Nie wiem, czy ktoś jeszcze dzisiaj czyta "Kordiana i chama", chyba tylko jacyś dociekliwi maturzyści i studenci filologii polskiej a to przecież powieść, która swego czasu narobiła niezłego rabanu szarpiąc narodowe świętości. Kruczkowski ośmielił się bowiem zestawić romantyczny wzorzec z prozą życia, trochę ją, prawdę mówiąc, podrasowując, zapewne dla wywołania większego efektu.
Wbrew temu co pisał Kruczkowski, ani Wojciech Bartos Głowacki nie został po powstaniu kościuszkowskim oddany do wojska austriackiego (z prostego powodu - zmarł z ran po bitwie pod Szczekocinami), ani też główny bohater powieści, Kazimierz Deczyński, na którego pamiętnikach oparta jest książka, nie uchylał się od udziału w powstaniu listopadowym. Walczył w nim udowadniając, że postawa, o której pisał Broniewski - "są w ojczyźnie rachunki krzywd, obca dłoń ich też nie przekreśli ale krwi nie odmówi nikt" miała swoją tradycję.
Dzisiaj, wiadomo, problem patriotyzmu jest traktowany co najwyżej jako stylistyczna figura i to jeszcze w dodatku przestarzała. To rzutuje oczywiście na odbiór i atrakcyjność "Kordiana i chama", który po latach komunistycznych porządków ze swoim społecznym przesłaniem może powodować reakcje alergiczne. Można więc powiedzieć - w czym problem? Dyskusja wokół słów Kazimierza Deczyńskiego - "- Ojczyzna jest jedna: ziemia - mowa - wiara! - Nie!... Ojczyzny są różne!... Chłopska ojczyzna - to jest głód, zimno, choroby i praca równa bydlęcej, chłosta i klątwy, i uciemiężenie!... Ona zawsze była oddzielona od ojczyzny szlachty - sytej, dostatniej ojczyzny, świętującej hucznie, pańskiej!...", to już anachronizm.
Ale wydaje się mi, że ten dychotomiczny rozdział był już fałszywy w chwili jego powstania, bo jego istota sprowadzałaby się do wyboru: czy żyć w podwójnym ucisku, narodowym i społecznym czy też żyć tylko w ucisku społecznym, co dylemat Deczyńskiego zmienia w jakieś kuriozalne nieporozumienie. Niezależnie jednak od tego, prowokuje on do pytania, na ile nasza sytuacja społeczna i materialna determinuje nasze poczucie patriotyzmu? Czy w ogóle taka relacja zachodzi? A może patriotyzm przejawia się w postawie wobec rodaków? I czy istotna jest tu narodowość ciemiężcy?
Dzisiaj, wiadomo, problem patriotyzmu jest traktowany co najwyżej jako stylistyczna figura i to jeszcze w dodatku przestarzała. To rzutuje oczywiście na odbiór i atrakcyjność "Kordiana i chama", który po latach komunistycznych porządków ze swoim społecznym przesłaniem może powodować reakcje alergiczne. Można więc powiedzieć - w czym problem? Dyskusja wokół słów Kazimierza Deczyńskiego - "- Ojczyzna jest jedna: ziemia - mowa - wiara! - Nie!... Ojczyzny są różne!... Chłopska ojczyzna - to jest głód, zimno, choroby i praca równa bydlęcej, chłosta i klątwy, i uciemiężenie!... Ona zawsze była oddzielona od ojczyzny szlachty - sytej, dostatniej ojczyzny, świętującej hucznie, pańskiej!...", to już anachronizm.
Ale wydaje się mi, że ten dychotomiczny rozdział był już fałszywy w chwili jego powstania, bo jego istota sprowadzałaby się do wyboru: czy żyć w podwójnym ucisku, narodowym i społecznym czy też żyć tylko w ucisku społecznym, co dylemat Deczyńskiego zmienia w jakieś kuriozalne nieporozumienie. Niezależnie jednak od tego, prowokuje on do pytania, na ile nasza sytuacja społeczna i materialna determinuje nasze poczucie patriotyzmu? Czy w ogóle taka relacja zachodzi? A może patriotyzm przejawia się w postawie wobec rodaków? I czy istotna jest tu narodowość ciemiężcy?
Jeśli dorzucić do tego stosunek Kościoła do nierówności społecznych, antysemityzm, próbę zmierzenia się z legendą napoleońską i wreszcie upatrywanie przyczyn wybuchu powstania listopadowego w mało patriotycznym motywie zawiedzionych nadziei na karierę w armii, na czele której stał brat cara, Wielki Książę Konstanty, nie trudno zrozumieć, dlaczego w okresie międzywojennym w ciągu zaledwie siedmiu lat książka miała aż cztery wydania. Dzisiaj po latach popularności także w okresie PRL-u, "Kordian i cham" musi je odpokutować kurząc się na półce. Chyba jednak trochę szkoda.