wtorek, 1 września 2015

Lalka, Bolesław Prus

To była miłość... Zawsze miałem żal do Prusa, że nie ożenił Wokulskiego z Kazią Wąsowską albo chociaż z panią Stawską, zwłaszcza, że żadna z nich nie miałaby nic przeciwko temu. Owszem, niewykluczone że miałyby opory przeciwko przyjęciu roli, bądź co bądź, surogatu, drugiej w kolejności ale nie wątpię, że po jakimś czasie przeszłoby by im, horyzont by się przejaśnił, a państwo Wokulscy żyliby długo i szczęśliwie, ku zadowoleniu czytelników płci obojga.


A tak, co?! Mamy romans, w którym nikt nie jest szczęśliwy - nad Węgiełkami zawisły ciemne chmury, nad małżeństwem Stawskiej i Mraczewskiego unosi się duch Wokulskiego, związek barona z Eweliną Janocką rozpadł się z hukiem wystrzału a o Krzeszowskich nie ma nawet co wspominać, biorąc pod uwagę, że mąż podsuwał tam własnej żonie kandydata na kochanka. Może "Lalka" i jest obrazem Warszawy końca lat 70-tych XIX wieku ale przede wszystkim to romans ze świetnymi portretami ludzkich typów, począwszy od arystokracji a skończywszy na nizinach społecznych, naszkicowanych z sympatią (widać, że Prus lubił ludzi) ale też i złośliwością, na szczęście mocno doprawioną dowcipem i kojarzącymi się trochę z rysunkami Ksawerego i Henryka Pillatiego oraz Franciszka Kostrzewskiego, zwłaszcza tymi, z cyklu "Szkice z życia warszawskiego".

Nawet panna Izabela, femme fatale Wokulskiego, choć nie budzi sympatii, to jednak przecież nie jest przez Prusa zmiażdżona. Bo też w gruncie rzeczy, o co mieć do niej pretensje? Że podobają się jej mężczyźni (nie wszyscy)? Że nie kocha tego, który jej się nie podoba, o dwadzieścia lat starszego od niej, w ramiona którego popychała ją rodzina i nawet zacna prezesowa Zasławska? Zresztą aż dziwne, że ta doświadczona kobieta nie dostrzegła podobieństwa relacji Ewelina - baron, Izabela - Wokulski. Przecież i w jednym i drugim, ze strony pań o miłości nikt nie mówi (z ich strony elementem spajającym są pieniądze), ta jest domeną obu panów. Dlaczego więc krzywi się na pierwszy związek usiłując pomóc w sklejeniu drugiego?

Prus ustawił obie panie w roli branek, które są przedmiotem sprzedaży na targu niewolników, ten je kupi, kto zapłaci najwięcej - nikogo nie obchodziły ich uczucia. Miłość?! - ależ ciotka wyłożyła Izabeli dokładnie, że "nie można przecie dla jakiejś idiosynkrazji poświęcić bytu ojca, a choćby Flory i waszej służby". Uczucia Izabeli nikogo specjalnie nie obchodzą, ma wybierać, ze swojego punktu widzenia między dżumą a cholerą i już.

Gdy w końcu zgodziła się wyjść za mąż za Wokulskiego, to przecież nie z miłości do niego, nikt co do tego nie ma wątpliwości, także i główny zainteresowany, a miłość i małżeństwo to przecież nie zawsze jedno i to samo. Zdaje sobie z tego sprawę i Wokulski, który sam dla pieniędzy ożenił się ze starszą od siebie wdową, naiwnie oczekując od Izabeli, że skoro on sam przystał na rolę pantoflarza w tamtym związku, to i ona jako żona zrezygnuje ze swego sposobu życia. Tylko role się odwracają. O ile wcześniej Małgorzata primo voto Mincel była zazdrosną i zaborczą żoną, tak teraz on staje się zazdrosnym mężem in spe. A przecież, z powieści nie wynika by "feblik", jak to określiła Kazia Wąsowska, Izabeli do Kazia Starskiego przekroczył granicę czułych słówek i uścisków dłoni. Jasne, że to mało komfortowa sytuacja dla narzeczonego ale żeby zaraz wysadzać się z tego powodu w powietrze?

