środa, 21 listopada 2012

Manhattan Transfer, John Dos Passos

U Anki kilka dni temu, na czynniki pierwsze został rozłożony "Wielki Gatsby" a mi wpadła w ręce inna "żelazna" pozycja amerykańskiej, czyli tak na prawdę światowej klasyki, której również związana z Nowym Jorkiem - "Manhattan Transfer" Johna Dos Passosa. W krótkiej notce zamieszczonej w wikipedii można przeczytać, że akcja książki rozgrywa się w latach 20 ubiegłego wieku ale to nie do końca prawda. Jej początek można bowiem ustalić z dużą dozą prawdopodobieństwa na czerwiec 1904 r. dzięki doniesieniom prasowym o obronie Port Artur i rodzinnym dramacie, zaś koniec wskazywać może na pierwsze, bardzo dalekie symptomy kryzysu (dziękuję Ance za zwrócenie uwagi, że książka powstała w 1925 r. a Wielki Kryzys wybuchł dopiero cztery lata później).


Są trzy przyczyny, dla których powieść Dos Passosa należy przeczytać i podaję je niekoniecznie w kolejności ich wagi. Po pierwsze; to kanon literatury światowej, więc wiadomo, nie wypada nie znać. Po drugie; można dowiedzieć się o co chodzi z motywem róży w filmie "American Beauty" i "last but not least", po trzecie, to świetna książka.

"Manhattan Transfer" jest panoramą miasta, na przestrzeni blisko dwudziestu lat. Tę panoramę tworzą nie tyle budynki, ulice, parki, choć one również ale przede wszystkim ludzie. "Dziewczęta o delikatnych twarzyczkach żujące gumę, dziewczyny o rysach ostrych, z grzywkami, bladzi chłopcy (...), młode zuchy w kapeluszach na bakier, spoceni posłańcy, krzyżujące się spojrzenia, kołyszące się lędźwie, czerwone szczęki, ssące cygara, wyblakłe, zapadłe twarze, płaskie ciała młodych mężczyzn i kobiet, brzuchate ciała starszych mężczyzn rozpierają się, tłoczą i płyną przez obrotowe na Broadway i z Broadwayu, tworząc dwa niekończące się potoki."

Nowy Jork, w którym żyją to miasto bezlitosne dla słabych i tych którzy doznali porażki. Rządzi nim pieniądz, ambicja i brak skrupułów. Jeśli, ci ktoś jest gotów to zaakceptować ma szansę na karierę. Postacie Dos Passosa dobrze wiedzą, że "w tym mieście wygląd dużo znaczy" i "człowiek może dojść do czegoś. Pochodzenie nie ma znaczenia, wykształcenie nie ma znaczenia. Można wszystko zdobyć." Właśnie - zdobyć. Zdobywa się tu wszystko i wszystko można stracić, a strata to klęska i staczanie się w dół. Nie chroni od niej ani talent ani pracowitość. Wygrywa ten kto jest bardziej bezwzględny i nie ogląda się do tyłu.

Przez książkę, jak wątek w tkaninie, z różną częstotliwością przewija się od początku do końca tylko kilka postaci, większość z kilkudziesięciu postaci, jak osnowa, styka się z nimi na czasami na dłużej, czasami na krócej, a czasami wcale. Ten gąszcz z wymaga od czytelnika koncentracji i dobrej pamięci by nie pogubić się wśród bohaterów "Manhattan Transfer" i móc wyłuskać powiązania między nimi, a jednocześnie zapewnia on książce "żywotność" sprawia, że udało się jej oddać wrażenie tętniącego życiem miasta.

Powieść Dos Passosa daleka jest od stereotypu amerykańskiej historii, tej rozumianej jako dzieje kariery "od pucybuta do milionera" i tej zakończonej  "happy endem". Jeśli ktoś robi karierę to raczej za pomocą oszustw i kłamstw, częściej jednak zdarzają się ci, którzy jej nie robią a miłość ma niewiele z uczucia Romea i Julii i miłości "aż po grób".  Tu nie ma reguł, bohaterowie, którzy zdobywają sympatię czytelnika, przegrywają i to czasami z kretesem, ci antypatyczni przeciwnie, choć wielu z nich trudno jednoznacznie zakwalifikować. Widać jak w wielu z nich toczy się walka lepszej części ich natury z pragnieniem kariery i sukcesu. Ale nie należy mieć złudzeń - to Nowy Jork - wiadomo jak to się może skończyć.

18 komentarzy:

  1. Sugerujesz, że Dos Passos był prorokiem we własnym kraju pisząc o Wielkim Kryzysie 1929? Powieść powstała w 1925 r.;)
    Rzecz na pewno godna polecenia także ze względu na styl i opis miasta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Touche! :-) rzeczywiście pojechałem! :-) na swoją obronę mogę mieć tylko to sygnały upadku w MT, ale co to zresztą za obrona :-). Rozumiem, że masz na myśli "introdukcje" przed każdym rozdziałem? Wg mnie stanowią kontrast na zasadzie miasto-ludzie, a jednocześnie pokazują NY jako organizm w taki trochę poetycki (?) sposób.

