poniedziałek, 19 września 2016

Mock, Marek Krajewski

Wybierałem się pociągiem do Wrocławia, więc wybór książki na podróż był oczywisty - "Mock" Marka Krajewskiego. Co prawda moje wcześniejsze spotkania z Eberhardem Mockiem nie należały do udanych ale mój sentyment do miasta przeważył a i doszedłem do wniosku, że przez te kilka lat które minęły od wydania pierwszego tomu cyklu "wrocławskich" kryminałów umiejętności pisarskie Autora też nie stały w miejscu. I muszę przyznać, że generalnie nie zawiodłem się. Nie żeby "Mock" wyznaczał nowe trendy powieści kryminalnej, jakoś specjalnie fascynował i czytało się go z zapartym tchem. Nie, ale spełnia podstawową funkcję tego typu literatury - jest dostarczycielem rozrywki, oczywiście jeśli ktoś taką rozrywkę lubi.


Wrocław przed I wojną światową, tajemniczy zbiorowy mord i młody policjant, który wbrew wszystkim rozwiązuje zagadkę kryminalną (w tle jest jeszcze polityka), policjant w sumie niewiele lepszy od tych, przed którymi powinien strzec społeczeństwo ale taki już jest Eberhard Mock. Twardy i brutalny zarazem a jednocześnie wrażliwiec.

Najnowszą powieść Marka Krajewskiego czyta się w zasadzie bezboleśnie. Piszę w zasadzie, ponieważ zdarzają się Autorowi zaskakujące, zważywszy na jego pisarskie doświadczenie, potknięcia. Nie mówię nawet o nadawaniu ulicom Wrocławia nazw w ich oryginalnym niemieckim brzmieniu, co chwilami brzmi kuriozalnie, jak wówczas gdy występują one obok polskiej nazwy dzielnicy albo wówczas gdy na "niemieckiej" ulicy tytułowy bohater zachodzi do lokalu o "polskiej" nazwie, w którym na ścianach z kolei widnieją niemieckie mądrości. To zrozumiały zabieg, który ma się odwoływać to ciekawości i swego rodzaju sentymentu wrocławskich czytelników. Ma dać im namiastkę czegoś, czego nigdy na własne oczy, podobnie zresztą jak i Autor nie widzieli. Jak oddać atmosferę miasta, której się nie znało? To mógł oddać Grass w "Blaszanym bębenku", Tyrmand w "Złym" albo Döblin w "Berlin Alexanderplatz" i trudno mieć o to pretensje do Marka Krajewskiego, który z oczywistych powodów z klimatem przedwojennego Wrocławia nie miał szans się zetknąć. Podobnie, jak trudno mieć do niego pretensję, o to że szafuje nazwami ulic bez umiaru, a jest ich chyba ok. 100, dając tym samym szansę większej liczbie wrocławian na znalezienie własnej ulicy w książce.

Można na te proste marketingowe chwyty machnąć ręką, tak jak podarować można pseudostylizacje językowe, które zdaje się, mają pokazać zróżnicowanie społeczne bohaterów. Można też przymrużyć oko na koncepcję wielogodzinnej "podróży w czasie" serwowanej "ojcom założycielom CIA" przez Mocka (nawiasem mówiąc, gdyby taka rozmowa doszła do skutku jej uczestnicy mówiliby raczej o Związku Sowieckim niż Radzieckim) tak jak i na to, że Niemcy klną w powieści raczej "po polsku" niż w typowo "niemiecki" sposób ale to też w sumie drobiazgi. O ukłonie w stronę gender, nawet nie ma co wspominać, chociaż nie wiem czy feministki byłyby nim usatysfakcjonowane.

Gorzej, że czytelnik raczej nie szans na samodzielne rozwiązanie zagadki morderstwa. Może tylko strzelać na chybił trafił a rozwiązanie ukazuje się niczym deus ex machina. Tajemnicą Autora pozostanie powód przybrania koni powozu, którym uprowadzano chłopców (co od biedy można tłumaczyć częścią rytuału) a przede wszystkim pozostaną nią sprawcy śmierci dozorcy Kempinskiego, bo przecież nawet Eberhard Mock (a za nim czytelnik) poznaje tylko nazwiska dwóch z nich, podczas gdy w morderstwie brało udział pięciu mężczyzn. 

