środa, 28 marca 2018

Nad Niemnem, Eliza Orzeszkowa

Nie ma takiego rankingu ale gdyby był, to sądzę, że "Nad Niemnem" zajęłoby pierwsze miejsce w nim pierwsze miejsce. W rankingu narodowej nudy. Dlaczego? - nie mam pojęcia. Można się jedynie domyślać, jak do tego doszło, jak niezła powieść mogła otrzymać taki status, wszak nie od dzisiaj wiadomo, że już samo wpisanie książki na listę lektur szkolnych jest dla niej "pocałunkiem śmierci". Innej przyczyny nie dostrzegam bo ani osławione opisy przyrody nie są tak długie, ani tak częste jakby się to mogło wydawać, a co najważniejsze nie są w stanie zaszkodzić zasadniczemu wątkowi, którym jest, tak, tak wątek romansowy - mezalians panny z dworu.

Wiadomo, można powieść Orzeszkowej nicować na różnorakie sposoby, a to zastanawiać się nad znaczeniem osławionych (nie takich strasznych zresztą opisów przyrody), wątkiem patriotycznym, wątkiem społeczno-ekonomicznym, itp. itd. Mnie jednak zainteresowały i to całkiem na serio postacie kobiece. Zarzuca się im, że są sztampowe i rzeczywiście nie grzeszą nadmiarem oryginalności ale to wcale nie znaczy, że nie są interesujące.



Można oczywiście z przekąsem zapytać, cóż ciekawego może być w takiej, irytującej do bólu, Emilii Korczyńskiej? Ale przecież jeśli się trochę zastanowić, to dlaczego mielibyśmy odmawiać jej prawa do własnego stylu życia? Nie dość, że ugrzęzła na zabitej dechami prowincji, to jeszcze ma być obowiązkowo szczęśliwa i przyjmować za swoje wybory nudnego jak flaki z olejem męża? Owszem, popełniła coś, co prawnicy określają mianem winy w wyborze, ale nie musi to przecież oznaczać rezygnacji, na wieki wieków, z tego co uważne za ważne dla siebie.

Jej przeciwwagą jest Andrzejowa Korczyńska, której życie w cieniu zmarłego męża podniesione jest do rangi nabożeństwa (i to do tego stopnia, że chyba nie doczekała się w powieści od Orzeszkowej własnego imienia). To co w epoce mogło jeszcze uchodzić za przejaw rodzinnej i narodowej żałoby, z naszego punktu widzenia wygląda raczej na jakąś chorobliwą idée fixe, która w gruncie rzeczy niczemu nie służy. Z wdową po Andrzeju Korczyńskim jest mniej więcej tak, jak z baronową Krzeszowską, żyjącą ciągle pamięcią po zmarłym dziecku. Może i w pierwszym odruchu taka postawa budzi współczucie ale potem następuje konsternacja i coś jakby lekki absmak. Owszem, ona też ma prawo do własnych wyborów, ale nie powinna się dziwić, że dla innych są one niezrozumiałe i nienaturalne, nie wyłączając syna, któremu nie potrafi wyjaśnić dlaczego miejsce śmierci jego ojca ma determinować jego życie, bo jej argumentacja w gruncie rzeczy sprowadza się do zwykłego uporu a sama nie potrafi zrozumieć, że nie trzeba mieszkać "na cmentarzu" by okazać zmarłemu pamięć i szacunek.

A taka Justyna Orzelska - porzucona narzeczona. To, co dla starszej o pokolenie Marty było nie do pomyślenia, która odrzuciła konkury spauperyzowanego szlachcica z obawy przed deklasacją, dla Justyny nie gra już pierwszoplanowej roli. Jest o wiele bardziej świadoma własnej wartości i nie obawia się ostracyzmu swojej sfery, choć nie mam pewności, czy do końca wie co robi. Może i dwór Korczyńskich to nie pałac, ale i tak pomiędzy nim a wiejskimi chatami z zaścianka jest przepaść, w nich Justyna nie będzie już nikomu akompaniowała grą na fortepianie.

