sobota, 28 marca 2015

Babcia na jabłoni, Mira Lobe

"Wszystkie dzieci na całej ulicy miały babcię. Niektóre nawet dwie. Tylko Andi nie miał babci - i bardzo się z tego powodu martwił." Miałem wielkie szczęście w życiu. Nie miałem powodu do zmartwień tak jak Andi, główny bohater książki Miry Lobe - miałem prawdziwą Babcię. Nie taką nowoczesną ale taką staroświecką, która zawsze miała dla mnie czas. I pewnie dlatego rozumiałem to, czego nie mogli zrozumieć najbliżsi Andiego, to jak ważna była dla niego babcia.


Usłyszałem o tej książce jeszcze w podstawówce od swojej szkolnej koleżanki i nie chciałem by moje dziecko też na nią tyle czekało, a może i nie w ogóle nie poznało. Babcie są przecież takie ważne. Tak ważne, że główny bohater "Babci na jabłoni" tworzy ją samemu i lgnie do babci "przyszywanej". Owszem wyrasta się z tego (choć chyba nie do końca), starszy brat przecież z niego się naśmiewa ale mama rozumie, mimo stoi twardo na ziemi i wie, że minionego czasu nic już nie wróci. Jednak zanim dorośnie, coś przecież dzieje się z tą jego tęsknotą do postaci, której nie zna.

Ale to książka nie tylko o uczuciowych potrzebach i marzeniach małego chłopca, który nie słyszał jeszcze o komórkach, tabletach i komputerach. Jego marzenia i oczekiwania są z dzisiejszego punktu widzenia archaiczne: karuzela, piraci, podróże i całkiem przyziemne: by babcia potrafiła zacerować skarpetę (ciekawe ile pań posiada jeszcze tę umiejętność) i upiec ciastko, któremu nie mogą się oprzeć także ci, którzy czują się już tak "dorośli", że babcia nie jest im do niczego potrzebna.

To również książka o samotności starej kobiety tęskniącej do oddalonych i niewidzianych wnuczek, która tę tęsknotę przelewa na chłopca potrzebującego tego uczucia. Spotkanie dwóch osób czujących się samotnie i odczuwających potrzebę bliskości. Okazuje się, że to, czego nie może dokonać mama i tata dokonuje babcia. Nie nakazami, nie groźbami ale rozumiejąc, traktując w sferze uczuciowej chłopca jak kogoś równoważnego, kogo uczucia są równie ważne jak jej. Dzięki niej chłopiec się zmienia, odkrywa że ci że niekoniecznie ci, których uważał za złych są tacy w rzeczywistości, okazuje się, że przyczyny tego jak jesteśmy traktowani przez innych tkwią przede wszystkim w nas samych - przecież pani Kwaśniewska okazuje się normalną, życzliwą kobietą gdy tylko wyjdzie się jej oczekiwaniom, wcale nie wygórowanym na przeciw.

Ciepła, mądra książka a przy okazji kurs ortografii "na wesoło".

22 komentarze:

  1. Moje dzieci były zachwycone tą książką, ale poznały ją w formie słuchowiska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to jestem w tym względzie konserwatystą, sam nie słucham, bo jakoś nie mam przekonania do tej formy poznawania książek, to i dzieciom tego nie proponowałem ani nie proponuję.

      Usuń
    2. A u nas audiobooki się sprawdzają podczas dłuższej podróży samochodem. Nikt wtedy nie marudzi, kiedy będziemy na miejscu...

      Usuń
    3. U nas mniej więcej po kwadransie jazdy samochodem idą spać, w samolocie i pociągu w użyciu jest tablet, chociaż dla syna jazda pociągiem jest taką atrakcją, że w zasadzie mógłby się obyć i bez tabletu i bez marudzenia.

      Usuń
  2. Od jakiegoś czasu pałam ogromną chęcią powrotu do "Babci na jabłoni", tyle że nie mam własnej i jakoś tak mi głupio teraz kupować, gdy moja córka jest już dorosła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja akurat mam pretekst bo czytam synowi. Teraz poluję na "Proszę słonia" bo bajki raczej już nie obejrzy ale może książka mu się spodoba.

