Nie ma takiego rankingu
ale gdyby był, to sądzę, że "Nad Niemnem" zajęłoby pierwsze miejsce w nim pierwsze
miejsce. W rankingu narodowej nudy. Dlaczego? - nie mam pojęcia. Można się
jedynie domyślać, jak do tego doszło, jak niezła powieść mogła otrzymać
taki status, wszak nie od dzisiaj wiadomo, że już samo wpisanie książki na listę lektur
szkolnych jest dla niej "pocałunkiem śmierci". Innej przyczyny nie dostrzegam bo ani osławione opisy przyrody nie są tak długie, ani tak częste jakby się to mogło wydawać, a co najważniejsze nie są w stanie zaszkodzić zasadniczemu wątkowi, którym jest, tak, tak wątek romansowy - mezalians panny z dworu.
Wiadomo, można powieść Orzeszkowej nicować na różnorakie sposoby, a to zastanawiać się nad znaczeniem osławionych (nie takich strasznych zresztą opisów przyrody), wątkiem patriotycznym, wątkiem społeczno-ekonomicznym, itp. itd. Mnie jednak zainteresowały i to całkiem na serio postacie kobiece. Zarzuca się im, że są sztampowe i rzeczywiście nie grzeszą nadmiarem oryginalności ale to wcale nie znaczy, że nie są interesujące.
Można oczywiście z przekąsem zapytać, cóż ciekawego może być w takiej, irytującej do bólu, Emilii Korczyńskiej? Ale przecież jeśli się trochę zastanowić, to dlaczego mielibyśmy odmawiać jej prawa do własnego stylu życia? Nie dość, że ugrzęzła na zabitej dechami prowincji, to jeszcze ma być obowiązkowo szczęśliwa i przyjmować za swoje wybory nudnego jak flaki z olejem męża? Owszem, popełniła coś, co prawnicy określają mianem winy w wyborze, ale nie musi to przecież oznaczać rezygnacji, na wieki wieków, z tego co uważne za ważne dla siebie.
Jej przeciwwagą jest Andrzejowa Korczyńska, której życie w cieniu zmarłego męża podniesione jest do rangi nabożeństwa (i to do tego stopnia, że chyba nie doczekała się w powieści od Orzeszkowej własnego imienia). To co w epoce mogło jeszcze uchodzić za przejaw rodzinnej i narodowej żałoby, z naszego punktu widzenia wygląda raczej na jakąś chorobliwą idée fixe, która w gruncie rzeczy niczemu nie służy. Z wdową po Andrzeju Korczyńskim jest mniej więcej tak, jak z baronową Krzeszowską, żyjącą ciągle pamięcią po zmarłym dziecku. Może i w pierwszym odruchu taka postawa budzi współczucie ale potem następuje konsternacja i coś jakby lekki absmak. Owszem, ona też ma prawo do własnych wyborów, ale nie powinna się dziwić, że dla innych są one niezrozumiałe i nienaturalne, nie wyłączając syna, któremu nie potrafi wyjaśnić dlaczego miejsce śmierci jego ojca ma determinować jego życie, bo jej argumentacja w gruncie rzeczy sprowadza się do zwykłego uporu a sama nie potrafi zrozumieć, że nie trzeba mieszkać "na cmentarzu" by okazać zmarłemu pamięć i szacunek.
A taka Justyna Orzelska - porzucona narzeczona. To, co dla starszej o pokolenie Marty było nie do pomyślenia, która odrzuciła konkury spauperyzowanego szlachcica z obawy przed deklasacją, dla Justyny nie gra już pierwszoplanowej roli. Jest o wiele bardziej świadoma własnej wartości i nie obawia się ostracyzmu swojej sfery, choć nie mam pewności, czy do końca wie co robi. Może i dwór Korczyńskich to nie pałac, ale i tak pomiędzy nim a wiejskimi chatami z zaścianka jest przepaść, w nich Justyna nie będzie już nikomu akompaniowała grą na fortepianie.