Ale to w gruncie rzeczy drobiazgi wobec przewartościowania naczelnej idei "Nad Niemnem", idei "trwania" - dla pokolenia Orzeszkowej oczywistej, poza sferą wątpliwości i na temat której nie wypadało nawet zadawać pytań. Dzisiaj, to jednak całkiem inna sprawa, dyskusja na ten temat nie narusza tabu. Czemu właściwie bohaterowie powieści Orzeszkowej mieli być związani z ojcowizną niczym adscriptici? Trudno to logicznie wyjaśnić. Przecież skoro Cecylia i Jan znaleźli swoje nowe miejsce na ziemi odrywając się od korzeni, dlaczego innym odmawiać tego prawa? Perspektywa wydaje się jasna - trwanie na straży ojcowizny to zjazd po równi pochyłej. Bieda i jej pochodne. Już jest źle, a jeszcze pokolenie lub dwa i będzie tragicznie, jeśli mieszkańcy zaścianka nie wyzwolą się z nakazu "trwania".

I Orzeszkowa jest chyba tego świadoma, nie chcąc postawić kropki nad i. Zaścianek Bohatyrowiczów jest przecież przez nią wyraźnie oszczędzany - nie ma w nim prawdziwej nędzy (jest zaledwie jedna uboga rodzina), nie ma smrodu, brudu, ciężkiej do upodlenia pracy, chorób i przedwczesnej śmierci. Są za to łany zbóż (żęte sierpami - czy pamiętacie "Konopielkę"?), sady, kwiaty i rzeka. Ale nawet przez ten sielankowy obraz przebija się (nie wiem czy zamierzony) głód ziemi, a przecież lepiej nie będzie, dzielone z pokolenia na pokolenia spłachetki nie staną się nagle większe. To nie żadna wiedza tajemna i tylko bohaterowie "Nad Niemnem" jakoś nie mogą sobie tego uzmysłowić. I jest jeszcze coś co zgrzyta w tym sielskim obrazie wsi i wyraźnie nie pasuje do wizerunku "soli ziemi", chodzi mianowicie o patriotyzm. Jego wyrazem ma być owo "trwanie" na ziemi ojców ale przecież gdy historia powiedziała sprawdzam, z całego zaścianka do powstania zgłosiła się tylko jedna, słownie: jedna osoba. Może więc to trwanie, to wcale nie przejaw postawy "nie rzucim ziemi skąd nasz ród" lecz zwykła ciasnota horyzontów połączona z chciwością i strachem przed nieznanym.

Nie da się ukryć, "Nad Niemnem" od strony programu ideowego, że tak powiem, jest archaiczne. Sto lat ze sporym okładem zrobiło swoje, ale nie ma wątpliwości - w swoim czasie Orzeszkowa miała coś do powiedzenia, choć nam pozostał już z tego tylko świetnie napisany romans. 

71 komentarzy:

  1. Zobaczyłem, co zrecenzowałeś i na wszelki wypadek poleciałem za dom wykopywać pepeszę :D
    Ale proszę, doceniłeś :) Co do odrywania się od korzeni i trwania: gdyby się oderwali, to dokąd mogliby pójść? Do Rosji, żeby się zruszczyć? Do Ameryki? Do Galicji? Może to idealistyczne i po ludzku nierozsądne, ale oni chcieli trwać, żeby było wiadomo, gdzie była Polska, w razie gdyby się odrodziła. Bo gdyby odeszli, to już nic by o polskości tych ziem nie świadczyło. A przykład z Janem i Cecylią o tyle wydaje mi się nitrafiony, że oni jednak poruszali się w obrębie Rzeczypospolitej, na dodatek w Złotym Wieku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Litwini byliby zapewne zbulwersowani Twoim podejściem :-), dla nich Jan i Cecylia to obcy, którzy przyszli z innego kraju i rozgościli się u nich. Oderwanie od ziemi nie oznacza oderwania od korzeni, to właśnie jest błąd Orzeszkowej, można być przecież Polakiem w USA, Wlk. Brytanii czy Niemczech. Ona zupełnie nie bierze pod uwagę faktu, że coraz biedniejsi, coraz prymitywniejsi mieszkańcy zaścianka będą łatwiej poddawali się wynarodowieniu. Siedzenie na kupie i powiększanie biedy niczego nie załatwiało. Daniel Beauvois w "Polakach na Ukrainie" pokazał jak to wyglądało.

