środa, 4 października 2017

Wieś, Iwan Bunin

Niedawno robiłem test na znajomość, nawet nie literatury rosyjskiej, ale tylko nazwisk jej twórców. Zwykle kończyło się na dwóch-trzech nazwiskach: Tołstoj, Dostojewski, Bułhakow. Okazuje się, że Achmatowa, Błok, Czechow, Gogol, Gonczarow, Gorki, Gumilow, Jesienin, Kryłow, Lermontow, Majakowski, Mandelsztam, Pasternak, Puszkin, Szołochow i Turgieniew to terra incognita. Nie mówię już autorach pokroju Gajdara, Katajewa, Makarenki, Polewoja czy Rybakowa. Wygląda na to, że cztery dekady powojennej rusyfikacji w szkołach w czasie prlu przeszły zupełnie bez echa. Dzisiaj pewnie do pierwszej trójki można by doszlusować Akunina i Marininę i tyle. Tak wygląda percepcja literatury rosyjskiej na wolnym rynku. Nie wiem, czy to dobrze czy źle, może to po prostu oddaje rzeczywiste miejsce literatury rosyjskiej w powszechnym odbiorze. 


Nie muszę chyba dodawać, że na liście wielkich nieobecnych znalazł się też i Iwan Bunin, "nie uratowała" go nawet literacka nagroda Nobla, ale to, że coś nie istnieje dla pokolenia gimbazy w gruncie rzeczy można uznać za pozytywny wyróżnik i świadectwo literackiej jakości. Po raz pierwszy czytałem "Wieś" jeszcze w czasach licealnych, a jej powtórna lektura potwierdziła to, co już i tak wiedziałem, że istnieje przepaść pomiędzy „młodzieńczym” a „dorosłym” odbiorem. To co wcześniej wydawało mi się tylko ponurym obrazem rosyjskiej wsi, zadającym kłam mitowi „duszy rosyjskiej” tak rozsławionym przez Tołstoja i Dostojewskiego okazuje się być alegorią Rosji. Jeśli Gogol pytał w "Martwych duszach" - "Dokąd pędzisz Rosjo (...)?", to Bunin dał mu odpowiedź retorycznie pytając - "Boże miłościwy! Zabili Puszkina, zabili Lermontowa... Utopili Pisariewa... Powiesili Rylejewa... Dostojewskiego ciągnęli na rozstrzelanie... Gogola doprowadzili do szaleństwa... A Szewczenko? A Poleżajew? (...) O, Boże, czyż jest jeszcze gdzie na świecie taki kraj, taki naród przeklęty?". 

We "Wsi" nie ma żadnej rosyjskiej duszy - jest chciwość, odrażająca nędza i prymitywizm idące o lepsze z obrazami Zoli - "Zajrzał do wnętrza i w półmroku zobaczył piec, nary, stół a na ławie pod oknem - korytko trumienki. Leżało w nim martwe dziecko o dużej, prawie nagiej główce i sinawej twarzyczce... Za stołem siedziała gruba ślepa dziewka i wielką drewnianą łyżką wyławiała z miski rozmoczone w mleku kawałki chleba. Muchy, niby pszczoły w ulu brzęczały nad nią i łaziły po twarzyczce trupa, a potem wpadały do mleka, ale ślepa, siedząc prosto jak statua i wybałuszając w ciemność zaszłe bielmem oczy, jadła i jadła...". Trudno jakoś dopatrzeć się w tym natury ludu "bogolubca". 

Bunin pisze tak, że z jego opowieści nie płyną oczywiste morały, nie da się "Wsi" zgrabnie spuentować jednym czy dwoma zdaniami. W swojej opowieści o życiu dwóch braci, wiejskiego bogacza, self-made mana i pół inteligenta, przedstawia ponurą diagnozę bez recepty na uzdrowienie czegokolwiek. Dla jednego z nich wieś jest więzieniem, z którego pragnie się wyrwać, dla drugiego ostoją, w której może znaleźć upragniony spokój. Ale to tylko złudzenie - wiejskie życie okazuje się ani tym ani tym, a próba naprawienia, na odchodnym, wyrządzonych kobiecie krzywd niczego tak naprawdę nie naprawia. 

