czwartek, 19 października 2017

Perswazje, Jane Austen

Nie będę ukrywał - do ponownej lektury "Perswazji" zdopingowała mnie Marta z "Leżę i czytam". To co przeczytałem u niej na temat ostatniej powieści Jane Austen sprawiło, że zwątpiłem w swoją pamięć, bo zapamiętałem książkę jako nudny jak flaki z olejem, schematyczny romans z życia angielskiego ziemiaństwa z początków XIX wieku. Przeczytałem więc "Perswazje" ponownie i okazało się, że pamięć mam bardzo dobrą. Nic się nie zmieniło.

Rozumiem oczywiście, że książka podoba się paniom - nic w tym dziwnego, wszak jej tematem jest miłość, a w finale główna bohaterka (nie tylko zresztą ona) osiąga cel życiowy i wychodzi za mąż. Okazuje się, że dwa stulecia, feminizm i gender w gruncie rzeczy niewiele zmieniły. Świat nie zmienił się tak bardzo i romanse ze szczęśliwym zakończeniem ciągle są w cenie.


Pozostaje natomiast zagadką dlaczego "Perswazje" miałyby być uznane za najwybitniejszą powieść Austen. Na czym miałaby polegać ta wybitność? Na pewno nie na tematyce i sposobie jej potraktowania. Nie ma tu nic nowego w stosunku do wcześniejszych powieści Austen, to samo tło, wiejskie dwory, przejażdżki, wizyty i to samo towarzystwo. Podobno wyróżniają się "subtelnym i wnikliwym rysunkiem psychologicznym głównej bohaterki" - czyżby? Nie dajmy sobie wciskać ciemnoty w biały dzień i spróbujmy przyjrzeć się Annie Elliot, dwudziestosiedmioletniej pannie, która w wieku dziewiętnastu lat "odpaliła" narzeczonego za namową przyjaciółki rodziny, robiąc to zresztą dla jego dobra (sic!). Na czym polegało dobrodziejstwo zerwania zaręczyn dwojga kochających się młodych ludzi pozostanie na zawsze tajemnicą Anny i Jane.

Lata mijają ale panna Elliot niewiele zmądrzała. Ewidentnie ma problem bo historia sprzed ponad siedmiu ciągle się w niej jątrzy.Można zrozumieć, że w jej ograniczonym światku trudno znaleźć sobie jakieś zajęcie, które pozwoliłoby zapomnieć o problemach (ciekawe, czemu Anna nie poświęca na przykład czasu ubogim), a romantyczne wzorce literacki, którymi napakowała sobie głowę niekoniecznie muszą sprawdzać się życiu. Stąd pustką i jałowością życia można tłumaczyć fakt, że przeżywa perspektywę spotkania z ex-narzeczonym. Bądźmy jednak szczerzy, cóż to za perspektywa?! - wszak ona będzie mieszkała już zupełnie gdzie indziej, a i wcale nie jest takie pewnie kiedy i czy w ogóle on przyjedzie. No, ale jeśli posiada się wrażliwość mimozy...

Zaraz, zaraz, jaka wrażliwość mimozy?! Przecież bez problemów mieszka w domu mężczyzny, któremu też dała kosza, a który w dodatku ożenił się z jej młodszą siostrą. Tu Anna okazuje stoicki spokój nie dostrzega, hm, pewnej niezręczności sytuacji. Ale na tym może właśnie ma polegać "subtelność i wnikliwość rysunku psychologicznego głównej bohaterki".