      Usuń
    2. W czasach Jana i Cecylii Litwini, ci wyżej postawieni, woleli być Polakami. A Orzeszkowej nie chodziło o abstrakcyjne bycie Polakiem gdziekolwiek. Jej chodziło o zachowanie ziemi, tej ziemi, dla przyszłej Polski. Fizyczne. Do wynarodowienia Bohatyrowiczów droga była daleka, prędzej wynarodowiliby się rozmaici Zygmuntowie i Różyce, którym śmierdział ojczysty zaścianek. I po to Wiktor i Justyna latali po okolicy, żeby znaleźć rozwiązanie dla biedy i kaganek oświaty nieść. Jasne, Orzeszkową niósł idealizm, ale raczej przez kałamarz by jej nie przeszło twoje stwierdzenie, że Polakiem można być gdziekolwiek.

      Usuń
    3. Oczywiście, co do tego nie ma wątpliwości, że rozumiała patriotyzm jako trwanie na ojcowiźnie, tyle tylko, że z perspektywy czasu taka postawa nie okazała się skuteczna. Już nie pamiętam czy to Kossakowa czy Dunin-Kozicka wspomina jak to czyjś dwór był grabiony pospołu przez Polaków i Ukraińców. Okazało się, że trwanie miało podłoże ekonomiczne a nie narodowe. I przejawy tego też przecież widać wśród bohaterów "Nad Niemnem" - na cały patriotyczny (?) zaścianek jeden powstaniec, to nie za wiele. Benedykt przecież też nie namawia brata do powrotu do kraju bo musiałby się podzielić ojcowizną. Mimowolnie więc wychodzi czysto ekonomiczny aspekt "trwania".

      Usuń
    4. Każde trwanie jest kosztowne i Orzeszkowa próbuje pokazać, że to musi być trwanie wspólne, solidarne, bo Bohatyrowiczowie i Benedykt razem mają większe szanse przetrwać niż każdy z osobna.
      Pytanie, czy brat Benedykta zechciałby wrócić na biedną ojcowiznę i jeszcze wziąć na siebie patriotyczne obowiązki. Niekoniecznie.
      A kto kogo by grabił podczas rewolucji, to inna sprawa; o tym wniosków z Orzeszkowej wyciągać nie możemy.

      Usuń
    5. Zgadza się, Orzeszkowa ma swoje wyidealizowane założenia, tyle, że z perspektywy czasu widać, że to nie do końca był ten kierunek. Dla niej to było takie proste - klepać biedę i nie ruszać się z miejsca, bo jak się ruszę to nie będę już Polakiem. Okazało się, że to tak nie działa.

      Usuń
    6. No cóż ci biedacy mogli w obliczu trybów historii :(

      Usuń
    7. Ale pani Eliza mogła ich trochę lepiej urządzić - jako gości, którzy nie obawiają się zmierzyć z wyzwaniami współczesnego świata a nie tylko płynąć z prądem.

      Usuń
    8. Odnosiła się do aktualnych prądów, pracy u podstaw i takich tam. Poza tym parę sztuk tam mierzyło się z wyzwaniami :)

      Usuń
    9. Z największym chyba mierzył się Zygmuś usiłując wyciągnąć od mamusi kasę :-)

      Usuń
    10. Z przyjemnością się obserwuje, jak rozbija się o niewzruszoność mamusi :D

      Usuń
    11. Z przyjemnością?! - no wiesz?!, zupełnie nie miała zrozumienia dla potrzeb syna a i płci męskiej w ogólności, nie wiem czy nie cierpiała na mizoandrię :-)

      Usuń
    12. Miała kobita charakter, chociaż tyle. Zepsuła chłopaka, ale sama nie uległa.