      Usuń
    2. Tak, dokładnie to mam na myśli, choć pamięć lektury nieco już wyblakła.;( Galeria postaci również jest imponująca.
      O ile w przypadku "Wielkiego Gatsby'ego" miałam wątpliwości, czy jest o tzw. wielka powieść amerykańska, tak w przypadku Dos Passosa ich nie mam.;) A Ty jak uważasz?

      Usuń
    3. To słowo usprawiedliwienia - nie zabierałem głosu u Ciebie ze względu na ... rozmiar dyskusji, jej ogarnięcie zajmowało mi odwrotnie proporcjonalną ilość czasu w stosunku do tego co miałem do powiedzenia :-). Co do "pojedynku" WG vs. MT - na moim stosunku do Wielkiego Gatsby'iego ciąży sentyment z lat licealnych i wrażenie, jakie zrobiła na mnie wówczas książka. Niedawno do niej wracałem - inne wrażenia, powiedziałbym, że wydała mi się trochę "tania" przez swój melodramatyzm, żeby nie powiedzieć "szmirowatość" :-) ale powiedziałbym, że to jednak Wielki Gatsby bardziej uosabia dla mnie klasykę literatury amerykańskiej poprzez podjęcie popularnych wątków i przedstawienie ich "na poziomie". MT to lektura, może nie ezoteryczna ale zdecydowanie dla bardziej wymagającego czytelnika, chociaż i tak relaksująca :-) w stosunku do "Absalomie, Absalomie" Faulknera, którego teraz mam na tapecie. Summa summarum przyznałbym jednak zwycięstwo Dos Passosowi ale jedynie z minimalną przewagą :-).

      Usuń
    4. Dyskusja była tym razem wyjątkowo ożywiona, fakt.;)

      Klasyka to jedno, wielka powieść amerykańska to coś innego.;) W moim odczuciu WG to arcy-klasyk, natomiast MT bije go w tej drugiej kategorii - ale to już moje b. subiektywne zdanie.

      Usuń
    5. Ok :-), w takich kategoriach to jest nas dwoje :-) ale nie powiedziałbym, że jest to podział dychotomiczny :-)

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzięli nazwę właśnie od tytułu książki :-) ja też ich pamiętam, chociaż niezbyt dobrze :-)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Eh, kiedy to było ... :-) no i Manhattan Transfer jednak nie było moim ulubionym zespołem :-)

      Usuń
    4. Książki nie czytałam, ale honoru grupy Manhattan Transfer będę bronić do krwi ostatniej! Kiedy w 2008 roku zawitali do Szczecina, odczuwałam emocje porównywalne do tych, które niektórzy mają przy okazji wizyt papieskich. Toż to guru wokalistyki jazzowej! Mimo, że śpiewają od tylu lat, nadal są genialni. A skoro twierdzisz, że ich nazwa wzięła się właśnie od tej książki, muszę przeczytać!
      PS. Daję piątaka za pokazanie, jak można tańczyć na dyskotece przy wokalizach tej grupy:)

      Usuń
    5. To była też stacja kolejowa, zresztą wymieniona w książce, ale kiedy zespół powstawał, to od ponad 30 lat już nie działała :-)

      Usuń
  3. Książkę kiedyś dawno temu miałam w rekach, ale do czytania nie doszło. Może jeszcze kiedyś do niej wrócę.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli się zdecydujesz to na pewno nie będzie to czas stracony :-)

      Usuń
  4. Zbieram się do "Manhattan Transfer" już ze 20 lat. A może nawet dłużej. Stoi na półce jak wyrzut sumienia. Mam nadzieję, że dożyję chwili, kiedy wyrzut sumienia zamieni się w satysfakcję z lektury :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jak się zbierzesz :-) a mam nadzieję, że dożyjesz tej chwili :-) to satysfakcja gwarantowana. Ja nabrałem apetytu na Dos Passosa i zamierzam wziąć się za jego U.S.A.

      Usuń
  5. Kiedyś miałam fazę fascynacji literaturą amerykańską (teraz jestem zakręcona na innym punkcie:). Niestety coraz mniej pamiętam z tamtych książek, więc pewnie będę musiała do nich wrócić. Jestem ciekawa Twojej opinii na temat Absalomie. Powieść Faulknera zrobiła na mnie ogromne wrażenie, choć teraz już nawet nie wiem dlaczego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też byłem pod jej wrażeniem i dlatego ma u mnie swój comeback. To jednak poważna sprawa, zdecydowanie nie do czytania w metrze :-) ale mam nadzieję, że będę miał w weekend czas, spokojną głową i się z nią uporam.

      Usuń