Ale to w gruncie rzeczy drobiazgi wobec przewartościowania naczelnej idei "Nad Niemnem", idei "trwania" - dla pokolenia Orzeszkowej oczywistej, poza sferą wątpliwości i na temat której nie wypadało nawet zadawać pytań. Dzisiaj, to jednak całkiem inna sprawa, dyskusja na ten temat nie narusza tabu. Czemu właściwie bohaterowie powieści Orzeszkowej mieli być związani z ojcowizną niczym adscriptici? Trudno to logicznie wyjaśnić. Przecież skoro Cecylia i Jan znaleźli swoje nowe miejsce na ziemi odrywając się od korzeni, dlaczego innym odmawiać tego prawa? Perspektywa wydaje się jasna - trwanie na straży ojcowizny to zjazd po równi pochyłej. Bieda i jej pochodne. Już jest źle, a jeszcze pokolenie lub dwa i będzie tragicznie, jeśli mieszkańcy zaścianka nie wyzwolą się z nakazu "trwania".
I Orzeszkowa jest chyba tego świadoma, nie chcąc postawić kropki nad i. Zaścianek Bohatyrowiczów jest przecież przez nią wyraźnie oszczędzany - nie ma w nim prawdziwej nędzy (jest zaledwie jedna uboga rodzina), nie ma smrodu, brudu, ciężkiej do upodlenia pracy, chorób i przedwczesnej śmierci. Są za to łany zbóż (żęte sierpami - czy pamiętacie "Konopielkę"?), sady, kwiaty i rzeka. Ale nawet przez ten sielankowy obraz przebija się (nie wiem czy zamierzony) głód ziemi, a przecież lepiej nie będzie, dzielone z pokolenia na pokolenia spłachetki nie staną się nagle większe. To nie żadna wiedza tajemna i tylko bohaterowie "Nad Niemnem" jakoś nie mogą sobie tego uzmysłowić. I jest jeszcze coś co zgrzyta w tym sielskim obrazie wsi i wyraźnie nie pasuje do wizerunku "soli ziemi", chodzi mianowicie o patriotyzm. Jego wyrazem ma być owo "trwanie" na ziemi ojców ale przecież gdy historia powiedziała sprawdzam, z całego zaścianka do powstania zgłosiła się tylko jedna, słownie: jedna osoba. Może więc to trwanie, to wcale nie przejaw postawy "nie rzucim ziemi skąd nasz ród" lecz zwykła ciasnota horyzontów połączona z chciwością i strachem przed nieznanym.
Nie da się ukryć, "Nad Niemnem" od strony programu ideowego, że tak powiem, jest archaiczne. Sto lat ze sporym okładem zrobiło swoje, ale nie ma wątpliwości - w swoim czasie Orzeszkowa miała coś do powiedzenia, choć nam pozostał już z tego tylko świetnie napisany romans.
Wiadomo, można powieść Orzeszkowej nicować na różnorakie sposoby, a to zastanawiać się nad znaczeniem osławionych (nie takich strasznych zresztą opisów przyrody), wątkiem patriotycznym, wątkiem społeczno-ekonomicznym, itp. itd. Mnie jednak zainteresowały i to całkiem na serio postacie kobiece. Zarzuca się im, że są sztampowe i rzeczywiście nie grzeszą nadmiarem oryginalności ale to wcale nie znaczy, że nie są interesujące.
Można oczywiście z przekąsem zapytać, cóż ciekawego może być w takiej, irytującej do bólu, Emilii Korczyńskiej? Ale przecież jeśli się trochę zastanowić, to dlaczego mielibyśmy odmawiać jej prawa do własnego stylu życia? Nie dość, że ugrzęzła na zabitej dechami prowincji, to jeszcze ma być obowiązkowo szczęśliwa i przyjmować za swoje wybory nudnego jak flaki z olejem męża? Owszem, popełniła coś, co prawnicy określają mianem winy w wyborze, ale nie musi to przecież oznaczać rezygnacji, na wieki wieków, z tego co uważne za ważne dla siebie.
