środa, 20 listopada 2013

Kondotierzy, Rafał Gan-Ganowicz

"Kondotierzy" to jedna z tych książek, o których mówi się - kultowe, choć nie do końca wiadomo co to znaczy. W tym przypadku dla jednych kultowość wiąże się z postacią autora, zadeklarowanego antykomunisty, który swoje poglądy potwierdzał z bronią w ręku, mnie jednak książka intrygowała ze względu na jej temat, bo wojna w Kongo związana z secesją Katangi, której w połowie jest poświęcona, to u nas terra incognita, nie licząc dwóch zapoznanych zupełnie i chyba słusznie pozycji; "Kongo-Müller. Wyznania mordercy" Waltera Heynowskiego i Gerhard Scheumann rozmowy/wywiady z jednym z żołnierzy walczących w Kongo z 1968 r. i "Operacji Lampart" Tadeusza Pasierbińskiego z 1980 r. 


O ile z tej drugiej da się jeszcze wyłuskać trochę ciekawych informacji to pierwsza to typowa propagandowa elukubracja, z której niewiele można się było dowiedzieć. Niestety, okazało się, że wspomnienia Gan-Ganowicza tą "białą plamę" wypełniają tylko w niewielkim stopniu.

Kojarzyć się mogą z "Psami wojny" Forsytha, tyle że podlana antykomunistycznym sosem. Na i ile został on dodany przez Gan-Ganowicza, którego widać, że uwierała łatka bezideowego najemnika, trudno ocenić - faktem jest, że miał za sobą epizod antykomunistycznej konspiracji w latach 40-tych (ale chyba przez nikogo nie potwierdzony) później udział w wojnie w Jemenie i pracę w Radiu Wolna Europa.

Ten antykomunizm nie musiał być dominującym powodem, dla którego autor zdecydował się zaciągnąć w szeregi najemników. Sam wszakże pisze "w Kongu pokochałem przygodę i broń. Ciężko było wrócić pomiędzy zwykłych zjadaczy chleba, do których żywiłem podświadomie pewną pogardę i głębokie lekceważenie dla ich codziennych, ludzkich problemów. "Lepiej przeżyć jeden dzień jak lew, niż całe życie jak zając" - myślałem. I nie chciałem się zgodzić na pożegnanie z bronią. Od kilku miesięcy rosła we mnie tęsknota. Tęsknota do słońca, do wojny, do przygody. Do życia, jakie poznałem w Kongu. Bałem się powrotu do cywila. (...) Błagałem boga wojny o jeszcze jedną przygodę." Nie da się w tym doszukać słowa o walce z komunizmem ...

Zresztą akcenty ideowe, które pojawiają się, we wspomnieniach nie są specjalnie nachalne, powiedziałbym, że wyglądają raczej blado (antykomunizm Gan-Ganowicza w czasie konfliktu w Kongo sprowadza się w zasadzie do tego, że jemu i niektórym z jego towarzyszy broni groziło w Polsce niebezpieczeństwo ze strony UB a przeciwnicy byli wyposażeni w broń pochodzącą z ZSRR i Chin) przy żenująco zacietrzewionej przedmowie Henryka Skwarczyńskiego, nie wnoszącej żadnej "wartości dodanej". Zamiast niej aż prosiłoby się o rzetelne wprowadzenie historyczne dotyczące konfliktu w Kongo i Jemenie, zwłaszcza że chwilami w "Kondotierach" trudno się połapać, po której stronie autor walczył w Kongo, Gan-Ganowicz pisze bowiem o przeciwnikach per "rebelianci" - tymczasem, jakby nie patrzyć, to akurat Czombe, do wojsk którego się zaciągnął, sam początkowo był secesjonistą, choć w 1965 r. rzeczywiście był premierem rządu zdymisjonowanym w październiku 1965 r. przez prezydenta Kasavubu.

Dużą przesadą jest też sprowadzenie tego konfliktu do walki wolnego świata z ekspansją komunizmu. Zwykle gdy nie do końca wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze a Katanga należy do najzasobniejszych w bogactwa naturalne regionów na świecie. Widać zresztą, że Gan-Ganowicz zdawał sobie z tego sprawę, napomykając o konfliktach plemiennych i napomykając o interesach gospodarczych państw zaangażowanych w wojnę, choć nie do końca wyraźnie to artykułuje. Jeszcze gorzej idzie mu z oceną kolonializmu i dekolonizacji, na szczęście takim politycznym rozważaniom poświęca w części książki poświęconej swojemu pobytowi w Kongo tylko jednej rozdział.

