piątek, 13 lutego 2015

Zasypie wszystko, zawieje..., Włodzimierz Odojewski

Wow! Tak, nie ma wątpliwości - powieść Włodzimierza Odojewskiego wywołuje efekt Wow! Gdy kończy się ostatnie zdanie, sporo czasu upłynie zanim uzna się ją za "odfajkowaną" i sięgnie po następną książkę. Według Marii Janion to „najbardziej romantyczna polska powieść napisana w XX wieku” i pewnie to prawda ale wcale nie zmienia to faktu, że jest to także swego rodzaju literacki humbug i zdumiewające, że nikt do tej pory nie podniósł licznych zapożyczeń, dostrzegalnych gołym okiem.


Trudno przecież nie zauważyć, że Odojewski jest dłużnikiem Żeromskiego wykorzystując motyw miłości i pożądania w cieniu śmierci z  "Wiatru od morza" a mówiąc ściśle z rozdziału "Otto von Arffeberg" Ci, którzy trochę interesują się dwudziestowieczną historią Kresów z pewnością zauważą, że pisarz zaciągnął dług także u Henryka Cybulskiego i jego "Czerwonych nocy", z których czerpał pełnymi garściami. Powieściowa masakra w Tuczapsku to bez wątpienia opis mordu w Kisielinie, do którego doszło 11 lipca 1943 roku, znany z relacji Włodzimierza Sławosza Dębskiego (ojca Krzesimira Dębskiego) zamieszczonej w książce Cybulskiego, epizod z wykopaniem broni na cmentarzyku Czartoriusów w rzeczywistości miał miejsce na cmentarzu w Kiwercach (powieściowym Krzyżtopolu) a pomyłka, w której rosyjskich partyzantów wzięto za oddział bulbowców przydarzyła się Stanisławowi Bochniewiczowi dowódcy jednego z oddziałów samoobrony Przebraża niedaleko wsi Komarówka.

Uważny czytelnik może też bez trudu dopatrzyć się nawiązania do "Wertepów" Leopolda Buczkowskiego w warstwie obyczajowej (los wdowy w społeczności wiejskiej) czy w epizodzie, w którym wieśniak nie jest pewny swojej narodowości a z kolei zagłada dworu w Glebach przypomina sceny z "Pożogi" Zofii Kossak. Wreszcie nawet tytuł nie wydaje się specjalnie odległy od przewijających się przez "Więźniów nocy" Romańskiego słów upośledzonego pastucha, stanowiących jakby kwintesencje losu zesłańców "Śnieg was zasypie... Śnieg was zasypie".  Jeśli do tego dodać diatryby mające obudzić sumienia ale bardziej pasujące do przemów polityków, wykładów czy kazań, można zapytać, to o co tak właściwie chodzi? Dlaczego to taka świetna, a nawet więcej, bo piękna książka?

Nie od dzisiaj wiadomo, że mamy swoje mity, nie my jedni, zresztą. By nie sięgać daleko Niemcy mają Prusy Wschodnie, a my mamy Kresy. Patrząc od tego strony, powieść Odojewskiego jest szramą na wyobrażeniu tego mitu. Jak określić scenę, w której polski oficer w odruchu zemsty pali żywcem ukraińską rodzinę i przystaje do partyzantki tylko po to by odnaleźć żonę zmarłego brata, którą kocha miłością wcale nie platoniczną, teściowa - pani z dworu, patrzy na owdowiałą synową w kategoriach klaczy rozpłodowej, dzięki której przetrwa ród Woynowiczów, a dobrze urodzona panna porzuca urodzone w pozamałżeńskim związku dziecko? Dla pisarza solą ziemi są nie, koniecznie zawsze, piękne panie z dworka ale "wyrobnicy, komornicy, pracownicy sezonowi, spłachetkowi dzierżawcy, deputatowi robotnicy folwarczni, fornale, parobki dworskie i popie, wędrowni rękodzielnicy, drobni domokrążcy (...) lud, którego nie dostrzegano, z którym mało kto dotychczas się liczył, od którego odwracano się plecami, aż w końcu on sam plecy pokazał własnej macierzy, ten biedny, ciemny, zbałamucony, ogłupiały w swym poniżeniu lud, rozbity obecnie, podzielony, rozczłonkowany na kilka zaślepionych we wzajemnej wrogości do siebie ludów". O ile dzisiaj takie potraktowanie tematu może się nie podobać tym, którzy gustują wyłącznie w sentymentalno-bogoojczyźnianej tonacji opowieści o Kresach, to wcześniej, do '89 "Zasypie wszystko, zawieje..." nie podobało się urzędowym zawiadowcom literatury i nie miało żadnych szans by ukazać się w Polsce, choć z nieco innego powodu.

