sobota, 19 października 2013

Cuda w Polsce

Nie raz i nie dwa wyrzekałem na poziom wystaw sztuki afrykańskiej w naszych muzeach. Prezentuje się ją w "prehistoryczny" sposób za pomocą nieśmiertelnych rekonstrukcji wnętrz chat, sporadycznie tylko dostrzegając w jej obiektach dzieła sztuki. To trochę tak jak gdyby prezentację sztuki polskiej w USA sprowadzić do pokazania wnętrza chaty góralskiej, okraszoną łowickim pasiakiem i łodzią rybacką z Helu.

Do tego dochodzi też kwestia jakości - część eksponatów to artefakty, które nigdy nie były w użyciu, jeszcze pół biedy jeśli to kopie dla kolekcjonerów, gorzej jeśli muzeum chwali się czymś co określa się jako "airport art", obiektami wykonanymi z myślą o turystach nastawionych na kupno egzotycznej pamiątki, bo i takie przypadki u nas bywają.  

zdjęcie ze strony www.missionarieclaveriane.org

zdjęcie ze strony www.beskidniski.org.pl

W tej ogólnej mizerii trafiają się zupełnie niespodziewanie prawdziwe nie tylko perełki ale wręcz perły, jak ta w Muzeum Misyjnym Sióstr Misjonarek św. Piotra Klewera w Krośnie, nie bójmy się tego powiedzieć, światowej klasy figura nkisi (na zdjęciach powyżej), fetysz należący do plemienia Bakongo/Kongo (zamieszkuje ono przede wszystkim zachodnią część Demokratycznej Republiki Kongo, u ujścia rzeki Kongo) a ostrza i gwoździe wbite w niego miały wywoływać cierpienie i śmierć osoby, przeciwko której były skierowane. Rzeźba trafiła do Krosna w początkach istnienia Domu Sióstr Klawierianek w tym mieście, czyli w latach 30-tych XX wieku, z Krakowa gdzie Muzeum Misyjne istniało już w 1900 roku. Tam z kolei trafiła zapewne jako dar któregoś z misjonarzy. Wszystko wskazuje na to, że pochodzi z II połowy XIX w. Być może szczegółowa kwerenda przyniosłaby dokładniejsze informacje.

Dla porównania i pokazania, że nie przesadzam, poniżej tego samego typu obiekty z ważniejszych muzeów zajmujących się afrykańska sztuką plemienną w Brukseli, Genewie i Nowym Jorku.


 
 
To coś jak "Pokłon Trzech Króli" Jacoba Jordaensa z kościoła św. Jana Chrzciciela w Skalbmierzu (niestety jakość zdjęcia nawet w połowie nie oddaje urody i klasy obrazu), czy przypisywana Timoteo Viti "Matka Boska z Dzieciątkiem" z kolegiaty św. Marcina w Opatowie. Światowej klasy dzieła w miejscowościach z pewnością ciekawych, na co dzień jednak, nie ma co ukrywać, łagodnie rzecz ujmując, nie tętniących życiem.

zdjęcie ze strony www.niedziela.pl


zdjęcie ze strony www.kolegiataopatow.sandomierz.opoka.org.pl

Jak się okazuje, nie po raz pierwszy zresztą, warto od czasu do czasu ruszyć z Warszawy w Polskę by poobcować ze sztuką na światowym poziomie. 

59 komentarzy:

  1. Demonicznie te figury wyglądają z tymi ostrzami. Rozumiem, że wbijanie szpilek w lalki wudu jest spokrewnione z tą praktyką?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie tak, zwłaszcza że przecież jest wtórne w stosunku do wierzeń afrykańskich.

      Usuń
    2. A wracając do skarbów ukrytych w małych miejscowościach, to najsmutniejsze jest to, że one w ogóle nie wykorzystują swojego potencjału. Byle park dinozaurów ma lepszą reklamę niż unikatowy zabytek z prowincji :(

      Usuń
    3. Myślę, że jest nawet gorzej - w Malborku jest przecież i zamek i park dinozaurów - jeśli chodzi o najmłodszych, to nie wiem co cieszy się większą popularnością. Myślę, że dopóki w muzeach będzie dominował styl gablotkowy i zasada "proszę niczego nie dotykać" to nie ma co liczyć na odwrócenie trendu.