      Usuń
    13. Taa... na złość wszystkim odmroziła sobie uszy. Ani sama nie była szczęśliwa ani nie uszczęśliwiła innych. Pomnikowa postać - jak na tamte czasy oczywiście.

      Usuń
    14. Trochę przesadziła, zaiste. Mogła słuchać Benedykta :P

      Usuń
    15. Tak, a potem razem z nim bratać się ludem i nieść pomiędzy Bohatyrewiczów kaganek oświaty, a może i - kto wie - zorganizować dla nich kasę zapomogowo-pożyczkową :-)

      Usuń
    16. A czemu nie? Zupełnie niepotrzebnie ironizujesz :D Znaczy mogłaby nieść kaganek i zapomogiwać, gdyby nie miała głowy nabitej wyższymi sprawami, czyli wykierowaniem synalka na wieszcza.

      Usuń
    17. Ależ nie ona miała głowę nabitą apoteozą zmarłego męża. Przecież gdy przyszło do wyboru "rozwinięcie skrzydeł" Zygmusia a "trzymanie warty" na grobie męża wyboru w zasadzie nie było. Jasne, że synek przetrwoniłby pieniądze ale przecież i jej pieniądze przepływają przez palce tylko w znacznie wolniejszym tempie. Jej "trwanie" oprócz tego, że jej samej daje poczucie spełnienia (nie wiem czy nie ociera się to już o jakąś jednostkę chorobową) to przecież nie przynosi żadnych owoców.

      Usuń
    18. Bo sensem jej trwania było dostarczenie innym trwającym genialnego przywódcy. Kiedy Zygmunt zawiódł, pewnie wyprawiła go za granicę, a sama trwała dalej sama. Chociaż mam cichą nadzieję, że jednak przeniosła swoje plany na kogoś innego, może na Witolda albo na dzieci Justyny i Jana.

      Usuń
    19. Wreszcie! :-) A już zacząłem się obawiać, że się nie dogadamy :-)

      Usuń
    20. Przecież my się zawsze dogadujemy, czyż nie?

      Usuń
    21. Nigdy nie wiadomo, czy się coś nie zmieniło.

      Usuń
    22. Szanowni przedmówcy swoją rozbuchaną dyskusją udowodnili, zdaje się, tezę, że żeby dziś z sensem czytać "Nad Niemnem", trzeba umieć osadzić tę powieść historycznie, mając jednocześnie świadomość istnienia szeregu uwarunkowań społeczno-politycznych. Zdaje się, że po deformie ta lektura wypadnie mniej więcej w tym samym czasie co za moich czasów. W związku z tym zamilknę wymownie.

      Usuń
    23. To wszystko przez ZwL, ja chciałem odczytywać "Nad Niemnem" nowocześnie (a może i ponowocześnie) oraz feministycznie bo przecież kobiety u Orzeszkowej stawiają na swoim ale on skierował dyskusję na tory apologii XIX-wiecznego patriotyzmu - Twoje milczenie odbieram jako dezaprobatę dla takiego wsteczniactwa i ciemnogrodu! :-)

      Usuń
    24. A nie, moje milczenie odnosiło się wyłącznie do tego co myślę na temat tego jak "Nad Niemnem" odbiorą współcześni licealiści. Znakomicie, co jest faktem notoryjnym, obeznani nie tylko w historii, ale i w realiach społeczno-politycznych, w jakich Orzeszkowa pisała swoją książkę.
      A Twoje wysiłki doceniam; mam wrażenie, że to im zawdzięczam gwałtowną chęć ponownego zanurzenia się w opowieściach o globusie pani Emilii:D

      Usuń
    25. Obawiam się, że wcale nie odbiorą bo nie przeczytają - nie wiem skąd się wzięła ta fatalna opinia o "Nad Niemnem" wśród dziatwy szkolnej. Mam wrażenie, że wystarczy wpisać książkę na listę lektur by zyskała status nudy. Sam zresztą w zamierzchłych czasach padłem ofiarą takiego stereotypowego myślenia :-)

      Usuń
    26. Mnie tam od "Nad Niemnem" nie odrzuciło, ale i tak mam wrażenie, że przeczytane ponownie dzisiaj będzie całkiem inną książką.
      Natomiast czy się coś wpisze na listę lektur, czy nie, to i tak bez znaczenia, gdy się nie czyta, a wyłącznie ogląda (i nie mam na myśli telewizji). Natomiast sądzę, że niespieszność narracji w "Nad Niemnem" (na ile pamiętam) stanowi obecnie barierę nie do przejścia dla większości tych licealistów, którzy nawet postanowią zacisnąć zęby i przeczytać.

