wtorek, 17 listopada 2015

Awantura w Niekłaju, Edmund Niziurski

Moje powroty do książek z dzieciństwa, tych "chłopackich" oczywiście, to jeden z elementów budowania tradycyjnej, międzypokoleniowej więzi z synem, utrzymanej w nurcie "my, faceci musimy trzymać się razem". Oczywiście chęć przekazania dziecku "pałeczki" przyjmując czasami karykaturalną postać, przyznaję się - również nie jestem bez winy, nie ogranicza się tylko do ojców. W każdym razie powieści Edmunda Niziurskiego nadają się do tego, jak mało które. Mowa naturalnie o jego najlepszych powieściach, kończących się - to ewentualna kwestia sporna - na "Awanturach kosmicznych".


Co prawda, jakby to powiedzieli specjaliści od gender studies, utrwalają one tradycyjne, heteronormatywne stereotypy czy jakoś tak, ale wystawia to tym książkom, paradoksalnie, jak najlepszą oceną. Rzeczywiście, dziewczęta "przemykają" tylko w jego książkach, a nawet gdy zdarza się, że stanowią nawet spiritus movens działań głównych bohaterów, to nawet wówczas bardziej są przedmiotem, niż podmiotem ale nie o feministycznych aspektach "Awantury w Niekłaju" chciałem pisać, bo na to szkoda czasu.

To stadium przejściowe pomiędzy "Księgą urwisów" a "Siódmym wtajemniczeniem". Z pierwszą łączą ją elementy propagandy - nawet piraci na swojej fladze mają napis "precz z kolonializmem i imperializmem", ojciec wodza Kolonistów jest aktywistą partyjnym, nazwisko Adenauera ma pejoratywny wydźwięk (dla niezorientowanych - w latach 60-tych prezydent RFN był dyżurnym chłopcem do bicia propagandystów PRL), a złodzieje przemysłowi usiłują wykraść osiągniecie polskiej myśli technicznej i sprzedać imperialistom z Zachodu. Na szczęście dzieci, przełamując dotychczasowe antagonizmy, zjednoczyły swoje siły i przy współudziale milicji obywatelskiej udaremniły te niecne knowania. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że te wysiłki nieletnich nie na wiele się zdały, jak wiadomo bowiem, silniki "syrenek" i "warszaw" jakoś nie pobiły "mercedesów" i "fordów" więc nawet gdyby kradzież się udała, wielkiej straty nikt by nie poniósł. 

Z kolei wyraźnie widoczny motyw odrzucenia, wynikający z obcości i fizycznych niedoskonałości to zapowiedź "Siódmego wtajemniczenia", w którym stanie się on motywem przewodnim. "W Awanturze w Niekłaju" wyraża się on w stosunku do Światopełka Dauera i ... emerytów z ulicy Zapłotkowej (kapitalna scena z wózkiem zbieracza surowców wtórnych, która się na niej rozgrywa, należy do najlepszych w książce). Ale to nie jedyne podobieństwo tych dwóch powieści bo swój odpowiednik w postaci trumny Klappera znajdą tam też skrzynie Szwajsa, Ogród w twierdzy Persil, a Piraci i Koloniści zmienią się w Matusków i Blokerów. Wreszcie kosmiczne zainteresowania Federacji Astronautów przerodzą się w ucieczkę w kosmiczne fantazje Gustawa Cykorza i Inocynta Ankohlika.  

Ale powiedzmy sobie szczerze, to wszystko to kwestie drugorzędne dla grupy docelowej, czyli dzieci z przełomu podstawówki i gimnazjum. Ważne jest co innego - ważne jest, że są bandy, które ze sobą konkurują i ważne jest poszukiwanie skarbów. To wszystko umieszczone jest w anturażu militarno-wojennym, który zawsze działa na chłopców, niezależnie od wieku i zostało sprawnie opowiedziane (z niewielkimi tylko potknięciami), z wartką akcją, zgrabnie wplecioną, nienachalną dydaktyką. Dzisiaj, co najwyżej może być kłopot z realiami bo akcja powieści rozgrywa się w 1960 roku ale też nie jest wielki mankament skoro książka spodobała się słuchaczowi, który chodzi dopiero do trzeciej klasy.  

