środa, 22 października 2014

Historia Manon Lescaut i kawalera des Grieux, Antoine-François Prévost d'Exiles

Nic nowego pod słońcem - po raz kolejny przekonałem się o prawdziwości tej starej sentencji, gdy Dwojra z Papierowej komnaty zwróciła mi uwagę na podobieństwo głównego motywu "Łuku triumfalnego" Ericha Marii Remarque'a, miłości Joanny i Ravica, do tego co znaleźć można w "Historii Manon Lescaut i kawalera des Grieux" Antoine'a Prévosta (ciekawostka - w oryginalnym tytule, odwrotnie niż w tłumaczeniu Boya-Żeleńskiego, Manon jest wymieniona na drugim miejscu, po swoim wielbicielu).


Co takiego ma do zaproponowania współczesnemu czytelnikowi książka sprzed blisko 300 lat? Jej autor pisze, że to historia "młodego szaleńca, który depce własne szczęście, aby się rzucić w ostateczne niedole; który, przy bogatych darach dających prawo do najświetniejszych nadziei, samochcąc przekłada pokątne i niesławne życie nad wszystkie przywileje losu i natury; przewiduje swe nieszczęścia nie chcąc ich uniknąć; czuje je i jęczy pod nimi, wzdragając się korzystać z lekarstw, jakie życzliwa ręka podsuwa mu bez ustanku", i która, jak przyznaje, jest przynajmniej w części odzwierciedleniem jego losów.

Przede wszystkim jednak jest to opowieść o prymacie uczucia nad rozumem, o zaślepieniu jakie towarzyszy miłości ale jeśli dobrze się jej przyjrzeć to można dostrzec także i drugą stronę medalu - mężczyznę manipulowanego przez kobietę, co w sumie nie powinno być żadnym zaskoczeniem, bo przecież i na naszym rodzimym podwórku biskup (znowu duchowny, podobnie jak Prévost) Krasicki formułował w "Myszeidos" ogólniejszą prawdę:  
 
"Gdzie miękkie serce, tam rozum nie nada.
Czegóż płeć piękna kiedy nie dokaże?
Mimo tak wielkie płci naszej zalety,
My rządzim światem, a nami kobiety." 

Kawaler des Grieux nie miał jednak żadnych szans poznania tej, jakże głębokiej, myśli choć i taj bardzo wątpliwe, czy gdyby ją znał, coś by to w jego postępowaniu zmieniło. Wiedział przecież doskonale na czym stoi, jak sam mówi - "Znałem Manon, doświadczyłem aż nadto, iż mimo wierności i przywiązania jej do mnie w dobrym losie, nie trzeba liczyć na nią w nędzy: zbyt kochała dostatek i uciechy, aby je dla mnie poświęcić". Wiedział a jednak wiąże się z nią, nie tylko wiedział ale i przekonał się o tym. I nic. Wmawiał sobie, że ona "Grzeszy bez złej intencji - (...) - Jest lekka i nierozważna, ale prosta i szczera". Cóż za naiwność, cóż za głupota z jego strony, nie tylko zresztą w ocenie Manon ale i jego samego.

Wbrew temu co mu się wydaje, jego tłumaczenia, jego usprawiedliwienia - "Miłość uczyniła mnie zbyt czułym, zbyt namiętnym, zbyt wiernym, może zbyt uległym wobec uroczej kochanki - oto moje zbrodnie" - nie wystarczają. O ile zmarnowanie własnych życiowych szans i konsekwencje jakie ponosi są jego osobistą sprawą, to zabójstwo niewinnego człowieka, oszustwa których ofiarą padają inni już takimi nie są. Jego miłość wcale nie jest taka czysta i niewinna jak mu się wydaje bo towarzyszy jej bezwzględność i wyrachowanie. Przecież relacja des Grieux, gdy mówi - "Mimo iż nie było wśród nas ani jednej osoby, która by nie kryła zdrady w sercu, siedliśmy do stołu z pozorami zaufania i przyjaźni", godna jest tego by znaleźć się w "Księciu" Machiavellego!

