizod, w którym bohaterka wyrywa sobie złote zęby, które sprzedaje robotnikom by za otrzymane pieniądze kupić chleb, a przecież motyw polskich robotników kupujących od Żydówki złote zęby idealnie wpisuje się w założenie o polskim antysemityzmie.
Żeby uniknąć nieporozumień, nie kwestionuję istnienia antysemityzmu w okupowanej Polsce, rzecz jednak w tym, że to nie on jest przedmiotem "Medalionów" a już z pewności nie w takim wymiarze jak to się przedstawia. Autorzy "Zagłady w "Medalionach"..." robią wszystko by udokumentować tezę przeciwną, posługując się dyskusyjnymi, oględnie rzecz ujmując, chwytami. Na przykład, tylko marginalnie wspominają nowelę "Człowiek jest mocny" ale nie ma się co dziwić, bo przecież zupełnie nie pasuje do założenia. Skoro Polacy byli antysemitami, to jak to możliwe, by Żydowi pomógł bezimienny polski chłop, nie mówiąc już o tym, że wypadałoby postawić pytanie, jakim cudem uciekinier z obozu zagłady przetrwał wojnę, bo gdzieś przecież musiał się ukrywać. Ale odpowiedzi na te pytania kompletnie nie pasowałyby Autorom, ponieważ by postawić "kropkę nad i" wypadałoby przyznać, że Mordechajowi Podchlebnikowi pomagał nie tylko Michał Radoszewski (wspomniany jako w "Człowiek jest mocny") nieznany polski chłop ale także inni Polacy (fakt, że nie bezinteresownie), a gdy Podchlebnik dotarł do gminy żydowskiej, do której należał (Grabów) i opowiedział czego był świadkiem w Chełmnie, Żydzi zagrozili, że... wydadzą go Niemcom (sic!).
Zacietrzewienie w udowadnianiu tezy o antysemityzmie Polaków posunięte jest w "Zagładzie w "Medalionach"..." do tego stopnia, że za utwór związany z Zagładą uznany został "Profesor Spanner" choć nie ma w nim słowa o Żydach a zeznający świadek wyraźnie mówi o ofiarach, że "przeważnie to były trupy polskie. Ale raz byli i wojskowi niemieccy, ścięci w więzieniu podczas uroczystości. A raz przywieźli cztery czy pięć trupów i nazwisko było rosyjskie". Jednak tekst Nałkowskiej sobie a Autorzy sobie. Dotyczy to zresztą także i "Dna", które fragmentarycznie omawiane jest także w kontekście Zagłady. Oczywiście papier jest cierpliwy i przyjmie wszystko, zwłaszcza jeśli "podleje" się to Adornem, Derridą i Horkheimerem, moim zdaniem jednak, zamiast powoływać się na modne autorytety lepiej byłoby przeczytać "Medaliony" ze zrozumieniem.
Ale to wszystko nic w zestawieniu z wykorzystanymi, jako kluczowymi dla udowodnienia antysemityzmu Polaków, nowelami "Kobieta cmentarna" i "Przy torze kolejowym". I na pierwszy rzut oka można powiedzieć, racja, przecież antysemityzm kobiety z Powązek jest wprost deklarowany więc o czym tu jeszcze można mówić. A jednak. Czy przez ten "wyssany z mlekiem matki" antysemityzm traktowany jako dogmat nie przebija się zwykłe ludzkie współczucie? Czy przez skorupę abstrakcyjnej niechęci nie przebija się żal i litość nad cierpieniem i śmiercią konkretnych ludzi, czy to naprawdę jest niewidoczne? Przecież można powiedzieć, że antysemityzm kobiety cmentarnej lokuje się (co prawda nie dokładnie w tym samym miejscu ale jednak) po tej samej stronie co "antysemityzm" Zofii Kossak, która ryzykowała własne życie pomagając Żydom. W zderzeniu z rzeczywistością, u kobiety cmentarnej pojęcie Żyd zostaje przesłonięte przez słowo człowiek - nie bez kozery w jej opowieści, o tym czego była świadkiem, ani razu nie pada w odniesieniu do ofiar słowo Żyd. Jednak możliwości takiej interpretacji w "Zagładzie w "Medalionach"..." próżno szukać, co się dziwić, przecież nie pasuje do założonej tezy.
Nie lepiej jest z "Przy torze kolejowym". Czego tam nie ma, a to dowiadujemy się, że "wrogiem (...) nie okazują się - co zaskakujące - Niemcy", a jeśli nie oni to wiadomo kto - Polacy. A to że "rozpoznali, osaczyli, pilnowali ofiary i wzajemne dyscyplinując się grupy uniemożliwili ucieczkę" rannej Żydówce itp. itd. Raz wysuwane są pretensje do "małomiasteczkowego franta", że uniemożliwił rannej kobiecie samobójstwo innym razem, że spełnił jej prośbę zabijając ją. Nawiasem mówiąc, zdumiewające jest, że w tych "ponowoczesnych czasach", kiedy prawa obywatelskie zdobywa sobie eutanazja, zadanie śmierci na żądanie przedstawia się w kategoriach zarzutu.