40 komentarzy:

  1. Jak na Niziurskiego, to w Awanturze i tak jest dużo dziewcząt i o dziewczętach. Emeryci faktycznie, znakomici.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest nawet nieśmiały wątek romansowy: pani Bożena - doktor Otrębus, a i chyba Anka i Michał mieli się nieśmiało ku sobie. Jeśli jednak chodzi o temperaturę uczuć, to gdzie tam Awanturze w Niekłaju do Awantur kosmicznych :-)

      Usuń
    2. O tak, Awantury kosmiczne są świetne. I mam wrażenie, że później Nienacki wprowadzał postacie energicznych dziewczyn, które dawały czadu bohaterom.

      Usuń
    3. Już w "Klubie włóczykijów" pojawia się Zielona Niedojrzała, pod której silnym wrażeniem jest Pirydion Politechniczny i do której miało zastosowanie maksymy Krasickiego z Myszeidos :-)

      Usuń
    4. Słabo trawię Klub włóczykijów, więc nie kojarzę. Za to Adela czy Brunhilda to też niezłe postacie.

      Usuń
    5. Ja z kolei słabo kojarzę Adelę, trochę lepiej Brunhildę - zapadła mi w pamięć profesja jej rodziców i dżinsy z napisem Vivacubaroja :-)

      Usuń
    6. Sceny w zakładzie pogrzebowym są świetne :)

      Usuń
    7. Aż tak dobrze nie pamiętam, a na powtórkę już się nie załapię bo to zdecydowanie książka nie dla trzecioklasisty a mam nadzieję, że kiedy do niej dorośnie to już sam będzie czytał :-), pamiętam za to polerowanie posadzek bo podobny szlif nadawaliśmy tylko że naszymi spodniami ślizgając się na kolanach, no i oczywiście truchło kota bo podobne truchła były też u nas w szkole :-)

      Usuń
    8. U nas lastryko było tylko gdzieniegdzie, ale się jeździło. Niestety nielakierowany parkiet nie zapewniał takie zabawy :) U nas wypchany był tylko jakiś ptak, poza tym same szkielety i przekroje w formalinie.

      Usuń
    9. U nas co prawda nie była lastryka ale w łączniku pomiędzy budynkami były płytki pcv, które doskonale nadawały się do takiej jazdy. Szkielet i trochę stworzonek w formalinie też było, truchła pozostały natomiast chyba po dawnej szkole (uczyłem się w budynkach szkoły poniemieckiej) i pamiętam emocje, kiedy udało się nam wejść do kanciapy, w której były przechowywane :-). Eh, młodość! :-)

      Usuń
    10. Oo, kantorki za pracowniami zawsze budziły emocje, w biologicznej stał jakiś szkielet zakurzony, a w chemicznej to w ogóle fajnie było.

      Usuń
    11. Nie wiem jak to dzisiaj wygląda w szkołach, ale podejrzewam, że nie budzą już takich emocji jak kiedyś - wszystko można zobaczyć w internecie i to jeszcze podrasowane a to co na żywo wydaje się takie szare i nieatrakcyjne. W zeszłym roku byłem z juniorem w Muzeum Techniki w PKiN, czas tam się zatrzymał na "moich czasach" - jeśli tak też wyglądają pracownie fizyczne w szkołach, a mam jakieś takie podejrzenia, że nie wyglądają dużo lepiej to czarna rozpacz może ogarnąć.

      Usuń
    12. Teraz się uczy przyrody, a nie fizyki i chemii, przynajmniej w podstawówkach. Obawiam się więc, że w pracownie się nie inwestuje.

      Usuń
    13. Proza życia - jakoś nie jestem zaskoczony. Za to byłem w szoku gdy się dowiedziałem, że dzieci generalnie mają w-f na korytarzu i polega on w większości na grze w dwa ognie.