Nic dziwnego, skoro osnową książki jest rzeź wołyńska (to w ogólniejszym wymiarze) oraz śmierć brata głównego bohatera i jednocześnie męża głównej bohaterki, zamordowanego w Katyniu, kładąca się cieniem zarówno na ich relacje, jak i na dalsze stosunki rodzinne - w Katarzynie, z wzajemnością kocha się też kuzyn głównego bohatera, który jednak w przeciwieństwie do niego przedkłada obowiązek walki z wrogiem nad walkę o uczucie kobiety. Mord w Katyniu w ujęciu Odojewskiego, to nie jest żadne tam mruganie okiem do czytelnika a la Roman Bratny w "Kolumbach, rocznik 20" ale prawdziwy Rubikon, punkt odniesienia, który wielokrotnie przewija się w powieści stanowiąc memento dla tych, którzy mają być "wyzwoleniu" "parometrowe złoża zwłok w polskich mundurach oficerskich z zachowanymi nieźle jeszcze guzikami i odznaczeniami, w ciężkich zimowych płaszczach, złoża zwłok zniszczonych w skomplikowanym procesie gnicia a zarazem mumifikacji, zapewne dzięki zawartości piasku w glebie, potem z tej masy, z tej plątaniny wyróżniał poszczególne twarze tych, co leżeli zwróceni przodem ku górze, twarze bez skóry, jamy ustne i oczne przeświecające przez błonę muskułów i membran, czaszki zawsze z jednakowym otworem wylotowym od kuli na czole, pokryte włosami które utraciły już barwę i zachowane doskonale ręce o nietkniętej skórze i paznokciach, o widocznych liniach papilarnych". A granice zasadniczej akcji powieści wyznaczają orientacyjnie daty upublicznienia odkrycia grobów w Katyniu właśnie z jednej i przekroczenie granic przedwojennej Polski przez Armię Czerwoną, z drugiej strony.

Wcale nie mniej interesująco (ba, wręcz pasjonująco!) niż tło historyczne Odojewskiemu udało się przedstawić ludzkie losy i charaktery dalekie od doskonałości i miotane emocjami. Różne punkty widzenia na to samo - mężczyzny i kobiety, z których chyba żaden nie jest do końca prawdziwy, w tym sensie, że nie potrafi odczytać rzeczywistej myśli drugiej strony pozostają w gruncie rzeczy nieodgadnione tak samo dla głównych bohaterów jak i dla czytelników. No i jeszcze ten język, który zmusza do powolnego przebijania się przez tekst a tym samym i do uwagi, wydaje się, że męczący a jednocześnie posiadający magnetyczną siłę przyciągania aż do ostatniego zdania.

Od początku wiadomo, że ta historia nie może się dobrze skończyć, że nie będzie tu żadnego happy endu, że to tragiczna opowieść o ludziach, którzy stanęli przed wyborem pozostania na ziemi, którą pokochali za cenę śmierci i albo jej opuszczenia za cenę życia. Ale przecież ciemność, "która nastała, nie jest wieczna, bo przecież wieczne jest tylko światło płynące od Boga, ono zawsze w końcu rozprasza ciemności, gdyż ciemności są królestwem szatana, a szatan nie może zatryumfować, i tak jest w pragnieniach ludzi, i tak jest z góry postanowione u Boga", tyle tylko, że żadnemu z bohaterów Odojewskiego nie będzie dane o tym się przekonać. Piękna książka, bez dwóch zdań.

10 komentarzy:

  1. Męczący język? Mnie język tej powieści urzekł. Mistrzostwo. Piękno :)
    Piękny język i wstrząsające opisy rzezi - tak zapamiętałam tę książkę.
    Odojewski, o ile się nie mylę, był pierwszym polskim pisarzem, który poruszył temat Katynia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórych "strumień świadomości" urzeka, niektórych nie :-) Ale na pewno to piękna i wstrząsająca powieść. Na mnie największe wrażenie zrobiła opowieść Karpatkowej o zagładzie Gleb, i los jej samej. Widać, że Odojewski dużą wagę przywiązywał do losów kobiet, którym przypisany był los ofiar.

      Usuń
    2. Pierwszym był Józef Mackiewicz, Krytykował zresztą Odojewskiego za to, że opisując Katyń popełnił kilka przekłamań i błędów.

