czwartek, 19 lipca 2012

Zawód: fotograf, Chris Niedenthal

Już dzięki tylko jednemu zdjęciu Chris Niedenthal zapisał się w historii polskiej fotografii - mowa oczywiście o słynnym "Czasie Apokalipsy" (ja akurat wolę wersję z kobietą na przystanku, jako bardziej oddającą okoliczności, w jakich fotografia była wykonywana ale zamieszczam też wersję "kanoniczną" z niebieskim fiatem). Ulica Puławska w Warszawie - kino Moskwa, wkrótce po ogłoszeniu stanu wojennego. Kina już nie ma - przed centrum biznesowym, wybudowanym na jego miejscu stoją dwa betonowe lwy (na fotografii widoczny jest jeden) jedyne pamiątki z tamtych czasów. Zdjęcie symbol, chyba każdy je widział niekoniecznie wiedząc kim jest jego autor ale taki jest los fotografów. Zawsze pozostają w cieniu swoich prac, z tego punktu widzenia są artystami drugiej kategorii.


Nie zastanawiałem się więc specjalnie, gdy wpadła mi w ręce autobiografia czy może raczej wspomnienia "Zawód: fotograf" Chrisa Niedenthala. Niestety książka jest dowodem na to, że autor znacznie lepiej włada aparatem fotograficznym niż piórem. Dla jasności - to nie jest zła książka, czyta się ją łatwo ale równie łatwo zapomina. Istnieje niestety rozdźwięk pomiędzy tym, jak przemawiają jego fotografie a tym jak on sam o sobie i o nich pisze. Tak na prawdę nie jest to ani autobiografia w całym tego słowa znaczeniu ani też wspomnienia. To zbiór chronologicznie ułożonych historyjek z życia Niedenthala, począwszy od dzieciństwa poprzez rozkwit kariery przypadający na lata '80-te a skończywszy na rozdziale "genealogicznym".




Styl narracji utrzymany jest w konwencji przyswajalnej nawet dla gimnazjalistów i czasami ma się wrażenie, że to do niech książka jest adresowana, gdy na przykład czyta się wyjaśnia, że droga katowicka to tzw. gierkówka. Autor jest fotografem - reporterem i czuje się to też w tekście, bo ponad 90 "historyjek" podzielonych na rozdziały jest opowieścią o wydarzeniach a nie o ich istocie. Wszystkie opowiedziane są lekkim tonem i koniecznie spuentowane co po jakimś czasie robi wrażenie dosyć drażniącej (przynajmniej mnie) maniery, jeśli nie natręctwa.


Jednak co tam tekst, ważne są przecież fotografie Autora i rzeczywiście jest ich mnóstwo powiedziałbym za dużo, co prawda cesarz Józef II na premierze "Uprowadzenia z seraju" miał powiedzieć Mozartowi - "za dużo nut" ale w przypadku książki Niedenthala można być trochę bardziej konkretnym. Mankamentów jest kilka, pierwsze co rzuca się w oczy to opowieść o zdjęciach, które w książce są niezamieszczone, drugie o co już Autora trudno obwiniać to "zbijanie" kilku zdjęć obok siebie na tej samej stronie. Szkoda, że dotyczy to niestety też zdjęć w jego dorobku ważnych (lata 70-te i 80-te) i to w dodatku tak nieszczęśliwie dobranych, że zlewając się z sobą wszystkie tracą swoją wymowę. 


Ale chyba najgorszym pomysłem było psucie zdjęć poprzez zamieszczanie na nich tekstu, dotyczy to niestety fotografii rozpoznawalnych w dorobku Autora, chciałoby się nawet rzec - kultowych jak, choćby ta zamieszczona poniżej, należąca do moich ulubionych fotografii Niedenthala, mająca charakter satyry choć zrobiona w zupełnie nieśmiesznych okolicznościach bo na Stadionie Dziesięciolecia, w 1976 r. po wiecu "poparcia" będącym reakcją władzy na protesty robotnicze w Radomiu i w Ursusie.   


Cóż niestety nie da się ukryć, że najlepszym sposobem prezentowania fotografii jest klasyczny album - Autor ma już dwa w swoim dorobku "Polska Rzeczpospolita Ludowa. Rekwizyty" oraz "13/12. Polska stanu wojennego". Trochę szkoda bo książka okazało się zmarnowaną okazją - mamy zbiór lekkich anegdotek kończących się happy end'em i okraszonych zdjęciami. Przy takim sposobie eksponowania prac, jaki został przyjęty w "Zawód: fotograf" nie da się w pełni docenić ich rzeczywistej wartości. Okazuje się, że recepta Alicji z Krainy Czarów na dobrą książkę (wspominałem już o niej w poprzednim poście) nie zawsze działa Mimo tych wszystkich zastrzeżeń, nie mam wątpliwości dla każdego kto interesuje się fotografią jest to lektura obowiązkowa.

18 komentarzy:

  1. Miałam podobne wrażenia podczas lektury, niestety. Pomyślałam nawet, że to książka głównie dla znajomych autora, a nie zwykłego czytelnika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach ta kobieca intuicja :-), jak to mawiają prawnicy - "z ostrożności procesowej; nie potwierdzam ale i nie zaprzeczam" :-). Niezależnie od tego, do książki siadałem bez uprzedzeń a nawet sporo sobie po niej obiecując - w każdym razie potwierdza się stara prawda, że każdy powinien robić to co umie najlepiej :-)

      Usuń
    2. A co ma do tego intuicja?;) Ja też zasiadałam do lektury bez uprzedzeń.