W większości mamy za to męską przygodową prozę pomieszanie Forsytha i Sienkiewicza aczkolwiek na znacznie skromniejszą miarę i w formie epizodów z walk czy wspomnień o towarzyszach broni, wśród których jest zaskakująco wielu Polaków (po stronie Czombego walczył m.in. Jan Zumbach, którego może niektórzy pamiętają z "Dywizjonu 303" Arkadego Fiedlera ale o nim akurat Gan-Ganowicz nie wspomina). Z dzisiejszego punktu widzenia trochę zaskakuje, że ludzie, których wspomina to prawie bez wyjątku biali a przecież dowodził czarnym żołnierzami. Nie dowiemy się też z "Kondotierów" jak na prawdę wyglądało życie najemnika ani tym bardziej jak wyglądało życie mieszkańców kraju, w którym walczył bo wygląda na to, że nie byłoby to nic czym chwalić zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę dwa zdjęcia sprzymierzeńców, tubylców którzy pozują do nich z odciętymi dłońmi, przypominające najgorsze czasy króla Leopolda II.

Okazało się, że "kultowa" książka jest co najwyżej nieco rozczarowującą ciekawostką, przynajmniej jak dla mnie.  

20 komentarzy:

  1. Przez ułamek sekundy miałam nadzieję na Afganistan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez przesady - gdy wybuchła tam wojna, Gan-Ganowicz był już panem pod 60-tkę :-).

      Usuń
  2. Oglądałam kiedyś film dokumentalny na temat Gan-Ganowicza, jednak był on poświęcony jego życiu w szerszym aspekcie. Pamiętam, że zrobił na mnie wtedy spore wrażenie, ale jako ciekawostka właśnie. Na książkę chyba bym się nie skusiła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życie miał faktycznie ciekawe, na książkę skusiłem się przede wszystkim za sprawą wojny w Kongo, zwłaszcza że był m.in. w Bukavu nad jeziorem Kiwu, które mnie szczególnie interesuje ale jestem trochę rozczarowany - a podejrzewam, że Ty byłabyś bardzo rozczarowana. Powiedziałbym, że to materiał wyjściowy na dobrą książkę wojenną ale niestety nie wykorzystany.

      Usuń
    2. Może to trochę z powodu niedostatecznych predyspozycji autora. Żołnierz-najemnik niekoniecznie musi być sprawny literacko :-) A sam temat rzeczywiście ciekawy.

      Usuń
    3. Talentu literackiego akurat Gan-Ganowiczowi bym nie odmówił, niektóre rozdziały są utrzymane w stylu wojenno-przygodowym, tak jak wspominałem a la Forsyth i Sienkiewicz, tyle że nie starczyło mu pewnie cierpliwości by je poszerzyć a pewnie i o wielu sprawach nie chciał pisać bo romantyczna wizja bojownika mogłaby lec w gruzach.

      Usuń
  3. Czy są może jakieś nawiązania czy odniesienia do Conrada i "Jądra ciemności"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedno zdanie na początku :-) "Na wprost mnie Krzyż Południa. Ten mityczny dla Europejczyka, conradowski gwiazdozbiór zasłaniał przed moim wzrokiem wysoki budynek hotelu Baccara." To zupełnie nie te klimaty.

      Usuń
    2. Ale miło, że przynajmniej raz napomknął. :)

      Usuń
  4. Dla mnie jako ignoranta jeśli chodzi o Afrykę książka była bardzo wciągającą lekturą. Nie potrafiłbym powiedzieć kiedy autor zmyśla, a kiedy mówi prawdę. Odebrałem jego wspomnienia jako opis walki pojedynczego człowieka z ideologią.


    Może zrobiłem to trochę bezrefleksyjnie?

    Z tego co pamiętam to podobał mi się styl pisarski Gondowicza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak wspominałem "Kondotierzy" są napisani w tonacji przygodowo-wojennej i też dobre mi się ich czytało. Ale na czym polegała walka Gan-Ganowicza z ideologią to akurat trudno zrozumieć bo ideologiczne podstawy jego pobytu w Kongo sprowadzają się do tego, że w Polsce groziło mu niebezpieczeństwo ze strony UB a przeciwnicy byli uzbrojeni w broń pochodzącą z ZSRR i Chin. Mam wrażenie, że tą ideologię trochę dorobił, zwłaszcza że nigdzie nie wspomina o próbie zaprowadzenia w Kongo komunistycznych porządków przez przeciwników Czombe i przyznaje, że w dużej mierze konflikt wynikał z zaszłości plemiennych.

