piątek, 8 listopada 2013

Baśnie. Słowik, Hans Christian Andersen

Zgadało się nie dawno z Lirael o wątkach "ornitologicznych" u Andersena, wiadomo: "Brzydkie kaczątko", "Dzikie łabędzie", "Kogut podwórzowy i kogucik na dachu", jaskółka w "Calineczce", skowronek w "Stokrotce" itd., itp. ... A że mimo nowych czasów jedną z ulubionych bajek mojego synka jest "Słowik" to zebrało mi się na napisanie kilku słów o nim.
 

Sam jestem zaskoczony, że Andersen okazał się "wiecznie żywy" i to bez żadnych przeróbek, które tradycyjny tekst mają "dostosować" w zamyśle ich autorów do potrzeb współczesnych dzieci. Okazuje się, że klasyka mistrzowskiej klasy trzyma się mocno. W domu, tak się jakoś złożyło, mam kilka wydań "Baśni". Jest wydanie z 1988 r. z ilustracjami Pauliny Garwatowskiej, wydanie z 1997 r. z ilustracjami Miloslava Dismana a chrześniakowi, przy z jakiejś okazji dostała się edycja z 2010 r. z ilustracjami Kamili Štanclovej i Dušana Kállay'a.

Mimo, że dla mojego dziecka kanon stanowi  dwuczęściowa edycja z 1999 r. ilustrowana przez Michael'a Fiodorov'a, to zawsze w pamięci miałem swoje "zaczytane" "Baśnie" z klasycznymi już dzisiaj ilustracjami Jana Marcina Szancera, w których Hans Christian był swojsko brzmiącym Janem Christianem. Zginęły gdzieś w "pomroce dziejów" ale wreszcie udało mi się kupić egzemplarz  wydania z 1965 r. (pierwsze ukazało się chyba w 1955 r.), do którego mam ogromny sentyment, a poza tym wiadomo; męska wspólnota pokoleń, ojciec - syn, te klimaty ...


W każdym razie w domowym "obiegu czytelniczym" są te dwa wydania, bo niezależnie od sentymentu, wybór baśni nie pokrywa się w nich a czytelnik jest znacznie obficiej raczony świetnymi ilustracjami Fiodorov'a niż Szancera.

Przy okazji okazało się, że i lektura biografii Andersena na coś się przydała, bo patrzę teraz na "Baśnie" trochę więcej widzącym wzrokiem i choćby wątków autobiograficznych dopatrzyłem się nie tylko w "Brzydkim kaczątku" (bo o nich wie chyba każdy) ale także w "Ogrodniku i jego chlebodawcy" i jeszcze kilku innych utworach, które można odbierać jako parabole nawiązujące do doświadczeń Hans Christiana.

Z pomiędzy tych opowieści bawiących dzieci, co jakiś czas daje wyłuskać zaskakujące spostrzeżenia, czasami gorzkie, czasami sarkastyczne, których adresatami, mam wrażenie, nie byli dziecięcy słuchacze lecz dorośli lektorzy.   

zdjęcie ze strony www.tramwajnr4.pl
 
I to właśnie z tego ulubionego przez mojego syna "Słowika" kilka takich fragmentów przytaczam "ku przypomnieniu, zabawie a może i ku nauce":

"(...) był on tak wytworny, że kiedy ludzie niżsi od niego pochodzeniem ośmielali się zadać mu jakieś pytanie, odpowiadał im tylko "p!", a to przecież nic nie znaczy."

"Wrócił więc marszałek do cesarza i powiedział, że to z pewnością bajka wymyślona przez tych, co napisali książki.
- Wasza cesarska mość niechaj nie wierzy temu, co piszą, bo to wszystko wymysły, po prostu czarna magia!

"To on! - powiedziała dziewczynka. - Słuchajcie! Słuchajcie! Oto tam siedzi! - i pokazała małego, szarego ptaszka wysoko na gałęzi.
- Czyż to możliwe! - zawołał marszałek. - Inaczej go sobie wyobrażałem! Jakże pospolicie wygląda. A może stracił swą barwę na widok tylu wytwornych osób!"