Jej przeciwwagą jest Andrzejowa Korczyńska, której życie w cieniu zmarłego męża podniesione jest do rangi nabożeństwa (i to do tego stopnia, że chyba nie doczekała się w powieści od Orzeszkowej własnego imienia). To co w epoce mogło jeszcze uchodzić za przejaw rodzinnej i narodowej żałoby, z naszego punktu widzenia wygląda raczej na jakąś chorobliwą idée fixe, która w gruncie rzeczy niczemu nie służy. Z wdową po Andrzeju Korczyńskim jest mniej więcej tak, jak z baronową Krzeszowską, żyjącą ciągle pamięcią po zmarłym dziecku. Może i w pierwszym odruchu taka postawa budzi współczucie ale potem następuje konsternacja i coś jakby lekki absmak. Owszem, ona też ma prawo do własnych wyborów, ale nie powinna się dziwić, że dla innych są one niezrozumiałe i nienaturalne, nie wyłączając syna, któremu nie potrafi wyjaśnić dlaczego miejsce śmierci jego ojca ma determinować jego życie, bo jej argumentacja w gruncie rzeczy sprowadza się do zwykłego uporu a sama nie potrafi zrozumieć, że nie trzeba mieszkać "na cmentarzu" by okazać zmarłemu pamięć i szacunek.
A taka Justyna Orzelska - porzucona narzeczona. To, co dla starszej o pokolenie Marty było nie do pomyślenia, która odrzuciła konkury spauperyzowanego szlachcica z obawy przed deklasacją, dla Justyny nie gra już pierwszoplanowej roli. Jest o wiele bardziej świadoma własnej wartości i nie obawia się ostracyzmu swojej sfery, choć nie mam pewności, czy do końca wie co robi. Może i dwór Korczyńskich to nie pałac, ale i tak pomiędzy nim a wiejskimi chatami z zaścianka jest przepaść, w nich Justyna nie będzie już nikomu akompaniowała grą na fortepianie.
Ale to w gruncie rzeczy drobiazgi wobec przewartościowania naczelnej idei "Nad Niemnem", idei "trwania" - dla pokolenia Orzeszkowej oczywistej, poza sferą wątpliwości i na temat której nie wypadało nawet zadawać pytań. Dzisiaj, to jednak całkiem inna sprawa, dyskusja na ten temat nie narusza tabu. Czemu właściwie bohaterowie powieści Orzeszkowej mieli być związani z ojcowizną niczym adscriptici? Trudno to logicznie wyjaśnić. Przecież skoro Cecylia i Jan znaleźli swoje nowe miejsce na ziemi odrywając się od korzeni, dlaczego innym odmawiać tego prawa? Perspektywa wydaje się jasna - trwanie na straży ojcowizny to zjazd po równi pochyłej. Bieda i jej pochodne. Już jest źle, a jeszcze pokolenie lub dwa i będzie tragicznie, jeśli mieszkańcy zaścianka nie wyzwolą się z nakazu "trwania".
I Orzeszkowa jest chyba tego świadoma, nie chcąc postawić kropki nad i. Zaścianek Bohatyrowiczów jest przecież przez nią wyraźnie oszczędzany - nie ma w nim prawdziwej nędzy (jest zaledwie jedna uboga rodzina), nie ma smrodu, brudu, ciężkiej do upodlenia pracy, chorób i przedwczesnej śmierci. Są za to łany zbóż (żęte sierpami - czy pamiętacie "Konopielkę"?), sady, kwiaty i rzeka. Ale nawet przez ten sielankowy obraz przebija się (nie wiem czy zamierzony) głód ziemi, a przecież lepiej nie będzie, dzielone z pokolenia na pokolenia spłachetki nie staną się nagle większe. To nie żadna wiedza tajemna i tylko bohaterowie "Nad Niemnem" jakoś nie mogą sobie tego uzmysłowić. I jest jeszcze coś co zgrzyta w tym sielskim obrazie wsi i wyraźnie nie pasuje do wizerunku "soli ziemi", chodzi mianowicie o patriotyzm. Jego wyrazem ma być owo "trwanie" na ziemi ojców ale przecież gdy historia powiedziała sprawdzam, z całego zaścianka do powstania zgłosiła się tylko jedna, słownie: jedna osoba. Może więc to trwanie, to wcale nie przejaw postawy "nie rzucim ziemi skąd nasz ród" lecz zwykła ciasnota horyzontów połączona z chciwością i strachem przed nieznanym.
Nie da się ukryć, "Nad Niemnem" od strony programu ideowego, że tak powiem, jest archaiczne. Sto lat ze sporym okładem zrobiło swoje, ale nie ma wątpliwości - w swoim czasie Orzeszkowa miała coś do powiedzenia, choć nam pozostał już z tego tylko świetnie napisany romans.