      Usuń
    2. Tak, fajnie mieć pretekst :) "Proszę słonia" akurat mam, może by tak przeczytać?

      Usuń
    3. Ja znałem historię Pinia tylko z bajek na dobranoc, tak że wreszcie nadrobię zaległość, podobnie zresztą to było i w przypadku "Babci na jabłoni" :-). Lepiej późno niż później :-)

      Usuń
    4. Do To przeczytałam- dlaczego ci głupio? przecież nikt nie będzie cię pytał, po co kupujesz książkę:) a zawsze można powiedzieć, że dla dziecka koleżanki.
      Do marlow- pamiętam jedynie klimat tej książeczki i to, że wspominam ją miło. Pamiętam też własne dwie babcie - byłam szczęściarą mając obie babcie przez długie lata. Jedna z nich była dla mnie przez pewien czas powiernicą i przyjaciółką. Bardzo się ucieszyłam, kiedy usłyszałam, że siostra kupiła książeczkę moim siostrzeńcom, choć czy im się spodobała nie wiem, a twojemu dziecku?

      Usuń
    5. Chyba mu się podobała ale zdaje się, że bez szału. Na szczęście ma obie babcie i obu dziadków, tak że problemy Andiego to dla niego tylko teoria.

      Usuń
  3. Ta książeczka mnie zauroczyła w dzieciństwie. Ach te nogi dyndające z gałęzi i ta staroświecko wystająca halka spod sukienki! Przez lata szukałam tej książeczki dla córek, aż naraz pewnego dnia lecąc po pomidory - zastaję ją w Biedronce... Świat jest zaskakujący. Oczywiście zapomniałam o pomidorach, a dyndające nogi z gałęzi nadal robią na mnie wrażenie. I oczywiście kapelusz... Uwielbiam ilustracje, klimatu tej książeczki nie może oddać słuchowisko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z treści wynikało, że to nie była halka tylko pantalony zakończone koronką, dzisiaj chyba już nie do dostania :-)

      Usuń
    2. Ostatnio byłam w muzeum regionalnym w miejscowości Sworne Gacie, gdzie można płócienne pantalony w wersji damskiej i męskiej - każde wykończone koronką :)

      Usuń
    3. Niewykluczone, że za sto lat powieszą koło nich stringi, pierwszy krok został już zrobiony w Koniakowie :-)

      Usuń
    4. Masz rację, pantalony;)

      Usuń
    5. Och, to takie nudne, ciągle mieć rację :-)

      Usuń
  4. Pamiętam tę książkę z dzieciństwa. Ilustracje wryły mi się w pamięć tak samo jak ilustracje Szancera, mam je wciąż przed oczami. Kiedy jakiś czas temu zobaczyłam wznowienie w tej serii "Mistrzowie ilustracji", od razu kupiłam, ze zwykłego sentymentu. Nawet czytaliśmy ją razem z chłopakami, ale nie wiem, czy utkwiła im w pamięci tak samo jak mnie. Oni dorastają na innych wizualnych bodźcach... choć zostają w głowach zaskakujące niekiedy detale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie minęło prawie 40 lat od czasu kiedy o książce usłyszałem do kiedy ją przeczytałem dziecku. Tak że w sumie bardziej czytałem ją dla siebie niż dla niego. Nie wiem czy to będzie jego ulubiona książka dzieciństwa, chyba bardziej mu się podoba "Czarnoksiężnik z krainy Oz" ale nie jest źle, jak mi powiedział w skali od 1 do 10, dał książce 8.

      Usuń
  5. Nie znam tej książeczki, jakoś na nią nie trafiłam, ale sama okładka już zachęca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też do niedawna jej nie znałem, oprócz tytułu. Okładka pochodzi z wydania z 2006, które nawiązywało do edycji z 1968 roku.

      Usuń
  6. Ja w zeszłym roku wybrałam Babcię na jabłoni jako lekturę szkolną dla moich uczniów. Dzieciakom bardzo się książka spodobała, ma w sobie wiele mądrości, ciepła. Dla mnie jest po prostu magiczna!
    Jeśli chcesz zajrzeć co ja obecnie przeczytałam, zapraszam
    www.degustatorka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń