poniedziałek, 29 lipca 2013

Niewiarygodne przygody Marka Piegusa, Edmund Niziurski

W ramach wakacyjnego rozleniwienia i powtórek z dzieciństwa przyszła kolej na chyba najgłośniejszą książkę Edmunda Niziurskiego. Ale najgłośniejsza czy najbardziej znana nie znaczy, niestety, najlepsza, by nie powiedzieć wprost, że to książka rozczarowująca i nie zmienia tego nawet sentyment do lektury sprzed lat.
 

Przygody tytułowego bohatera sprawiają wrażanie nie tyle niesamowitych ile raczej głupawych, no i kończą się po kilku początkowych rozdziałach, książka mówi bowiem nie tyle o przygodach Marka Piegusa co o jego poszukiwaniach, w których on sam nie odgrywa żadnej aktywnej roli. Równie dobrze powieść mogłaby nosić tytuł "Niewiarygodne przygody szukających Marka Piegusa" i moim zdaniem byłby on bardziej adekwatny do treści. Książce nie pomagają też, delikatnie mówiąc, "formalne eksperymenty" związane z prowadzeniem narracji i odautorskimi komentarzami a la "wujek dobra rada", na szczęście dosyć szybko i one mają swój koniec, co powieści wychodzi tylko na lepsze.

Pechowy szóstoklasista, szajka złodziei, detektyw amator, harcerze na tropie i milicjanci w odwodzie, to postacie książki, z którymi czytelnik wita się i żegna jakby przez zapomnienie Autora w trakcie lektury. Początkowo główne skrzypce gra Marek wraz ze szkolnym kolegą i lokatorem, potem niejaki Hippollit Kwass i wreszcie harcerz Teodor. Trochę tak to wszystko bez ładu i składu. No i jeszcze to rozczarowanie - fiasko poszukiwań kościoła św. Bazylego i płaskorzeźby św. Jacka ukrywającej przejście do podziemi i kryjówki bandy, nie mówiąc już o tym, że lwy w warszawskim zoo znajdują się na wybiegu a nie w klatce, nie da się więc odnaleźć tej, w której zamknięty był Alek i Cedur. Znak firmowy powieści Niziurskiego - humor, też taki sobie, tylko z rzadka przypominający ten z jego najlepszych powieści, ale jest w książce i pewien pozytyw.

Otóż dla mnie "Niewiarygodne przygody Marka Piegusa" to przede wszystkim wprawka i zapowiedź "Klubu włóczykijów", a obie powieści łączą niektóre postacie (m.in. Wieńczysław Nieszczególny i Teodor) oraz zbliżone motywy, na przykład odpowiednikiem wyjścia z podziemi w łaźni miejskiej (kto dziś jeszcze pamięta taki przybytek użyteczności publicznej) w "Klubie włóczykijów" jest wyjście w kolegiacie pułtuskiej.

I choćby ze względu na powinowactwo tych dwóch książek warto jednak "Niewiarygodne przygody" przeczytać, specjalnie zresztą czasu nie marnując, bo co by nie mówić, jak to u Niziurskiego, akcja wartko się toczy, wszelako niczego nadzwyczajnego nie ma co oczekiwać. No, może poza wiedzą, że "skumbrie w tomacie" mogą odgrywać też zupełnie inną rolę niż w wierszu Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.

19 komentarzy:

  1. Zawsze mi się wydawało, że serial lepszy:) Natomiast Wieńczysław Nieszczególny - czy to nie znakomite miano dla bohatera książki?
    Lwy faktycznie chyba od zawsze miały wybieg (taki rozkoszny filmik znalazłem: http://www.youtube.com/watch?v=lY_AKTojX3g ), natomiast jeszcze 30 lat temu tygrysy siedziałby w klatkach: http://plaszcz-zabojcy.blogspot.com/2013/05/odcinek-684-jerzy-andrzejewski-1977-rok.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za filmik :-). Oglądałem chyba tylko jeden odcinek "Marka", a i to, przyznaję, bez specjalnej atencji ale patrzyłem na "listę płac" i nie dziwię się, że serial mógł być lepszy :-). Ale wówczas gdy książka się ukazała nie wybrzydzałem - nie mogłem odżałować, że nie miałem już pieniędzy by kupić ją na szkolnym kiermaszu z okazji "Dni Oświaty, Książki i Prasy".

