środa, 16 lipca 2014

Chłopcy z Placu Broni, Ferenc Molnár

Przyznaję, literatura węgierska jest dla mnie równie egzotyczna, jak nie przymierzając literatura rumuńska, wietnamska czy kenijska i chyba jedyną w życiu styczność z nią zawdzięczam Ferencowi Molnárowi i jego "Chłopcom z Placu Broni". Czytałem ich wieki temu, jeszcze w podstawówce i nigdy później do tej książki nie wróciłem - nie dlatego, że mi się nie podobała, wręcz przeciwnie, dlatego właśnie, że jako chłopiec bardzo przeżywałem, los Nemeczka. 


To pierwsze spotkanie było dla mnie tak emocjonalne, że nie miałem odwagi jeszcze raz zmierzyć się z okrucieństwem losu, który stał się jego udziałem. Ale lata mijają, stare strachy dawno już przestały straszyć i w ramach pokoleniowego przekazywania pałeczki, z ojca na syna, postanowiłem wreszcie powrócić do powieści Molnára.

Przy wyborze kierowałem się okładką, którą pamiętałem z dzieciństwa sądząc, że mam do czynienia z reprintem wybrałem wydanie Naszej Księgarni z 2007 roku - a tu niespodzianka, zamiast tłumaczenia Janiny Mortkowiczowej zamieszczono tłumaczenie Tadeusza Olszańskiego. Ponieważ starej wersji nie pamiętam więc nie podejmuję się wyrokować, która z nich jest lepsza, w każdym razie przekład Tadeusza Olszańskiego uchodzi za bardziej wierny oryginałowi, ale przecież i ten autorstwa Mortkiewiczowej nie mógł być zły skoro książka przez lata doczekała się blisko 20 wydań, co jest przecież świadectwem jej popularności.

W każdym razie nie był to więc powrót do przeszłości w całym tego słowa znaczeniu ale i tak okazał się udany. Przez chwilę co prawda miałem wrażenie, że mam do czynienia z książką o przygodach chłopców (specjalistki od gender zapewne miałyby na ten temat coś więcej do powiedzenia) pisaną dla dorosłych, co pewnie jest pochodną stylu przekładu, początkowo sprawiającego wrażenia mało emocjonalnego i zdystansowanego i na tle którego patetyczne passusy, które czasami się pojawiają, brzmią trochę zaskakująco. Ale jednocześnie dzięki temu jest szansa dostrzeżenia wielu rzeczy, na które pewnie bym uwagi nie zwrócił, zresztą i tak rozwój akcji sprawia, że ten styl już tak nie rzuca się w oczy.

Dla mnie, jako dziecka była to książka o chłopięcej przyjaźni, lojalności, odwadze i poświęceniu, tym bardziej przemawiająca do wyobraźni, że więzi i solidarności podwórkowo-ulicznej sam jako chłopiec doświadczałem. Zupełnie wówczas umknęły mi symbolika i aluzje do dążeń niepodległościowych Węgier, chociażby takie jak "konspiracyjny" Związek  Kitowców, barwy flagi i koszul chłopców czy wreszcie słowa umierającego Nemeczka, ilustracja różnic społecznych (scena, w której ojciec umierającego Nemeczka jest poganiany przez klienta. Nawiasem, nomen omen, mówiąc, śmierć Nemeczka kojarzy mi się trochę ze śmiercią Józia z "Grzechów dzieciństwa" Prusa) i narodowościowych (ubogi Słowak vs. zamożny mały Węgier) ale nie miało to wpływu na mój ówczesny odbiór książki. Ta pierwsza warstwa, typowo przygodowa, była i jest wystarczająco atrakcyjna i chciałbym wierzyć, że nadal wzrusza tych, do których książka jest adresowana.

20 komentarzy:

  1. Pozostaje się teraz zastanowić, czy to rzeczywiście dobra lektura dla dzieciaków z podstawówki. Z jednej strony pamiętam, że wszystkich nas porywała, zachwycała i ciekawiła, z drugiej dopiero dorosły czytelnik jest w stanie docenić pełnię jej przekazu, tak jak to ma miejsce w Twoim przypadku.