Jest więc trochę w "Mocku" naciągania, ale nie ma o co kruszyć kopii, w końcu to kryminał i to kryminał retro, nie o realizm więc w nim chodzi a o żwawą akcję i zapoznanie się z topografią miasta, a skoro to jest, to czego chcieć więcej od lektury na długą podróż pociągiem.  

53 komentarze:

  1. W sumie mam bardzo mieszane uczucia co do obu serii Krajewskiego. brud, smród, ubóstwo i najtańsza wódka. Wszystko aż śmierdzi z książki. Miałam nieudane podejście do Śmierci w Breslau, ale za drugim razem "wciągnęłam' kilka kryminałków niemalże na raz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to założenia chyba ma być crime-noir, tu nawet okładka zwiastuje klimaty jak z Franka Millera (tego od Sin City). Ja miałem za sobą trzy pierwsze "breslały", lektura trochę przypominała przeciąganie styropianu po szkle - teraz jest bez porównania lepiej.

      Usuń
  2. Czytałam dwie pierwsze z tej serii i okazały się w miarę interesujące. Mam pozostałe, ale jakoś nie mogę się do nich zabrać.....jednak kryminały mnie słabo pociągają....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta jest w tym samym stylu; przedwojenny Wrocław, przemoc, seks i zbrodnia. Skoro tamte Ci się podobały, to i ta część przypadnie Ci do gustu.

      Usuń
  3. Jasne, że w kryminałach retro wybacza się niedostatki kryminalne, ale tylko pod warunkiem że cała reszta jest bez zarzutu, a bohaterowie sympatyczni. Ja niestety nie trawię Mocka, nie trawię przekombinowanych zbrodni u Krajewskiego, które rzadko znajdują satysfakcjonujące mnie rozwiązanie, i zupełnie nie czuję jego Breslau. Dużo bardziej odpowiada mi swojski Lublin Wrońskiego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może z wiekiem złagodniałem :-) ale nie dziwię Ci się, że nie czujesz Breslau bo szafowanie przedwojennymi nazwami ulic i menu to jeszcze faktycznie nie klimat. Mock, zdaje się, ma być sympatyczny, bo pod twardą skorupą kryje się wrażliwiec tylko nie każdy to odkrywa :-).
      O Wrońskim pierwsze słyszę, ale nazwisko notuję, choć do Lublina się nie wybieram ;-).

      Usuń
    2. Lubelski cykl Wrońskiego ma już z osiem tomów, główny bohater jest oczywiście zaplutym pijaczyną z problemami ze sobą, ale przynajmniej sympatyczny, sarkastyczny i niezależny. A klimat retro nie polega wyłącznie na nazwach topograficznych, rozmaite zaułki i spelunki są nieźle opisywane. Kryminalnie bywa różnie, ale do wybaczenia.

      Usuń
    3. Niektóre zaułki (i spelunki) pamiętam jeszcze z czasów z studenckich, choć pewnie nie te opisywane w książkach :-). Wroński ma trochę łatwiej, przynajmniej do "moich czasów" Lublin to było miasto prowincjonalne, w którym czas się zatrzymał i nie zmieniała tego nawet ilość szkół wyższych. Więc jeśli ktoś się tam urodził, wychował jest uczuciowo związany z miastem i ma jako taką wrażliwość to nie tak trudno mu oddać klimat. To tak trochę na usprawiedliwienie Krajewskiego :-).

      Usuń
    4. Wroński jest lokalnym pasjonatem, faktycznie, i to widać. Przy Krajewskim miałem takie wrażenie, że więcej u niego spisywania z przewodników z epoki niż prawdziwej znajomości miasta, no ale może jestem uprzedzony, bo ogólnie cykl o Mocku mi nie podszedł.