To nie jest też tak, jak usiłuje przedstawić, że do wyboru jest tylko alternatywa, z jednej strony miłość i a z drugiej religia (jako miłość do Boga) a ta pierwsza "mimo że zwodzi dość często, daje same zadowolenia i rozkosze, gdy religia żąda smutku i umartwień", a już na pewno miłość nie musi być pojmowana jako uczucie, któremu poświęcone i podporządkowane jest wszystko inne. To raczej fascynacja i zaślepienie niż dojrzałe uczucie. Oczywiście to, że ma się siedemnaście (jak des Grieux) czy nawet dwadzieścia lat, kiedy wydaje się nam, że to co przeżywamy jest jedyne na świecie, że nikt nigdy podobnego uczucia nie doznawał, nikt nie jest w stanie nas zrozumieć jest jakimś wytłumaczeniem choć nie usprawiedliwieniem ale przecież w żaden sposób nie wymazuje to popełnionych błędów ani krzywdy wyrządzonej innym.

Cóż, "zastanowiwszy się bodaj trochę nad przepisami moralnymi nie podobna się nie zdumiewać widząc, jak równocześnie ludzie szanują je i zaniedbują. Mimo woli pytamy o przyczynę dziwactw serca ludzkiego, które każą nam smakować w pojęcia dobra i doskonałości tak bardzo oddalając się od nich w praktyce".

Dzisiaj historia Manon odchodzi do lamusa, ma niewielkie szanse w starciu z opowieściami o Belli Swan czy Anastasii Steele, nie da się ukryć forma osiemnastowiecznej, oświeceniowej powiastki nie jest zbyt atrakcyjna dla współczesnego czytelnika a i potoki łez co jakiś czas wylewane przez głównego bohatera wywierają efekt przeciwny do zamierzonego - wiadomo "chłopaki nie płaczą" ale mam mimo to wrażenie, że skoro książka Prévosta tyle przetrwała, to jeszcze chyba nie jest z nią tak źle.

8 komentarzy:

  1. O, znowu żeś wyciągnął jakieś "niemodne", nie będące w głównym nurcie książczydło, o którego istnieniu nie miałam pojęcia. Zresztą, jakoś do tej pory byłam oporna na rzeczy powstałe przed XIX wiekiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez przesady, nie wierzę by Manon nie obiła Ci się o uszy choćby jako opera Pucciniego :-). Co do oporów wobec rzeczy starszych niż 214 lat, które rozumiem ale których nie podzielam (czytam teraz "Odyseję") to polecam "Niebezpieczne związki" - możesz być baaaaardzo zaskoczona :-)

      Usuń
    2. "Niebezpieczne związki" znam oczywiście, chociaż podchodziłam nieufnie, bo to w końcu powieść epistolarna, ale tu ta forma sprawdziła się doskonale.
      Ale tak poza tym dziura, jeszcze tylko Don Kichot i koniec (przynajmniej nic więcej nie utkwiło mi w pamięci).
      Antyk mam o wiele lepiej opanowany, w końcu skończyło się historie starożytną, więc tu mogłbym się zrewanżować i zaskoczyć Cię kilkoma utworami :)

      Usuń
    3. A u mnie "Don Kichote" czeka właśnie w kolejce. Z antykiem się nie krępuj :-) chociaż na liczną czytelnię nie powinnaś się raczej nastawiać, mimo że to podstawa.

      Usuń
    4. Myślisz, że ktoś by się zainteresował takim "Enuma Anu Enlil"?
      Don Kichot - fragmentami i to sporymi fantastyczne, fragmentami odjazd w rejony już zupełnie niezrozumiałe. Jakby dwóch autorów pisało.

      Usuń
    5. Ehm, ehm ... mówiąc szczerze nie postawiłbym na to złotówki no i widzę, że w takim razie pozostaje tylko googlowanie by samemu się czegoś o tym dowiedzieć :-) Ale już dylemat Antygony da się przełożyć na czasy współczesne a przynajmniej nieodległe.
      Przeczytałem (za młodu) tylko pierwszy tom "Don Kichote'a" bo tylko on był w bibliotece, a kiedy zorientowałem się, że jest i drugi to albo nie miałem czasu albo było coś ciekawszego do roboty. W każdym razie wrażenia były pozytywne.

      Usuń
    6. U mnie też pozytywne, szczególnie że podczas lektury zdarzało mi się turlać ze śmiechu.

      Usuń
    7. Ja aż tak to nie ale składam to na karb ówczesnej wrażliwości i młodego wieku :-)

      Usuń