"Cóż to mówić! Nawet lokaje i pokojówki byli zadowoleni, a to dużo mówi, bo im najtrudniej dogodzić. Tak, słowik naprawdę zdobył powodzenie."

I jak Wam się podoba?!

88 komentarzy:

  1. Miałam, jako dziecko, identyczne stare wydanie "Baśni" z ilustracjami Szancera! Z prawdziwą przyjemnością patrzę teraz na tę okładkę, bo u mnie również książka zaginęła bez wieści , zapewne pożyczona na wieki komuś z zaprzyjaźnionych, dzieciatych sąsiadów. Teraz będę polować na to samo wydanie, właśnie z myślą o synku :-)
    A treść "Słowika" - wiecznie żywa :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie miały magiczny urok, z jednej strony były smutne a jednak ciągnęło mnie do nich, mimo braku happy end'u. Moją ulubioną baśnią był "Świniopas" (wiele lat minęło zanim dowiedziałem się jak brzmi melodia "Ach kochany Augustynie, wszystko minie, minie, minie ..." :-)), trochę żałowałem, że nie przebaczył córce cesarza, bo przecież zrozumiała swój błąd.

      Usuń
    2. Wydaje mi się, że jest w tym jakaś prawidłowość - jeśli w dzieciństwie lubiło się smutne i trochę mroczne baśnie Andersena, to potem to rzutuje jakoś na dorosłe preferencje literackie .
      "Świniopas" był jedną z moich ukochanych baśni, dla "klimatu" lubiłam ogromnie również "Dziewczynkę z zapałkami".
      Wszystkie lubiłam, choć niejednakowo i z różnych powodów.

      Usuń
    3. Przy "Dziewczynce ..." zawsze płakałem, podobnie zresztą jak i przy "Brzydkim kaczątku" ale może dlatego, że te historie dostarczały w dzieciństwie takich wzruszeń na zawsze je zapamiętałem :-).

      Usuń
    4. Ja też przy nich płakałam i coś w tym jest, że chyba przez te wzruszenia tak bardzo zapadły mi w serce. I może stąd się wzięły moje upodobania do depresyjnych i smutnych lektur :-)

      Usuń
    5. Nie mam takich inklinacji, jeśli takie książki mi się trafiają to raczej jest to kwestia przypadku bo na pewno nie świadomych poszukiwań. Powiedziałbym, że jeśli mi się zdarzać poszukiwać książki "na wieczór" to raczej wybieram coś w rodzaju przygód Bridget Jones, gdzie mam gwarancję, że nie popadnę w depresję :-)

      Usuń
    6. Ja trzecią część Bridget planuję właśnie zakupić na święta w celach odprężających :-)

      Usuń
    7. Pewnie nawet i tego nie będę musiał zrobić, liczę na córkę i żonę w tej sprawie :-)

      Usuń
  2. Zastanawiam się nad przypadkiem i celowością. Ruszać baśnie po genser jest niebezpiecznie. A tak na poważnie zawsze się "Słowika" bałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gender oczywiście miało być.

      Usuń
    2. To też nie była moja ulubiona baśń :-), chociaż ilustracja bardzo mi się podobała i przemawiała do wyobraźni.

      Usuń
  3. Baśnie. Moje dzieciństwo. Kochałam baśnie, mity legendy i czytałam, czytałam ich mnóstwo.
    Te wydania znam , ale sama mam trzy tomowe wydanie, które zdobyłam fuksem z pod lady. Wydanie było by mnie jeszcze bardziej ucieszyło, gdyby miało inne ilustracje, które moim zdaniem są koszmarne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie "kanoniczne" było wydanie z ilustracjami Szancera, dopiero stosunkowo niedawno zdałem sobie sprawę, że nawet w "tamtych czasach" Andersena ilustrowali Rychlicki i Srokowski. Niedawno na którymś z blogów widziałem wzmiankę o "Królowej Śniegu" ze świetnymi ilustracjami, trochę w stylu prerafaelitów. Szykowałem się do ostatniego trzytomowego wydania sprzed ładnych paru lat ale jakoś tak skończyło się na niczym.

