Rzuciłem się na "Ucho igielne" Wiesława Myśliwskiego niczym cham na pasztetową albo gimbaza na powieść Twardocha ale już od pierwszych stron lekturze towarzyszyły tak zwane mieszane uczucia, mniej więcej takie jakie towarzyszą zięciowi widzącemu jak teściowa spada w przepaść w jego nowym samochodzie. Niby jest to Myśliwski taki, jakiego znamy ale trudno oprzeć się wrażeniu, że coś tu jednak zgrzyta, zwłaszcza jeśli się zna jego cztery poprzednie powieści. Może gdyby było to moje pierwsze zetknięcie z pentologią o przemijaniu wrażenie byłoby inne, a tak czytałem "Ucho igielne" z narastającym przeświadczeniem, że właściwie nie ma w nim niczego nowego (jakby w ogóle mogło być coś nowego w upływającym czasie).
To co bardzo nieprzyjemnie mi zazgrzytało, to mądrości na miarę Paulo Coelho w rodzaju "każde życie jest powtarzaniem życia po kimś", "Słowa cierpią, gdy są nadaremne", "Życie to błądzenie za sobą bez nadziei, że się kiedykolwiek siebie odnajdzie", "Każdy jest przecież niekończącym się dziedziczeniem" czy "Nie jesteśmy już ci sami co w młodości. - Jeśli się kocha, zawsze jest się tym samym". Nie wątpię, że taka poetyka ma swoich admiratorów ale mnie jakoś to nie kręci. Za to tym co wydało mi się w powieści Myśliwskiego najciekawsze, to gra z czytelnikiem, któremu Autor zdradza poprzez narratora swój stosunek do dzieła.
Jest ono tak jak "wykład, który miał za chwilę wygłosić, a który, jak sądził, był starannie przygotowany, rozlatywał mu się, że już nie wiedział, co ma być początkiem, co środkiem, a co końcem. Miał na wszelki wypadek przygotowanych kilka anegdot rozweselających, gdyby dostrzegł znużenie na twarzach słuchaczy, lecz zwątpił, czy kogokolwiek by rozweseliły", bo rzeczywiście, gdy czyta się "Ucho igielne" ma się wrażenie niedopowiedzenia, przeplatania się motywów, których początku i końca trudno się doszukać. Znalazła się nawet anegdota (raczej zaskakująca niż rozweselająca i która chyba jest nawiązaniem do "Klucznika" a może i do "Pałacu") i czytelnik pozostaje z lekka skonsternowany nie bardzo wiedząc jaki (i czy w ogóle) jest finał tej historii.
O tym, że Mistrz zabawia się z nim, czytelnik jest zresztą przez niego powiadamiany. Wie przecież o tym, że "granice między rolami [bohaterów powieści] są (...) płynne", że nic tu nie jest tak do końca pewne, że "każda rzecz ma dwie strony, każda myśl i każde słowo" (to też chyba ukłon w stronę Coelho). No i jeszcze ta sprawa autobiograficzności książki, która wydaje się oczywista a fakty biograficzne "twarde" ale którą Myśliwski bez pardonu komplikuje oświadczając, że "prawdy nie powinno się podawać na tacy. Trzeba ją zawsze doprawić. Żeby tak rzec, trochę soli, trochę pieprzu. Prawda musi smakować. Z prawdą jest jak ze złotem, ile musi przejść zabiegów, nim stanie się biżuterią. I zależy, kto tę biżuterię wykonuje. Mistrz czy patałach". I tak dla jasności nie ma wątpliwości, że w przypadku "Ucha igielnego" mamy do czynienia z wykonaniem Mistrza, nawet wówczas gdy przy bliższym oglądzie gdzieniegdzie wychodzą na jaw niewielkie skazy.
Nie przesłaniają one podstawowego atutu powieści, widocznego także w poprzednich książkach Myśliwskiego - a mianowicie stworzenia bardzo sugestywnej atmosfery tęsknoty (?) za minionym, utraconym światem, której poddaje się czytelnik jeśli tylko ma za sobą jako taki bagaż doświadczeń życiowych. Bo "Ucho igielne" nie jest powieścią dla każdego, trudno wczuć się w rolę postaci, która ma już za sobą półmetek życia, komuś z pokolenia iphone'a ale ci którzy wiedzą już co nieco o życiu z pewnością mają szansę na odnalezienie powinowactwa z głównym bohaterem.