      Usuń
    4. No właśnie, w drodze nad morze wiele reklam dinoparku w Malborku i ani jednej zamku, który i tak ma szansę z dinozaurami. Ale nieduży obraz z niedużej kolegiacie przegrywa nawet z przyjezdnym cyrkiem.
      Strasznie dawno nie byłem w żadnym muzeum, więc nie wiem jak wyglądają obecne trendy. Chociaż pardon, byłem w Wilanowie jako opiekun szkolnej wycieczki i zafundowana dzieciakom lekcja muzealna to było kompletne nieporozumienie:(

      Usuń
    5. Byłem dzisiaj w Narodowym i Wojska Polskiego, bo w pierwszym wreszcie udostępnili kawałem sztuki egipskiej - wiadomo, mumie te sprawy :-) Na razie jest jedna nawet nie sala a salka, nawet niezła, chociaż wiadomo że MNW to nie Luwr ale oczywiście nic dla dzieci. Nie wiem czy to na prawdę jest taki problem, żeby zrobić z tworzywa sztucznego kopię sarkofagu i jakąś okręconą brązowym bandażem mumię, żeby dziecko mogło dotknąć i zajrzeć normalnie do środka? Ale co ja tam o takich cudach. Parę lat temu na zamku w Malborku była odtrąbiona z wielkim zadęciem wystawa Imagines Potestatis, zebrano artefakty krzyżackie z muzeów w Europie a od nas zaprezentowano ... gipsowe kopie nagrobków i kopie insygniów królewskich. Dramat.

      Usuń
    6. Rany, jak ja się nudziłem w Muzeum Wojska Polskiego w dzieciństwie.Ojciec mnie tam maniacko włóczył, tak naprawdę czekałem tylko na salę partyzancką i obozową, bo tylko tam było coś poza mieczami, szablami, tarczami i karabinami:P Jak widzę, ten skansen dalej w pełnym rozkwicie.
      Na MN moje dzieci jeszcze za małe, co za atrakcja oglądać Matejki i Kossaki, faktycznie, mogliby się wysadzić na cokolwiek dla najmłodszych. Może przynajmniej Muzeum Techniki trzyma poziom, o ile nie zwiędło po uruchomieniu Centrum Kopernika. Tylko w Muzeum Techniki można było czegokolwiek dotknąć, do dziś pamiętam wajchę do odsłaniania żelazka, żeby pokazać zamianę ciepła na dźwięk, czy jakoś tak:PP

      Usuń
    7. Mój już obskakuje samoloty i śmigłowce, latem można wejść do czterech, teraz do trzech i salę ze zbrojami, reszta go nie kręci :-). Bitwa pod Grunwaldem nie zrobiła na nim wrażenia, zresztą jak ma zrobić w tej śmierdzącej, zatęchłej sali - był czas, że była eksponowana na zamku w Malborku i tam miało to swój wyraz, także propagandowy :-). Na szczęście w sali, w której była wystawiana odsłonięto malowidła Schaper'a z początków XX w. też zresztą propagandowe :-) i nawet lepiej wygląda niż z tą matejkowską kolubryną, "ku pokrzepieniu serc" :-)

      Usuń
    8. To jest postęp, że można wejść do samolotu, drzewiej tego nie było:) Dlatego furorę w mojej klasie zrobił skansen na Przyczółku Magnuszewski, nie dość, że z okopami, po których można było biegać, to jeszcze z zenitówką, którą można było kręcić:P

      Usuń
    9. Zgadza się, wreszcie ktoś MWP poszedł po rozum do głowy i zorientował się, że jeśli muzeum otworzy się na dzieci to tak na prawdę otworzy się na wszystkich i po prostu będzie żyło. W MNW też zresztą trafiłem na lekcję dla dzieci i miałem wrażenie, że im się podobało :-).