      "Mackiewicz wytknął autorowi powieści Zasypie wszystko, zawieje nieścisłość pewnych realiów odnoszących się do Katynia (w pierwodruku tekstu). Jak wiadomo, bohater powieści Paweł, udaje się do Katynia, by szukać tam szczątków zamordowanego krewnego. Mackiewicz zwrócił uwagę, że inaczej niż u Odojewskiego ekshumacje nie odbywały się „w środku lata” (zakończono je w pierwszych dniach czerwca), las katyński odległy jest o 4 kilometry, nie zaś kilometr od Gniezdowa. Wydobyte zwłoki chowano w kilku nowych grobach masowych (Odojewski pisze o wielkiej ilości pojedynczych mogił), na grobach masowych postawiono krzyże po zakończeniu ekshumacji (Odojewski wspomina o krzyżu na każdej pojedynczej mogile)"
      źródło: http://www.tylkoprawda.akcja.pl/ojm016a.htm

      Usuń
    3. Pierwszym w czym? To trochę przypomina mi zarzuty Prusa wobec "Ogniem i mieczem" Sienkiewicza, ale przecież ani w jednym ani w drugim przypadku nie mamy do czynienia z książka dokumentalną. To zawsze jest jakaś wizja historii widzianej oczami autora. Sam lubię odnajdywać realia w fikcyjnej akcji ale to przecież tylko ciekawostki, które sprawiają, że książka staje się atrakcyjniejsza. I tylko tyle. Nie wiem skąd biorą się oczekiwania, że książka która wykorzystuje zdarzenie, które wydarzyło się naprawdę musi to wydarzenie przedstawiać z kronikarską dokładnością i dociekliwością archiwariusza. Dopuszczam myśl, że także ono może być przez autora przekształcone.

      Usuń
  2. I widzisz, czasem nie warto jest być oczytanym. Ja na przykład nie wyłapałabym nawet połowy tych nawiązań, na które Ty zwróciłeś uwagę;)
    Odojewski stoi na mojej półce, w dziale "wkrótce" już od pewnego czasu. Teraz na pewno przyspieszę. Zwłaszcza, że ostatnio (może to przez sytuację na Ukrainie, a może przez to, że coraz więcej rozumiem) dużo myślę o latach czterdziestych i tym, jak wpłynęły na to, co później wydarzyło się w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez przesady :-) o ile zapożyczenia do Buczkowskiego mogą budzić tzw. mieszane uczucia, to te od Cybulskiego można odczytywać też jako zaletę, bo uwiarygodniają książkę osadzając ją wśród autentycznych wydarzeń.
      Dzisiaj "Zasypie..." to już tylko piękna książka, kiedyś miała jeszcze ten smaczek owocu zakazanego a to też było nie bez znaczenia :-).

      Usuń
  3. Studia filologiczne to z wielu względów dobra rzecz, ale głównie dlatego, że niejako zmuszona byłam czytać książki, po które zapewne bym nie sięgnęła, a których nieprzeczytanie byłoby moim wielkim błędem. Tak było z "Zasypie wszystko zawieje". Minęło już około 9 lat, a wspomnienia tej lektury wciąż budzą we mnie wielkie i bolesne emocje. Niesamowicie istotne tło historyczne (przy okazji, zgadzam się, że powieść historyczna czy powieść, która z historii czerpie, to nie jest relacja kronikarska i nie musi się sztywno trzymać faktów), ale to postaci, ich poszczególne losy, wybory to dla mnie siła tej książki. Taka dawka emocji, namiętności, pasji... Przenikały mnie do szpiku kości, wściekałam się, pamiętam, miotałam z moimi do nich uczuciami. Tak działają piękne książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to prawda, że "Zasypie..." to piękna książka, choć mówiąc szczerze moje zauroczenie nią nieco ostygło, gdy dotarło do mnie, że Odojewski jest dłużnikiem innych autorów. Niby nic, w końcu Golding też był dłużnikiem Hughesa, ale jednak.

      Co do studiów filologicznych, zdaje się, że jesteś wyjątkiem, który przełamuje mało pochlebny stereotyp, bo odniosłem wrażenie, że czytanie książek "nieoczywistych" nie jest domeną nawet wśród studentów filologii :-).

      Usuń
  4. Patrzę na tę książkę przez pryzmat emocji, które odczuwałam, czytając i myśląc o niej, inne rzeczy na to teraz nie wpływają.
    A i dziękuję, ale nie wydaje mi się, żebym była aż takim wyjątkiem. Trochę nas wtedy było czytających te "nieoczywistości" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zwątpiłem we współczesne wykształcenie filologiczne, gdy okazało się, że absolwentka filologii polskiej udzielająca się na jednym z blogów nie znała "Żywych kamieni" ale jak rozumiem to był jakiś niechlubny wyjątek :-)

      Usuń