      Usuń
    27. To prawda, dzisiaj Orzeszkowa nie miałaby szans nie tylko zresztą u licealistów, musiałaby zdecydowanie podkręcić tempo i atmosferę, no pozbyć się tych opisów przyrody :-)

      Usuń
    28. Ja bym chętnie o kobietach w NN podyskutował, ale Marlow wyjątkowo nad nimi nie marudził, więc przeszło na idealizm i patriotyzm :D Ale Orzeszkowa doskonale sobie z bohaterkami poradziła, włącznie z Fabianową, że o pani Starzyńskiej nie wspomnę.

      Usuń
    29. Jak mogłem marudzić, skoro prawie wszystkie to silne kobiety, które w tym co chcą stawiają na swoim. Faceci w ich rękach są miękcy jak wosk.

      Usuń
    30. Pojęcia nie mam kim są Fabianowa i Starzyńska, ja to czytałam ćwierć wieku temu!:P Ale jak o silnych kobietach, to tym szybciej przeczytam, otwierając spragnionym wrota do dyskutanckiego ringu:D

      Usuń
    31. @Marlow Bo ta Orzeszkowa to nie dość, że rozwódka, nie dość, że za mężem na Sybir nie pojechała, to jeszcze miewała zapędy niemoralne i femienistyczne :P
      @Momarta: Rany, nie przeżyłbym roku bez powtórki chociaż kawałka NN :) Albo chociaż odcinka serialu.

      Usuń
    32. Momarto, Starzyńska to kobieta - modliszka, dwóch mężów pochowała, a nie wykluczone, że gdyby Orzeszkowa jeszcze pociągnęła akcję, to i byłaby na pogrzebie trzeciego. Znamienne co ten ZwL wyciąga! :-)

      Usuń
    33. Momarto, nie wierz temu szydercy. Starzyńska to pełna temperamentu i życia kobieta, która chciała czerpać maksimum z życia i miłości. Na dodatek wesoła, robotna i gadatliwa.

      Usuń
    34. Skandal! wesoła, robotna i gadatliwa! Jak można tak strywializować kobietę?! Nie, Kolega zdecydowanie nie jest nowoczesny!

      Usuń
    35. Te trzy ostatnie przymiotniki były zaczepką. Zdanie pierwsze - przynętą. Przykro mi, Marlow, na modliszki nie biorę:P

      Usuń
    36. Marlow, a niby pisanie o niezależnej kobiecie per modliszka to jest nowoczesne?

      Usuń
    37. A mogą co do tego być jakiekolwiek wątpliwości? - przecież to pokazuje, że kobiety są od nas, mężczyzn mądrzejsze, mocniejsze i nie grają fair - wyższe stadium w ewolucji człowieka ;-)

      Usuń
    38. Po prostu wnioski oparte na latach doświadczeń :-)

      Usuń
  2. Pokazany na zdjęciu egzemplarz robi wrażenie jakbyś, Marlowie, wysoce cenił sobie estetykę własnej biblioteczki. Książki tylko w skórze i złocie:D
    "Pani Dalloway" właśnie dziś przybyła w me progi. "Nad Niemnem" szczęśliwie już mam (oprawione w gustowne zielone płótno:P). Nabrałam ochoty na ponowną lekturę, tym razem pod kątem sposobu patrzenia na kobiety. Z całym bowiem szacunkiem, mam wrażenie, że męski, dwudziestopierwszowieczny (czy to się pisze razem, czy ostatnio za dużo czytałam po niemiecku?) punkt widzenia może się różnić od kobiecego:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat ta oprawa nawet nie stała koło skóry i złota, to tylko Wydawnictwo Dolnośląskie kiedyś wykorzystywało tęsknotę czytelników za nobliwie wyglądającej biblioteki ale - przyznaję - estetyka jest dla mnie ważna jednak zdecydowanie wolę prawdziwą skórę (złoto nie jest konieczne) :-). Jeśli znajdziesz czas na spokojną (podkreślam spokojną) lekturę i przebijesz się przez początkowe partie na pewno nie będziesz "Panią Dalloway" rozczarowana.