      Usuń
    10. O, przepraszam, miałam z 5-6 lat, jak mama po raz pierwszy zabrała mnie do MN w Warszawie i do dziś pamiętam obraz, który zrobił na mnie największe wrażenie - "Imieniny babuni" Olgi Boznańskiej. Wydaje mi się, że Starsza spokojnie mogłaby pozwiedzać, może tylko wybraną część na pierwszy ogień?
      Z Muzeum Techniki pamiętam zabytkowy komputer, który zajmował prawie całą salę. :)
      A propos muzeów nieprzyjaznych dzieciom odradzam Zamek Królewski. Kilka lat temu byłam z klasą i panie pilnujące traktowały nas jak potencjalnych psychopatycznych przestępców. :(

      Usuń
    11. Lirael: Starsza pewnie by wytrzymała galerię starożytną albo polską XIX wieku, ale Młodsza by zapewne zajęczała nas na śmierć:P W Zamku Królewskim warto zamówić lekcję muzealną, są na wyższym poziomie niż w Wilanowie.

      Usuń
    12. Obawiam się, że Młodsza rzeczywiście mogłaby się szybko znużyć, ale dla Starszej to naprawdę mogłoby być mocne przeżycie. Tam zresztą chyba też są lekcje muzealne dla dzieci, ale na temat poziomu trudno mi coś powiedzieć.

      Usuń
    13. W Królewskim byłem lata temu na "Cieniach i światłach" zresztą z córką i okazało się, bez traumatycznych doznań - jej z kolei spodobał się Signac :-).

      Usuń
    14. W pełni popieram, obrazy Signaca są bajeczne.

      Usuń
    15. Wizyty w przybytkach kultury byłyby łatwiejsze dla dzieci do zniesienia, gdyby istniały muzealne kafejki z lodami i kąciki rysunkowe w okolicach szatni :D

      Usuń
    16. Nawet niekoniecznie w okolicach szatni :-) dużo a w zasadzie wszystko zależy od prowadzącego i jego pomysłów.

      Usuń
    17. Ech, byle apteka potrafi postawić stolik z klockami, a wielkie instytucje kultury jakoś na najmłodszych pomysłów nie mają.

      Usuń
    18. Aptekarzowi zależy bo żyje z klientów, a dyrektorowi muzeum nie, bo żyje z dotacji i dziwić się potem, że jesteśmy kulturalną "piątą ligą Europy".

      Usuń
    19. Tiaa. Tylko nie wierzę, że takiej kochanej Unii nie można wydoić na parę groszy na włączenie dzieci w obieg kulturalny albo inny równie biurokratycznie brzmiący cel, żeby kupić pudełko kredek i skserować kilka kolorowanek:)

      Usuń
    20. Można - tylko po co, bo z tego tylko same kłopoty będą. Nie dość, że trzeba napisać jakiś wniosek, to potem jeszcze dzieciarnia będzie się plątała po wystawach tak jak po PME w "Brunecie wieczorową porą" - "Do mnie proszę! Powiedziałam: cisza! W muzeum trzeba się cicho zachowywać! Słuchajcie,to jest butelka, z siedemnastego wieku, do której dziedzic nalewał wódkę. I rozpijał tą wódką pańszczyźnianych chłopów. Proszę idziemy dalej. Nie ruszać tego proszę, nie wolno! To jest butelka z...osiemnastego wieku, w której podawano gorzałkę, bo wódkę nazywano gorzałką albo okowitą. Do takich butelek nalewano wódkę i rozpijano tą wódką pańszczyźnianych chłopów. Proszę, dalej, proszę. Proszę, przesunąć się, proszę." I po co?! :-)

      Usuń
    21. Masz rację. W ogóle wiele instytucji w tym kraju funkcjonowałoby dużo lepiej, gdyby nie miało widzów, pacjentów, uczniów czy petentów.