Albo znajomość ludzkich charakterów i stosunek do ludzi. Niech języczkiem u wagi będzie pani Clay, której Anna nie znosi. Co ma jej do zarzucenia - o, bardzo poważne wady. Otóż pani Clay, ma za sobą nieudane małżeństwo, dwójkę dzieci a na dodatek piegi, grube przeguby i wystający ząb. Ciężka sprawa (ale chyba nie musiało być źle, skoro niezorientowana w sympatiach i antypatiach Anny, pani Smith twierdzi, że pani Clay jest ładna), no i nie zapominajmy, że jest miła dla wszystkich. Najważniejsze jednak, i to jest jej główna wada - ciąży na niej podejrzenie, że chciałaby wyjść za mąż za ojca Anny. Grzech nie do wybaczenia! Co prawda nie ma na to żadnych dowodów ale już same podejrzenia wystarczą by ją za to znielubić. Jak ona śmiała! Nie wątpię, że to jeden z rysów "subtelnego i wnikliwego rysunku psychologicznego głównej bohaterki".

I można tak jeszcze, jeszcze. Nie wiadomo, czy śmiać się czy płakać, gdy Anna zestawia swoją sytuację z położeniem Jamesa Benwicka. Ona wiele lat temu dała kosza narzeczonemu, jemu kilka miesięcy temu zmarła narzeczona, prawda jakie adekwatne zestawienia. Nie miejmy złudzeń, które z nich może czuć się gorzej, przecież Anna to rozstrzygnęła "on nie ma chyba w sercu większej żałości niż ja. (...) Otrząśnie się jeszcze, znajdzie szczęście z inną." Czyż to nie subtelne i wnikliwe? - kto by pomyślał, ale faktycznie, jeśli się zastanowić, to cóż to jest śmierć w porównaniu z zerwanie z narzeczonym?

Albo recepta panny Elliot na udane szczęśliwe małżeństwo "I jedna, i druga strona ma dobre zasady i miłe usposobienie". I już! Tak, to nikt nie wiedział, że na tym to polega - zapewne dlatego, że daleko mu jest do subtelności Anny. Dziwne, tylko że sama nie chciała skorzystać z tej odkrywczej recepty. Ale któż może zrozumieć kobietę?!

Nie ma co ukrywać, cecha, której "Perswazje" mają zawdzięczać swoją "wybitność" to balon ze sprężonym powietrzem, nawet ujęcie kwestii, powiedzmy, protofeministycznych dalekie są od "oświeconego feminizmu" i u jednych pewnie wywołują uśmiech, a u innych irytację. To ładnie, że oprócz co tydzień nowych bestsellerów wraca się po takie starocie, ale nie dajmy się zwariować, to że książka ma swoje lata i wyszła spod pióra znanej pisarki, jeszcze o niczym nie przesądza. Ważne jest nie tyle kto, lecz co napisał.  

20 komentarzy:

  1. Zgadzam się z sednem Twojej polemiki - "Perswazje" są wtórne i schematyczne, ale moje zdanie w tej kwestii już znasz :-) Nie mam też powodów, żeby usilnie bronić panny Elliot, bo mimo całej swej dobroci, ta postać nie budzi we mnie zbytniej sympatii. Ale w kilku sprawach wtrącę swoje trzy grosze:
    1. Czy zaręczyny z Wentworthem zostały zerwane dla jego dobra? Lady Russell nie podobało się, że chłopak, zamiast majątku i dobrego urodzenia, dysponuje jedynie "niebezpiecznym charakterem". Namówiła Annę, żeby zaufała "rozsądkowi" - i jestem skłonna wierzyć, że kierowały nią wówczas specyficzne dla jej sfery, ale, mimo wszystko, szczere intencje;
    2. Anna zamieszkuje w domu siostry i szwagra, którego zaręczyny niegdyś odrzuciła. Nikt nie zgłasza pretensji, a Karol Musgrove wydaje się nie chować urazy - wręcz przeciwnie, jest szczęśliwy, że jego hipochondryczna żona ma towarzystwo i opiekę, a on może jeździć na polowania;
    3. Piegi i grube przeguby pani Clay to, gwoli ścisłości, zarzuty wygłaszane przez baroneta Elliota. Anna obawia się zakusów pani Clay głównie ze względu na starszą siostrę: powtórne małżeństwo baroneta pozbawiłoby Elżbiety funkcji "zarządczyni majątku";
    4. Dobre zasady i miłe usposobienie to przecież niezły kapitał na początek każdego związku ;-) A na i na koniec nie zawadzi :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ad. 1 "Zapewne nie porzuciłaby kapitana, gdyby nie wyobraziła sobie, że czyni to bardziej dla niego niż dla siebie. W bólu rozstania (...) największą jej pociechą była myśl, że postępuje rozsądnie i ponosi wyrzeczenia dla jego dobra".
      Ad. 2 A czy ktoś zgłasza pretensje do Anny w związku z Fryderykiem? Fryderyk traktuje ją uprzejmie i nic więcej. A jednak ona dobudowuje do każdej błahostki w jego wykonaniu zawiłe konstrukcje.
      Ad. 3 Owszem baronet robił na ten temat uwagi ale obserwacje na temat urody pani Clay wchodziły też w zakres obserwacji Anny.
      Twoje spostrzeżenie stawia Annę w jeszcze gorszym świetle, bo nie wiedząc nic o pani Clay, jest z definicji przeciwna jej małżeństwu z ojcem z czysto merkantylnych pobudek.
      4. Bądźmy precyzyjni :-) - to kapitał wnoszony do małżeństwa, ale jak pisałem, ciekawe, że w stosunku do siebie i pani Clay nie uznawała go za wystarczający.

      Usuń
    2. Ad. 1. O ile jestem w stanie zrozumieć mechanizm - racjonalizacji zachowań, która pomaga znieść ich przykre konsekwencje - o tyle w tym konkretnym wypadku/cytacie nie pojmuję, jakie to powody w oczach Anny czyniły JĄ nieodpowiednią partią dla Fryderyka;
      Ad. 2. Tak już jest (i było) z zakochanymi kobietami - dziś i dwieście lat temu, bez zmian;
      Ad. 3. Widać zatem, że do pewnego stopnia Anna była dzieckiem swoich czasów. A może po prostu dbała o rodzinę i trudno jej mieć to za złe?
      Ad. 4. Dobrzy ludzie wiele od siebie wymagają :D

      Usuń
    3. Ad. 1 i 2. O dziwo, ale się zgadzamy :-).
      Ad. 3 W to, że Anna była dzieckiem swoich czasów nie wątpię w gruncie rzeczy najważniejsze były dla niej sfera i pieniądze, ale to chyba też cecha ponadczasowa.
      Ad. 4 :-)

      Usuń
    4. Dlaczego: "o dziwo"? Chyba nie po raz pierwszy przytrafiło nam się wspólne zdanie ;-) A może?
      Szkoda, że "Perswazje" nie przypadły Ci do gustu - czuję ciężar odpowiedzialności za tę nieudaną lekturę. Ale jest i good news: na grudzień planujemy kłótnię o "Placówkę" Prusa ;-)

      Usuń
    5. Szkoda?! nie ma czego żałować, zwłaszcza że nie odniosłem wrażenia, żeby też Ciebie jakoś zwaliła z nóg z zachwytu :-). Mam wrażenia, że nad lekturą książek Austen generalnie krąży bałwochwalczy duch podziwu. Jakiś czas temu było to widać przy okazji dyskusji nad "Emmą" - byłem pełen uznania dla inwencji blogerek, które "wyczytywały" w niej rzeczy, których tam nie było ale za to można było powiedzieć, że przynajmniej była awantura. A tu, kilka osób coś tam bąknęło i cisza i spokój :-)

      Usuń
  2. Czytałam kilka lat temu. Znałam wówczas opinie mówiące, iż perswazji to najwybitniejsze dzieło autorki. Przeczytałam i poczułam się rozczarowana, bo nie dostrzegłem w tej powieści nic co by ją wyróżniała w pozytywny sposób od innych. I bardzo szybko popadla w zapomnienie. Chyba i ja musze sobie ja odświeżyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwię Ci się bo też i książkom Austen daleko od wybitności. Ich "wybitność" odkryto stosunkowo niedawno, prawem serii wykorzystując popularność "Dumy i uprzedzenia" (choć moim zdaniem serial, od którego się to zaczęło nie umywa się do książki), a że na dodatek książki kończą się szczęśliwie małżeństwem więc z czytelniczkami poszło gładko :-).