      Usuń
  4. A ja jestem ciekaw nowego tłumaczenia, z duńskiego, a nie via niemiecki. Wydawca twierdzi, że nowy przekład odkrywa nowe wymiary Andersena, ale wiadomo, jak to jest z zachętami wydawcy:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie bardziej zachęciliby ilustrowanym wydaniem, w praktyce i tak kręcę się w kółka kilkunastu, ulubionych przez małego, historii. A wiesz coś o tłumaczeniu najnowszego wydania "Królowej Śniegu" z ilustracjami Yerko?

      Usuń
    2. Oglądałem w księgarni, ale zwróciłem uwagę głównie na horrendalną cenę:( I na ilustracje, są piękne.
      Wydanie Media Rodzina jest ilustrowane, ale raczej bez szału, jakieś mdłe mi się te obrazki wydały.

      Usuń
    3. Faktycznie, jak na historię, która miała nie wiadomo ile wydań, także ilustrowanych, trochę z ceną przesadzili. Na razie krążę wokół niej :-).

      Usuń
    4. Tutaj działa też sentyment. To zrozumiałe. Ja niestety na wydaniu Andersena z ilustracjami Szancera nie wychowałem się, więc bez specjalnych problemów zapoznaje się z baśniami przez to trzytomowe wydanie.

      Jest obszerny tekst tłumaczki jak wyglądało tłumaczenie, odniosła się ona właśnie do swoich poprzedników, do zmian, które poczyniła w tłumaczeniu - czasami bardzo odważnych.

      A ilustracje? Wiadomo - kwestia gustu. Cześć z nich jest podobno oryginalnymi wycinankami samego Andersena. Mnie one odpowiadają. Generalnie samo wydanie jest bardzo klasyczne w swoim wykonaniu. Wydawca nazywa je luksusowym - a ja chciałbym, żeby był to raczej wyznacznik standardu wydawniczego.

      Wiadomo, to też zleży jak kto patrzy, jedni zwracają nadmierną uwagę na ilustracje, drudzy wolą dobrze zredagowany tekst. Zresztą to, jak wyglądają dzisiaj wydawnictwa dla dzieci, jest osobna kwestią do dyskusji. W moim przekonaniu spora ich część jest trochę za bardzo rozbuchana ilustracyjnie, czasami na zasadzie sztucznego zwiększania objętości (pewnie też i ceny), no i przyciągania na zasadzie "efekciarstwa".

      Grunt to czytać baśnie, nie tylko Andersena - i dla dzieci ciekawe, a dla dorosłych pouczające - co można zauważyć w niniejszych komentarzach :)

      Usuń
    5. Czym innym jednak jest zapoznawać się z Andersenem w dzieciństwie a czym innym w wieku dorosłym. Pewnie niewiele osób w wieku późnoprzedszkolno-wczesnoszkolnym poznawało "Baśnie" z pełnej edycji. Nawet gdy wraca się do niech po latach to "kanon" już jakoś jest ukształtowany - byłem zaskoczony, że w ulubionym wydaniu mojego dziecka nie ma "Dziewczynki z zapałkami", "Brzydkiego kaczątka" ani "Ogrodnika i jego chlebodawców", choć pojawiła się za to "Mała syrenka" i "Krzesiwo".

      Co do ilustracji, to oczywiście rzecz gustu ale ważnie niezależnie od techniki by były po są, że tak powiem, "wspomagaczem" dziecięcej fantazji.

      Usuń
    6. Otóż to :) Całe piękno baśni Andersena polega właśnie na tym, że się nie starzeją. Smakują tak samo dobrze za lat dziecięcych jak i tych późniejszych.

