poniedziałek, 22 października 2012

Hobbit czyli tam i z powrotem, John Ronald Reuel Tolkien

Gdy pierwszy raz przeczytałem "Hobbita" byłem nim zauroczony. A i teraz gdy sobie go przypominałem, wizja bajkowego świata tytułowego bohatera pełna krasnoludów, goblinów, trolli i elfów (o orkach powieść milczy - ale pojawiają się za to wargowie) pochłonęła mnie na całe popołudnie.


Książka pozostaje niezasłużenie w cieniu "Władcy Pierścieni". Wyprzedziła go o prawie 20 lat nie jest więc jakimś prequelem powstałym po to by odcinać kupony od popularności opus magnum pisarza. Powieść jest od początku do końca samodzielnym wobec niego utworem. Nie ma co prawda tego rozmachu ale jego zapowiedź już tak, bo prezentuje już wizję świata skończonego i dopracowanego, który potem został we "Władcy Pierścieni" tak wspaniale rozbudowany. Naturalnie nie ma jeszcze mowy o wielu jego bohaterach, jak chociażby o Aragornie czy Sauronie ale jest już Gandalf, Gollum czy naturalnie Bilbo Baggins. Nic też nie zapowiada potęgi znalezionego przez niego pierścień, który jak na razie ma tylko właściwość zapewniania swoim właścicielom niewidzialności. To bajka dla dorosłych, a szczerze mówiąc nie tylko - w zasadzie, chyba tylko brak ilustracji sprawia, że nie czytają ją dzieci. Baśniowy świat, wartka akcja, zwycięstwo dobra nad złem - czego chcieć więcej. No i, co w szczególności może zainteresować przede wszystkim golfistów, uważny czytelnik może się jeszcze dowiedzieć, że stryjeczny dziadek Wielkiego Tuka (przodka Bilba po kądzieli) "natarł konno na zastępy goblinów z Góry Gram w bitwie na Zielonych Polach i jednym zamachem kija strącił królowi Golfimbulowi głowę z karku. Głowa ta przeleciała sto łokci w powietrzu i zaryła się w króliczej jamie; w ten sposób bitwa zakończyła się zwycięsko, a jednocześnie wynaleziona została gra w golfa".

28 komentarzy:

  1. Ależ dzieci czytają Hobbita! Mój dziesięciolatek pochłonął Hobbita w trzy dni i zaszczepił bakcyla tolkienowskiego w swojej klasie, a teraz czeka na grudniową premierę filmu. Z tego, co pamiętam, to właśnie Hobbit był dla mnie przełomową książką. Po nim rozkochałam się w fantastyce...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie kompromituj mnie :-) "Hobbita" odkryłem dopiero na studiach (ach, te uroki sesji) i byłem pod wrażeniem stworzonego przez Tolkiena świata ale dopiero teraz zwróciłem uwagę, że to tak na prawdę jest łatwa, nie wymagająca wysiłku lektura, której cały urok polega na sugestywności baśniowej wizji autora.

      Usuń
    2. Ja też przeczytałam "Hobbita" bardzo późno :) i chętnie do niego wrócę. Natomiast za "Władcę Pierścieni" jakoś nie mogę się zabrać. Pamiętam, jak właśnie w czasie studiów mój ówczesny małżonek wprost zaczytywał się nim. Lata później zabrał ze sobą egzemplarz :) Ja nie tracę nadziei, że kiedyś po to sięgnę, więc odkupiłam sobie :)

      Usuń
    3. "Władcę Pierścieni" też czytałem na studiach :-) - pierwsze wrażenie - rewelacja, potem przyszedł czas refleksji :-) Dużo zależy od tłumaczenia, to, Jerzego Łozińskiego w porównaniu z Marią Skibniewską przegrywa, moim zdaniem, już po paru stronach.

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    5. Na "Pieśni o Rolandzie" ciąży odium lektury szkolnej :-) a program leci chronologicznie co też nie zostawia dobrych skojarzeń bo ciężki kaliber trafia do nieprzygotowanych czytelników ale fakt, faceci w "Pieśni" ciągle beczeli z byle powodu :-).

      Usuń
    6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    7. Mnie Prus podbił właśnie Lalką a że do eposów trzeba mieć cierpliwość to fakt, wydaje mi się zresztą, że trzeba mieć ją do wszystkiego co ma więcej niż 300 lat :-).

