poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Rzeźnia numer pięć czyli krucjata dziecięca czyli obowiązkowy taniec ze śmiercią, Kurt Vonnegut Jr.

I znowu legł w gruzach kolejny literacki mit mojej młodości. Przyznaję, z "Rzeźnią numer pięć" nigdy się nie zachwycałem, owszem czytałem w czasach licealnych bo tak wypadało, jeśli pretendowało się do miana inteligenta (raczkującego) ale szału nie było, być może za sprawą niedojrzałości czytelnika. Ćwierć wieku z okładem minęło i czas powiedzieć "sprawdzam". Cóż szału nie ma i tym razem ale przynajmniej mam świadomość, że wówczas gdy książka się ukazało mogło być to coś za sprawą niekonwencjonalnej perspektywy. 


Vonnegut odkrył coś takiego jak dramat sprawców. Ośmielił się napisać, że naród sprawców wojny może być również ofiarą. W sumie niby nic nowego po liście biskupów polskich do biskupów niemieckich "przebaczamy i prosimy o wybaczenie", który zresztą nie spotkał się z przesadną wylewnością adresatów. tyle że tu jest to literacko przetworzone, no i ma swój wymiar bo autorem jest żołnierz amerykański o niemieckich korzeniach, co dodaje książce swoistego smaczku. Vonnegut zdaje sobie sprawę z tego, że dotyka wrażliwej kwestii ale stoi na stanowisku, że odpłata, zadanie cierpień jednym, przypadkowym ludziom nie łagodzi cierpień drugich ani nie jest dla nich żadną rekompensatą. Może się to i bilansuje w kategoriach zbiorowych ale na pewno nie w jednostkowych. 

Z pewnością zdawał sobie sprawę z tego, że trudno obdarzać empatią tych, którzy na pytanie Goebbelsa "Wollt ihr den totalen Krieg?" w zachwyceniu podrywali się z krzeseł, wyciągając rękę w hitlerowskim pozdrowieniu. Można powiedzieć, cóż chcieli wojny totalnej więc ją dostali - "zdarza się". 

I to chyba przede wszystkim język i sposób, w jakim Vonnegut mówi o dramacie (także, a może przede wszystkim tym jednostkowym), bez patosu i martyrologicznego zacięcia, to było coś zaskakującego. Patrzenie na "świętości" z dystansu, jako na coś co "zdarza się", to mówienie o dramacie w strywializowany sposób robiło wrażenie - w końcu gdy ukazała się "Rzeźnia numer pięć" nikomu do głowy nie przyszło budowanie z klocków Lego obozu koncentracyjnego. 

Współczucie dla Niemców, którzy też byli ofiarami wojny dla czytelnika, który miał jako takie pojęcie o skali strat poniesionych w II wojnie światowej mogło szokować, zwłaszcza że wbrew temu co Vonnegut pisze w "Rzeźni numer pięć", liczbie ofiar nalotu na Drezno daleko było do liczby ofiar bombardowania Hiroszimy (także Nagasaki), nie wspominając już o ofiarach i zniszczeniach Warszawy czy Stalingradu. Zresztą opis nalotu wypada jakoś niedramatycznie, już więcej jest w słynnym "Dzienniku" Klemperera ale i on też nie robi wrażenia jakiego można by oczekiwać od opisu takiej hekatomby. 

Już bardziej poruszający jest absurdalna śmierć jednostki na tle śmierci mas. Zostać rozstrzelanym za podniesienie z gruzów jakiegoś walającego się czajnika, gdy przeżyło się bombardowanie, w którym zginęło kilkadziesiąt tysięcy ludzi! Tak, to na prawdę robi wrażenie znacznie większe niż choćby bombastyczny, pretensjonalny tytuł. Porównać dorosłych, uzbrojonych żołnierzy, gotowych zabijać wroga (nawet jeśli wśród nich zdarzały się jednostki wybitnie nienadające się do wojska) do bezbronnych dzieci, których naiwność i wiarę wykorzystali bezwzględni dorośli, na to trzeba być pozbawionym umiejętności zachowania wszelkiej proporcji. Cóż bowiem miałoby oznaczać pozostawienie w domu uczestników dwudziestowiecznej "krucjaty dziecięcej"? Przyglądanie się wojnie w Europie? Zakładam, że w zamyśle Vonneguta "Rzeźnia numer pięć" miała być powieścią przede wszystkim prowokującą do dyskusji. Jeśli tak, to zgoda. Jeśli zaś miała być opisem i potępieniem niesprawiedliwości wojny, wypada chyba za jej głównym bohaterem, alter ego Vonneguta powtórzyć, cóż "zdarza się". 

2 komentarze:

  1. Ja Vonneguta bardzo lubię, ale akurat "Rzeźnia" nie należy do moich ulubionych. Jest tu kilka ciekawych motywów/wątków, ale mam wrażenie, że pisana była przez Vonneguta dla Vonneguta, jako forma przepracowania wojennej traumy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo możliwe ale uważana jest też za najwybitniejszą powieść Vonneguta i doszedłem do wniosku, że skoro jego najlepsza powieść nie wywołała u mnie efektu WOW! to nie ma się co szarpać i testować powieści mnie wybitnych :-)

      Usuń