      Co do ilustracji - oczywiście. Chociaż czasami dopatruje się zbyt dogmatycznego przywiązania do Szancera. Pewnie też inaczej to się odbierało za czasów socjalizmu, gdzie nie było tyle alternatywnych rozrywek co dzisiaj.

      I w sumie jedyne, co może obecnie świadczyć o tej uniwersalności (kunszcie) baśni Andersena to sam fakt, że i w dzisiejszych czasach, a więc i nowoczesnych alternatywach, a mowa tu np. o grach komputerowych, można spotkać baśniowe odniesienia i motywy.

      Co ciekawe, patrząc przez pryzmat szkoły lat dziewięćdziesiątych - przypominam sobie jedynie "Dziewczynkę z zapałkami". Pewnie za jakiś czas kiedy, starsze teksty będą czytelne tylko dla nauczycieli akademickich, Andersen zadomowi na stałe się w kanonie lektur szkolnych.

      Usuń
    7. To "dogmatyczne przywiązanie do Szancera" wynika w dużej części z faktu, że w gruncie rzeczy, w czasach kiedy przeżywał apogeum swojej popularności jako ilustrator w sumie nie było alternatywy dla książek to po pierwsze a po drugie jego ilustracje dominowały w literaturze dla dzieci, tak że dla wielu osób (także dla mnie) książki z ilustracjami Szancera to symbol dzieciństwa przywołujący wspomnienia. Coś jak magdalenka zamoczona w herbacie :-).

      Usuń
    8. Żeby nie było, że uznaję ten "dogmat" za coś złego. Doskonale rozumiem, choć nie zaznałem tego, bo moje dzieciństwo to przełom lat 80/90, kiedy rozpoczął się desant disneyowsko-amerykańskiej estetyki. Na tym tle Szancer jest apologetą ilustracyjnej oryginalności.

      Usuń
    9. Nie ma obaw - dopiero z perspektywy czasu widzę jak Szancer zdominował ówczesną ilustrację dziecięcą spychając w cień wielu świetnych artystów m.in. Siemaszko, Boratyńskiego czy Srokowskiego, a taka "monokultura", niezależnie od sentymentów, jest co najmniej dyskusyjna.

      Usuń
  5. Zaczynałam czytać Twoją notkę z przerażeniem, bo bałam się, że teraz już jako średnio zaawansowany oskarżycielsko wykażesz, że baśnie Andersena to tylko "triumf podstępnego heteromatriksa", ale kamień spadł mi z serca! :D
    A tak serio to wspaniały tekst.
    Moje baśnie Andersena były w takiej "dorosłej" jednotomowej edycji (białe płótno, seria klasyki PIW), co ciekawe zupełnie bez ilustracji, a i tak je kochałam.
    Baśń o słowiku piękna, ale pozostając przy motywach ornitologicznych, po prostu uwielbiam "Słowika i różę" Oskara Wilde'a, choć to opowieść stanowczo za smutna dla dzieci.
    A wracając do ptaków u Andersena w "Królowej Śniegu" były kruki. I jest jeszcze baśń "Bociany".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sęk w tym, że po lekturze Iwasiów dalej nie jestem nawet początkujący :-)

      W moim wydaniu to były wrony, i nie należy zapominać o gołębiach z zamku rozbójników :-) o "Bocianach" nawet nie słyszałem. Baśnie Wilde'a poznałem dopiero na starość - też byłem pod wrażniem i nie wiem czy nie przetrzymały czasu najlepiej z całej jego twórczości.

      Usuń
    2. Czytelnicy, którzy ukończą lekturę Dziełai powinni otrzymywać zaświadczenie stwierdzające średni poziom zaawansowania, obyłoby się wtedy bez fałszywej skromności. :)
      To teraz mam problem, bo nie wiem, czy w moim wydaniu były kruki, czy wrony. Będę musiała je odkopać i sprawdzić. Grunt, że u Andersena nie rozdziobywały. :)
      Bardzo lubię też "Samolubnego olbrzyma" Wilde'a, i "Szczęśliwego księcia".