Bo w tym świecie kobieta i dzieci, jako najsłabsze, są na samym dole drabiny społecznej, o ile dzieci mają jeszcze jaką szansę by zmienić swój status bo przecież wyrosną ze swego wieku, to kobieta już nie, całe życie będzie tą najsłabszą. Jedyne co jej pozostaje to pogodzić się z losem i poszukać złudnego ratunku w małżeństwie, w statusie jaki daje bycie gospodynią na swoim. Ale o ile braciom Krasowom perspektywa opuszczenia wsi daje jakąś nadzieję, to Jewdokia w gruncie rzeczy takiej nadziei nie ma, doświadczyła przecież już tego stanu i widzi też jak to się kończy u innych. Jej wybór to wybór "mniejszego zła", który w dodatku może okazać się błędem i dlatego mając tego świadomość jest bezwolna i godzi się na małżeństwo, które dla niej zaaranżowano. Tak już jest, tak widocznie musi być, tak jak słońce wschodzi na wschodzie i zachodzi na zachodzie i nic się na to nie poradzi. Ona to wie i przyjmuje to z rezygnacją. Lepiej już mieć nawet choćby złudną ochronę niż żadnej. 

Cóż, ponura historia, która nie wiadomo jak się skończy, zdecydowanie dla tych którzy cenią dobrą literaturę. Miłośnicy prozy w stylu Katarzyny Michalak i Danielle Steel powinni Bunina omijać szerokim łukiem. . 

58 komentarzy:

  1. Ach, wśród kogóż to robiłeś tę sondę? Wśród 12-latków?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to chodzi, że nie - najmłodszy uczestnik 12 lat skończył z 10 lat temu.

      Usuń
    2. E, taka młodzież to ledwo wie, że Rosja istnieje, jak sądzę :P

      Usuń
    3. Wiek nie robił różnicy bo testowałem też 30, 40, 50 i 60-ciolatków - wyniki były zbliżone.

      Usuń
    4. 50 lat bojkotowania wszystkiego, co rosyjskie, dało rezultaty.

      Usuń
    5. A może to odruch obronny organizmu - nie sądzę byśmy jako nacja byli gorsi w znajomości literatury rosyjskiej od Francuzów, Niemców czy Anglików, i by literatura rosyjska miała jakieś specjalne właściwości i tak przez ponad 40 lat była w Polsce w tej szczęśliwej sytuacji, że wtłaczano ją na wszelkie możliwe sposoby. Pewnie gdyby spytać o nazwiska pisarzy japońskich, to byłoby znacznie gorzej.

      Usuń
    6. No zdecydowanie, Rosjan umiem wymienić wielu, Japończyka jednego, góra dwóch. Zamiast robić ankiety, propaguj tę literaturę :)

      Usuń
    7. Tym niech się zajmują wydawcy :-) - ja tam mogę sobie przeczytać od czasu do czasu jakąś książkę. Zresztą prawdę mówiąc nie podjąłbym się wykazania wyższości literatury rosyjskiej nad jakąkolwiek inną, bo w czym miałaby być lepsza od niemieckiej, francuskiej czy angielskiej?

      Usuń
    8. Wydawcy to rosyjską klasykę mają w odwłoku, o ile się orientuję. Ostatnie wydanie wierszy Achmatowej ma pewnie ćwierć wieku. I nie musisz wykazywać wyższości, może pokazywać, że jest dobra :) (I tak, osobiście wolę francuską).

      Usuń
    9. Jest dobra ale tak samo dobra jak i francuska :-), no i gdzie mi tam do propagowania. Żeby propagować to trzeba pisać miodzio recki, być na fejsie, tweecie a nie się czepiać i zakładać, że czytanie polega na rozumieniu czytanego tekstu :-).

      Usuń
    10. Już się tak nie rozgoryczaj, doprawdy:P

      Usuń
    11. Ależ Kolego, to nie gorycz, to trzeźwa ocena rzeczywistości :-)

      Usuń
    12. Ale trąci rozgoryczeniem, a to się nie godzi :D Wysoko nieś sztandar.

      Usuń
    13. Naprawdę tak to wygląda?! Jeśli tak, to całkowicie niezgodnie z intencjami autora :-) bo dlaczego niby miałbym być rozgoryczony - gdybym uaktywnił się w social mediach (tak to się chyba na nazywa) i nie miał followersów, tweetnięć i czego tam jeszcze - to oczywiście mógłbym być rozgoryczony. A tak zaglądają tu przede wszystkim ludzie, których interesuje literatura, którzy wiedzą o czym piszą i z którymi miło jest nawet się posprzeczać :-)

      Usuń
    14. NO i właśnie dlatego dziwi mnie ta nutka goryczy :D Zupełnie niepotrzebna.

