niedziela, 10 sierpnia 2014

Komu bije dzwon, Ernest Hemingway

Gdy raz pierwszy, jeszcze w liceum, przeczytałem "Komu bije dzwon"  a ściślej mówiąc przebrnąłem przez nią w stylu rozpaczliwym, jakoś nie potrafiłem docenić powieści Hemingway'a i to mimo, że jednym z jej bohaterów jest ex-patron mojej podstawówki - Karol Świerczewski (to za jego sprawą sięgnąłem zresztą po książkę). Niewiele z tamtej lektury sprzed lat pamiętałem, poza ogólnym, mało zachęcającym wrażeniem. Ale to w sumie nic dziwnego, bo to książka z gatunku, do którego trzeba dorosnąć by w pełni ją docenić. Uznałem, że wystarczająco dorosłem i przeczytałem ją ponownie, z jakże odmiennymi wrażeniami.


"Komu bije dzwon" wymyka się  prostemu schematowi, o który aż by się prosiło bo przecież nic prostszego jak przedstawić wojnę domową w Hiszpanii jako wojnę, w której dobrzy (republikanie) walczą ze złymi (faszystami). Że faszyści są źli, to wiadomo ex definitione. Ale u Hemingway'a okazuje się, że jedni są warci drugich, bo republikanie mordują niewinnych ludzi, tylko dlatego że mieli inne poglądy, a próba usprawiedliwienia tego - "wiem, że my też robiliśmy im straszne rzeczy. Ale to dlatego, że byliśmy nieoświeceni i nie mieliśmy rozeznania" - jest żenująca, jakby brak wykształcenia mógł tłumaczyć bestialstwo. Okazuje się, że wśród bohaterskich zwolenników republiki, nie można znaleźć odpowiednich ludzi do przeprowadzenia akcji, choć podobno okolica jest ich pełna. Nikomu z tych zwolenników demokracji i wolności nie przeszkadza, gdy dowodzący oddziałem psychopatyczny morderca daje upust swoim zwyrodniałym instynktom, wręcz przeciwnie - mówią z podziwem o tym jak wielu ludzi zabił i podwładni odsuwają się od niego, dopiero wówczas gdy nie chce ryzykować także i ich życia w akcji skazanej na porażkę.  
 
W gruncie rzeczy, trudno się dowiedzieć z powieści, dlaczego republikanie to ci dobrzy, a faszyści to ci źli, a sytuacja staje się tym bardziej kłopotliwa, gdy się zważy, że ton republikanom nadają nie zwykli Hiszpanie a Rosjanie, którzy troszczą się przede wszystkim o siebie i zajmują się zakulisowymi rozgrywkami oraz Hiszpanie, którzy przeszli w Rosji pranie mózgu. Pozostaje więc uznać, że skoro główny bohater, który sprawia wrażenie "pożytecznego idioty" ze swoją wiarą, że "komuniści zapewniali najlepszą, najzdrowszą i najrozsądniejszą dyscyplinę dla dalszego prowadzenia wojny", który kocha "wolność i godność", walczy po stronie republikanów, to oni jednak są tymi dobrymi.
 
Jednak ten podział jak się okazuje nie ma znaczenia, te przeciwieństwa stapiają się w jeden amalgamat, bo przecież nie bez kozery Hemingway zaczerpnął tytuł powieści z XVII Medytacji Donne'a, przytaczając ją także w całości jako motto.  "Śmierć każdego człowieka umniejsza mnie" - każdego człowieka, każdego i tego są świadomi bohaterowie powieści może poza głównym, dla którego naczelną wartość stanowi nie człowiek lecz rozkaz. Inni jednak dostrzegają, że "z zabicia człowieka, który jest taki sam jako i my, nie pozostaje nic dobrego" a po drugiej stronie barykady stoją tacy sami ludzie - "patrzyłam na tych pozabijanych gwardzistów pod murem; byli tacy sami szarzy i zakurzeni jak my, tylko że teraz każdy zwilżał swoją krwią suchy pył pod ścianą", "ci ludzie to nie faszyści. Ja ich tak zwę, ale oni nie są faszystami. To tacy sami biedacy jak my".
 