      Usuń
    2. Też nigdy nie miałem swojego egzemplarza, a teraz się zastanawiam, czy inwestować:)

      Usuń
    3. Ja zainwestowałem całe 4 zł (słownie: cztery) w drugie wydanie z 1969 r. z ilustracjami i typografią Butenki ale to bardziej dla siebie przez pamięć na "dawne czasy", bo nie mam złudzeń co do przyszłych wyborów literackich syna :-).

      Usuń
    4. Wiadomo, że nie dla dzieci się takie rzeczy kupuje:P Butenko sam w sobie jest wartością dodaną do tej książki i dla niego warto inwestować:D

      Usuń
    5. Wiem, wiem ale jakoś tak człowiekowi robi się smutno, gdy pomyśli, że to co było "solą" jego dzieciństwa teraz jest tylko ramotką. Widziałem, że Niziurski próbował dać "Markowi" drugie życie jakimś sequelem ale nie mogę się przełamać by go kupić.

      Usuń
    6. Ja co prawda też, w przeczytanym właśnie "Siódmym wtajemniczeniu", nie znajduję szału z dawnych lat, ale poziom zadowolenia czytelniczego jednak wyższy :)

      Usuń
    7. Taki los literatury, że się starzeje, i tak nie jest najgorzej z Niziurskim.

      Usuń
    8. Bazyl, to zupełnie tak jak u mnie.
      ZWL, ależ ja nie narzekam na Niziurskiego "w ogólności", jedynie kręcę nosem na "Marka Piegusa" inna rzecz, że zatrzymałem się na "Awanturach kosmicznych" i nie mam pojęcia jak wyglądają książki z lat 80-tych i 90-tych.

      Usuń
    9. Mam dziwne wrażenie, że wtedy Niziurski chyba nic nie pisał długo. Potem się ukazywały jakieś Przypadki Cymeona Maksymalnego i Żaba, pozbieraj się, wyblakłe cienie klasyków, i - o zgrozo - poprawione wersje starych książek (nie wiem, czy w treści, czy tylko w tytułach, ale Awantury kosmiczne wydano jako Klejnoty śmierci).

      Usuń
    10. "Cymeona" pamiętam jeszcze z "tamtych czasów", tak że na pewno nie jest to próba dostosowania się do współczesności - to Niziurski w starym, dobrym stylu - przynajmniej tak książkę pamiętam. "Awanturami" zaskoczyłeś mnie - mam sentyment do nich, swój egzemplarz kupiłem na wycieczce szkolnej do Warszawy w księgarni w "Domu Chłopa", dzisiaj pewnie tam jest jakiś bank :-).

      Usuń
    11. O proszę, mnie Cymeon nie porwał szczególnie, stąd posądzenie o późną datę powstania. Domu Chłopa dawno nie widziałem, ale bank nie wykluczony:P

      Usuń
    12. Wiadomo - pieniądz rządzi światem :-)

      Usuń
  2. Ja bardziej niż książkę kojarzę film. Choć powieść też mam, ale za Chiny sobie nie mogę przypomnieć, w jakim wydaniu. Książki Niziurskiego i Nienackiego stoją na półce obok mojego łóżka (odkąd się zamieniłyśmy z córką na pokoje) i kuszą kuszą kuszą... Najulubieńszy jest właśnie Klub włóczykijów i moim marzeniem, które nie wiem, czy kiedykolwiek się zrealizuje - jest zobaczenie Pułtuska :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na "Klubie włóczykijów" poznałem się nie od razu ale szybko zaczął należeć do moich ulubionych książek. Kilka lat temu przeszedłem się po Górach Świętokrzyskich i szło się całkiem inaczej pamiętając, że wsie czy miejsca, o które zahaczyłem pojawiają się u Niziurskiego. Pułtusk ciągle przede mną :-).

      Usuń
    2. I Wy mienicie się sklerotykami?! Aż do przeczytania Twojej odpowiedzi nie kojarzyłem "Klubu włóczykijów" z moją małą Ojczyzną :( Już wiem, co się będzie wkrótce czytać :D

      Usuń
    3. Dzięki Niziurskiemu dowiedziałem się co to jest dziewięćsił i w świętokrzyskiem nie ma marmurów tylko zlepieńce cechsztyńskie :-) Ale i bez tego polecam :-).

      Usuń
  3. Czytałem kiedyś coś o Syfonie;) Rzeczywiście Niziurski ma dość specyficzne poczucie humoru;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ksywka jakby znajoma, rzeczywiście w stylu Niziurskiego ale nic poza tym o Syfonie mi nie wiadomo :-)

      Usuń