    Sama swoich strachów jeszcze się nie wyzbyłam. Wstrząsnęła mną ta historia bardzo, kiedy byłam małolatą i teraz wciąż potrafię jeszcze do niej wrócić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem, jak najbardziej - takie emocje, jakie wywołują "Chłopcy" to pozytywny objaw wrażliwości. Drugą tego rodzaju książką a w właściwe opowiadaniem było "Serce" Amicisa - też zapadło mi w pamięć i nigdy nie miałem jakoś odwagi do niego wrócić.

      Usuń
  2. Jak to, nie znasz literatury węgierskiej? Nie znasz książek cudownej Magdy Szabo? Nie znasz Kosztolányiego, którego "Ptaszyna" została wydana niedawno w serii Nowy Kanon? Nie znasz Sandora Máraiego, o którym tak często piszą blogerzy, nie znasz Kertesza? A przecież jego "Los utracony" to jedna z najbardziej znanych książek obozowych. W moim odczuciu lit. węgierska jest bardzo ciekawa :-)
    Natomiast, przyznaję, rumuńskiej w ogóle nie znam. A "Chłopcy z Placu Broni" to jedna z moich ulubionych książek dzieciństwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobnie, jak koczowniczka mogę z całego serca polecić Szabo, czy Maraia. Co do literatury dziecięcej to o ile Serce Amicisa kompletnie do mnie nie przemówiło (czytałam po raz pierwszy, jako osoba dorosła i bardzo mnie irytowało, może byłam za stara na lekturę), to Chłopców z Placu broni wspominam z nostalgią, a ostatnio kupiłam w prezencie dla siostrzeńców i ciekawa jestem, czy im się spodoba. A po twoim wpisie może sobie od nich pożyczę i powrócę:)

      Usuń
    2. Owszem, Kosztolányiego i Jokaia coś tam czytałem ale to ciągle daleka droga do znajomości literatury, no i wiesz jako to jest z książkami, o których często piszą blogerzy ... :-) Gustem młodego pokolenia bywa różnie - moja córka znudziła się "Chłopcami" i nawet ich nie skończyła ale w sumie nie zdziwiłem się, bardziej zdziwiłem się, że Tobie się spodobała :-)

      Usuń
    3. To prawda, że i ja nie mogę mówić o znajomości literatury węgierskiej na podstawie kilku książek wymienionych przeze mnie autorów. A co do Szabo i Maraia recenzje tych książek spotykam na blogach osób (nie chcę nikomu uchybić, ale raczej nie młodzieży, u której czyta się to co popularne, co oczywiście nie oznacza, że spodobają się każdemu, ale nie jest to literatura, której czytanie byłoby stratą czasu). Obawiam się, że moi siostrzeńcy też mogą się znudzić, ale czas pokaże. Jeśli dziwisz się, że mnie się spodobało wyjaśnieniem może być to, o czym często piszę, że podobały mi się prawie wszystkie lektury szkolne, a Chłopcy byli moją lekturą. Może więc, gdybym czytała Serce Amicisa we właściwym czasie też przypadłoby mi do gustu. :)

      Usuń
    4. Szabo kojarzę z serii KIK a miałem do niej ambiwalentne uczucia, o ile do pisarzy z Zachodu podchodziłem z optymizmem do tych z demoludów z dużą nieufnością i tak już zostało :-).
      Ja również nie miałem awersji do lektur ale chyba nie na tym polega obojętność dzisiejszego młodego pokolenia do książek naszej (?) młodości :-) dla nich to po prostu chyba prehistoria, która do nich zupełnie nie przemawia.

      Usuń
    5. "Wiesz jak to jest z książkami, o których często piszą blogerzy"
      Wiem i jestem bardzo ostrożna :-) Ale miałam na myśli takie blogerki jak np. Guciamal i Kaye, im można zaufać.
      Czyli wychodzi na to, że trochę węgierskich książek czytałeś, bo z pierwszego zdania Twojej recenzji wywnioskowałam, że znasz tylko "Chłopców z Placu Broni". Myślę, że zainteresowałby Cię "Los utracony". To bardzo dobra książka, poza tym autor zdobył Nobla, więc warto go poznać :)

      Usuń
    6. Coś tam czytałem ale 3 (słownie: trzy) książki, z których o dwóch mógłbym coś powiedzieć to trochę mało. Oczywiście, że Wam wierzę i nawet czasami kieruję się Waszymi wyborami. :-) Do "Losu utraconego" nawet podchodziłem i w sumie sam nie wiem czemu się nie zdecydowałem na zakup bo był w "taniej jatce" za jakieś śmieszne pieniądze - pewnie to wszystko przez moją atawistyczną niechęć, o której pisałem.

