środa, 29 kwietnia 2015

Sztuka Afryki w kolekcjach i badaniach polskich

Afrykańska sztuka plemienna to moje hobby i bardzo żałowałem, że nie wybrałem się w listopadzie 2010 roku na zorganizowaną przez Muzeum Narodowe w Szczecinie konferencję "Sztuka Afryki w kolekcjach i badaniach polskich". Pocieszałem się jednak myślą, że przecież publikacja wygłoszonych tam referatów przynajmniej w części tą moją nieobecność mi wynagrodzi. Wyczekiwałem jej więc jak kania dżdżu zwłaszcza, że publikacji polskich poświęconych sztuce Afryki jest na jak na lekarstwo. Rzuciłem się więc na lekturę "Sztuki Afryki w kolekcjach i badaniach polskich" jak cham na pasztetową a ale mój entuzjazm gasł z rozdziału na rozdział.


Cóż się bowiem okazało? Sztuce afrykańskiej, tej w najpopularniejszym wydaniu, reprezentowanej przez rzeźbę niezależnie funkcji jakie ona spełnia poświęcona jest może 1/3 - 1/4 książki, ostatni z czterech rozdziałów. Pierwszy poświęcony jest zagadnieniom teoretycznym, skądinąd ciekawym, dotyczącym na przykład istoty sztuki afrykańskiej ale nie brak tam też przyczynków w rodzaju "Stylistyki filmów hausańskich" Izabeli Will czy ""Narodzin" i ewolucji teatru w Afryce Zachodniej. U zarania trzeciego tysiąclecia" Anity Bednarz. Zresztą nawet aplikacyjność, że tak powiem, tekstów zapowiadających się ciekawie z punktu widzenie czytelnika zainteresowanego sztuką Afryki, jak choćby "Od fetysza do dzieła sztuki. Dekontekstualizacja przedmiotu rytualnego" staje pod znakiem, jeśli czyta się takie oto kwiatki - "Warto jednak pamiętać, że dekontekstualizacja i defunkcjonalizacja obiektów muzealnych nie dokonała się na sali wystawowej, ale dużo wcześniej, kiedy wyrwano ja ze społeczności, która je wykonała oraz używała, i przywieziono do Europy. Faktu tego nie zatai nawet najlepsza muzeifikacja kognitywna: fachowy opis i prezentacja kontekstualna. Nawet doskonała dokumentacja nie spowoduje rekontekstualizacji ani nie przywróci obiektowi pierwotnej funkcji." Obyśmy tylko zdrowi byli!

Dwa kolejne rozdziały jeszcze bardziej oddalają się od tego co wydawało mi się, że stanowić miało sól konferencji i książki. Ich tematyka oscyluje wokół regionu basenu morza Śródziemnego oraz sztuki naskalnej i wydaje mi się, że jedynie dwa z kilkunastu artykułów mogą zainteresować szerszy krąg czytelników, zresztą mówiąc szczerze, niekoniecznie ze względu na erudycyjne walory tekstów. Chodzi mi mianowicie o "Malowidła z Faras. Pół wieku po odkryciu" Stefana Jakobielskiego, które stały się publicznie znane za sprawą serii znaczków pocztowych z 1971 roku i stałej wystawy w Muzeum Narodowym w Warszawie, poświęconej temu najbardziej znanemu odkryci profesora Kazimierza Michałowskiego, od niedawna znowu otwartej dla publiczności.


Drugi ciekawy tekst to "Kolekcja zabytków egipskich Michała Tyszkiewicza (1828-1897) Polski przyczynek do dziewiętnastowiecznych wykopalisk nad Nilem" Cecylii Zofii Gałczyńskiej, zwłaszcza dla tych, którzy kojarzą jego bohatera z książki "Egipt zapomniany czyli Michała hr. Tyszkiewicza Dziennik podróży do Egiptu i Nubii (1861-62)". A jeśli nawet ktoś o nim nie słyszał to warto dowiedzieć się co nieco o Polaku, które zbiory do dzisiaj można oglądać w Luwrze.
Temu co mylnie, jak się okazało, wziąłem za clou konferencji i jej "urobku", czyli afrykańskiej sztuce plemiennej, tak jak wspomniałem, poświęcony jest tylko jeden rozdział. Składa się nań 11 publikacji, z których ponad połowa stanowi wyrywkowy przegląd tego co można zobaczyć w kilku polskich muzeach (Szczecin, Gdańsk, Poznań, Toruń i Bochnia), przy czym w odniesieniu do Muzeum Narodowego w Szczecinie Autorzy skoncentrowali się na pojedynczych eksponatach tak jak Sławomir Szafrański i Marta Tobota w "Brązowej rzeźbie Królowej Matki - Iyoba - z kolekcji Muzeum Narodowego w Szczecinie" albo grupie eksponatów jak Ewa Prądzyńska w "Sztuce Bamana w zbiorach Muzeum Narodowego w Szczecinie".