Nie da się ukryć, Wokulski, w którym stopiło się "dwu ludzi: romantyk sprzed roku sześćdziesiątego i pozytywista z siedemdziesiątego", jak mówił Szuman, w sferze miłości nie zachowuje się ani jak romantyk ani jak pozytywista lecz jak zadurzony nastolatek. To chyba nawet nie jest miłość - to raczej zaślepienie, niewiele w tym dojrzałego uczucia, a na pewno nie uczucia dojrzałego mężczyzny, bo Wokulski w stosunku do Izabeli zachowuje się jak pijany zataczający się od płotu do płotu. To zdumiewające, że inteligentny człowiek zachowuje się jak idiota, podporządkowując wszystkie swoje działania ożenkowi z kobietą, która go nie kocha, i żeby chociaż skutecznie. Nie mam wątpliwości, że w dzisiejszych czasach pragmatyzmu jego starania mogłyby się skończyć podobnie. 

30 komentarzy:

  1. Wyciągnęłam swój egzemplarz, przeczytałam uważnie scenę w pociągu i moim zdaniem jest tam zawarta bardzo wyraźna sugestia, że relacja Izabeli i Starskiego to nie był flircik, ale że pewna granica została przekroczona... Bezbłędnie odczytali ją twórcy serialu, czemu dali wyraz. Co do Wokulskiego - myślę, że (na nieszczęście) Izabela była jego pierwszą prawdziwą miłością, do tego pewnie niebagatelne znaczenie miał jego wiek, i to wszystko razem złożyło się na jego zachowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jaka właściwie granica została przekroczona, to, że zgubili "blaszkę", czy to, że jej szukali? :-) Przecież na nic konkretnego nie ma dowodów a niekoniecznie musiało być coś więcej, bo o ile Izabela zwraca się do Starskiego per ty, to on nawet w tej bardzo osobistej rozmowie zwraca się do niej per kuzynko, co wydaje się świadczyć o tym, że nie wszystkie mury zostały sforsowane.

      Usuń
    2. Mężczyźni to zawsze muszą mieć wyłożone kawa na ławę ;-), a tymczasem to wszystko jest między wierszami! Izabela i Starski, prowadząc rozmowę, robią to obojętnym tonem, a jednak siedzą bardzo blisko siebie i są zarumienieni; sposób, w jaki Starski wypowiada przytoczoną przez Ciebie kwestię (szeptem i przytulając się); przestrach Izabeli, że Wokulski spojrzy w ich stronę i zarzucenie Starskiemu zuchwałości... Stawiam dolary przeciw orzechom, że droga Bela wianek zachowała, ale o niewinności mowy być nie może... i Wokulski też to wiedział.

      Usuń
    3. Daj spokój :-), dla Izabeli szczytem wszeteczeństwa był już pocałunek w rękę (Wiktor Emanuel), przytulanie ramienia i szukanie ręki pod stołem (Molinari) i nie ma podstaw by sądzić, że Starski dużo więcej osiągnął - to chyba jedna nie występki nie do wybaczenia :-) i Wokulskiemu wyobraźnia też nie podsuwała nic bardziej zdrożnego :-)

      Usuń
    4. W tej scenie padają jeszcze dwie znaczące kwestie. Starski mówi "kobiety lubią demonów" - czyli właśnie zuchwałych, którzy biorą co chcą bez pytania, bezczelnie przekraczają granice. Jeżeli kobieta grająca nieprzystępną komuś ulegnie, to nie takiemu, który grzecznie prosi, tylko właśnie "demonowi" (prawda stara jak świat). Druga kwestia to groźba Izabeli "Powiem mu wszystko". Jakoś nie wydaje mi się, aby Wokulski zrobił aferę z powodu przytulania i trzymania za rączkę (w końcu Bela i Kazio to kuzyni), moim zdaniem to kolejna wskazówka, że musiało chodzić o coś znacznie więcej - nie twierdzę jednak, że Bela powiedziałaby rzeczywiście wszystko. A zatem... nie przekonałeś mnie :-).
      Z nieco innej beczki: Wokulski z Kazią Wąsowską stworzyliby pyszną parę. Małżeństwo ze Stawską pewnie znudziłoby go i rzuciłby się w jaką kolejną awanturę... względnie skapcaniał, ale tego to sobie nie wyobrażam.