      Usuń
    3. "Szczęśliwy książę" był pierwszą bajką Wilde'a, którą poznałem i najbardziej utkwił mi w pamięci. A tak z innej mańki, wiesz może czy któraś z baśni Andersena jest szkolną lekturą?

      Usuń
    4. Właśnie sprawdziłam i chyba nie! Tutaj tekst rozporządzenia MEN.

      Usuń
    5. I bardzo dobrze, co tam będziemy dzieciom zawracali głowę jakimiś pierdołami ...

      Usuń
    6. Ja tez to sprawdzałam i wg mnie to rozporządzenie, które podaje Lirael jest już nieaktualne. Teraz obowiązuje rozporządzenie z 27.08.2012r., które teoretycznie zostawia wolną rękę nauczycielom klas I-III. W praktyce rządzą wydawcy, a niektórzy z nich wybierają właśnie "Baśnie" Andersena, bez wskazywania na konkretne. W praktyce wybierane są raczej te najprostsze - u nas "Królowa śniegu", "Len", "Imbryk", "Świniopas", "Dzikie łabędzie", "Calineczka".

      Usuń
    7. Właśnie przewinęłam komentarze niżej i zobaczyłam, że już wiecie o tym "odkryciu":)

      Usuń
    8. "Królowej śniegu" najprostszą opowieścią bym nie nazwał - na znaczeniu pieśni kwiatów w zaczarowanym ogrodzie można wymięknąć.

      Usuń
  6. Nie dziwię się, że sięgnąłeś po baśnie po takiej truciźnie, jaką sobie zaserwowałeś niedawno, a mam na myśli bełkocik Ingi Iwasiów o "mechanice cieczy" i tym podobnych, nikomu do życia niepotrzebnych sprawach:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat "mechanika cieczy" to nie pomysł Iwasiów tylko L. Irigaray jednej z autorytetów gender, na których opiera się w książce. Pewnie część pań jakoś się w tym odnajduje, przecież uczęszczają na te wykłady :-).

      Usuń
    2. Na wesoło;
      - Tato, co oznacza słowo "gender"?
      - Płeć.
      - Ale jaka?
      - Nijaka.

      Usuń
    3. Dobre :-), "coś w tym jest" jak mawiał prof. Safjan czytając moją pracę magisterską :-)

      Usuń
  7. "...W blasku słońca, otoczony głębokimi rowami, stał tam stary dwór; od muru aż po brzeg wody rosły liście łopianu; a były tak wielkie, że pod największymi mogły się zmieścić stojące dzieci; było tam tak dziko, jak w najgęstszym lesie.
    W tym to gąszczu siedziała w swym gnieździe kaczka, wysiadywała pisklęta, nudziła się..."-to jest moja ulubiona bajka andersena,a ilustracje?oczywiście-JAN MARCIN SZANCER,chociaż moje bajki były szare i bez żadnych ilustracji-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście pamiętam - "Brzydkie kaczątko" i ilustracja podwórka, "wielkiego świata" :-)

      Usuń
  8. co do lektur szkolnych,to w trzeciej klasie szkoły podstawowej,jest"brzydkie kaczątko"i"dziewczynka z zapałkami"-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A już zdążyłem powiesić psy na MEN-ie, w takim razie odszczekuję. Za moich czasów chyba też "Brzydkie kaczątko" było lekturą bo pamiętam to na lekcji dowiedziałem się, że to obraz życia Andersena.

      Usuń
    2. Wśród lektur obowiązkowych nie ma Andersena na sto procent, przeczytałam dokładnie to rozporządzenie i jego nazwisko nie pada ani razu:
      http://bip.men.gov.pl/men_bip/akty_prawne/rozporzadzenie_03072007.pdf
      Oprócz kilku konkretnych autorów i tytułów jest tam coś takiego: "inne wybrane utwory klasycznej literatury dziecięcej polskiej i światowej" i na pewno tu nauczyciele wciskają jego baśnie, ale to zależy wyłącznie od nich, mogą wybrać coś innego. Dla mnie to lekki szok!

