niedziela, 27 lipca 2014

Czerwone noce, Henryk Cybulski

Odnalazłem po latach "Czerwone noce" Henryka Cybulskiego. Dla mnie to książka specjalna; dostałem ją na dwunaste urodziny (wyd. IV z 1977 r.), chociaż ze względu na treść, to trochę ryzykowny prezent dla chłopca w tym wieku, od bardzo bliskiej mi osoby, to po pierwsze. Po drugie, wydarzenia, o których pisze Cybulski dla części mojej rodziny nie są tylko teorią, bo sama ich doświadczyła i pamięć o nich ciągle jest żywa, choć emocje z upływem lat już minęły. 


Pamiętając o wrażeniu, jakie książka na mnie zrobiła kilkukrotnie ją zachwalałem "gościnnie" na innych blogach przy okazji poruszanego tam tematu ludobójstwa na Wołyniu. Teraz gdy ją są odświeżyłem mogę tylko powiedzieć - przepraszam, to nieporozumienie.

W latach PRL-u zapewne należało się cieszyć, że książka podejmująca tak niewygodną wówczas tematykę mogła się w ogóle ukazać. Zadowolony z tego mógł być z pewnością Włodzimierz Odojewski, który przeniósł kilka epizodów do swojej najsłynniejszej powieści "Zasypie wszystko zawieje". Trudno ocenić na ile wydźwięk książki pochodzi od Henryka Cybulskiego, na ile od Henryka Pająka a na ile od cenzora ale biorąc pod uwagę ówczesne realia stawiałbym raczej na tych dwóch ostatnich, którzy dążąc do zapewnienia zgodności z jedynie słuszną linią sprawiają, że czytelnik zanurza się chwilami w opary absurdu, jak wówczas gdy po zaatakowaniu Związku Radzieckiego przez Niemców, dowiaduje się że Cybulski nie nienawidzi Kraju Rad chociaż został przez Rosjan aresztowany i zesłany na Syberię, z której po kilku miesiącach uciekł i przed którymi musiał się ukrywać ale Niemców, których nawet na oczy nie widział. Akcentowana jest współpraca z partyzantką rosyjską, pewnie by zrównoważyć fakt, że Cybulski był członkiem AK, a ukraińscy nacjonaliści to faszyści itp. itd.

Te ewidentne mankamenty nie zmieniają jednak przejmującej wymowy książki, jest ona świadectwem obrony Przebraża, wsi koło Łucka, która w obliczu zagrożenia ukraińskiego zorganizowała samoobronę i z blisko 2000 rozrosła się do 25 000 mieszkańców. Henryk Cybulski był jej dowódcą. Cybulski nie ogranicza się tylko do losów Przebraża, które zresztą przedstawione są bardzo barwnie (co zresztą jest podstawową zaletą książki) jako toczone przez Polaków potyczki i bitwy nie tylko o charakterze obronnym ale także i zaczepnym, ale upamiętnia również ofiary mordów Ukraińców z tych miejscowości, z których ocaleni znaleźli schronienie w Przebrażu. 

Bardzo pozytywnie zaskakuje nie podciąganie Ukraińców pod jeden strychulec, choć zważywszy na okrucieństwa jakich się dopuszczali, takie uproszczone podejście zapewne było kuszące - jednak Cybulski zaznacza, że wielu Ukraińców udzielało Polakom pomocy z zagrożeniem własnego życia, mogli bowiem być z tego powodu zamordowani przez własnych pobratymców.
W sumie "Czerwone noce" stanowią przedziwny amalgamat ukłonów w stronę ówczesnej propagandy oraz świadectwa okrutnych czasów i udowadniają, że beczkę miodu, owszem, może popsuć łyżka dziegciu ale jeszcze bardziej psuje ją dziegieć w ilości co najmniej 10 razy większej.

8 komentarzy:

  1. Kompletnie nieznane mi nazwisko, w przeciwieństwie do tematyki, która ostatnio coraz mi bliższa. Jestem na świeżo po lekturze Obertyńskiej W domu niewoli, która zrobiła na mnie piorunujące wrażenie i ze względu na treść i z powodu języka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obertyńska to jednak zupełnie inna tematyka - Cybulski tylko napomknął o zderzeniu z "porządkami", które wprowadzili Rosjanie a u Obertyńskiej to temat przewodni. Jeśli podobała Ci się Obertyńska to polecam "Ludzi sponiewieranych" (wersja rozszerzona do "Kazachstańskie noce") Naglerowej, tyle że nie wiem czy były jakieś krajowe wydania.

      Usuń
    2. Podoba brzmi jakoś dziwnie w odniesieniu do tematyki łagrowej, ale uważam, że to bardzo ważna i dobra książka. Z nazwiskiem Naglerowej się już spotkałam na blogach, ale tym bardziej zapisuję do zapamiętania.

      Usuń
    3. Fakt, w każdym razie robi wrażenie. Warto poszukać bo "Ludzie sponiewierani" dla literatury łagrowej to odpowiednik "Medalionów" z tą różnicą, że o ile Nałkowska pisała je na podstawie świadectw innych to Naglerowa w oparciu o własne doświadczenia.

      Usuń
  2. Niestety nie znam, ale z przyjemnością jak zwykle "przysłuchuję" się dyskusji.
    Takie książki dopiero prze de mną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mimo zastrzeżeń zachęcam - czyta się bardzo dobrze, jak mrożącą krew w żyłach powieść wojenno-przygodową, niestety opartą na faktach.

      Usuń
  3. No niestety, czasem pamięć płata nam figle. No albo zmienia nam się perspektywa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmiana perspektywy nie jest jeszcze taka straszna sama w sobie, niedobrze tylko jeśli zmienia się z powodów koniunkturalnych. Szkoda, że nie ma szans na szczerą i pełną wersję zapisków Cybulskiego, tak jak to się udało w przypadku Klukowskiego.

      Usuń