      Usuń
  5. Czy przypadkiem nie chcesz zniechęcić do książki potencjalnych czytelników? Wydaje mi się, że przesuwasz akcent ze spraw najważniejszych. Pewnie chodziło o bogactwa naturalne Katangi, co nie wyklucza walki z rosyjskimi wpływami w tym rejonie. Wiele źródeł podaje informację o zestrzeleniu przez Gan-Ganowicza myśliwca odrzutowego MiG z płk. Kozłowem, przy którym znaleziono teczkę z dokumentami dotyczącymi szczegółów rosyjskiej misji w Jemenie w 1967r. Rosjanie zaprzeczali na forum ONZ, ale wspieranie rebelii było faktem. Pewnie wiesz więcej na ten temat, bo to twój obszar zainteresowań, ale z kolei ja tropię niczym perły takich antykomunistów jak kondotier Gan-Ganowicz. Za największe zło XX wieku uważał komunizm i swojej nienawiści do czerwonych dał wyraz wielokrotnie. Jeśli ponadto - jak piszesz - książkę czyta się z zainteresowaniem, to tylko polecać! Z chęcią przeczytam, gdy zdobędę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego miałbym zniechęcać?! Jak pisałem to przygodowo-wojenne wspomnienia sprawnie napisane więc jeśli ktoś lubi takie książki to książka dla niego. A że pozostawiają niedosyt to inna sprawa, głównie zresztą z powodu objętości - książka ma tylko ok, 200 stron. Nie zmyśliłem cytatu, w którym Gan-Ganowicz dokładnie wyłuszczył powody swojego zaciągu na wojnę w Jemenie a pisze wyraźnie nie o chęci walki z komunizmem a o chęci przeżycia przygody. Zestrzeliwując samolot, zresztą nie przypisuje sobie jednak tak do końca tego zestrzelenia, przecież nie wiedział, że siedzi w nim rosyjski pilot :-).
      Mnie bardziej interesował wątek kongijski - a tam nie pisze niczego o komunistycznej propagandzie członków rebelii Simba a jeśli już, to o osadzeniu jej w tradycji plemiennej (pisze o ludziach-krokodylach). Nie ma się też co czarować - jego towarzysze broni walczyli razem z nim niekoniecznie z powodów ideologicznych. Zresztą sam tytuł jest wymowny - kondotierzy, sam siebie z dumą do nich zaliczał, to przecież najemnicy walczący za pieniądze a nie dla idei. Wierzę w antykomunizm Gan-Ganowicza ale to że w Kongo i Jemenie mógł walczyć nie do końca z pobudek ideologicznych wcale nie znaczy, że przez to jest mniej ciekawą postacią.
      PS.
      Jeśli chcesz to książkę chętnie pożyczę.

      Usuń
  6. A taki fragment? - "Następnego dnia René otrzymał zgodę emira na zaatakowanie ambasady sowieckiej i egipskiej. Z dziką radością kierowałem ogniem. Ambasadę sowiecką zniszczyliśmy do fundamentów. Nie przerwałem ognia nawet wtedy, gdy wedle wszelkiej logiki strzały nie były potrzebne. Bałem się, że może przeceniam zniszczenie, że może jeszcze coś zostało z tego gniazda szerszeni. Egipską ambasadę otoczyłem już mniejszą troską. Przy okazji oberwały inne przedstawicielstwa, jako że mieściły się przy tej samej alei. Wieczorem we francuskim dzienniku radiowym usłyszeliśmy wiadomość, która wprawiła nas w doskonały humor: …„ze względu na bezpieczeństwo personelu, przedstawicielstwa dyplomatyczne ewakuowały się ze stolicy”. Zniszczenie sowieckiej ambasady w Sanie uważam za osobisty sukces." Tu wyraźnie wskazuje, co było solą w jego oku. Mam nadzieję na więcej takich cytatów po lekturze. W słynnym filmie "Pistolet do wynajęcia" Gan-Ganowicz deklaruje, że kłuł małą szpilką rosyjskiego słonia i taki obraz wynika ze wszystkich źródeł przekazu.
    PS
    Lubię mieć dobre książki. Wkrótce mikołajki, więc piszę list;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytanie tylko na ile na sól istniała wówczas gdy był najemnikiem. Że mogła istnieć tego nie kwestionuję ale z książki wyraźnie wynika, że nie musiał to być jedyny ani podstawowy powód jego wyjazdu do Afryki.
      PS.
      Nie nalegam :-)

      Usuń
  7. Lubię wojenno-przygodową prozę męską:) A ta książka jest od dawna na mojej liście lektur. Wątki antykomunistyczne mnie również bardzo interesują i będę je wyławiać w trakcie lektury.
    Słowa "kondotierzy" mógł użyć w tytule z powodów romantycznych:) Historia zna przecież wielu legendarnych kondotierów, pomniki im stawiano i stoją do dziś, np. w Wenecji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomniki stoją także i u nas w Szczecinie - kopia pomnika Bartolomeo Colleoniego a w Warszawie kopia kopii :-).

      O to właśnie chodzi, że do swoich przygód dobudowywał otoczkę, dla jasności - z mojej strony to nie zarzut, a dla ścisłości - to w książce wyjaśnia skąd wzięło się to określenie.

      Usuń
  8. Czasami czytam i coś wojenno - przygodowego, chociaż ostatnio ciągnie mnie w starożytność :)

    OdpowiedzUsuń