      Usuń
    22. Wreszcie dotarliśmy do sedna i to zgodnie w dodatku :-) też uważam, że bez nich praca różnej maści urzędników byłaby dużo prostsza :-)

      Usuń
    23. Sam w swoich nauczycielskich czasach uważałem, że szkoła byłaby pięknym miejscem bez uczniów, więc poniekąd rozumiem to podejście:P

      Usuń
    24. Ja z kolei mam za sobą epizod urzędniczy i jestem zdania, że bez podatników praca administracji podatkowej też byłaby znacznie przyjemniejsza :-)

      Usuń
    25. Czyli klient, turysta, petent czy uczeń potrzebny jest jedynie prywatnej inicjatywie, której, o dziwo, nie przeszkadza, a jeszcze potrafi na nim skorzystać. A może by tak sprywatyzować Muzeum Narodowe? Wtedy w holu przy szatni nawet karuzelkę postawią, o automatach z kauczukowymi piłeczkami nie wspomnę:P

      Usuń
    26. Na początek pewnie przewietrzyliby magazyny i pozbyli się tego, czego oko ludzkie i tak nigdy do końca tego stulecia nie miałoby szans zobaczyć, knotów, dubletów, itp. itd. i urzędnicy MNW po 15-tej też odbieraliby telefony :-)

      Usuń
    27. I może nawet jaki Rembrandt by się znalazł zapomniany gdzieś w kącie:P

      Usuń
    28. Na temat sztuki afrykańskiej nie mam absolutnie nic do powiedzenia (a zamieszczone zdjęcia eksponatów lekko mnie przerażają), ale przy okazji Waszej wymiany zdań przypomniała mi się pewna historia, która idealnie wpisuje się w nurt muzealnych narzekań.
      Byłam kiedyś, gdzieś w Wielkopolsce, w jakimś muzeum. Pusto i cicho, zwiedzający reprezentowani wyłącznie przeze mnie i mojego męża. W każdej sali stoi jak cerber pani z zaciętym wyrazem twarzy, patrząca na ręce. O filcowych bamboszkach nie wspomnę, bo to oczywiste, że możliwe było poruszanie się wyłącznie w nich. W pewnym momencie mój mąż przyspieszył zwiedzanie i wszedł do drugiej sali, podczas gdy ja zostałam jeszcze w połowie pierwszej. W tym momencie rozległ się oburzony syk pani-cerber: "Proszę nie odłączać się od grupy!"
      Dziękuję za uwagę:)

      Usuń
    29. Bo jeszcze zostawiona samopas byś zabłądziła, a pani - nie daj Bóg - musiałaby Cię do wyjścia odholować :P

      Usuń
    30. Bamboszki pamiętam, a jakże, ale "w tym temacie" na szczęście już coś drgnęło i muzea mają ten etap bamboszkowy za sobą :-) a i samotne snucie po muzeach jest już dozwolone :-)

      Usuń
    31. I nie dość, że by się zmęczyła, a ja mogłabym stawiać opór, podczas którego spadłyby mi bamboszki i mogłabym porysować podłogę obcasami, to jeszcze w tym czasie pozostała część "grupy", pozostawiona bez nadzoru, starłaby brudnymi paluchami kurz z eksponatów? Tak, myślę że tymi właśnie torami podążała myśl bohaterskiej pracownicy skansenu:P

      Usuń
    32. Marlow, to było jakieś 10 lat temu. Myślę, że to akurat muzeum potrzebuje wieków, a nie dekady na wprowadzenie zmian w zakresie snucia:(

      Usuń
    33. Momarto: żeby tam kurz ścierała ta połowa grupy! Ona mogłaby rąbnąć jakiś landszafcik, wyciąć z ram, zrolować i wynieść pod sweterkiem! A pani by odpowiadała.