      Usuń
    2. Przez przypadek dotarłam do swojej opinii na temat książki i ze zdumieniem stwierdziłam, że oceniłam ją jako wspaniałe studium psychologiczne postaci. Tymczasem dziś nie jestem w stanie sobie nic z tej książki przypomnieć, w przeciwieństwie do pozostałych książek Austin. Czyli powtórka nieunikniona.

      Usuń
    3. Dużo tłumaczy się kobiecą wrażliwością :-)

      Usuń
  3. A ja lubię "Perswazje". Niektóre zarzuty, o których piszesz, byłyby może zasadne, gdyby to była powieść współczesna, ale przecież tak nie jest - książka została po raz pierwszy opublikowana dwieście lat temu. Inne czasy, inne społeczeństwo, inna pozycja kobiety, nawet w jej własnej rodzinie. Może dziwić Cię zachwyt innych, ale uwierz mi, większość kobiet chciałaby spotkać takiego kapitana Wentwortha, nawet gdyby trzeba było czekać na niego osiem lat:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje zarzuty nie dotyczą tego, że książka paniom się podoba i że marzą o kapitanie Wentworthcie :-) ale gołosłownego poglądu o wybitności "Perswazji". A ich charakteru nie zmienia upływ dwóch wieków. Jeśli na przykład niechęć Anny przed panią Clay wynikała z obawy o własną sytuację materialną, to przecież i wtedy i dzisiaj opisuje pannę Elliot jako osobę twardo stąpającą po ziemi w sprawach finansowych. Jeśli bez problemów mieszka w domu jednego ex-starającego się a jednocześnie histerycznie przeżywa przyjazd drugiego byłego epuzera to dwieście lat to rozchwianie emocjonalne i niekonsekwencję raczej łagodzi, itp. itd.

      Usuń
  4. A ja jakoś nigdy nie sięgnęłam po Austen, chociaż z przyjemnością oglądałam mini serial "Duma i uprzedzenia" ten, w którym grał Colin Firth.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kojarzę ten wcześniejszy serial, byłem wówczas wielbicielem "Dumy..." i byłem pod wrażeniem, że tak potrafiono zakatować książkę.

      Usuń
    2. Rzuciłem się wówczas na ten serial "jak cham na pasztetową" ale nie drugiego odcinka już nie zdzierżyłem, tak że nie wątpię, że w porównaniu z nim serial z Firthem zrobił furorę.

      Usuń
  5. I tak nie zamierzałem sięgnąć, bo za Austen ogólnie nie przepadam, ale teraz mam argumenty w ręku. Cóż, że nie swoje. Dziękuję więc ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ryzykant z Ciebie, tak opierać się na cudzej opinii :-)

      Usuń
  6. Wydaje mi się, że do książek J. Austen pasuje powiedzenie - przeczytałeś jedną, to tak jakbyś przeczytał wszystkie.
    Jeśli chodzi o mężczyzn to kryteria są proste: 1 - ile ma rocznego dochodu, 2 - czy jest "agreeable" co ja tłumaczę - do zniesienia.
    Więź intelektualna - przez następne 2 godziny prowadzili miłą konwersację.
    Węcej z tych książek nie pamiętam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święte słowa, grunt to tylko wcelować w najlepszą książkę Austen, tak żeby znajomość z nią przebiegła możliwie najmniej boleśnie a może nawet z niewielką dozą przyjemności.

      Usuń