Jeszcze bardziej ta wspólność istoty człowieka staje się wyraźna w jednej z najbardziej przejmujących scen powieści, w której młody republikanin-komunista w obliczu śmierci i frankistowski porucznik, chwilę po wydaniu barbarzyńskiego rozkazu odcięcia głów pokonanym wrogom modlą się słowami tej samej modlitwy. Ale najbardziej widać ją chyba w postaci głównego bohatera, człowieka naznaczonego śmiercią, dla którego życie ludzkie przegrywa z ideą, ale któremu jednocześnie dane jest przeżyć w obliczu śmierci miłość, która jest przecież jej przeciwstawieniem, a czytelnik ma dzięki temu okazję poznać jedną z piękniejszych scen miłosnych w literaturze.

64 komentarze:

  1. Cieszę się, że twoja ponowna lektura książki nie okazała się stratą czasu. Jest ona potwierdzeniem znanej od dawna tezy, iż czytając po latach możemy dojrzeć więcej, oczywiście, pod warunkiem, że jest co dojrzeć, a moim zdaniem w tej książce jest co dojrzeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się. To co mnie zaskoczyło to, to że przecież Hemingway opisuje republikanów i Rosjan w dosyć dwuznaczny sposób a mimo tego bez problemów była wydawana w czasach PRL-u.

      Usuń
  2. cenzor kierował się stereotypem: Hemingway - amerykański pseudokomunista.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie tak, zapewne wychodził z założenia, że jeśli Hemingway był po stronie republikanów to właściwa wymowa książki jest oczywista.

      Usuń
  3. czytałam hemingway'a dawno i nawet mi się podobał,zaliczyłam"pożegnanie z bronią","komu bije dzwon",słońce też wschodzi","śniegi kilimandżaro"no i oczywiście to,co wszyscy,opowiadania:"stary człowiek i morze"i"niepokonany",nie pamiętam abym miała z tym jakiś problem,lat mi jednak przybyło i wiem,że nie mam ochoty do hemingway'a wracać-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie podoba się znaczenie bardziej teraz niż kiedyś przez swoją niejednoznaczność, której mając mleko pod nosem nie potrafiłem dostrzec, a pewnie gdybym dostrzegł to bym nie docenił, tak jak nie doceniłem "Starego człowieka i morze" czy "Pożegnania z bronią".

      Usuń
  4. nie wiem,może niesłusznie ale mam z hemingwayem jakiś problem,bo z jednej strony pamiętam to czego dowiedziałam się o jego utworach w szkole a z drugiej strony on sam,jako taki,jego życie i jego tragiczny finał,jakoś mi to jedno do drugiego nie pasuje-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórzy dopatrują się w "Komu bije dzwon" właśnie zapowiedzi tego tragicznego finału. Mój problem z Hemingway'em dotyczy jego stosunku do republikanów, bo przecież w razie ich zwycięstwa zapowiadało się, że Hiszpania byłaby satelitą Rosji a przedsmak porządków, jakie wówczas czekałyby Hiszpanów został w powieści opisany (nie żebym rządy Franco uważał za dobrodziejstwo). Jak ktoś inteligentny, ktoś dla kogo poczucie wolności było jedną w ważniejszych wartości mógł tego nie dostrzegać?

      Usuń
  5. może dostrzegał,może potrafił to jedno z drugim jakoś pogodzić,może to,co stanowi problem dla pana i dla mnie dla niego było czmś oczywistym,a jak pogodzić wymowę"starego człowieka i morze"czy"niepokonanego"z samobójstwem hemingway'a?-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za słabo znam życiorys Hemingway'a i jego twórczość by snuć tu jakieś hipotezy ale zaryzykuję: może jego bohaterzy i jego życie było maską i przełamywaniem lęków i udowadnianiem sobie oraz innym, że jest "silnym człowiekiem", a to zadanie z wiekiem stawało się coraz trudniejsze.

      Usuń
  6. bronisław zieliński pisze o hemingwayu"...pisarz wyraźnie starał się wytworzyć dokoła siebie aurę nieustraszonego,na wskroś męskiego osobnika...lecz w głębi serca to człowiek łagodny,wrażliwy,o poglądach nieco purytańskich...",to pozowanie na silnego faceta nazywa zieliński autoreklamą-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc może moja hipoteza nie jest tak całkiem do bani ale z drugiej strony aż trudno uwierzyć by wytłumaczenie było aż tak proste, bo oznaczałoby to że cały świat dał się nabrać na autokreację pisarza.