      Usuń
    34. W MN w Poznaniu nie trzeba było grupy - wystarczył jeden facet, żeby rąbnąć Moneta :-) Czego to nie zrobi człowiek w imię miłości do sztuki :-)

      Usuń
    35. Dzisiaj jestem w wojowniczym nastroju, stąd postanowiłam wtrącić się do Waszej dyskusji :-). Do wypowiedzi troszkę wyżej - a może by tak potraktować dzieci troszkę poważniej? Więcej od nich wymagać, ale również więcej samemu, jako rodzic, się zaangażować podczas zwiedzania muzeów? Często byłam/jestem świadkiem pobytu rodziców z małymi dziećmi w muzeach w wielu krajach i zawsze podziwiam duże zaangażowanie rodziców i ich swietne przygotowanie. W krajach anglosaskich często podsłuchuję jak opisują dzieciom eksponaty, co opowiadają i za każdym razem jestem pod wrażeniem jak małe szkraby (często 3-4 letnie) są wsłuchane w opowieści, jak trafne zadają pytania. A muzea są takie same - nie można dotykać eksponatów, nie ma kolorowanek dla dzieciaczków. W pewnym mieście w Anglii często byłam swiadkiem pobytu rodziców z dziećmi podczas weekendów w muzeum, mówiąc obrazowo, coś w rodzaju MN. I często celowo byłam "świadkiem" rodzinnego zwiedzania z maluchami - i za każdym razem byłam pełna podziwu dla rodziców, i za każdym razem z zafascynowaniem przygladałam się zasłuchanym dzieciom. A dla dzieci troszkę starszych lekcje w muzeach często wyglądają tak, że dzieci dostają kartki z pytaniami i na własną ręke chodzą po muzeum, wyszukują eksponaty zawarte w pytaniach i na miejscu piszą odpowiedzi - zwykle nie ma "wykładów" opiekuna grupy - dzieci muszą same znaleźć i odpowiednie eksponaty, i same oglądając dany obraz, rzeźbę, itp, napisać odpowiedź. Tak samo jest za oceanem.
      A my nadal w Polsce żadamy tego i owego, myśląc, że to nam się "należy".

      Usuń
    36. Skoro rodzice idą z dzieckiem do muzeum zamiast puścić mu bajki na DVD to siłą rzeczy już się angażują. Wariant z pytaniami quizowymi był też testowany w MNW. Spotkałem się z nim tylko raz i dotyczył on wybranej grupy dzieci i przy okazji jednej wystawy - rezultat przerósł moje oczekiwania gdy córka z błyskiem w oczach razem z innymi dziećmi biegała po wystawie usiłując odpowiedzieć na pytania. Świetna sprawa. Ale widocznie dział edukacyjny MNW, ma ciekawsze zajęcia niż przygotować taki zestaw dla wystaw stałych i czasowych. Pewnie wychodzi z założenia, że lekcje muzealne, które są dodatkowo płatne to już wszystko więc po co wysilać.

      Usuń
    37. Samo wybranie się do muzeum, to zanagażowanie, zgoda, ale nie wystarczy tylko dostawić dziecko do miejsca sztuki, trzeba tą sztuką również zainteresować - i tutaj chciałam napisać, w stopniu dostosowanym do wieku dziecka, ale ... spasowałam. Mam w dalekim domu ksiązki pt co twoje dziecko powinno wiedzieć w 1, 2 ... itd klasie - i gwarantuję, że wielu i nauczycieli, i rodziców w Polsce by się nie zgodziło, czy treści są adekwatne do wieku dziecka, a w Ameryce to jakoś nie przeszkadza. Tam lekcje dla 6 latków w niczym nie ustępują miejsca lekcjom dla starszych dzieci. Nie ma czegoś takiego, że one czegoś nie zrozumieją. Jedyna różnica, to zaawansowanie słownictwa.
      A jeżeli chodzi o lekcje muzealne w pytaniami - często to nauczyciele je przygotowują, nie muzea. W końcu to szkole zależy, aby urozmaicić edukację dziecka, a nie muzeum. Dodam, że często wejście do muzeum w takiej Anglii chociażby jest za darmo.