      Usuń
    2. Liczę na więcej niż na brak rozczarowania. I, ustawiając "Panią Dalloway" na półce, odkryłam, że to chyba (z naciskiem na chyba, bo ciągle nie mam pewności co do stanu swoich zbiorów) pierwsza pozycja autorstwa Woolf w mojej bibliotece. Która nie wygląda ani trochę estetycznie, w każdym razie na tych półkach, które mogą zauważyć jedynie bardziej spoufaleni goście:P

      Usuń
    3. W moim przypadku to też pierwsza książka Woolf ale już kupiłem następną. Co prawda żadna z nich nie stoi w biblioteczce zbierającej creme de la creme opraw ale z czasem może jakoś temu zaradzę :-)

      Usuń
    4. Ja w międzyczasie zrobiłam przegląd półek i odkryłam ze zgrozą, że to co brałam za Orzeszkową jest Mickiewiczem, Orzeszkowa zaś jest nie wiadomo gdzie (i nie wiadomo jak wygląda). I co ja biedna teraz pocznę?!

      Usuń
    5. Jeśli się weźmie pod uwagę, że "Nad Niemnem" określane jest także jako "Pan Tadeusz" prozą więc jej brak nie powinien Ci zbytnio doskwierać :-)

      Usuń
  3. Co kilka lat czytam sobie "Nad Niemnem" dla przyjemności (a tak!)i nigdy nie była to dla mnie nuda.
    Prawdę mówiąc zawsze podchodziłam do tej powieści jak do całkiem sympatycznego romansidła, a patriotyzm, tło społeczno-ekonomiczne i cały ten pozytywizm jakoś mało mnie interesował. Może nie powinnam się przyznawać do tak płytkiego odbioru? Ale czasy szkolne mam tak strasznie dawno za sobą, że kompletnie nie pamiętam wałkowania lektury pod kątem ważnych tematów i pozwalam sobie czerpać przyjemność z czytania.

    A może dla równowagi (jakaś sprawiedliwość się należy) wziąć na warsztat męskich bohaterów?

    PS A czy Justyna była oficjalną narzeczoną Zygmunta? Nie czytałam już dawno, więc mogę się mylić. Wydaje mi się, że to był tylko taki jego kaprys artysty, chwilowe zauroczenie. O późniejszych propozycjach życia w trójkącie jako "siostrzana muza" lepiej nie mówić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Męscy bohaterowie są jacyś tacy rozmamłani, jak baby :-) Nic w nich ciekawego w porównaniu z paniami.
      Co do Justyny, to chyba tylko jej się wydawało, że zaręczyła się z Zygmusiem, on raczej chciał się tylko zabawić, choć może gdyby to dłużej potrwało coś by z tego było.

      Usuń
    2. Zygmuś chyba powiedział mamusi, że chce się żenić z Justyną i potem został w trybie przyspieszonym wyprawiony za granicę, o ile pamiętam.

      Usuń
    3. To że mamusia się wtrąciła by chronić synusia to pewne ale mnie się kołacze, że to raczej Justysia obiecywała sobie, że pozostanie wierna a z jego strony takie zobowiązania nie miały miejsca.

      Usuń
    4. No faktycznie, z aluzji wynika, że Zygmunt się nie zdeklarował, bo rodzina zdążyła się wtrącić.

      Usuń
    5. I dobrze, życie by tylko dziewczynie zmarnował a i sam szybko by się nią znudził.

      Usuń
    6. Oczywiście, szczególnie że to głupek.

      Usuń
    7. On się tylko nieco pogubił w życiu bo brak mu było ojcowskiej ręki.