      Usuń
  7. no ale jeśli to nie były pozory,to jak się ma do tego samobójstwo?-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może były jakieś inne przyczyny np. depresja, ale kto to może wiedzieć co tak na prawdę tkwi w duszy drugiego człowieka ...

      Usuń
  8. proszę pana,ja to wiem,facet głosi,że człowieka nie można pokonać,potem jednak życie koryguje te poglądy i człowiek(hemingway)zostaje pokonany,nie on pierwszy i nie ostatni,ten drobny fakt psuje mi jednakże przyjemność czytania jego utworów,ci"niepokonani bohaterowie"stają się,w moich oczach,niewiarygodni,nic na to nie poradzę-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, to może być kłopot, ale z drugiej strony przecież jego książki nie są czystą autobiografią i trudno uznać, że od początku do końca odmalowywał w nich prawdziwych ludzi. Tak jak już to kiedyś pisałem, oddzielam autora od jego dzieła, w tym znaczeniu że nie musi być on (ale czasami może) być utożsamiany z bohaterami swoich książek.

      Usuń
  9. zgadzam się z panem,ja też staram się nie utożsamiać autora z bohaterami jego utworów,jednak hemingway jest tu wyjątkiem,ten niepokonany człowiek za bardzo utkwił mi w pamięci,ernest hemingway należy do ulubionych pisarzy eustachego rylskiego,w swojej książce"po śniadaniu"pisze o nim tak"...doceniam u hemingway'a to,że wiedział,o czym pisze,chciał poznać,jak rwie posieczone ciało,to zakosztował szrapnela pod fossaltą,z dwustoma bliznami i platynową płytką w kolanie na pamiątkę,chciał poznać,co to znaczy stracić nagle wojennych kumpli,więc asystował tym stratom w amerykańskich kolumnach sanitarnych podczas kampanii włoskiej,chciał wiedzieć,kim jest niedostrzelony,półtonowy afrykański bawół,,to polował w kenii,co znaczy być kochanym,podziwianym,celebrowanym,zdradzanym,porzucanym,więc nie żałował sobie przyjaciółek,kochanek,żon,wiedzieć chciał,czym jest pijaństwo,i pilnie się przez całe życie tego dowiadywał,podobnie jak tego,czym są przestworza,gdy latał ryzykownie nad wschodnią afryką i okupowaną francją,wreszcie doświadczyć chciał nagłej,męskiej,całe życie wyczekiwanej śmierci,więc sławny,zamożny,włożył sobie w usta dryling,,sztucer lub strzelbę i nacisnął spust..."-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, masz rację. Wygląda na to, że w przypadku Hemingway'a jego życie i twórczość były ze sobą stopione, z jednej strony tworzył bohaterów takich jakimi chciał być, a z drugiej jego bohaterowie byli w jakiejś części nim, taki wąż zjadający własny ogon - uroboros.

      Usuń
  10. czy pan myśli,że był też w pewnym stopniu robertem jordanem,bohaterem"komu bije dzwon"?czy powiedziałby o sobie to,co robert"...miałeś szczęście,że tak dobrze przeżyłeś życie...te ostatnie dni sprawiły,że twoje życie było tak dobre,jak rzadko,nie powinieneś narzekać jeżeli ci się tak poszczęściło..."-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, nawet mi rzuciło się w oczy kilka podobieństw - zgadza się np. znajomość ze Świerczewskim, samobójstwo ojca czy zapowiedź Jordana napisania książki o wojnie w Hiszpanii a pewnie ktoś kto zna dobrze biografię pisarza znalazł by jeszcze parę zbieżności.

      Usuń
  11. czyli pod słowami,"...od roku walczyłem o wszystko to,w co wierzyłem,jeżeli zwyciężymy tutaj,zwyciężymy wszędzie,świat jest wspaniały i godny walki...",też mógłby się podpisać?-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wątpię, że walczył w to co wierzył, chociaż w przypadku wojny domowej w Hiszpanii nie zaszkodziłoby gdyby oprócz wiary kierował się rozumem. Ale jest dla mnie zagadką dlaczego świat jest godny walki a nie pokoju.