      Usuń
    3. O pardon, moje dziecię idące podręcznikami MacEdukacji ma Andersena w lekturach obowiązkowych. Pojęcia nie mam, które konkretnie są wymagane, bo Lekturnik został w szkole, ale są.

      Usuń
    4. Ale to wyłącznie dobra wola autorów programu, mogli wybrać kogoś innego w ramach "inne wybrane utwory klasycznej literatury dziecięcej polskiej i światowej". W dokumencie wydanym przez MEN nazwisko Andersen nie pada. :( Programów są tysiące, np u nas w szkole na języku polskim nauczyciele realizują 2 różne, wedle upodobania.

      Usuń
    5. A co w takim razie jest obowiązkowe w "wybranych utworach klasycznej literatury dziecięcej polskiej i światowej"?

      Usuń
    6. Oczywiście, że dobra wola. Ale wybrali Andersena. Nie wiem, jaki jest procentowy udział tego podręcznika w rynku, ale parę tysięcy dzieciaków jednak Andersena pozna. W dokumentach MEN chyba mało pada konkretnych nazwisk?

      Usuń
    7. Te "inne wybrane utwory" określa autor programu/podręcznika, ale przede wszystkim musi koniecznie uwzględnić książki, których tytuły zostały konkretnie wymienione w rozporządzeniu.

      Usuń
    8. Próbowałam wkleić te tytuły, ale to jest pdf i wszystko się rozsypuje. Podane są na samym początku dokumentu:
      http://bip.men.gov.pl/men_bip/akty_prawne/rozporzadzenie_03072007.pdf

      Usuń
    9. Dzięki, znalazłem, rzuciłem tylko okiem ale i tak jestem wstrząśnięty, wyraźnymi akcentami szowinistycznymi i nacjonalistycznymi - "Stara baśń", oraz imperialistycznymi i kolonialnymi "Księga dżungli" i "Robinson Cruzoe". Zgroza, zgroza ...

      Usuń
    10. Marlow, nie zapominaj o Bełzie :P
      Lirael: nie wiem, czy to rozporządzenie jest aktualne, czy twórcy programów je lekceważą, ale Starsza przez trzy lata na 12 obowiązkowych utworów miała w podręczniku pięć: Milne'a, Tuwima, Andersena, Koziołka Matołka. I legendy polskie Chotomskiej.

      Usuń
    11. ~ Marlow
      Na pewno dzieci popiskują z zachwytu czytając dzieło JIKa. :)

      ~ ZWL
      To Milne tylko we fragmentach?!?! To jest dopiero zgroza! Może pozostałe tytuły uczeń powinien poznać w całości i stąd brak w podręczniku. Zaraz sprawdzę, czy ten spis jest aktualny.

      Usuń
    12. Zależy które - jak te, w których trup gęsto pada to nie wykluczone :-)

      Usuń
    13. Znalazłam coś nowszego, ale dotyczy tylko klas IV-VI, Andersen znów nie został wymieniony z nazwiska, należy go uznać za ewentualny "wybór baśni":