      Usuń
    5. No tak, ale te przykłady w odniesieniu do Wiktora Emanuela i Molinariego to były właśnie granice wyznaczone przez Izabelę - pocałunek w rękę był tak niestosowny, że tego samego dnia wyjechała z Rzymu :-) a umizgi Molinariego, w jej odczuciu, były szczytem odwagi. Zatem "to wszystko" równie dobrze mogło się sprowadzać do takich "bezeceństw", zwłaszcza że ze strony Izabeli nie ma śladu bardziej "konkretnych" doświadczeń erotycznych.
      Jeśli chodzi o zazdrość Wokulskiego, to wystarczy przypomnieć właśnie jego reakcję na całkiem niewinny flirt Izabeli i Molinariego, który przecież nie wyszedł poza sferę werbalną, że tak powiem :-) i to w dodatku, gdy panna przecież nie była związana słowem. Może i dobrze, że się nie pobrali bo tylko urządziliby sobie piekło, przy którym małżeństwo Krzeszowskich to byłaby sielanka.

      Usuń
    6. Właściwie mogłabym się zgodzić, tyle że sytuacja ze Starskim miała miejsce, gdy Izabela była już pewna, że zostanie żoną Wokulskiego. A jak stwierdził Szuman, Wokulski "jest dobry na męża, naturalnie, w braku lepszego. Ale na kochanków to już ona wybierze sobie takich, którzy do niej więcej pasują". Molinari rzeczywiście przekroczył granice, w dodatku publicznie, ale Izabela po chwili mu wybaczyła, bo ją przeprosił. Wiktora Emanuela znała, gdy była bardzo młoda i gardziła małżeństwem, później zmieniła zdanie. A czy Wokulskiego bardziej nie ubodło to, że Izabela go zignorowała niż to, że jej się tak dobrze rozmawiało z Molinarim?

      Usuń
    7. Może i to go też wkurzyło, w każdym razie, na pewno krew go zalała, że "zobaczył pannę Łęcką bardziej odurzoną i roznamiętnioną od innych". Dla jasności, nie staram się wybielić Izabeli, oczywiste jest, że nie powinna była flirtować ze Starskim gdy dała słowo Wokulskiemu - chodzi mi natomiast o nieadekwatność jego reakcji w stosunku do jej zachowania. Ani Izabela nie była tak zła, ani Wokulski tak idealny, jak by się to mogło na pierwszy rzut oka wydawać.

      Usuń
    8. Reakcja Wokulskiego wydaje się adekwatna do siły uczucia, jakim darzył Izabelę, poza tym to jest właśnie ten moment, kiedy spadają mu z nosa różowe okulary. Weźmy jeszcze pod uwagę, że Wokulski szybko się poznał na Molinarim - kiedy próbował się z nim spotkać w hotelu na prośbę Izabeli.

      Usuń
    9. To jest właśnie coś co mnie w Wokulskim irytuje - siła uczucia, która sprawia, że zatraca umiejętność realnej oceny sytuacji i zachowuje się nie jak mężczyzna tylko jak niedojrzały smarkacz. Kilkukrotnie miał przebłyski rozsądku i trzeźwej oceny Izabeli a jednak akceptuje ją. Widział przecież wcześniej Molinariego i Rossiego i obu ich "przeżył" a Starski nie posunął się przecież dalej niż żaden z nich, więc po co zaraz ta afera z rzucaniem się pod pociąg i samobójstwem?

      Usuń
    10. Mnie też irytuje. Wokulski jest moją ulubioną postacią literacką, wielokrotnie miałam ochotę nim potrząsnąć, żeby się wreszcie opamiętał i zostawił tę Izabelę, która w ogóle na niego nie zasługiwała. Myślę, że gdyby nie to uczucie i zachowania godne nastolatka, byłby postacią posągową, nieprawdziwą, chodzący pomnik - nie do zniesienia. A tak jest prawdziwie ludzki; i - w mojej opinii - w jego zachowaniu nie ma fałszu, jest wiarygodny.
      A czy nie skłoniłbyś się ku przypuszczeniu, że skoro doszło do rzucania się pod pociąg i samobójstwa (nie wiemy, czy skutecznego), to jest to dowód na bardziej intymną zażyłość Izabeli i Starskiego? ;-)

      Usuń
    11. Nie wykluczam tego :-) skoro Izabela zgubiła medalion, który miała zawieszony na szyi, to być może nastąpiło to w trakcie "szamotaniny" z Kaziem ale taka ewentualność nawet biednemu Wokulskiemu do głowy nie przyszła. Jemu wystarczyło to co widział i słyszał w pociągu, faktycznie, mówiąc oględnie, była to niezręczna sytuacja ale daleko jeszcze było do "konsumpcji". Izabela była zbyt mądra na to by ryzykować aż do tego stopnia.
      To prawda, że Wokulski jest "prawdziwie ludzki", jego natura jest zresztą dla wszystkich mężczyzn zrozumiała bo myślę, że wielu przeżywało te same katusze co on, tylko w znacznie młodszym wieku :-), ludzkie są zresztą wszystkie postacie "Lalki" ale powiedziałbym na swój sposób są też karykaturalne, i tak jak dopisałem w poście, kojarzą mi się trochę z postaciami z ilustracji Kostrzewskiego.