Warte wzmianki są też przyczynki Karoliny Marcinkowskiej - "Rzeźby nagrobne alo-alo jako pośrednicy w kontakcie ze zmarłymi wśród ludu Mahafaly na Madagaskarze" oraz "Pierwsze konkluzje z badań nad podgłówkami afrykańskimi" Marty i Wawrzyńca Kolbuszów.

Niestety jest coś co te wszystkie publikacje łączy a mianowicie niedostatki ilustracyjne, a przecież fotografia jest w przypadku dzieła sztuki podstawowym narzędziem poznania. Tak na przykład, w przypadku głowy Królowej Matki z Beninu, która zdobi okładkę, aż się prosi o zamieszczenie zdjęć innych tego rodzaju obiektów, o których piszą Autorzy. W przypadku sztuki Bamana czytelnicy zostali uraczeni zbiorowymi, czarnobiałymi fotografiami masek, do których studiowania przydałaby się lupa ale to i tak lepiej niż w przypadku artykułu dotyczącego podgłówków bo darmo szukać fotografii choćby jednego z nich.

Nie ma co ukrywać, dla kogoś kto interesuje się trochę sztuką afrykańską i chciałby mieć o niej ogólne wyobrażenie "Sztuka Afryki w kolekcja i badaniach" to grube, dosłownie i w przenośni, nieporozumienie. Kiedy we Wprowadzeniu jego Autorzy piszą, że "Nie mniej ważną przesłanką do zorganizowania konferencji o sztuce kontynentu był fakt marginalnego dotąd zainteresowania tą tematyką polskich badaczy, zwłaszcza w odniesieniu do Czarnej Afryki" można powiedzieć, że publikacja materiałów pokonferencyjnych tego stanu raczej nie zmieniła. Wspólnym wysiłkiem udało się ten stan potwierdzić i utrzymać, za sprawą kolejnej ezoterycznej publikacji, której krąg odbiorców ograniczony został do współautorów i może jeszcze studentów przymuszonych do lektury. A szkoda, bo choć wiadomo, że jeśli chodzi o zbiory afrykańskiej sztuki plemiennej, polskie muzea niewiele mają do zaproponowania w stosunku do poważnych zachodnich kolekcji, to jednak przecież i u nas dałoby się znaleźć coś, czym można by się pochwalić.

6 komentarzy:

  1. No cóż, nawet gdyby moje szerokie spektrum zainteresowań obejmowało sztukę Afryki (bo czemu nie?), to owa tająca muzeifikacja kognitywna popchnęłaby mnie raczej w kierunku kontekstualnego samobójstwa ;)
    Mujeju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezłe prawda?! :-) Ty byś tak nie potrafiła! ja zresztą też nie :-)

      Usuń
  2. Bulwersuje mnie już wrzucanie okolic basenu Morza Śródziemnego do publikacji poświęconej z nazwy Afryce. To takie afrykanistyczne zboczenie. Wbiło mi się do głowy, że Afryka to od Sahary w dół, a tym, co jest wyżej, niech się lepiej arabiści zajmują.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od Sahary w dół to Czarna Afryka ale z nią też jest mizernie - gdyby w "Sztuce Afryki" zrezygnowano z części arabskiej, to konferencja z której pochodzą materiały byłaby pewnie o połowę krótsza :-) a wydawnictwo o połowę cieńsze, choć co do meritum i tak jest już wystarczająco cienkie :-)

      Usuń