Tak jak on wiemy, że "w dzieciństwie gdy się coś wryje w pamięć, nigdy już tej pamięci nie opuści", mamy świadomość tego, że "bliskie miejsca to kula u nogi" i z upływem kolejnych lat ta świadomość staje się coraz silniejsza. Gdy osiągnie się półmetek życia coraz częściej oglądamy się wstecz bo entuzjazm młodości i nadzieja nowych perspektyw pozostała już za nami. "Ucho igielne" jest jak gdyby kursem MBA dla słuchaczy, którzy mają doświadczenie w businessie - w sumie nie dowiadują się niczego, czego by wcześniej nie wiedzieli ale z pewnym zaskoczeniem konstatują, że ich doświadczenia, na które nie zwracali uwagi mają o większe znaczenie niż im się wydawało. Odnajdują wspólnotę doświadczeń, zwłaszcza czytelnicy płci męskiej, bo któż chociaż raz nie przeżył szkolnej nieszczęśliwej (a może i szczęśliwej) miłości. A wspólne doświadczenia, te same kody kulturowe budują poczucie wspólnoty losu.
Mistrz zdaje sobie sprawę z tego, że jego książka nie jest książką dla wszystkich. Dla wielu pogląd, że "są tylko dwie perspektywy życia: młodość i starość. Kiedy człowiek jest młody, nie wierzy że będzie stary, a gdy jest stary, nie wierzy, że był młody" może wydawać się śmieszy. Ale do czasu. Kiedyś zrozumieją, że "młodość starzeje się równie szybko jak moda" i druga z perspektyw życia to tylko kwestia lat (oczywiście jeśli tylko nie jest się miłośnikiem "Ex na plaży" czy "Warsaw shore" bo to przypadki raczej beznadziejne), wszak "(...) młodość to jest wiara, że się zawsze młodym będzie. Ale to przemijająca wiara." Z czasem, z tej drugiej, przyznaję mało kuszącej perspektywy, zdajemy sobie sprawę jak, może nie tyle głupim, co zdradzającym ignorancję, bezmyślność (brak mi lepszego słowa) jest pytanie "po co nam to wszystko wiedzieć, co tam kiedyś było" i że jeśli nawet "warunkiem wolności jest pozbycie się pamięci" jak pusta i jałowa z czasem okazuje się ta wolność.
W gruncie rzeczy czytelnik wiedział to też i przed lekturą "Ucha igielnego" ale zawsze to przecież inaczej jeśli potwierdzenie własnych przemyśleń znajdujemy u kogoś drugiego.
Jest ono tak jak "wykład, który miał za chwilę wygłosić, a który, jak sądził, był starannie przygotowany, rozlatywał mu się, że już nie wiedział, co ma być początkiem, co środkiem, a co końcem. Miał na wszelki wypadek przygotowanych kilka anegdot rozweselających, gdyby dostrzegł znużenie na twarzach słuchaczy, lecz zwątpił, czy kogokolwiek by rozweseliły", bo rzeczywiście, gdy czyta się "Ucho igielne" ma się wrażenie niedopowiedzenia, przeplatania się motywów, których początku i końca trudno się doszukać. Znalazła się nawet anegdota (raczej zaskakująca niż rozweselająca i która chyba jest nawiązaniem do "Klucznika" a może i do "Pałacu") i czytelnik pozostaje z lekka skonsternowany nie bardzo wiedząc jaki (i czy w ogóle) jest finał tej historii.
O tym, że Mistrz zabawia się z nim, czytelnik jest zresztą przez niego powiadamiany. Wie przecież o tym, że "granice między rolami [bohaterów powieści] są (...) płynne", że nic tu nie jest tak do końca pewne, że "każda rzecz ma dwie strony, każda myśl i każde słowo" (to też chyba ukłon w stronę Coelho). No i jeszcze ta sprawa autobiograficzności książki, która wydaje się oczywista a fakty biograficzne "twarde" ale którą Myśliwski bez pardonu komplikuje oświadczając, że "prawdy nie powinno się podawać na tacy. Trzeba ją zawsze doprawić. Żeby tak rzec, trochę soli, trochę pieprzu. Prawda musi smakować. Z prawdą jest jak ze złotem, ile musi przejść zabiegów, nim stanie się biżuterią. I zależy, kto tę biżuterię wykonuje. Mistrz czy patałach". I tak dla jasności nie ma wątpliwości, że w przypadku "Ucha igielnego" mamy do czynienia z wykonaniem Mistrza, nawet wówczas gdy przy bliższym oglądzie gdzieniegdzie wychodzą na jaw niewielkie skazy.