      Usuń
    12. Wokulski nie był tak całkiem posągowy:
      - często wpadał w ponure nastroje,
      - sprzedał się Małgorzacie,
      - uważał się za lepszego od innych, a poczucie wyższości to bardzo brzydka cecha,
      - był niesympatyczny i gburowaty, potrafił zatrzasnąć ludziom drzwi przed nosem,
      - nie był wyrozumiały, gardził na przykład Eweliną za to, że dla pieniędzy chce wyjść za Dalskiego :-)
      W kwestii tego, czy Izabela przekroczyła pewne granice, odniosłam takie samo wrażenie jak Eireann.

      Usuń
    13. Nikt przecież nie mówi o posągowości Wokulskiego, mówimy o jego "ludzkości" w czym mieszczą się i zalety i wady.
      Owszem miał poczucie, może nie tyle wyższości, ile własnej wartości, a nawet jeśli byłoby to jednak poczucie wyższości, to przecież było ono i uzasadnione i nie demonstrowane. Na jego związek z Małgorzatą można popatrzeć też i z innej strony, uczynił ją szczęśliwą, przecież do Izabeli ma się pretensje właśnie o to, że nie chciała uczynić Wokulskiego szczęśliwym. Nawet jeśli gardził Eweliną, to nie okazywał jej tego więc jakie to może mieć znaczenie.
      Czy Izabela przekroczyła pewne granice - oczywiście, chodzi mi jednak o to, że reakcja Wokulskiego była nieadekwatna w stosunku do jej zachowania, a ono same nie było aż tak niewybaczalne jak to odbierał Wokulski.

      Usuń
    14. Eireann pisała o posągowości Wokulskiego: "Myślę, że gdyby nie to uczucie i zachowania godne nastolatka, byłby postacią posągową" :-) A zachowanie Izabeli moim zdaniem było niewybaczalne, bo przecież ona w pewnym sensie zdradziła Wokulskiego. Na pewno pozwoliła Starskiemu się obmacywać, o czym świadczy choćby zerwanie i zgubienie medalionu.

      Usuń
    15. W pewnym sensie? Wydaje mi się, że to czynność zero-jedynkowa, albo się kogoś zdradza albo nie zdradza i ewentualnie pozostaje kwestia granic. W jakich okolicznościach Izabela zgubiła medalion tego nie wiemy, równie dobrze mogła go zdjąć z szyi by pokazać Starskiemu i już nie zakładać na szyję. Starski w przedziale zachowuje się w gruncie rzeczy podobnie jak Molinari, to prawda że niestosownie ale do zdrady w ścisłym tego słowa znaczeniu jeszcze daleko, zresztą Wokulskiemu do porzucenia Izabeli żadne dowody takiej zdrady nie są potrzebne i wcale tego Izabeli nie zarzuca.

      Usuń
    16. Słuszna uwaga (ta pierwsza), poprawiam więc: zdradziła Wokulskiego. Ja tam nie mam złudzeń co do tego, w jakich okolicznościach zgubiła medalion. Gdyby zgubienie medalionu odbyło się w zwyczajny sposób, Prus napisałby o tym wprost, bez silenia się na dwuznaczności.

      Usuń
    17. Oczywiście możesz nie mieć złudzeń :-), tyle że akt zdrady w ścisłym znaczeniu wcale nie wynika z powieści. Równie dobrze można powiedzieć, że gdyby zgubienie medalionu odbyło się w "nadzwyczajny" sposób, to Prus napisałby o tym wprost - przecież mówi wprost o prostytutce, bez pruderii opisuje próbę uwiedzenia Wokulskiego przez Wąsowską, a i pani Stawska wyznaje wprost, że zostałaby kochanką Wokulskiego, gdyby tylko chciał więc i tu nie ma przyczyny dla której nie mógłby postawić kropki nad i.