      "Teksty kultury poznawane w całości - nie mniej niż 4 pozycje książkowe w roku szkolnym oraz wybrane przez nauczyciela teksty o mniejszej objętości:
      Frances Hodgson Burnett Tajemniczy ogród; Jan Brzechwa Akademia Pana Kleksa; Carlo Collodi Pinokio; Roald Dahl Charlie i fabryka czekolady; Antonina Domańska Historia żółtej ciżemki; Irena Jurgielewiczowa Ten obcy; Stanisław Lem Bajki robotów. Clive Staples Lewis Lew, Czarownica i stara szafa: Astrid Lindgren Bracia L\vie Serce; Kornel Makuszyński Szatan z siódmej klasy; Aleksander Minkowski Dolina Światła; Ferenc Molnar Chłopcy z Placu Broni; Lucy Maud Montgomery Ania z Zielonego Wzgórza; Edmund Niziurski -wybrana powieść (np. Niewiarygodne przygody' Marka Piegusa^ Sposób na Alcybiadesd); Joanna Olech Dynastia Miziołków; Joanna Onichimowska - wybrana powieść (np. Duch starej kamienicy. Daleki rejs); Renę Gościnny, Jean-Jacques Sernpe Mikołajek (wybór opowiadali z dowolnego tomu); Henryk Sienkiewicz W pustyni i w puszczy; Alfred Szklarski - wybrana powieść (np. Tomek w krainie kangurów); Dorota Terakowska Władca Lewa\vu; Mark Twain Przygody- Tomka Sawyera; John Ronald Reuel Tolkien Hobbit, czyli tam i z powrotem; Juliusz Veme W 80 dni dookoła świata; Moony Witcher Dziewczynka z szóstego księżyca; wybór mitów greckich, baśni i legend; wybór kolęd; wybór pieśni patriotycznych; wybór poezji, w tym utwory dla dzieci i młodzieży; film i widowisko teatralne z repertuaru dziecięcego; wybrane programy telewizyjne."

      Usuń
    14. Lirael, śpieszę z uspokojeniem: Kubuś jest w całości. Wspólczuję koleżeństwu Starszej, które w części nie jest w stanie przebrnąć przez kilkunastostronicowe opowiastki typu Słup soli.
      A lekturnik to taki zeszyt ćwiczeń z poleceniami do lektur (zresztą żenującymi w części), a nie wypisy.

      Usuń
    15. Uffff, siekanki z Kubusia bym nie przeżyła! Choć domyślam się, że dla niektórych dzieci przebrnięcie przez całą książkę to rzeczywiście może być wyzwanie. :(
      Fajne słowo "lekturnik", chyba sobie zmienię nazwę bloga. :P

      Usuń
    16. Starsza na wieść, że ma przeczytać Kubusia, spytała: "ale którego, ich tyle jest", mając na myśli rozmaite disneyowskie adaptacje, których u nas dostatek. Uspokoiła się na widok siermiężnego wydania NK z lat 80. :)

      Usuń
    17. Zobaczysz, że na jednym tomie się nie skończy. :) "Chatkę..." też na pewno przeczyta.

      Usuń
    18. No nie wiem, za mało tam Feliksa, Neta i Niki :D

      Usuń
    19. :D Szczerze mówiąc też o nich pomyślałam i zastanawiam się, czy Kubuś w porównaniu z nimi nie wyda się Starszej ciut infantylny, ale będę mocno trzymać kciuki. :)

      Usuń
    20. Liczę, że jednak przeczyta bez wstrętu, na zachwyty nie liczę, sam w jej wieku Kubusia uważałem za dziwaczne mętniactwo :P

      Usuń
    21. Teraz są różne cenne poradniki typu "Tao Kubusia Puchatka" i "Te Prosiaczka", więc o żadnym mętniactwie nie będzie mowy. :D

      Usuń
    22. Ja byłem ośmiolatkiem o niedużym rozumku, ale wierzę w Starszą :D

      Usuń
    23. Na pewno nie było tak źle, no i przecież córka ma gust po tatusiu :-)

      Usuń
    24. Proszę mnie nie brać pod przerzedzony włos:)

      Usuń
    25. Tak to na pewno nie dasz mi stanowczego odporu bo akurat włosy to jedyna rzecz, która mi w życiu wyszła. :-)

      Usuń
  9. A widziałeś nazwiska z literatury dla starszej dziatwy? Tam to dopiero jest Sodoma i Gomora: mizogin, syfilityk, lesbijka, Żydzi, chwalcy stalinizmu ... O tempora, o mores!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Normalnie aż się boję przyporządkować nazwiska do tych określeń :PP

      Usuń
    2. Jeszcze na pewno kilku heteromatriksów by się na tej liście znalazło! :)

      Usuń
    3. A kogo typujesz do tej roli? :-)

      Usuń
    4. Nieostrość pojęcia powstrzymuje mnie od żonglowania nazwiskami, ale heteromatriks na pewno czai się wszędzie! :D