Nie przesłaniają one podstawowego atutu powieści, widocznego także w poprzednich książkach Myśliwskiego - a mianowicie stworzenia bardzo sugestywnej atmosfery tęsknoty (?) za minionym, utraconym światem, której poddaje się czytelnik jeśli tylko ma za sobą jako taki bagaż doświadczeń życiowych. Bo "Ucho igielne" nie jest powieścią dla każdego, trudno wczuć się w rolę postaci, która ma już za sobą półmetek życia, komuś z pokolenia iphone'a ale ci którzy wiedzą już co nieco o życiu z pewnością mają szansę na odnalezienie powinowactwa z głównym bohaterem.
Tak jak on wiemy, że "w dzieciństwie gdy się coś wryje w pamięć, nigdy już tej pamięci nie opuści", mamy świadomość tego, że "bliskie miejsca to kula u nogi" i z upływem kolejnych lat ta świadomość staje się coraz silniejsza. Gdy osiągnie się półmetek życia coraz częściej oglądamy się wstecz bo entuzjazm młodości i nadzieja nowych perspektyw pozostała już za nami. "Ucho igielne" jest jak gdyby kursem MBA dla słuchaczy, którzy mają doświadczenie w businessie - w sumie nie dowiadują się niczego, czego by wcześniej nie wiedzieli ale z pewnym zaskoczeniem konstatują, że ich doświadczenia, na które nie zwracali uwagi mają o większe znaczenie niż im się wydawało. Odnajdują wspólnotę doświadczeń, zwłaszcza czytelnicy płci męskiej, bo któż chociaż raz nie przeżył szkolnej nieszczęśliwej (a może i szczęśliwej) miłości. A wspólne doświadczenia, te same kody kulturowe budują poczucie wspólnoty losu.
Mistrz zdaje sobie sprawę z tego, że jego książka nie jest książką dla wszystkich. Dla wielu pogląd, że "są tylko dwie perspektywy życia: młodość i starość. Kiedy człowiek jest młody, nie wierzy że będzie stary, a gdy jest stary, nie wierzy, że był młody" może wydawać się śmieszy. Ale do czasu. Kiedyś zrozumieją, że "młodość starzeje się równie szybko jak moda" i druga z perspektyw życia to tylko kwestia lat (oczywiście jeśli tylko nie jest się miłośnikiem "Ex na plaży" czy "Warsaw shore" bo to przypadki raczej beznadziejne), wszak "(...) młodość to jest wiara, że się zawsze młodym będzie. Ale to przemijająca wiara." Z czasem, z tej drugiej, przyznaję mało kuszącej perspektywy, zdajemy sobie sprawę jak, może nie tyle głupim, co zdradzającym ignorancję, bezmyślność (brak mi lepszego słowa) jest pytanie "po co nam to wszystko wiedzieć, co tam kiedyś było" i że jeśli nawet "warunkiem wolności jest pozbycie się pamięci" jak pusta i jałowa z czasem okazuje się ta wolność.
W gruncie rzeczy czytelnik wiedział to też i przed lekturą "Ucha igielnego" ale zawsze to przecież inaczej jeśli potwierdzenie własnych przemyśleń znajdujemy u kogoś drugiego.
Też nie uważam, żeby była to najlepsza powieść Myśliwskiego, zwłaszcza gdy po cichu liczyło się na coś w klimacie "Traktatu o łuskaniu fasoli". Ale i tak jest to książka ważna i z pewnością do zapamiętania. Szkoda tylko, że Mistrz momentami karmi czytelnika banałami. Zapraszam do mnie, też skreśliłam na jej temat kilka zdań. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzięki za zaproszenie - zajrzałem i "wyszedłem" nieco uspokojony bo już się bałem, że może coś ze mną jest nie tak, skoro "Ucho igielne" nie wywołało u mnie efektu Wow! Ale skoro jest nas już dwoje, znaczy się - wszystko w porządku :-) Pozdrawiam
Usuń