      Usuń
    38. To jakieś nieporozumienie, naiwnością jest oczekiwanie od rodzica, że sam we własnym zakresie zrobi to, co powinni zrobić ludzie, którzy przynajmniej teoretycznie są od tego specjalistami. Być może są takie chwalebna przypadki ale one moim zdaniem stanowią tylko wyjątki potwierdzające regułę. Nie wyobrażam sobie by rodzic w domu opracowywał zajęcia jakie przeprowadzi z dzieckiem w muzeum choćby z tego tylko powodu, że sam nie wie co tam jest, nie mówiąc już o tym, że często nie ma pojęcia o danej dziedzinie. Tak jak ja dzisiaj oprowadzając (choć to w przypadku wystawy w MNW zbyt mocne słowo) po ekspozycji dotyczącej sztuki starożytnej albo w MWP po wystawie dawnego uzbrojenia i skansenie pojazdów. Po to właśnie są chyba działy edukacji, żeby pomóc miotającym się w niewiedzy rodzicom.

      Usuń
    39. Ale co to znaczy, że powinni to zrobić ludzie, którzy są od tego specjalistami? Oczywiście, możemy wymagać od nauczycieli, ale od pracowników museum? Muzeum i tak robi dużo dostarczając dodatkowe materiały towarzyszące wystawie, tworząc wprowadzenia do każdej ekspozycji, nie mówiąc już o dodatkowych wiadomościach specjalnie przeznaczonych dla dzieci na stronie www muzeum (tak przynajmniej jest w muzeach na Zachodzie). Muzeum chcąc zachęcić dzieci i młodzież do obejrzenia danej wystawy, może, ale nie musi, przygotować dodatkowe materiały dla najmłodszych. Nie zwalajmy wszystkiego na instytucje - szkolenie zaczyna się w domu - od zainteresowania dziecka czymś tam, od znalezienia mu dodatkowych materiałów, czy chociażby od zwykłego zainteresowania się tym, co dziecko interesuje. I aby zabrać dziecko do muzeum sztuki, trzeba się najpierw przygotować, co się chce mu pokazać. Inna sprawa jest z muzeami techniki, historii naturalnej, itp., w któych można poznawać otaczający nas świat i bazować na wiedzy, którą my dorośli już dawno nabyliśmy - tam można iść "w ciemno", bez żadnego przygotowania, a i tak będziemy mogli dziecko wieloma rzeczami zainteresować, będziemy bez problemu mogli o wielu rzeczach opowiadać, nie mówiąc już o tym, że dziecko będzie mogło samo pewnych rzeczy dotknąć, sprawdzić. Kończąc ten temat - jedyne co mogę napisać, to więcej wymagajmy od siebie i liczmy na siebie niż na innych. Tym bardziej, że znamy własne dzieci i wiemy, co i w jakiej dawce i kiedy możemy im podawać. Chociaż mała dygresja na koniec - to może się i na nas odbić niekorzystnie - mój syn chodził ze mną po różnych muzeach od maleńkości i obecnie zwiedzanie z nim muzeów to katorga - potrafi stać przed każdym obrazem czy eksponatem godzinami - najpierw musi wszystko na ten temat przeczytać, potem dokładnie się przyjrzeć, a potem jeszcze ewentualnie wraca do rzeczy ulubionych. Więc może faktycznie lepiej było edukację oddać w ręce nauczycieli, kiedy był w wieku szkolnym? :-). Miłej niedzieli życzę.

      Usuń
    40. Nie bardzo rozumiem dlaczego inna sprawa jest z muzeami techniki czy historii naturalnej - idąc Twoim tokiem myślenia, rodzice też powinni solidnie przygotować się do takiej wizyty i nie oczekiwać specjalnie, że znajdą tam pomoce dla dzieci. Ale rzeczywiście chyba lepiej skończyć temat bo każde z nas jak widzę pozostaje na z góry upatrzonych pozycjach.