      Usuń
  3. To rzeczywiście lektura, która zapada w serce. Ja wróciłam do lektury, by przeczytać córkom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mojej się nie spodobała a syn jeszcze musi poczekać bo to książka dla "młodszej młodzieży" jakby powiedział Niziurski :-)

      Usuń
  4. Wspomnienia, wspomnienia. Jakże odległy czas mnie dzieli od czytania tej książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie to dla dziewczyn była/jest męczarnia bo bohaterami są tylko chłopcy i mają typowo "męskie" przygody i doznania, ale kto tam kiedyś myślał o feminizmie czy gender i "zrównoważonych" lekturach :-). Ja wróciłem do "Chłopców" po prawie 40 latach i jestem miło zaskoczony.

      Usuń
  5. Wczoraj przeglądaliśmy ze Starszym tę listę, na której obok "Chłopców ..." właśnie znalazła się też "Wielka księga cipek" (Młodszy: - A co to jest cipka?, Starszy: - Tak się nazywa siusiak u dziewczyn.). Cóż znak czasów. Cieszy mnie, że przy wielu tytułach Bartek mówił: czytałem/czytaliśmy, a jeszcze bardziej, że przy kilku powiedział: Mam zamiar przeczytać :D Ciekawe czy jak podsunę mu Molnára, to przeczyta :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakaś równość jednak była, chłopcy mieli swój koszmar w postaci "Ani z Zielonego Wzgórza", dziewczynki miały "Chłopców..." :) A tak poważnie to strasznie się cieszę, że widzę tę książkę u Ciebie, uwielbiałam ją za dziecka, i chociaż też mocno przeżyłam, nie wzbraniałam się przed ponowną lekturą, z masochistyczną przyjemnością rozdrapałam kilka lat temu stare rany. To była silna fascynacja, gdy czytałam po raz pierwszy byłam w fazie masowego produkowania własnych nieudolnych dzieł i jakieś 70% z nich było wzorowanych na powieści Molnára. Ależ się napociłam nad historią taką jak ta! Ja tam myślę, że to jednak lektura ponadczasowa - kilka lat temu podsunęłam ją mojemu dorastającemu dziś bratu i też był zachwycony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam nikogo, kto okazałby się nieczuły na śmierć Nemeczka. Oprócz tego było jeszcze kilka momentów, które mnie kiedyś łapały za gardło.

      Moje dziecięce próby literackie były wzorowane na "Dzikowym skarbie" i "Grodzisku nad Bobrem" :-).

      Usuń
  7. Pamiętam lekturę z dzieciństwa i bardzo mi się podobała. Jakoś nie miałam problemów z tym, że przygody dotyczą chłopców. A śmierć Nemeczka poruszyła mną do głębi, że aż do dziś pamiętam te wzruszenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba generalnie problem niektórych pań - jakoś nigdy nie słyszałem narzekań panów, że są czasopisma typowo kobiece i literatura adresowana do pań. Pewnie za jakiś czas to przejdzie, choć też nie ciekawie jest poczytać feministyczne interpretacje, szkoda tylko że tak naprawdę wszystkie one są na jedno kopyto.

      Usuń
    2. Jak dydaktyczne nowele pozytywistyczne... Coś w tym jest - jak czytam kryminał, czy powieść historyczną to się nie zastanawiam, czy jest dla kobiet, czy mężczyzn. Czytam to, na co mam ochotę i nie ma sensu się zastanawiać do kogo książka jest adresowana.

      Usuń
    3. Także czytam tylko to co chcę ale nie mam wątpliwości do kogo przede wszystkim była adresowana na przykład "Trędowata" :-)

      Usuń