      Usuń
    15. Gdybyś powiedział sarkazmu, to bym nie protestował. Będę musiał w przyszłości bardziej dobierać słowa :-)

      Usuń
    16. Zdecydowanie wolę, jak jesteś sarkastyczny :)

      Usuń
    17. Zapamiętam, ale książki które ostatnio czytałem, może poza "Perswazjami" Austen i "Próchnem" Berenta sarkazmu absolutnie nie wyzwalają, no i nie wiem czy mój poziom sarkazmu zadowoli takiego wytrawnego interlokutora jak Ty :-)

      Usuń
    18. Och doprawdy, sarkazm mile widziany, ale nie jest obowiązkowy, nie czuj się przymuszony :D

      Usuń
    19. Uff, odetchnąłem z ulgą bo jak to by było konkurować z niedościgłym Mistrzem! :-)

      Usuń
    20. Zupełnie nieuprawniony wniosek - ja tylko znam swoje miejsce w szeregu :-)

      Usuń
    21. No nie, dzisiaj Koledze wszystko kojarzy się albo z goryczą albo z sarkazmem - czas spojrzeć na świat przez różowe okulary. Co Ty tam takiego czytasz?! :-)

      Usuń
    22. Czyżbyś czytał "Zagładę..." Hilberga?

      Usuń
    23. To już nie bądź taki tajemniczy - co przetłumaczyłeś?

      Usuń
    24. Dopiero jak będzie w zapowiedziach, tajemnica handlowa :)

      Usuń
    25. Tak też myślałem ale próbować nie zaszkodzi :-). Jestem po lekturze Levi'ego i Kajzera - im do statusu "cegieł" daleko ale w nastrój depresyjny i tak wprowadzają. A Kajzer do tego szarga świętości - aż dziwne, że nikt (?) nie pochylił się gruntownie nad aspektami życia obozowego, które u niego są na pierwszym planie.

      Usuń
    26. Tak, to o Oświęcimiu i Rogoźnicy. Mocna rzecz.

      Usuń
    27. Za "komuny" była chyba tylko raz wydana. Nie chcę snuć spiskowych teorii ale wydaje mi się, że przyczyną mogło być to, że stawia ofiary w - nazwijmy to - niezręcznym świetle.

      Usuń
    28. Gdyby było tak źle, to pewnie wcale by się nie ukazała. Ale tym bardziej poszukam.

      Usuń
    29. Nie żebym się upierał przy tym ale to co u innych może i było widoczne ale jednocześnie nie rzucało się w oczy, to u Kajzera jest wyraźnie zaakcentowane i to wielokrotnie.

      Usuń
    30. Też mi się to wydało ciekawe, chyba że złożymy to na karb mojego niezrozumienia książki, co przecież też nie jest wykluczone.

      Usuń
    31. A jednak, o dziwo, na serio dopuszczam taką możliwość :-)

      Usuń
    32. Ja mniej, ale niech Ci będzie. Dawaj z recenzją :D

      Usuń
  2. To prawda, że jakoś niewiele tych nazwisk można wymienić, a jeszcze, gdy tak jak ja ma się już problemy z wyciąganiem nazwisk z głowy.....Turgieniew jednak, chociaż go nie czytałam, pozostał w pamięci dzięki książce, którą miał wujek. Gdy go odwiedzałam w późniejszym dzieciństwie zawsze robiłam przegląd jego niewielkiego zbioru, który znajdował się chyba w szafkach, pod tremo, które stało w jedynym pokoju u dziadków.
    "Lika" Bunina czeka na czytanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaje się, że nie tylko klasyka rosyjska ale w ogóle dobra literatura jest w odwrocie a triumfy święcą skandynawskie kryminały, Bonda i Krajewski. Znak czasu, a jednak czegoś jakby brakowało.

      Usuń
    2. Bylejakość się rozgaszcza wszędzie więc i tu również. A gusty czytelnicze kreują wydawnictwa nastawione na zyski. Ilość wydawanych tytułów poraża a wszystko to powielanie tematów.

      Usuń
    3. Nie odsądzajmy już tak wydawnictw od czci i wiary, wiadomo, powstały żeby przynosić zyski. Owszem, pewnie w jakimś stopniu kształtują gust one bardziej odpowiadają na zapotrzebowanie, a zapotrzebowanie na szmirę było zawsze. Tyle, że kiedyś nikomu by nie przyszło do głowy chwalić się swoim złym gustem i brakiem umiejętności czytania ze zrozumieniem, a dzisiaj robi się to bez zażenowania. Takie czasy.

      Usuń
  3. Amerykanizacja czy też anglosaskonizacja kultury robi swoje. Ja szkołę podstawową zaczynałem w 1990 roku, więc w szkole zniknęło już niemal wszystko co rosyjskie. Miałem jednak ciocię, dziennikarkę, która tamtą kulturę lubiła. Choć przyznam, że większość z tych autorów znam z nazwiska.

    Ale dorzucam jeszcze od siebie Ilję Ilfa i Jewgienija Pietrowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcesz powiedzieć, że Tołstoja i Dostojewskiego zastąpili Faulkner i Szekspir?! No, tośmy się pośmiali. Rozejrzyj się, proszę, po blogaskach a przekonasz się, że potwierdza się tam prawo Kopernika-Greshama, niestety a dobrą książkę zobaczysz tam wtedy jeśli jest rozesłana przez wydawnictwo w pakiecie z makulaturą.