      Usuń
    41. Muzea techniki czy tez historii naturalnej, lotnictwa, kosmosu, itp to zwykle muzea dla dzieci - i eksponaty są w odpowiedni sposób pokazane. W końcu widząc szkielet dinozaura, czy też ekspozycje wypchanych zwierząt, lub też model samolotu (nawet jeśli będzie to Air Force 1) - nie musimy się wcześniej przygotowywać do objaśnień dziecku tego, co widzi :-). Tym bardziej, że wszystko jest "graficznie" pokazane. Ze sztuką jest troszkę inaczej - oczywiście, dziecko samo uzna, czy coś się mu podoba, czy też nie, czy jakiś obraz poruszył jakieś głębsze struny, ale dobrze by było troszkę przekazać mu treści o autorze eksponatu, chociażby kim był, jaki nurt malarstwa reprezentuje, jaką techniką obraz został namalowany, itp. Dzieci też odczuwają emocje, że mogą coś zobaczyć na żywo, a nie tylko jako obrazki w ksiażeczce :-).

      Usuń
    42. Kończąc bo widzę, że dyskusja nie doprowadzi do niczego. Doprawdy do muzeów innych niż związane z historią sztuki rodzice nie muszą się przygotowywać?! :-) proponuję w takim razie wycieczkę z dociekliwym siedmiolatkiem do Muzeum Kolejnictwa w Warszawie albo do Muzeum Przyrodniczego we Wrocławiu (żeby nie czepiać się tylko stolicy) oba zresztą bardzo ciekawe i oba wyszły na przeciw Twoim założeniom, że to rodzice powinni wszystko wiedzieć a w ramach podpowiedzi dla nich przygotowano "standardowe" objaśnienia. Oczywiście można i tak - w sumie dlaczego rodzice nie mieliby podszkolić się trochę z zasad działania parowozów albo paleontologii :-).

      Usuń
    43. Pozwolę sobie uzupełnić Waszą rozmowę tytułem książki, która wspaniale wprowadza dziecko w świat historii sztuki. Przeczytałam ją gdzieś w szóstej-siódmej klasie podstawówki i wracałam do niej wielokrotnie. Mam na myśli "Krajobraz z tęczą" Anny Klubówny. Miałam tylko część poświęconą malarstwu polskiemu, a właśnie widzę, że jest też część o sztuce europejskiej. To są bogato ilustrowane sylwetki malarzy, ale napisane po prostu pasjonująco, w każdym razie czytało mi się je wtedy świetnie. :)

      Usuń
    44. Pamiętam, a jakże ale nie wbiła mi się jakoś szczególnie w pamięć, za to w liceum byłem pod wrażeniem "Od Giotta do Cézanne'a" Levey'a.

      Usuń
    45. Mnie się wbiła straszliwie, a zwłaszcza rozdział o Grottgerze. Ważne sprostowanie, tę część o malarstwie polskim napisała Jadwiga Stępieniowa, przepraszam za pomyłkę. "Od Giotta do Cézanne'a" nie znam, ale to chyba jest coś właśnie w tym stylu, widzę, że nawet okładka podobna. :)

      Usuń
    46. To był mój ulubiony przewodnik po malarstwie, krótko i węzłowato z kolorowymi wyłącznie ilustracjami, co też nie było bez znaczenia. To nie były to pogłębione analizy ale dawały ogólne pojęcie o poszczególnych obrazach a obfitość autorów i ilustracji przy zupełnym braku polskich twórców już wówczas brutalnie sprowadzała na ziemię, co do miejsca w światowej sztuce Matejki :-)

      Usuń
    47. Bardzo przydatna rzecz. Pamiętam, że też byłam zdumiona tym, że żaden z naszych dawnych bożyszczy pędzla nie zdobył sławy światowej. :)

      Usuń
    48. Ja taki szok, tak na prawdę przeżyłem gdy przeglądałem historię sztuki chyba Time'a. Jedyne polskobrzmiące nazwiska jakie znalazłem chyba w ponad 20-stu tomach to był Chodowiecki i Kandinsky :-)

      Usuń
    49. W sumie "Dali" też brzmi trochę swojsko. :D Wiesz, że to naprawdę dziwne, że nikt porażającej kariery międzynarodowej nie zrobił, tu już nie ma usprawiedliwienia, że język był barierą. Na szczęście w muzyce powiodło nam się lepiej. :)

      Usuń
    50. Literaturą też nie rzuciliśmy świata na kolana chociaż jest trochę lepiej niż w malarstwie.