To prawda, "Przy torze kolejowym" dotyka polskiego antysemityzmu - ale nie w takim wymiarze jak to sugerują Autorzy. Jest w postawie gapiów strach przed donosicielstwem, i to nie bezpodstawny, w końcu ktoś doniósł o rannej kobiecie policjantom. Ale strach przed innymi Polakami, strach przed represjami nie są jeszcze dowodem antysemityzmu. Nie każdy zdobywa się na bohaterstwo. Równie dobrze, można by zapytać, dlaczego dwaj towarzyszący kobiecie w ucieczce mężczyźni zostawili ją i nie zabrali ze sobą do lasu, kiedy jeszcze było można? Jednak niewygodnych dla siebie pytań Autorzy nie stawiają, wygodniej jest historię coup de grâce przedstawić jako opowieść o polskim antysemityzmie.
I tak można by jeszcze i jeszcze, tylko w sumie po co? Tomasz Żukowski wspomina, że wokół "Medalionów" toczy się "kulturowa gra" - i z tym wypada się w pełni zgodzić, tom "Zagłada w "Medalionach"...", który redagował, jest tego wyraźnym przykładem.
Zacietrzewienie w udowadnianiu tezy o antysemityzmie Polaków posunięte jest w "Zagładzie w "Medalionach"..." do tego stopnia, że za utwór związany z Zagładą uznany został "Profesor Spanner" choć nie ma w nim słowa o Żydach a zeznający świadek wyraźnie mówi o ofiarach, że "przeważnie to były trupy polskie. Ale raz byli i wojskowi niemieccy, ścięci w więzieniu podczas uroczystości. A raz przywieźli cztery czy pięć trupów i nazwisko było rosyjskie". Jednak tekst Nałkowskiej sobie a Autorzy sobie. Dotyczy to zresztą także i "Dna", które fragmentarycznie omawiane jest także w kontekście Zagłady. Oczywiście papier jest cierpliwy i przyjmie wszystko, zwłaszcza jeśli "podleje" się to Adornem, Derridą i Horkheimerem, moim zdaniem jednak, zamiast powoływać się na modne autorytety lepiej byłoby przeczytać "Medaliony" ze zrozumieniem.
Ale to wszystko nic w zestawieniu z wykorzystanymi, jako kluczowymi dla udowodnienia antysemityzmu Polaków, nowelami "Kobieta cmentarna" i "Przy torze kolejowym". I na pierwszy rzut oka można powiedzieć, racja, przecież antysemityzm kobiety z Powązek jest wprost deklarowany więc o czym tu jeszcze można mówić. A jednak. Czy przez ten "wyssany z mlekiem matki" antysemityzm traktowany jako dogmat nie przebija się zwykłe ludzkie współczucie? Czy przez skorupę abstrakcyjnej niechęci nie przebija się żal i litość nad cierpieniem i śmiercią konkretnych ludzi, czy to naprawdę jest niewidoczne? Przecież można powiedzieć, że antysemityzm kobiety cmentarnej lokuje się (co prawda nie dokładnie w tym samym miejscu ale jednak) po tej samej stronie co "antysemityzm" Zofii Kossak, która ryzykowała własne życie pomagając Żydom. W zderzeniu z rzeczywistością, u kobiety cmentarnej pojęcie Żyd zostaje przesłonięte przez słowo człowiek - nie bez kozery w jej opowieści, o tym czego była świadkiem, ani razu nie pada w odniesieniu do ofiar słowo Żyd. Jednak możliwości takiej interpretacji w "Zagładzie w "Medalionach"..." próżno szukać, co się dziwić, przecież nie pasuje do założonej tezy.
Nie lepiej jest z "Przy torze kolejowym". Czego tam nie ma, a to dowiadujemy się, że "wrogiem (...) nie okazują się - co zaskakujące - Niemcy", a jeśli nie oni to wiadomo kto - Polacy. A to że "rozpoznali, osaczyli, pilnowali ofiary i wzajemne dyscyplinując się grupy uniemożliwili ucieczkę" rannej Żydówce itp. itd. Raz wysuwane są pretensje do "małomiasteczkowego franta", że uniemożliwił rannej kobiecie samobójstwo innym razem, że spełnił jej prośbę zabijając ją. Nawiasem mówiąc, zdumiewające jest, że w tych "ponowoczesnych czasach", kiedy prawa obywatelskie zdobywa sobie eutanazja, zadanie śmierci na żądanie przedstawia się w kategoriach zarzutu.
To prawda, "Przy torze kolejowym" dotyka polskiego antysemityzmu - ale nie w takim wymiarze jak to sugerują Autorzy. Jest w postawie gapiów strach przed donosicielstwem, i to nie bezpodstawny, w końcu ktoś doniósł o rannej kobiecie policjantom. Ale strach przed innymi Polakami, strach przed represjami nie są jeszcze dowodem antysemityzmu. Nie każdy zdobywa się na bohaterstwo. Równie dobrze, można by zapytać, dlaczego dwaj towarzyszący kobiecie w ucieczce mężczyźni zostawili ją i nie zabrali ze sobą do lasu, kiedy jeszcze było można? Jednak niewygodnych dla siebie pytań Autorzy nie stawiają, wygodniej jest historię coup de grâce przedstawić jako opowieść o polskim antysemityzmie.
I tak można by jeszcze i jeszcze, tylko w sumie po co? Tomasz Żukowski wspomina, że wokół "Medalionów" toczy się "kulturowa gra" - i z tym wypada się w pełni zgodzić, tom "Zagłada w "Medalionach"...", który redagował, jest tego wyraźnym przykładem.