      Usuń
    3. Miałem na myśli Twoje wrażenie, "że to książka głównie dla znajomych autora" już po lekturze :-). Polityka wydawnicza "Marginesów" nie jest zbyt skomplikowana :-) ale pamiętałem ich poprzednią książkę "fotograficzną" - "Nasierowska. Fotobiografia" Zofii Turowskiej. Na prawdę niezła przynajmniej do pewnego momentu, kiedy tekst zaczyna przypominać celebryckie opowieści a la Viva czy Gala. Ala Turowska jest zawodowcem więc Niedenthal jako amator nie ma z nią większych szans a i fotografie Nasierowskiej są zupełnie innego rodzaju więc wątpliwej wartości "zabiegi" edytorskie nie rzucały się tak w oczy.

      Usuń
    4. Aaa, widzisz, nie załapałam.;)
      Fotobiografia Nasierowskiej też mi nie przypadła do gustu (o powodach tu: http://czytankianki.blogspot.com/2011/02/nasierowska-fotobiografia-zofia.html) - laurka jakich mało. Na szczęście obie książki dość dobrze się ogląda.;)

      Usuń
    5. Wow ... ale się jej dostało, tzn. książce :-), nie zwróciłem uwagi na element przełomów historycznych ale gwoli sprawiedliwości to wśród tych peanów kilka razy pojawia się też głos rozsądku. Nasierowska była fotografką "salonową" i swój talent zamieniła na sukces finansowy i zapewniając sobie rozgłos fotografując ludzi ze świata sztuki, tak by się podobali sobie i innym :-). Dzisiaj już po obejrzeniu kilku portretów widać, że generalnie wszystkie opierają się na tym samym triku i nie mają szans jeśli porównuje się je np. z fotografiami Dorysa.

      Usuń
    6. O, nawet kojarzę nazwisko Dorysa.;)
      Właściwie nie ma nic złego w fotografowaniu znanych i lubianych. Wolę jednak portrety Plewińskiego, wg mnie są mniej statyczne.

      Usuń
    7. Ja za portretem niespecjalnie przepadam, chyba że ma wymiar socjologiczny ale jeśli już miałbym kogoś wybierać to mało oryginalnie - Gierałtowskiego :-). Za to zgadzam się, co do Twojej opinii o biografii Arbus, którą znalazłem w komentarzach do Nasierowskiej ale co tu dużo mówić, to nie ta liga :-). Spokojnie możesz też sięgnąć do Riefenstahl, choć to nie do końca fotografka :-).

      Usuń
    8. O Reiefenstahl czytałam, b. ciekawa postać i książka.
      Plewińskiego wspomniałam, bo lubię kino i teatr, a on akurat fotografował też spektakle.

      Usuń
    9. O ... ooo ... ! Czuję, że zaczynam stąpać po coraz bardziej niepewnym gruncie :-), z dwojga złego wolę już portrety :-) - kiedyś byłem "zaszczepiony" fotografią "spektaklową" Arczyńskiego - był przyjacielem Henryka Tomaszewskiego i zrobił sporo dobrych zdjęć Pantomimy, choć mam wrażenie, że część z nich to prace studyjne a nie robione w czasie przedstawień :-) za to nadrabiają plastycznością.

      Usuń
    10. No właśnie - czy to nie są tzw. fotosy? Zawsze mi się wydawało (podkreślam: wydawało;)), że fotosy to coś wystudiowanego.

      Usuń
    11. To że fotografia Arczyńskiego jest wystudiowana to prawda, ale co do znaczenia pojęcia fotosu to bym się nie zgodził :-), wg mnie to zdjęcia z przedstawień (różnego rodzaju) niepozowane specjalnie, których się używa w celach reklamowych i dokumentacyjnych. Wiem, że są jeszcze werki :-) robione są w czasie prac nad przedstawieniem i pokazują to czego widz nie widzi :-).

      Usuń
    12. Podobnie piszą w wikipedii.;) Niech i tak będzie.;)

      Usuń
    13. Ooo ... ! ale na wszelki wypadek zaprzeczam jakobym to ja układał tam hasło :-)

      Usuń
  2. Jako pasjonatka fotografii, uwielbiam przeglądać albumy ze zdjęciami, czasem też fajnie przeczytać o kulisach powstawania poszczególnych ujęć. Być może sięgnę po albumy tego pana, po książkę raczej nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może daj książce szansę :-) to zawsze przecież w ostateczności rzecz gustu. Co do jego fotografii - ja generalnie wolę czarno-białą (wydaje mi się bardziej szlachetna), Niedenthal zaś skazany jest na kolorową ale mimo tego wiele jego prac wg mnie "wymiata" :-).

      Usuń
  3. Muszę sam poczytać, bardzo mnie zaciekawiło

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie zaszkodzi :-) choć tak na prawdę to jedna z tych książek, po których czytelnik zadaje sobie pytanie po co autor ją napisał (oprócz tego, że dla pieniędzy) :-).

    OdpowiedzUsuń