      Usuń
  12. proszę pana w powieści ma miejsce rozmowa między karkowem a jordanem,ten pierwszy mówi-muszę z wami kiedyś pogadać,żeby zobaczyć,co się dzieje w waszym mózgu...,-mój mózg jest w zawieszeniu,dopóki nie wygramy wojny-odpowiada ten drugi,może w tym stwierdzeniu kryje się częściowo odpowiedź na pana pytanie-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, to sporo tłumaczy ale książka przecież powstała już po wojnie, kiedy Hemingway mógł nabrać już do niej trochę dystansu, i chyba naprawdę go nabrał bo mnie w tej rozmowie uderzył passus o zabójstwach politycznych, w którym Karkow niedwuznacznie sugeruje, że komuniści też się ich dopuszczali.

      Usuń
  13. no ale,kiedy karkow stwierdza-ja,uważacie nie lubię tych wszystkich rozstrzeliwań,to jordan odpowiada-mnie one nie przeszkadzają,nie lubię ich,ale już mi nie przeszkadzają,zresztą,co miał odpowiedzieć,że ma skrupuły,wyrzuty sumienia?-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale Jordanowi one naprawdę nie przeszkadzały, to rzuca się w oczy w czasie jego rozmowy z Anselmo, kiedy ten mówi o zabijaniu ludzi jak o grzechu, kiedy okazuje się że prosty hiszpański chłop jest większym humanistą niż amerykański profesor.

      Usuń
  14. ja nie mówię,że przeszkadzały,przecież jordan nie znalazł się w hiszpanii przez przypadek,przyjechał tam,bo uważął,że powinien,opowiedział się po stronie przeciwników generała franco i jest przekonany,że postapił słusznie-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To właśnie uderzyło mnie u niego, wiara w to co robi niezależnie od tego jakim kosztem, kojarzy mi się to z Kurtzem z "Jądra ciemności", który wierzył, że uczynki mogą być odkupione przez prawdziwą, głęboką ideę i z Eichmannem, który mówi coś bardzo podobnego u Arendt w "Eichmannie w Jerozolimie".

      Usuń
  15. może po prostu wie,że aby odnieść zwycięstwo,to nie można działać na pół gwizdka,może wie,że skoro już się zaangażował to za późno na rozterki,jest republikaninem w trzecim pokoleniu,ale wie pan?przy tym wszystkim jordan nie jest taki jak ci rewolucjoniści z"cichego donu",było mi go żal,kiedy się okazało,że jednak nie będzie szczęśliwego zakończenia-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie ma co ich w ogóle co porównywać, dla tamtych to była kwestia ich przyszłości, ich kraju a dla Jordana to tylko "gościnne występy" bo przecież swoją przyszłość wiązał nie z Hiszpanią tylko z Ameryką. Mnie jakoś nie było go żal, bardziej żal było mi ludzi, którzy zginęli przez jego fanatyzm i akcję, która jak się okazało nie miała większego sensu.

      Usuń
  16. jak to?nie żałował pan,że miłość roberta i marii nie zakończyła się happy endem?chociaż,który utwór hemingway'a kończy się szczęśliwie?-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może trochę :-) ale co to za życie z nim by ją czekało? Już jej zapowiedział, że będzie siedziała jednym hotelu i czekała na niego gdy on będzie chodził na męskie spotkania do drugiego. Z czasem okazałoby się, że "trzęsienie ziemi" to nie wszystko - okazałoby się, że jednak różnice w wykształceniu, różnice kulturowe są tak duże, że o ile w przypadku fascynacji nie zwraca się na nie uwagi, to w małżeństwie z jego codzienną prozą życia to prawdziwa przepaść.

      Usuń
  17. jednak sam jordan nie uważa małżeństwa z marią za coś niemożliwego,za coś nie do przyjęcia,rozważa przecież taką ewentualność,"...a dlaczego by się z nią nie ożenić?...maria będzie żoną wykładowcy...hiszpańskie żony są doskonałymi żonami...",robert jest wykształcony ale maria też nie jest prostą kobietą taką jak chociażby pilar,więc może jednak?-anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robert jak najbardziej, bo to on jest panem i władcą a Maria sługą i podnóżkiem. Może dopóki byliby w Hiszpanii jakoś by to wyglądało, ale w Stanach?