      Usuń
    8. Myślisz, że tatuś idealista wychowałby go lepiej niż mamusia?

      Usuń
    9. Pewności nie ma ale prawdopodobieństwo jest.

      Usuń
    10. No jest. Obecność tatusia na pewno by nie zaszkodziła.

      Usuń
    11. Właśnie, dobrodziejstwa tradycyjnego modelu rodziny - matriarchat się nie sprawdził :-).

      Usuń
    12. Helou, ale tu nie był matriarchat, tylko ubóstwienie mężczyzny, niestety niegodnego tego wyniesienia.

      Usuń
    13. Ależ Panie Kolego, przecież pani Andrzejowa nie chciała wyjść powtórnie za mąż nie tylko przez pamięć na zmarłego męża (taka jest, nazwijmy to, literalna interpretacja) ale dlatego, że bała się uszczuplenia swojej władzy, którą niepodzielnie dzierżyła. Trzeba, z przeproszeniem, postmodernistycznie dekodować tekst :-).

      Usuń
    14. Ja tam do postmodernizmu się nawet z kijem nie zbliżam. Nie chciała baba, żeby jej jakiś chłop synalka bacikiem oćwiczył albo co gorsza próbował z piedestału zrzucać. Ot co.

      Usuń
    15. Zgadza się, myślała że urobi chłopaka jak plastelinę na modłę, która jej odpowiada, a tu chłopak się zbiesił i chce żyć po swojemu a nie po maminemu.

      Usuń
    16. Tia. W związku z czym kibicuję Jankowi i Witoldowi, oni przejmą mająteczek bo stryjence i odpowiednio się nim zajmą, wypłacając Zygmusiowi kasę na szampańskie życie w Paryżu.

      Usuń
    17. Już to widzę, jeden dalej będzie chciał żniwować sierpem a drugi będzie chciał sprowadzić żniwiarkę za co okoliczni chłopi go spalą albo przejadą sierpem po żebrach.

      Usuń
    18. Już tam pani Starzyńska się by postarała, żeby sierzp tatowy poszedł do lamusa. Żniwiarka tnie, a człek mniej umęczony i do weselenia ma większą ochotę :) Więcej wiary w ludzkość i jej lenistwo :D

      Usuń
    19. Optymista! Ja tam pamiętam jak to skończyło się rewolucyjne żniwowanie kosą w Taplarach :-)

      Usuń
    20. Ale w porównaniu z Taplarami Bohatyrowicze to miejsce pełne światła i cywilizacji :D

      Usuń
    21. No, może na poziomie Lipiec :-)

      Usuń
    22. Odezwałam się w komentarzach ponownie, ale w trakcie pisania jakiś klawisz skutecznie mi go skasował. Nie odtworzę w całości, ale głównie chodziło mi o to, że uznanie męskich bohaterów za mniej ciekawych to taki wygodny unik :) Czy nie dlatego, że zbyt wiele negatywnych cech lub zachowań u nich znajdziemy? Podobnie zresztą jak u kobiet - to też nie są same anioły.

      A przecież Orzeszkowa nic tu nie wymyśliła. Opisała typy ludzi, jakie znała i zgromadziła niezłą kolekcję. Jednak kobiety w tej powieści wygrywają z mężczyznami na wielu płaszczyznach, więc solidna analiza męskich postaci jeszcze bardzie by ich pogrążyła.

      Porównanie Taplary-Bohatyrowicze... kosmiczne :)

      Usuń
    23. Przecież nie twierdzę, że mężczyźni w "Nad Niemnem" to ideały, oni po prostu są nieciekawi. Jeśli zarzuca się Orzeszkowej sztampowość postaci, to postacie męskie są sztampowe "do bólu", niezależnie od tego czy mają grać rolę pozytywną czy negatywną.

      Usuń
    24. Nie do końca się zgadzam z tym sztampowym zaszufladkowaniem, ale nigdy nie mam potrzeby ciągnięcia dyskusji w nieskończoność i wzajemnego przekonywania do swoich racji.
      Pozdrawiam :)

      Usuń