      Usuń
    51. A ja pozwolę sobie jeszcze zakończyć sprawę muzeów - zajrzałam na strony proponowanych przez Ciebie muzeów - jak chociażby Muzeum Przyrodnicze we Wrocławiu. Jeśli tak wyglądają opisy eksponatów, jak widziałam na zdjęciach - to ... nie dziwię się, że nasza dyskusja nie prowadziła do niczego, nie miała żadnych zbieżności. Przyznam, że nie licząc zamków, pałaców, kościołów, uniwersytetów, itp. zabytków, nie zwiedzałam muzeów w Polsce z dzieckiem. Mówiąc bardzo delikatnie - w przedstawianiu eksponatów jesteśmy bardzo oszczędni. Przyzwyczajona jestem do czegoś bardzo innego - mnóstwo informacji przedstawionych w bardzo przystępnej formie, nie mówiąc już o interakcji, o zabawach, o zawsze chętnych do objaśnień opiekunach wystawy. Jak widzę, jeszcze na tym polu mamy troszkę do nadrobienia. Jakoś nie udało mi się dotrzeć do Centrum Kopernika - mam nadzieję, że tam jest troche bardziej "światowo" - chociaż widząc na filmiku w youtube, nadal jest troche tak jak rodem z podręczników szkolnych :-).

      Usuń
    52. W każdym razie w MNW, MK i w MWP można spokojnie spotkać dzieci, w tych dwóch ostatnich mam wrażenie, że gdy ja byłem, stanowiły większość zwiedzających a z kolej Muzeum Przyrodnicze we Wrocławiu to podobno ulubione muzeum szkolnych wycieczek - widziałem je tylko raz, jeszcze przed remontem ale nie dziwię się dzieciom :-). Córce też się podobało :-)

      Usuń
  2. Jestem pod wrażeniem tej rzeźby, piękna a jednocześnie przerażająca, i dziwię się, że w programie żadnej szkolnej wycieczki w Bieszczady nie ma Muzeum Misyjnego w Krośnie. To na pewno niejedyny skarb, który można tam zobaczyć.
    W przyszłym tygodniu w pracy zapytam koleżankę, która pochodzi z Krosna, czy kiedykolwiek była w tym muzeum. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakon działa od końca XIX w. i z założenia jest nastawiony na pomoc misjom, dzięki czemu w dowód wdzięczności domy zakonne otrzymywały tego rodzaju "pamiątki". Pewnie na taki stan rzeczy składa się kilka czynników - teraz wiadomo Kościół w ogóle jest passé to po pierwsze, a po drugie wiadomo, że poziom czasami jest dyskusyjny. Chociaż gdy oglądałem w PME wystawę dotyczącą sztuki afrykańskiej, kiedy jeszcze była, to na temat kilku eksponatów też by się dało "podyskutować" :-)

      Usuń
    2. W każdym razie jestem przekonana, że ta rzeźba na pewno zrobiłaby na gimnazjalistach wrażenie. Mam tylko nadzieję, że nikt nie wykonałby inspirowanej nią figurki najmniej lubianego nauczyciela. :) Przy najbliższej wycieczce w Bieszczady postaram się zahaczyć o Krosno.
      A nawiasem mówiąc nkisi kojarzy mi się z tą pracą Hasiora, tyle że u niego agresja została skierowana przeciwko samemu sobie, bo to jego własne zdjęcie.

      Usuń
    3. A wiesz, że z Hasiorem chyba jest coś na rzeczy? Mnie natomiast kojarzą się jego "Organy". Ale skojarzeń może być więcej - choćby męczeństwo św. Sebastiana Mantegny, zwłaszcza to w wariancie z Wenecji.

      Usuń
    4. Właśnie sobie obejrzałam obraz Mantegny i uważam, że to bardzo trafne skojarzenie.

      Usuń
    5. Niestety, za słaby jestem w historii sztuki ale pewnie dałoby się znaleźć jeszcze jakiej paralele.

      Usuń