      Usuń
    2. niezupełnie się z panem zgadzam,bo robert jest dla marii dobry i czuły,co nie jest bez znaczenia po jej wcześniejszych przejściach,maria też nie pragnie być partnerką w jakichś intelektualnych dysputach,ona chce jedynie być z robertem,troszczyć się o niego-anna

      Usuń
    3. Oczywiście tylko to jest sytuacja hic et nunc, świeżo po traumatycznych przeżyciach i w niecodziennych okolicznościach i pewnie w Hiszpanii by to mogło działać ale Jordan przecież planuje powrót do Stanów, gdzie wróci na posadę profesora i bredzi o tym jak to Maria, jako pani profesorowa będzie opowiadała odwiedzającym studentom o tym jak była gwałcona. Jestem w stanie wyobrazić sobie, że w Ameryce uświadomiłaby sobie, że kobiety nie są tylko kucharkami, sprzątaczkami a na koniec dnia mają umilać mężczyźnie wieczór. A cóż by jej zostało w Ameryce? przysłuchiwać się z kuchni dyskusjom, jakie Robert będzie prowadził w salonie z kobietami, które będą dla niego partnerkami intelektualnymi? Myślę, że nawet do Marii dotarło by z czasem, że chyba jednak coś jest nie tak.

      Usuń
    4. ale przecież ludzie mogą się spotkać nie tylko na płaszczyźnie intelektualnej?-anna

      Usuń
    5. Nie kwestionuję tego, tylko na ile wystarcza fizyczna fascynacja, chyba że nie mówimy o dojrzałym związku na stałe.

      Usuń
    6. proszę pana,w gazetach możemy codziennie przeczytać o związkach ludzi wykształconych,inteligentnych,robiących kariery,które się rozpadają,pozornie idealnie do siebie pasują,a jednak?-anna

      Usuń
    7. W gazetach możemy przeczyć o związkach celebrytów, którzy owszem robią kariery ale nie są ani wykształceni ani inteligentni więc cóż się dziwić, że ich związki się rozpadają. Ale są też związki osób wykształconych i inteligentnych, które się nie rozpadają, tyle że o nich w gazetach się nie czyta :-)

      Usuń
    8. no już dobrze,poddaję się,ale jak pan myśli dlaczego pilar"wybrała"dla marii właśnie roberta?przecież zależało jej na niej,przygarnęła ją"pod swe skrzydła",chroniła,dopóty...nie zjawił się robert-anna

      Usuń
    9. Z tym wyborem byłby ostrożny :-) ale zgadzam się, że go akceptowała - może dlatego, że był szansą dla Marii na coś lepszego niż los, którego sama zaznała ale gdyby tak było okazałaby się zaskakująco mieszczańska :-)

      Usuń
    10. może po prostu była mądra i miała pragmatyczny stosunek do życia,związek marii i roberta nie zakończył się happy endem,dla obojga jednak był czymś dobrym i pięknym,"...przeżyliśmy całe nasze szczęście w cztery dni..."stwierdzi przy końcu robert-anna

      Usuń
    11. Co prawda są to słowa Jordana ale nie wątpię, po tym jak Maria nie chciała go opuścić, że podpisałaby się pod nimi. I może lepiej, że mogła potem wspominać wielką miłość bez skazy, niż po latach rozgoryczona myśleć jaka to kiedyś była naiwna i głupia.

      Usuń
    12. tu się z panem całkowicie zgodzę,przeżyła coś pięknego,coś co mogła wspominać,coś na bazie czego mogła budować dalsze życie,bo tak tak sobie myślę,że to,co przeżyła z robertem pozwoliło jej się"pozbierać"po tych traumatycznych przeżyciach,jakie wcześniej stały się jej udziałem-anna

      Usuń
    13. Uff :-) wreszcie się w czymś zgadzamy :-)

      Usuń
    14. no tak,ha ha ha ..................................,już zapomniałam,kiedy ostatnio mieliśmy po temu okazję-anna

      Usuń
    15. To było tak dawno, że też nie pamiętam :-), ale mam nauczkę, to tak rzadkie okazje, że powinienem je jakoś specjalnie odnotowywać :-)

      Usuń
    16. przeczytałam w tym tygodniu"wakacje z braciszkiem",to kto wie?-anna

      Usuń
    17. A ja właśnie dzisiaj je sobie czytam, bo muszę odreagować po książce Moniki Polit o Rumkowskim.