      Usuń
  4. Miejsce literatury rosyjskiej...
    Po pierwsze nie przypominam sobie, żeby w czasach PRL specjalnie forsowano literaturę rosyjską. Tak była widoczna w ksiegarniach, ale to książki młodzieżowe, nazwiska autorów niewiele znaczyły.
    Po drugie to zapomnienie o literaturze rosyjskiej można odnieść do każdej narodowości poza może USA ... no i Skandynawów.
    Proszę zresztą spytać o literaturę polską - tu pewnie nazwisk będzie dużo, ale nie bedzie to miało zadnego związku z historią literatury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bardzo rozumiem - pełne książek rosyjskich półki w księgarniach niby czym były jak nie propagowaniem literatury rosyjskiej? Zawsze oczywiście można było ich nie kupić ale pamiętam ze szkoły zachwyty nauczycielki nad "Młodą Gwardią" i lekturę do wyboru "Kordzik" vs "Samotny biały żagiel", no i oczywiście "Timura i jego drużynę".

      Usuń
    2. Czytałem kilka radzieckich książek młodzieżowych i nie wydawały mi się złe. Mam jeszcze na półce książki kupione w tamtych czasach - J. London, F. Curwood, J.A. Cronin, K. Makowiecki (Przygody Meliklesa Greka i Diossos), cała polska klasyka.
      Obawiam się, że moje wnuczęta są zalewane dużo gorszą literaturą niż ta na półkach w PRL.

      Usuń
    3. To co komu się podoba, to rzecz gustu - mnie też kiedyś podobały się różne książki, z których niektóre wspominam z uśmiechem pokrywającym zażenowanie. Pewnie do niektórych wrócę choć powstrzymuje mnie świadomość, że wiem co w nich zastanę i trochę szkoda mi na to czasu.

      Usuń
  5. Nie zauważyłem w tej dyskusji Brodzkiego, ale i tak nazwisk pisarzy rosyjskich padło tu bardzo dużo, co potwierdza moją osobistą opinię, że to najlepsza literatura na świecie. Wydaje się też Bunina: w 2012 Sic! wydało opowiadania emigracyjne "Późna godzina" a "O Czechowie" wyszło w 2011. A na rynku księgarskim białym krukiem jest "Życie Arsieniewa"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepsza literatura na świecie?! :-) Owszem, zaraz po anglosaskiej, niemieckojęzycznej i francuskiej, a pewnie też po włoskiej. Gdyby nie 45 lat prania mózgów w PRL-u, które jednak przetarły szlak przynajmniej klasyce rosyjskiej to pewnie wiedzielibyśmy o niej mniej więcej tyle co o literaturze czeskiej albo rumuńskiej. Tak na allegro "Życie Arsieniewa" jest zaskakujące drogie, tak zresztą jak parę innych pozycji z klasyki. Ale to dobry znak ;-)

      Usuń
  6. Zapewne przemawia tu przeze mnie "słowiańska dusza" ale jak już wartościować to jednak rosyjska najlepsza. Ale nie da się jednak porównać Prousta z Dostojewskim i Manna z Nabokovem, więc pozostańmy przy swoich upodobaniach. Ja przy Rosjanach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nabokov akurat jest raczej anglosaski niż rosyjski, bo i ilość i ciężar gatunkowy zdecydowanie przeważa szalę na rzecz tej pierwszej. No i pewnie gdyby spróbować zrobić szybki bilans znaczenia literatur narodowych dla inteligenckiego kanonu Rosjanie wypadliby pewnie "średnio" ale to całkiem inna sprawa niż upodobania, bo te mają to do siebie, że każdy ma swoje. Tak jak Ty za Rosjanami, ja jednak jestem za Zachodem :-).

      Usuń
  7. Nabokov nawet pisząc po angielsku, wyrażał swoją rosyjską duszę, ale to tak na boku...
    Z tym inteligenckim kanonem to trzeba uważać, tym bardziej z narodowymi literaturami - źle to brzmi w dzisiejszych czasach. Do jakiego kanonu zaliczysz Celana? A Kafka jest narodowym pisarzem niemieckim? A może czeskim? Żydowskim?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daj spokój, "rosyjska dusza" to tylko wygodne hasło wytrych, gdzie wyrzuty sumienia mają pokryć prymitywizm odruchów. Każdy nawrócony zbrodniarz ma "rosyjską duszę". Kafka i Celan pisali po niemiecku więc sprawa jest prosta. Tak jak prosta jest ze Słonimskim, Tuwimem czy Wittlinem. Oczywiście możemy mówić o "polskiej duszy" Conrada, tylko co z tego, skoro był pisarzem angielskim.

      Usuń