      Usuń
    8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    9. Mnie z kolei odrzucają jego krótkie formy, zwłaszcza te, które musiałem "przerabiać" w szkole ale niektóre rzeczywiście udawała mu się - lubię "Grzechy dzieciństwa"

      Usuń
  2. A ja jakoś przez Tolkiena nie umiałam przebrnąć. Zaczęłam "Hobbita" - poddałam się. Potem zaczęłam "Władcę Pierścieni" - też się poddałam. Zupełnie nie umiałam w tych klimatach znaleźć miejsca dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to taka przyjemna lektura :-) ale jestem w stanie uwierzyć bo mnie po kilkunastu stronach znudził "Silmarillion" :-)

      Usuń
  3. Hobbitta czytałam,Ale "Władców" Jeszcze nie. I przyznam szczerze, że Hobbite też mnie zauroczył

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Władca" w porównaniu z "Hobbitem" to ciężka artyleria, przynajmniej jeśli chodzi o wielkość :-) ma trochę słabszych momentów ale to nic dziwnego przy tej obszerności cyklu i nie zmienia faktu, że to świetna książka/książki.

      Usuń
  4. Też zamierzam już za chwileczkę, za momencik wrócić do "Hobbita", aby zdążyć przez premierą ekranizacji. Po doświadczeniach z filmowym "Władcą pierścieni" (którego nie przeczytałam ponownie, pozostając na mglistym zachwycie z lat liceum, po czym okazało się, że jeśli już raz obejrzysz film, to już nigdy nie przeczytasz tej książki "świeżym" okiem), teraz bardzo chcę najpierw sprawdzić, co tak naprawdę zostało z mojego młodzieńczego zachwytu.
    Tak jednak jak pamiętam teraz, to faktycznie jest to miła baśniowa opowieść, którą może na swój sposób delektować się i dziesięciolatek:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, "niebezpiecznie" jest obejrzeć film a potem sięgnąć do książki :-), jeśli o to chodzi mam podobne do Twoich odczucia. Zastanawiałem się też dlaczego po sukcesie filmowego "Władcy" nikt nie "pociągnął" tematu i nie nakręcił "Hobbita".

      Usuń
    2. ależ nakręcił, film wejdzie do kin bodajże w grudniu. Ciekawe jest to, że ma również ukazac się w trzech odcinkach...

      Usuń
    3. Ooo ... ! Dzięki za info, trzy odcinki "Hobbita"? to duża sztuka :-)

      Usuń
    4. Dodam jeszcze tylko, iż ów "nikt", to ten sam P. Jackson, a zdaje się, że i obsada aktorska częściowo się pokrywa (z tego co widziałam w trailerze).
      Te trzy części w tym przypadku widzę jednak wyłącznie jako wyciąganie kasy; o ile odnośnie "Władcy..." było to logiczne i uzasadnione, o tyle tutaj? Niewykluczone jednak, że Peter Jackson nas wszystkich zaskoczy.

      Usuń
    5. Miejmy nadzieję, że pozytywnie :-)

      Usuń
  5. "Władcę Pierścieni" czytałam na studiach - zresztą do tej pory te trzy tomy stoją w moim domu rodzinnym i są jedyną nieoddaną pożyczoną książką (co mi do tej pory szwagier wypomina - bo właśnie od przyszłego męża lektura ta została pożyczona ;-). Pamiętam, że wydawała mi się rewelacyjna - i szybko ją pochłonęłam. Ale już nigdy po nią później nie sięgnęłam (i tylko filmy mi ją przypominały). Po "Hobbita" sięgnęłam już dużo później - jak kupiłam ją synowi. Już nie czułam tej ekscytacji, jak przy czytaniu "Władcy Pierścieni", może dlatego, że czytałam w oryginale i patrzyłam na nią jako na lekturę dla młodego czytelnika?
    Pozdrawiam zauroczona piękną polską złotą jesienią ;-). D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. D.! u mnie kolejność była odwrotna i dopiero teraz "odkryłem", że to w sumie książka dla "młodszej młodzieży" :-)

      Usuń
  6. Tak naprawdę to zawsze wolałam hobbita od władcy pierścieni. jakiś taki bardziej swojski i przyjacielski był.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dlatego, że nie musiał się zmagać z mocą pierścienia :-)

      Usuń
    2. To prawda, "Hobbit" pozbawiony jest mroczności "Władcy Pierścieni".
      Mnie "Silmarillion" wręcz uśpił. :) I to chyba wcześniej niż po kilkunastu stronach. :)

      Usuń
  7. "Hobbit" nawet mi się podobał do tego stopnia że sięgnęłam po "Władcę" dałam radę w całości przeczytać pierwszy tom, drugi do jakiegoś momentu rozlazłe to było koszmarnie ... Za to Hobbit - smakowitości. Ekranizacja niestety mnie nie zainteresowała i poszłam spać, synowi z kolei bardzo przypadł do gustu. Co do "Władcy" informowano mnie że to ponoć wina przekładu że nudny, kto go tam wie ten przekład ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest różnica pomiędzy przekładami Skibniewskiej i Łozińskiego, pierwszy moim zdaniem o wiele lepszy.

      Usuń