      Usuń
    18. ja mam sporo rzeczy zaczętych,bo czytam jednocześnie:"czerwone noce","u boku łupaszki","zniewoleni przez stalina","kolumbowie rocznik 20',"pamiątkę z celulozy"no i"a jak królem a jak katem będziesz",czemu taki rozrzut?nie idzie mi ostatnio czytanie,nie mogę się skupić,więc przeskakuję z jednej lektury do drugiej,kiedyś może się zmobilizuję i skończę to co zaczęłam-anna

      Usuń
    19. Mam podobnie, do "Pamiątki z ... " zbieram się jak sójka za morze ale teraz czuję się zdopingowany przez Ciebie :-)

      Usuń
  18. Chociaż u ciebie mogę sobie w zarysie poprzypominać lektury których rozpaczliwie wręcz nie pamiętam - dzięki. Eh ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wiem, czy na wiele zda Ci się w takim razie lektura moich postów bo programowo unikam streszczania książek :-)

      Usuń
  19. Po przeczytaniu "Zielonych wzgórz Afryki" nie poczułam chęci na kontynuowanie znajomości z książkami Hemingwaya. Ulubionyną rozrywką pisarza było zabijanie zwierząt "dla sportu". Zabijał nawet kozły, choć ich mięso nie nadaje się do jedzenia.

    Kiedyś czytałam o tym, że Hemingway jako dziecko ubierany był przez matkę w sukieneczki. Gdy dorósł, bardzo się tego wstydził - i nie dziwię się mu, to straszny pomysł, by ubierać chłopczyka w damskie rzeczy... Wstydził się też tego, że jego syn był transseksualistą. Był nietolerancyjny i nie zaakceptował syna, co bardzo źle świadczy o nim jako o ojcu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaa, to wszystko jest takie męskie ... ale widać, że twardziele też pękają ...

      Usuń
  20. Z podziwem przyglądam się twojemu sięganiu po klasykę. Nie mam tak żelaznej woli w powodzi nowości, po drugie chyba trochę boję się pisać o powieściach przeanalizowanych wzdłuż i wszerz. Kiedy sięgnęłam po japońską klasykę i zinterpretowałam ją bardzo subiektywnie, usłyszałam, że zupełnie nie zrozumiałam przesłania autora. Tak zdemotywowana, że w ocenie liczy się tylko obiektywna prawda narzucona przez krytyków literackich, mam opory, ale ty dodajesz mi pewności, że każdy ma prawo do własnego zdania. :) clevera

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jakiś żart z tym niezrozumieniem przesłania autora?! :-) Wydaje mi się, że nie ma jedynie słusznej interpretacji utworów, są owszem mniej i bardziej wiarygodne ale żeby rozumieć przesłanie autora ... ?! Zna je tylko sam autor i jeśli go nie ogłosi można się tylko go domyślać, zresztą czy to jest ważne - przecież tekst odrywa się od autora i każdy ma prawo do własnego odczytania. Nie wiem, kto Cię tak zdemotywował - ale nie daj się, zwłaszcza że krytyka literacka jest na oględnie mówiąc "bardzo średnim poziomie". Warto bronić swojego zdania, co nie znaczy upierać się przy nim i być odpornym na racjonalna argumenty :-). Trzymam za Ciebie kciuki :-).

      Usuń
  21. Pamiętam, że Hemingway mnie nie przekonał swoją prozą. Ale może powinnam wrócić do tej książki po latach? Chociaż z drugiej strony pamiętam, że wtedy też czytałam Conrada, który znacznie bardziej do mnie przemówił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do mnie lata temu "Komu ..." też nie przemówiło, a szczerze mówiąc to i Conrad wydawał się nudny :-) to jednak zdecydowanie lektury dla pełnoletnich i to takich, którzy coś niecoś już wiedzą o ludziach i świecie z własnych doświadczeń :-)

      Usuń
  22. Ale tu u Ciebie szaleństwo klasyki! Uwielbiam :) Hemingway, Conrad, Bronte, Austen, Mann i tylu innych!!! Aż oczopląsu od doskonałych nazwisk dostałam :) Będę zaglądać i czytać.
    Pozdrawiam,
    Olga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło :-), oczywiście zapraszam.
      Pozdrawiam,
      Darek

      Usuń
  23. Niebawem się za nią zabieram :)

    OdpowiedzUsuń