poniedziałek, 22 października 2018

Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza, Björnstjerne Björnson

Robiąc porządki w domowej bibliotece trafiłem na zbierającą od lat kurz książkę z Serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich. Zrobiłem przy okazji bilans znajomości literatury skandynawskiej (chodzi oczywiście o literaturę par excellance a nie "wagonową") i mocno zażenowany skonstatowałem, że skończyło się na nieco ponad dziesięciu nazwiskach. Cóż za wstyd!


Książkę kojarzyłem jeszcze z lat licealnych, gdy miałem ambitny zamiar przeczytania wszystkich najwybitniejszych dzieł literatury światowej, jako nudnawą opowiastkę ale że z czasem się dojrzewa więc postanowiłem dać jeszcze jedną szansę "Dziewczęciu ze Słonecznego Wzgórza", kierując się opinią jednej z bohaterek, która przeglądając nowe książki stwierdziła, że "stare są lepsze bo ludzie odpisują ciągle wszystko ze starych książek i to coraz gorzej", a której trudno odmówić racji.

Cóż, w moim przypadku przez lata niewiele się zmieniło w odbiorze opowiadana Björnsona. Jeszcze bardziej wydaje mi się wzorcem z Sevres klasyki literatury skandynawskiej. Piękny, surowy krajobraz, prości ludzie, dramat i happy end. Wszystko to opowiedziane w niespiesznym tempie, prostym językiem podmalowanym nieco naiwną, jak na mój gust poetyką, co jest gwarancją niemożności znalezienia się dzisiaj na liście bestsellerów, tak, że byłem zaszokowany tym, że ktoś dzisiaj jeszcze odważa się na wydanie takiej "nudy". No bo cóż, nie ma ostrego seksu, brutalnych morderstw, nie mówiąc już o braku wampirów, wilkołaków czy zombie.

W sumie, jeśli "Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza" wydawało mi się przed laty tylko nudne to teraz na dodatek jest ono jeszcze anachroniczne. Nie trzeba być zaszczepionym feminizmem czy gender by zazgrzytać zębami na przedstawiony przez Björnsona model społeczny będący gwarancją szczęścia jednostki, rodziny i społeczeństwa. Jakie to proste, wystarczy, że autorytet rodzicielski (i nie tylko) opiera się w gruncie rzeczy nie na słuszności, mądrości, inteligencji, szacunku lecz respekcie dla siły pięści. W świecie Björnstjerne Björnsona kobietom przypisana jest rola służebna wobec mężczyzn, choć trzeba też dostrzec, że mają one także swoje własne poletko w męskim imperium. One "gotują różne przysmaki, a mężczyźni rozpoczynają poważną rozmowę o zbiorach, cenach i sprawach publicznych". No i jeszcze ta sekciarska religijność, w której ludzie szukają "rady tam, gdzie znaleźć ją można, to jest w słowie bożym...". Słyszane to rzeczy?! Cóż za ciemnogród w porównaniu z ozdrowieńczą mocą Facebooka, Twittera, Instagramu, czy czego tam jeszcze co akurat jest na topie. Człowiek błądzi ale ze złych ścieżek na dobrą drogę sprowadza go miłość. Eh, jakie to wszystko okazuje się nieskomplikowane.

"Dziewczę ze Słonecznego Wzgórza" dzisiaj jest tak naprawdę świadectwem literackich gustów swoich czasów i pewnie bez ryzyka popełnienia większej pomyłki można uznać je za przecierające szlaki chłopomanii, która świeciła triumfy także i u nas na początku XX wieku. Prosta historia, którą nie zaszkodzi poznać, ale która też i nie zostawi większego wrażenia. 

6 komentarzy:

  1. Nabyłam sobie ją sobie, z czymś przy okazji, w innym wydaniu.....i na razie czeka na czytanie...w sumie jestem jej ciekawa. Czytałam chwilę temu "Psalm flamandzki" Timmermansa i spodobał mi się. A to pochwała życia na wsi....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przypadku "Dziewczęcia..." nie przesadzałbym z tą pochwałą życia na wsi, to raczej pochwała bogobojnego życia a to jednak nie to samo.

      Usuń
    2. Ani we wsi Bjornsona ani już na naszym podwórku - Reymonta bogobojność nie jest dominującą cechą chłopów.

      Usuń
  2. Ponieważ ja do literatury par excellance zaliczam literaturę dziecięcą, znam znacznie więcej skandynawskich nazwisk:P
    Podziwiam, podziwiam. Samozaparcie level master. I w związku z tym pragnę nadmienić (i nie ma w tym krzty ironii, sarkazmu czy czegokolwiek w tym rodzaju), że tydzień temu byłam na spotkaniu z Eustachym Rylskim. W czasie gdy on opowiadał o Wielkiej Literaturze, rzucając od niechcenia (w sposób absolutnie autentyczny i wolny od jakiegokolwiek snobizmu) nazwiskami różnych Ważnych-Pisarzy-Których-To-Chyba-Oczywiste-My-Wszyscy-Tu-Obecni-Czytaliśmy, ja, skulona na swoim krzesełku, myślałam sobie o Tobie. Bo Ty ich wszystkich, cholera, naprawdę czytałeś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie wszystkich :-) ale dzisiaj to ma co raz mniejsze znaczenie, żeby nie powiedzieć wprost - nie ma żadnego znaczenia. A tak dla jasności - do swoich obliczeń wliczałem także autorów/autorki literatury dziecięcej ale znam tylko czworo: Andersena. Lagerlof, Lindgren i Jansson więc nie wywindowały mi wyniku jakoś specjalnie wysoko :-).

      Usuń