      Usuń
    5. Widzę, że "Gender dla ..." wywarł na Tobie duże wrażenie :-) aż strach pomyśleć jak będzie brzmiała Twoja następna recenzja :-)

      Usuń
    6. Następna?! Przecież ja teraz muszę pozmieniać wszystkie poprzednie notki w myśl nowej ideologii, która mnie wręcz porwała! :D

      Usuń
    7. To może na razie się wstrzymaj - czytam właśnie Safranski'ego "Schopenhauer. Dzikie czasy filozofii" z posłowiem Marii Janion i co ...?
      Okazuje się, że można uprawiać krytykę feministyczną w przystępny, zrozumiały i na dodatek przekonujący sposób. A po lekturze książki Iwasiów wydawało się to niemożliwe :-)

      Usuń
    8. Pomyślałam o Janion, jak tylko zobaczyłam okładkę "Gender...", bo ona publikowała w tej serii, prawda?

      Usuń
    9. Nie mam pojęcia. "Gender dla ..." jest wydany przez W.A.B a "Schopenhauer" przez Prószyńskiego

      Usuń
    10. Chodziło mi o serię, w której opublikowano "Gender..." ("Z wagą" WABu), właśnie sprawdziłam, że również w niej wydano ksiązkę "Bohater, spisek, śmierć" Janion.

      Usuń
    11. Aaaa ... Janion generalnie obchodzę szerokim łukiem odkąd w liceum przeżyłem traumę po lekturze któregoś z tomów Transgresji :-)

      Usuń
    12. A pamiętasz może który to tom? Ja mam "Maski" i kiedyś się nimi zaczytywałam. :) Zapisy dyskusji mnie przerastały, ale bardzo podobały mi się fragmenty różnych utworów."Galernicy wyobraźni" muszą być świetni, ale nie udało mi się ich zdobyć.

      Usuń
    13. Żartujesz?! :-) to było doznanie tego rodzaju, że starałem się o nim jak najszybciej zapomnieć ale mechanizm wyparcia zadziałał tylko częściowo bo szczegółów zapomniałem ale nie tego, że były to "Transgresje" :-)

      Usuń
    14. Aż tak?! Ja też szczegółów nie pamiętam, przy najbliższej wizycie u rodziców udam się na poszukiwania Transgresji, bo wiem, że coś oprócz "Masek" jest, ale nie pamiętam co. :) Może też jakieś wyparcie albo co? :)

      Usuń
    15. Młodzieńczy uraz :-) kiedyś nawet chciałem się szarpnąć na jej "Wampira", zwłaszcza że na okładce jest kadr z filmu Murnau'a i trochę go wertowałem ale widocznie znowu trafiłem na nie te strony :-)

      Usuń
    16. A ja byłam jej wampirycznym esejem wręcz zachwycona. Bardzo podoba mi się u niej to "skakanie" po epokach, gatunkach. Erudycja po prostu niesamowita.

      Usuń
    17. Wygląda na to, że się nie poznałem i chyba rzeczywiście powinienem się na niego szarpnąć ale to nie w najbliższej przyszłości bo zbieram siły na spotkanie z "Próchnem" Berenta :-)

      Usuń
    18. Nie czytałam Berenta, ale z tego, co słyszałam o jego stylu wynika, że sił może Ci być potrzebnych sporo, tym bardziej, jeśli wyruszysz tropami podstępnego heteromatriksa. :D

      Usuń
    19. W "Próchnie" rzeczywiście może uznać, że czai się "podstępny heteromatriks" i trzeba sporo sił na nie. Ale "Żywe kamienie" już nie tyle (choć lekko nie jest) a jest to chyba najwspanialsza powieść poświęcona średniowieczu a już "Fachowca" czyta najzupełniej normalnie :-)

      Usuń
  10. Swoje baśnie wywiozłam na wieś, teraz żałuje, bo miło choć na chwilę poczuć klimat dziecięcych lat :)

    OdpowiedzUsuń