      Usuń
    5. Oczywiście, że jesteś uprzedzony, solidarność dawnych podziałów rozbiorowych jeszcze u Ciebie się odzywa :-). A tak na serio, to mam podobne odczucia jeśli chodzi o "breslały" ale postanowiłem dać szansę Krajewskiemu, żeby nie było, że jestem uprzedzony :-) w porównaniu z Bondą i tak wypadł lepiej więc dałbym mu co najmniej państwową ocenę.
      A co do realiów niedawno podjąłem próbę poznania (wreszcie) Chmielewskiej i zacząłem czytać "Wszyscy jesteśmy podejrzani" - realia są, pomysł też ale wykonanie już mnie dwukrotnie odrzuciło. Chyba jednak Hanna Sekuła zostanie "królową polskiego kryminału" :-)

      Usuń
    6. Gdzie zabory, a gdzie Breslau, hę? :P A w porównaniu z Bondą to i peerelowskie milicyjniaki chyba lepiej wypadają :)
      Chmielewska Cię odrzuciła? No ale żeś sobie narobił tyłów u mnie :)

      Usuń
    7. Przecież piszę o Twojej rewerencji do Lublina :-) Do "Wszyscy jesteśmy podejrzani" podchodziłem dwa razy, w dodatku mam wydanie z serii z jamnikiem, więc "warunek wstępny" był jak najbardziej spełniony :-) i nic. Ale do trzech razy sztuka ;-) Na pocieszenie wziąłem się za Lema.

      Usuń
    8. Że niby Kongresówkowe sentymenty? Chyba niekoniecznie.
      Nie ma obowiązku lubienia Chmielewskiej, aczkolwiek to jest jedna z jej najlepszych książek, którą pokochałem od razu po przeczytaniu spisu postaci :)

      Usuń
    9. To wypada mi zacisnąć zęby i spróbować po raz trzeci, zresztą taki miałem zamiar. Wykończył mnie zalew postaci a swoją drogą, to rzecz m.in. o ludziach z zawodu już wymarłego bo kreślarze zostali chyba "wykończeni" przez oprogramowanie komputerowe.

      Usuń
    10. Zalew postaci ładnie się porządkuje, aczkolwiek nawet jak się nie łapie kto jest kim, to ma się ubaw.

      Usuń
    11. Mnie przytłoczył zanim się zdążył uporządkować, ale nawet na podstawie tego kawałka, który przez który przebrnąłem trzeba jej, że klimat epoki uchwyciła :-)

      Usuń
    12. W końcu zaczynała od branżowych reportaży, a takie biura projektów znała z autopsji :)

      Usuń
    13. Nie wiedziałem, jakoś mi z Chmielewską do tej pory było nie po drodze, sam nawet nie bardzo wiem czemu, choć moje męki z "Wszyscy..." sporo tłumaczą :-)

      Usuń
    14. Najlepiej się zachwycić w wieku nastoletnim :)

      Usuń
    15. Do chaosu wczesnych pozycji Chmielewskiej trzeba się po prostu przyzwyczaić. I albo polubić albo nie. Nawet w czytanej przeze mnie obecnie "Autobiografii" jest totalny pieprznik i dygresyjność level master, co nie przeszkadza mi budzić uśpionego domu śmiechem gromkim, przy co lepszych wspomnieniach. I pal licho, że kolorowanie ich, to pewnie też level master :D

      Usuń
    16. To chyba nie tyle chaos co natłok, przyjemniej dla mnie. W to, że Chmielewska jest zabawna wierzę - bo taki jest początek "Wszyscy..." i dlatego chcę jej dać trzecią, ostatnią szansę :-)

      Usuń
    17. Może spróbuj "Wszystko czerwone"? Jeśli pan Muldgaard Cię nie zachwyci, to raczej nie widzę dla Ciebie ratunku i szkoda Twojego czasu na resztę JCh :)

      Usuń
    18. Okrutnyś, Bazylu, ale masz rację :) Tyle że we WCz też jest tłum bohaterów.

      Usuń
    19. Podzielam zdanie Zacofanego , też nie lubię powieści Krajewskiego . Kilka razy usiłowałam czytać i nic, odrzuca mnie i tyle. Za to Wrońskiego polecam , czytuję regularnie , wracam do przeczytanych już pozycji i zawsze odnajduję w nich specyficzny urok , który działa na mnie za każdym razem . W ogóle Marcin Wroński , takie odnoszę wrażenie czuje sercem zarówno czasy jak i miejsce akcji. Nie czuje się , a przynajmniej ja nie odczuwam widocznej dla mnie u Krajewskiego pewnej formy inscenizacji. Naprawdę nie wiem jak inaczej to ująć.

      Usuń
    20. Jakoś trudno mi się przemóc, co podejdę do jakiegoś współczesnego polskiego kryminału, to kolejna skucha.