      Usuń
    14. Przy trzech wfach w tygodniu to trudno się dziwić, że sal nie ma.

      Usuń
    15. Jasne, tylko kończy się tym, że dziecko ma problemy z podstawowymi, ogólnorozwojowymi ćwiczeniami gimnastycznymi a potem problemami z kręgosłupem.

      Usuń
    16. Widziałem niedawno w szkole jak dzieci miały problemy z ćwiczeniami koordynacyjnymi, i nie chodzi wcale o jakieś wygibasy. Gdybym nie widział, to bym nie uwierzył. Coś, co za "moich czasów" w podstawówce na peryferiach prowincjonalnego miasta było nie do pomyślenia.

      Usuń
    17. Nigdy nie byłe orłem sportowym, ale jakieś przysiady mi wychodziły :) Moja córka opowiada dziwne rzeczy o swoim wuefie.

      Usuń
    18. Przecież nie chodzi o przygotowania do mistrzostw świata tylko o to, żeby dzieci je chociaż próbowały zrobić - a zdaje się, że nawet takich szans nie mają.

      Usuń
    19. U nas jest wiejska szkoła i chyba korytarz nie wchodzi w grę. Tyle dobrego.

      Usuń
    20. No proszę, a ciągle szkoła wiejska chyba jest postrzegana jako niezbyt odległa od tej w Owczarach, do której chodził Marcin Borowicz albo w najlepszym razie tej w Wilczkowie :-)

      Usuń
    21. Nie jest źle. Po drugiej stronie ulicy gminna hala sportowa do wykorzystania, a i salę gimnastyczną przy dobudowywaniu gimnazjum zrobiono.

      Usuń
    22. O Panie, to się gminie powodzi! Czyżby KGHM albo Orlen był na jej terenie? :-)

      Usuń
    23. Nie, ale może ciocię Unię naciągnięto :D

      Usuń
    24. Zdaje się, że jesteśmy już płatnikiem netto więc z tym naciąganiem to różnie może być :-) Grunt, że dzieci mają gdzie ćwiczyć. Jakiś czas temu przejeżdżałem wieczorem przez podwarszawską wieś a tam na przyszkolnym boisku o sztucznej nawierzchni w świetle jupiterów goście grają w piłkę, bardzo budujący widok.

      Usuń
    25. U nas też grają. Hala ma ze 40 lat, a gimnazjum powstało po reformie.

      Usuń
    26. A przecież mogliby w tym czasie piwo pić, nieprawdaż? :-)

      Usuń
    27. Piją potem, już się nie martw, stratni nie są :D

      Usuń
    28. Uff, co za ulga - dobrze wiedzieć, że duch w narodzie nie ginie :-)

      Usuń
    29. Trzeba wzmacniać siły nadwątlone treningiem, nie?

      Usuń
    30. Ja tam nie wiem bo na wszelki wypadek nie trenuję :-)

      Usuń
    31. Tracisz okazję, żeby się bezkarnie napić piwa.

      Usuń
    32. Nic nie tracę - czekam na Targi Książki :-)

      Usuń
    33. Jakoś zacisnę zęby i wytrzymam :-)

      Usuń
    34. Skoro masz skłonności do umartwień :P

      Usuń
    35. To nie wiedziałeś?! Przecież czytałem Mniszkównę, Michalak i Twardocha a Ty jesteś zaskoczony :-)

      Usuń
  2. Kłopot z realiami będą mieli chyba tylko najwybredniejsi, bo Niziurski bardzo pobieżnie zarysowywał realia. Czytając jego książki łatwo wyobrazić sobie, że ich akcja dzieje się współcześnie i że bohaterowie noszą komórki w kieszeni, tylko jakoś ich nie używają. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sferze zachowań tak - dlatego te książki wciąż cieszą się powodzeniem ale zagadką dla dzisiejszych (młodych) czytelników jest to jak wyglądał samochód marki "warszawa", dlaczego inscenizacja bitwy pod Grunwaldem miała się odbyć 22 lipca albo o co chodziło z przezwiskiem Adenauer.

      Usuń