      Usuń
    18. Byłam ciekawa, czy ktoś myśli podobnie jak ja; Agnieszko, dzięki za wsparcie ;-)

      Marlow, gdyby jakiś argument miał mnie przekonać, to jedynie ten ostatni, pozostaję jednak przy swoim zdaniu. To fakt, że akt zdrady nie wynika jasno z powieści. Podejrzewam, że Prus celowo go zawoalował (tak samo, jak pozostawił otwartą sprawę samobójstwa) - chyba chciał, aby czytelnik poczuł to samo, co Wokulski, zamiast wiedzieć z góry, co naprawdę się wydarzyło, i przez to patrzeć na rozstrzygnięcie z dystansu.
      Wydaje mi się też, że nasza różnica zdań może wynikać z różnicy w postrzeganiu Izabeli. Jesteś skłonny rozumieć i usprawiedliwiać pewne jej zachowania, ja oceniam ją znacznie surowiej. Mam ją za egoistkę nieliczącą się z uczuciami innych (włączając w to własnego ojca), traktującą ludzi przedmiotowo. Mniej więcej taki obraz Beli nakreślił Prus na początku powieści.

      Usuń
    19. Eireann, ani przez chwilę nie miałem złudzeń, że mogę Ciebie lub Agnieszkę przekonać - wiadomo - kobiety nie da się przekonać, czasami można ją tylko namówić :-). Co do Izabeli, to oczywiście, że wolałbym by uszczęśliwiła rodzinę i Wokulskiego wychodząc za niego, mniejsza o jej uczucia ale jednocześnie jestem skłonny przyznać jej prawo do bycia sobą, prawo do wolności wyboru i nie przerzucania na nią odpowiedzialności za czyny innych.

      Usuń
  2. Ciekawe, jak na tę scenę patrzyli współcześni Wokulskiemu? Bo dla nas przekroczenie delikatnej granicy oznacza zupełnie coś innego niż dla nas. Dla mojego polonisty w liceum wszystko było jasne, w pociągu doszło do zbliżenia, a nie tylko do głaskania się po dłoniach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To coś mu się chyba pomyliło ze sceną z innego pociągu, do Berlina, z ekranizacji "Ziemi obiecanej" albo może miał problemy z rozumieniem tekstu :-). Nie ulega wątpliwości, że Izabela była spętana konwenansami - nawet zdrady małżeńskie musiały mieścić się w ich ramach. To nie "50 twarzy Graya" - chociaż nie wiem, czy zbliżenie w obecności ojca i narzeczonego nie byłoby zbyt ekstrawaganckie nawet na Graya :-)

      Usuń
    2. Zdecydowanie chodziło o ekranizację "Ziemi obiecanej". A co do '"50 twarzy...", to nie podsuwaj nikomu pomysłów, bo jeszcze powstanie kolejna część, gdzie bohaterowie książki E. L. James cofną się w czasie prosto do XIX wieku. :)

      Usuń
    3. Za późno :-) już powstała kolejna część, tym razem, jak przeczytałem na jakimś plakacie, są to wynurzenia Christiana. Skoro pierwsza część podbiła miliony czytelników, to i druga zapewne będzie równie dobra - przecież miliony nie mogą się mylić! :-)

      Usuń
  3. Tym razem zgadzam się całkowicie z powyższym tekstem :)
    A co do ostatniego akapitu - nie ma w tym nic zdumiewającego, bo silne uczucie do jednostki z płci przeciwnej, albo i nie przeciwnej (nazwijmy je miłością) od wieków robiło idiotów z ludzi rozumnych. I nic się nie zmieniło pod tym względem - chyba musiałaby się zmienić natura człowieka drogą jakiejś nowej ewolucji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze to jakoś tak dziwnie czytać jak dorosły facet zachowuje się jak smarkacz, choć oczywiście masz rację, życie zna nie takie przypadki :-)

      Usuń
  4. No to ja dołożę swoje trzy grosze. Po stokroć wolę Prusa (o którym pisałam tutaj: http://wp.me/p59KuC-I i jego Lalkę z powodów wymienionych w poscie, niż Sienkiewicza, nie chcę się powtarzać dlatego pozwalam sobie wkleić link. Uważam, że on i Sienkiewicz, byli diametralnie różni, i nie chodzi o fobie, czy choroby Głowackiego. Uważam, też, że Autor Pozytywista, jak inni wielcy tej epoki są niedoceniani, i postrzegani sztampowo, stereotypowo, niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy to sztampa, w każdym razie Sienkiewicz wpasował się w zapotrzebowanie - zawsze wolimy widzieć siebie w lepszym świetle, a gorzki obraz społeczeństwa, który serwował Prus świadomości masowej, zarówno ówczesnej jak i obecnej, nie za bardzo odpowiada.

      Usuń
    2. No tak, lepiej bym tego nie ujęła. Dzięki.

      Usuń