      Usuń
  4. Z Chmielewską poszedłem po najmniejszej linii oporu - w wikipedii znalazłem informację, że jej trzy najważniejsze książki to Lesio, Klin i Wszyscy jesteśmy podejrzani a że tę ostatnią miałem w domu więc od niej zacząłem i jak na razie, zapowiada się, że skończę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klin? No też wymyślili. To druga liga. Nie należy dawać wiary Wikipedii :P

      Usuń
    2. Jak nie dawać wiary Wikipedii to komu dawać?! :-) Ale na szczęście i tak nie zdążyłem pójść tą drogą :-)

      Usuń
    3. W sprawie Chmielewskiej np. mnie. I koledze Bazylowi.

      Usuń
    4. Hm, hm... to będzie trudne, ale spróbuję. Najwyżej będzie na Ciebie i na Bazyla :-)

      Usuń
    5. Nie wiem, jak Bazyl, ale ja przywykłem, że zawsze jest na mnie :)

      Usuń
    6. O Ciebie się nie martwię. Swego czasu byłeś już tak obolały, że nawet nie reagowałeś, więc wiem, że ewentualne pretensje przeżyjesz ale nie wiem jak będzie z Bazylem :-)

      Usuń
    7. O Bazyla się nie martwię, to twardy zawodnik jest.

      Usuń
    8. Ale może pod skorupą macho tkwi w nim wrażliwiec :-)

      Usuń
    9. Chyba tak, pewności nie mam ale w tych genderowych czasach bycie macho jest passe więc nawet jakby nie był wrażliwy jak mimoza to chociaż powinien udawać, że jest :-)

      Usuń
    10. No to teraz czekamy na reakcję zainteresowanego :D

      Usuń
    11. Bazyl jest pacyfista, w ucho nie dostaniesz :P

      Usuń
    12. Wiem, pamiętam go z dyskusji z Książkowcem i podziwiałem wówczas jego olimpijski sposób :-)

      Usuń
    13. Nie pamiętam tej dyskusji, więc nie wiem co to był za sposób. Mam tylko nadzieję, że nie rzucałem gromami jak Zeus, czy coś :P Co do meritum, to zawsze ryczę na pełnometrażowych kreskówkach z morałem, więc tego :)

      Usuń
    14. Ja szczegółów też nie, tylko ogólną tonację :-)

      Usuń
    15. W każdym razie, bez krępacji, może być na mnie. Jestem sprawcą tylu fatalnych decyzji, nie tylko czytelniczych, że jedną więcej moja klata i sumienie powinny wytrzymać :P

      Usuń
    16. Może tak źle nie będzie, zobaczymy bo wyciągnę tę Chmielewską jeszcze raz ze spodku kupki :-)

      Usuń
    17. Tylko nie "Klin" na początek ,wprawdzie był pierwszy ale posłuchaj dobrej rady udzielonej przez kolegę wyżej i zacznij od "Wszystko czerwone" bohaterów sporo ale humor przedni i bardzo reprezentacyjny dla autorki.

      Usuń
    18. Zanim Chmielewska dostanie kolejną szansę, to musi trochę odczekać w poczekalni. Jest tyle dobrych książek, że nieznajomość jej kryminałów jestem jakoś, przynajmniej na razie, w stanie przeżyć :-)

      Usuń
    19. Pewnie że przeżyjesz. Poza tym jej książki są bardzo specyficzne i albo się kocha całym sercem albo .. raczej nie czytuje ;)

      Usuń
    20. Nie jestem zafiksowany na nieczytanie Chmielewskiej - wręcz przeciwnie i dlatego dwukrotnie już dawałem jej szansę. Na razie, jak widać, bez rezultatu. Zobaczymy następnym razem.

      Usuń
    21. Czekam z niecierpliwością. Tylko uprzedzam że nie w zagadkach kryminalnych sedno a w klimacie. Przynajmniej dla mnie.

      Usuń
    22. Raczej nie szybko wrócę do Chmielewskiej, jest tyle ciekawych książek.

      Usuń
  5. Mało która zbrodnia na kryminale irytuje tak mocno, jak wyciągnięte znikąd rozwiązanie.

    A co do linii - to opór jest najmniejszy, a nie linia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak znam pogląd specjalistów od poprawnością języka ale jak to często bywa teoria sobie, a życie sobie :-)

      Usuń